Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-11-2012, 17:51   #121
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Tymczasem daleko na południu.

Zerwały się jesienne wiatry z gór. Pchnęły nasze statki do przodu i bez przeszkód dotarliśmy na Skałę. Nawet nie zeszliśmy z pokładu, uzupełniono jedynie zapasy i wypłynęliśmy w dalszą drogę. Fale wzbierają. Pewnie zbliża się sztorm, lecz oficerowie nie pozwalają nam wychodzić na górny pokład, prawdopodobnie by nie budzić paniki. Taka pogoda to nic dziwnego, gdy ostatnie ciepłe wiatry z Bastionu mieszają się z zimnymi znad Wielkiego Oceanu. Jednak to, że wyruszyliśmy mimo wszystko... i widząc, jaka jest pogoda... może świadczyć o tym, jak bardzo jesteśmy potrzebni na froncie...

Zastanawiam się, czy jeszcze kiedykolwiek będę mógł ujrzeć moje rodzinne strony: wspaniałe Littlewall i otaczające je pola... Spróbować ciasta borówkowego mojej matki... Jeszcze raz spotkać się w świetle księżyca z...


- Jorlo! Znowu bazgrzesz w tym notatniku? - rozległ się tubalny ryk.

- A co cię to obchodzi, co? Nierozlanie atramentu na tej przeklętej łajbie jest wystarczająco trudne i bez krasnoludów wrzeszczących mi nad uchem! - odparł niziołek.

- A... przepraszam.

- Po co tu właściwie przyszedłeś? Żeby mi przeszkadzać?

- Aj, przestałbyś już. Prawdę mówiąc, tak mocno nami rzuca... a większość chłopców jest świeża. Ja kiedyś pomagałem jednemu rybakowi na jego kutrze, ale oni...

- No przejdźże wreszcie do rzeczy, co?

- Stary, oni się założyli o to która kohorta pierwsza zapełni rzygami całą beczkę! Nie da się tam wytrzymać, mówię ci. Tak się tu ukryłeś pomiędzy zapasami... Prawie w ogóle nie śmierdzi. Też kiedyś pływałeś?

- Nie... Ale moja rodzina pochodzi z Kentu. A stamtąd do Ostatniego Bastionu płynie się dwa miesiące. Zdążyłem się przyzwyczaić.

- Kent? To nie jest to państwo na południe od Cesarstwam podbite jakieś półtora dekady temu?

- Nie podbite, tylko rozbite. Cesarstwo przyłączyło tylko niewielkie tereny, na pozostałych tworząc marionetkowe państwo. Oni mają wrogów na wszystkich frontach, a musieli zaangażować się na Półwyspie Południowym, dlatego potraktowali nas łagodnie, bo nie chcieli zamieszek na tyłach.

- Aha... Kurde, stary, skoro tak dobrze to rozkminiasz, to może powinieneś zostać oficerem, haha! - Krasnolud spoważniał - Czyli to dlatego tam płyniesz? Uważasz, że jeżeli Cesarstwo będzie walczyć na Północy, to wtedy Kentianie mogą powstać, i walcząc na dwa fronty Cesarstwo przegra?

- Nie. Moi rodzice mogą tęsknić za domem, ale ja pamiętam go jedynie jako jedno wielkie pogorzelisko zniszczone wojną, z którego musieliśmy uciekać. Czuję się Bastioninem. Mówię niemal bez akcentu po betońsku. Cieszę się, że wreszcie będziemy niepodlegli. O takie sprawy warto walczyć.

- To brzmi dobrze, ale jakoś mało szczerze... Sam jestem Bastioninem z urodzenia, no i wiesz... Nie wiem, jak to powiedzieć.

- Masz rację. Mam też znacznie lepszy powód. Większość was wróci do domów jedynie z żołdem. Ja wrócę z tym. - Niziołek wskazał na swój pamiętnik. - I uwierz mi, że będzie to warte o wiele więcej... Zamierzam opisać wojnę z punktu widzenia żołnierza. Wszyscy szlachetnie urodzeni w Betanii będą chcieli kupić tą księgę...
 
Issander jest offline  
Stary 08-11-2012, 18:14   #122
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Gdy później opowiadano o Wielkiej Wojnie, mówiono, że morska Bitwa o Skałę była wyjątkowo krótka i krwawa. Bliższe prawdy byłoby stwierdzenie, że bitwa w ogóle się nie odbyła.

Nie da się zaprzeczyć, że Armii Pająka sprzyjało szczęście. Dowódca floty Cesarstwa, Julian Aperagus podzielił wcześniej swoją flotę zgodnie z rozkazami. Armia Orła miała wylądować w Zagórku, niewielkim księstwie, które nie było nawet brane pod uwagę jako zdolne do obrony, następnie przejść przez góry i zaatakować Królestwo Betanii od tyłu. Było to trudne zadanie, dlatego wybrano doń Armię Orła, jedną z bardziej doświadczonych. O armii Pająka mówiono powszechnie, że stoi najniżej na drabinie. Objęcie nad nią dowodzenia było uważane za obrazę dla dowódcy. Tym bardziej Julian zdziwił się, gdy mag zapewniający komunikację zapowiedział, że Julian ma objąć nad nią dowodzenie w jej misji uderzenia na Ostatni Bastion i odcięcia Betanii od dostaw srebra. Jednak to, że flotą dowodził tak wybitnie doświadczony generał, było kolejnym gwoździem do trumny rekrutów z Ostatniego Bastionu.

Podczas gdy flota Bastionu walczyła z wichrami, Julian wykorzystał swoje umiejętności by rozproszyć flotę w niewielkie grupy i utrzymać ją poza zasięgiem najgorszych sztormów. Podczas gdy wichura powoli przemieszczała się na północ, floty wrogich państw zbliżały się do siebie.

Tymczasem z punktu widzenia żołnierzy Ostatniego Bastionu, walczyli jedynie ze sztormem. Jeden statek zatonął z tego powodu, reszta była mniej lub bardziej uszkodzona, a załoga zmęczona. W dodatku większość rekrutów cierpiała na chorobę morską. I kiedy wszystko zaczynało wyglądać coraz lepiej - chmury zaczęły się rozrzedzać, morze uspokajać - zauważono statki wroga.

Nie było gdzie uciekać - rozproszona flotylla Cesarstwa była wszędzie, a za plecami był ten sam niszczycielski sztorm. W dodatku statki Bastionu były wolniejsze ze względu na zniszczenia.

Nie było jak walczyć. Przewaga wroga była przytłaczająca. Rozproszone statki były atakowane jeden po jednym przez grupy statków przeciwnika. Zorganizowany opór został stawiony jedynie w kilku miejscach.

Jedynie dwa statki zostały wyrzucone przez sztorm tak daleko, że udało im się umknąć przed bitwą. Z pozostałych nie brano jeńców.
 
Issander jest offline  
Stary 08-11-2012, 18:25   #123
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Przenieśmy się ponownie na Północ...

Sprawy w Highmarket zostały uporządkowane, a przynajmniej burmistrz twierdził, że ze wszystkim sobie poradzi. Z początku był przerażony obecnością wampirów na terenie miasta. A także rewelacjami, jakie ujawnił dziennik Ambasadora, jednak szybko odzyskał zimną krew i zabrał się do działania.

Nim wyruszyliście, zadbaliście o to, by zrobić odpowiednie zapasy. Burmistrz ostrzegał, że podróż potrwa maksymalnie do trzech dni. Choć odległość nie była tak duża, to o tej porze roku na trasie będzie leżał płytki śnieg, a na północ od Highmarket nie ma dróg, jedynie ścieżki. Zabranie wozu było niemożliwe, a włączenie zwierząt jucznych do wyprawy wiązałoby się z ich pewną śmiercią z wychłodzenia. Dlatego przygotowując zapasy musieliście brać pod uwagę to, ile jesteście w stanie unieść.

Na krótko przed wyruszeniem Vernon odwiedził Świątynię.

Głeboki oddech.
Wydech.
Zamknął oczy i zaczął koncentrować się na ciszy i zapachu kadzideł, unoszącego się niczym mgła i wijąca się między setkami posążków.

Odpływał.

Gdy stracił poczucie własnego ciała, usłyszał ten sam głos.

- Uczysz się ze mną kontaktować... To dobrze. Ta umiejętność będzie dla ciebie przydatna... Wyczuwam... nasz cel... jest blisko. Teraz nie potrzebujesz mojej mocy... Wkrótce będziesz... Uważaj na wilka, który podróżuje z tobą, lecz o tym nie wiesz...
 
Issander jest offline  
Stary 08-11-2012, 18:59   #124
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Burmistrz wytłumaczył wam jeszcze jak będzie wyglądała wasza droga i czego możecie się spodziewać. Jednak opowieść nie umywała się do rzeczywistości. Pierwszy, bardzo krótki odcinek drogi przemierzyliście po trakcie porównywalnym do tego, jaki mieliście pod nogami wcześniej, lecz kończył się on w jednym z przysiółków nieco niżej w dolinie. Po lewej mieliście cały czas jezioro Stargrave. W przysiółku było jedynie kilka niskich chat, a brudni mieszkańcy patrzyli się na was nieprzyjemnym wzrokiem, oderwani od swoich zajęć. Przetrwanie w tym miejscu, poza miastem, z pewnością nie było łatwe.

Dalej była już tylko wąska ścieżka. Gdy wreszcie wyszliście z doliny, pokryła się płytką warstwą śniegu. Wyżej śnieg znajdował się w głębokich hałdach, a ścieżka była raczej od niego wolna. Poniżej cały świat po horyzont pokryty był białą warstwą, choć nadal nie aż tak dużą, by całkowicie przykryć trawę, która miała wysokość około jednej stopy.

Inną różnicą był wiatr. Powyżej wiatr wiał rzadko, był porywisty, czasem zimny, czasem ciepły z południa. Tutaj wiało praktycznie non stop. Temperatura wiatru była taka sama, co otoczenia, lecz i tak ruch powietrza sprzyjał wychładzaniu. Jeżeli tak wygląda tutaj późna jesień, to jak będzie wyglądać zima?

Przeszliście jeszcze trochę i znaleźliście się w pełnym stepie, w krainie traw. Wysokość roślin zwiększyła się do dwóch stóp. Oglądając się za siebie, widzieliście góry w całej krasie. Będąc jeszcze nieco wyżej niż przeciętna wysokość, widzieliście przed sobą rozległy, pagórkowaty teren.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=GgD0Z7pg27Q[/MEDIA]


W rozpościerającym się przed wami widoku było coś majestatycznego. Wzgórza wznosiły się i opadały w nieskończoność. To miejsce aż prosiło się o konia, porządne siodło i gwałtowny galop, gdyby tylko nie ten śnieg.

Teren był ukształtowany mozaikowo. Gdzieniegdzie były to szczyty wzgórz, niemal gołe i pokryte skałami, gdzieniegdzie ich łagodne trawiaste zbocza, gdzie indziej bezodpływowe dolinki między wzgórzami, gdzie zbierała się woda tworząc bagna. Łatwo było je omijać, gdyż tylko tam topniał śnieg.

Często w oddali dostrzegaliście niektóre z dużych zwierząt, o jakich wam mówiono. Dzikie konie i woły piżmowe, renifery, a także fororaki. Raz dostrzegliście nawet wielkiego białego kota, jednak z daleka nie byliście w stanie wskazać do jakiego gatunku należał.

Rzadko natrafialiście na niewielkie zagajniki. Wydawały się być przyjemnym miejscem na odpoczynek, osłoniętym od wiatrów i śniegu, lecz wtedy przypominaliście sobie, że burmistrz ostrzegał was przed nimi - zwierzęta o tej porze roku kryły się tam przez zimnem, gdyż ciągle żywy las utrzymywał go dużo, powoli obumierając przed zimą. Opadające liście i jesienne owoce były też jednym z najlepszych źródeł pożywienia o tej porze roku.

Rzeczywiście, będąc jeszcze w pewnej odległości od jednego z zagajników usłyszeliście dochodzące z niego głośne dźwięki. Najpierw jakąś szamotaninę, potem donośny ryk przerażonego wołu, który wypadł z gęstwiny na stepy. Chwilę po nim uczynił to samo z dźwiękami łamanych drzew potężny ursan, legendarna bestia stepów.

Ziemia trzęsła się pod wami, gdy stutonowa bestia w pogoni dopadła swą zdobycz. Patrząc na to z pewnej odległości zastanawialiście się, jak to w ogóle możliwe, że ursany potrafią biegać. Bestie te były de facto dużymi niedźwiedziami, lecz dużymi to mało powiedziane. Ursany były większe od budynków. Z tego co słyszeliście największe osobniki osiągały sześć metrów wysokości w kłębie, choć ten był z pewnością mniejszy. Na Północy wiedziano, że z ursanami się nie walczy. Ursany omija się z daleka, spoglądając z zachwytem i przerażeniem nad potęgą natury.

Właśnie to zamierzaliśćie zrobić. Ursan najwyraźniej dopadł woła, choć nie widzieliście tego zbyt dokładnie ze względu na nierówność terenu. Gdy oddaliliście się na bezpieczną odległość, nagle jeden z was kazał się obejrzeć i wtedy ujrzeliście coś, czego nie dane było widzieć wielu śmiertelnikom: ursan stał na dwóch łapach, patrząc w waszym kierunku. Mając ponad dziesięć metrów wysokości w tej pozycji, był wyższy od niejednej wieży. Wreszcie opadł do swojej zwykłej pozycji i udał się z powrotem do zagajnika. Najwyraźniej uznał, że dla tak małej zdobyczy nie ma sensu fatygować się tak daleko.
 
Issander jest offline  
Stary 08-11-2012, 19:06   #125
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Krótko po tym zdarzeniu trafiliście do pierwszej wioski na waszej trasie, ulokowanej pomiędzy wzgórzami. Była widoczna z daleka, ze względu na świątynię położoną na jednym z okolicznych wzgórz. Była dość sporą drewnianą budowlą. Jako że w pobliżu nie widzieliście żadnych zagajników, jej wzniesienie musiało wiązać się z nie lada wysiłkiem.

W przeciwieństwie do niej, wioska przez którą przechodziliście wydawała się być dość biedna. A także pusta - nie zauważyliście w niej ani jednej duszy. Dopiero opuszczając to dziwne miejsce usłyszeliście głos. Na początku nie byliście w stanie zlokalizować skąd dochodzi - dopiero po chwili zauważyliście chłopca będącego już niemal mężczyzną, który skulony siedział pod wejściem do jednej z chat. Miał na sobie jedynie portki.

- Witajcie w Światłości, o nieznajomi. Czy mogę poznać cel waszej wizyty?

--> doc
 
Issander jest offline  
Stary 08-11-2012, 19:41   #126
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Po opuszczeniu Światłości zdołaliście przejść jeszcze spory kawałek terenu. Słońce zaczynało się zbliżać do horyzontu, gdy dotarliście do jednej z wielkich rzek, o których wspominał burmistrz, choć w tym miejscu jeszcze nie była tak szeroka. Był tu także bród, lecz w tak niskich temperaturach nawet zamoczenie stóp mogło być niebezpieczne. Postanowiliście przeprawić się przez rzekę, a następnie rozbić obóz, by wysuszyć ciuchy i ogrzać się nad ogniskiem. Było tu pod dostatkiem opału, gdyż w dolinie, którą płynęła rzeka, znajdowało się wiele sporych rozmiarów krzaków i małych drzew.

Miejsce wydawało się bezpieczne. Od jednej strony chroniła was rzeka, od od pozostałej teren był doskonale widoczny i płaski - nie było gdzie się ukryć. W dodatku zwierzęta unikały ognia, a śnieg skrzypiał przy próbach skradania się. Dlatego postanowiliście wykorzystać tą możliwość do porządnego wyspania się i nie wystawiliście wart. Czekały was jeszcze dwa dni podróży.

Alnin

Od jakiegoś czasu zacząłeś odczuwać w pobliżu obecność tej samej istoty, co w lesie jeszcze po drugiej stronie gór. Na początku zastanawiałeś się, czy by nie poinformować reszty o spodziewanym ataku, lecz tamta istota nie zbliżała, zachowując bezpieczny dystans, tak jakby chciała, żebyś tylko ty wykrył jej obecność.

Gdy przeprawiliście się przez rzekę, wyraźnie wyczuwałeś już nie jedną, a więcej tego typu istot, choć każda sprawiała wrażenie nieco innej. Nie byłeś w stanie powiedzieć, ile dokładnie ich tu się znajduje, gdyż ich obecność mieszała się w twoim umyśle. Nadal jednak trzymały się z daleka, jakby... zapraszając?

--> doc

Vernon

- Istoto ludzka...! Usłysz mnie...! - w czaszce Vernona rozbrzmiewał głos. Mężczyzna niejasno zdawał sobie sprawę, że śni. - Wyczuwam... wyczuwam w pobliżu twojej pozycji mojego rywala i jego człowieka. A także wielu... innych. Ciężko mi to określić. Jeżeli użyjesz swojego niezdarnego ciała, by się do nich dostać, od razu cię wykryją. Zrób to w skórze wilka! Pomogę ci... połączyć się z nim... znowu.

--> doc
 
Issander jest offline  
Stary 11-11-2012, 11:41   #127
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
O niczym

Arabella myślała, że nasłuchała się tego dnia już dość dziwnych rzeczy, tym czasem u burmistrza okazało się że jej kompani spotkali wampiry. Prawdziwe wampiry! A ambasador był tym samym człowiekiem, który przewodził goblinom i obiecał ją „pająkowi” a teraz nie żyje. Nie żałowała go, jego śmierć rozwiązywała przynajmniej częściowo wiele problemów.

Zdając sobie sprawę, że nic już nie stoi na przeszkodzie by wyruszyli następnego dnia z samego rana, udała się na targ by zdobyć plecak -w końcu miała nieść wszystko sama, a do tego plecak nadawał się znacznie bardziej niż nieporęczny tobół- i kilka innych drobiazgów, odwiedziła też wieczorem Yerbana tak jak zapowiedziała i zabrała maść.

Rankiem, ubrana w swoje niesamowicie gęste futro, a właściwie futrzany płaszcz sięgający jej do łydek, futrzane kozaki, ciepłe spodnie i bluzę, kosmatą czapkę, grube rękawice i okutana szalem była gotowa by stawić czoło zabójczemu klimatowi, zwłaszcza że działanie wewnętrznego ognia jakim obdarował ją jej demon dobiegło już końca i odczuwała chłód tak samo jak reszta, a może nawet bardziej ze względu na swoje pochodzenie.

Szybko przekonała się że trafnie dobrała garderobę, ich szlak po kilku godzinach stał się ledwie wąską ścieżką w śród zasp, lodowaty wiatr dął niemal nieustannie próbując wydrzeć ciału ciepło. Nie miała pojęcia jak ludzie i zwierzęta dają sobie radę w takich warunkach zważywszy, że prawdziwa zima miała dopiero nadejść. Step był zaskakująco pełen życia, dzikie konie i woły piżmowe przyglądały się jak przechodzili mimo nich niosąc swoje bagaże. „Ciekawe co się z nimi stanie?” Jakoś nie chciało jej się wierzyć by wszystkie miały zamarznąć, a przecież taki właśnie los wróżył burmistrz zwierzętom, które wzięliby ze sobą. Jakże niewiele wiedziała o tej krainie. Nie wszystkie stworzenia które widzieli były równie łagodne, fororaki wzbudzały jej niepokój a ursan, o ursanie wolała jak najszybciej zapomnieć. Na samo wspomnienie tamtej bestii robiło jej się gorąco, ledwo mogła uwierzyć że coś takiego zamieszkuje tę krainę… właściwie to wciąż w to nie wierzyła.
 

Ostatnio edytowane przez Agape : 11-11-2012 o 11:50.
Agape jest offline  
Stary 14-11-2012, 16:11   #128
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
- Witajcie w Światłości, o nieznajomi. Czy mogę poznać cel waszej wizyty?

Prychnął rozbawiony wyglądem młodzika. Dopiero potem zastanowił się jak to możliwe, iż takie odzienie pozwala my wytrzymać w tym mrozie. Jeszcze później stwierdził, że w sumie nie powinno go to obchodzić. Nie jego sprawa.

- Wracaj do chałupy chłystku nim ci tyłek obmarznie. - Zadrwił bezczelnie, nie pierwszy i nie ostatni raz.

- Nie mogę. - Chłopak zdawał się nie dostrzegać drwiny. - Dokąd zmierzacie?

- Zamiast oczekiwać odpowiedzi, może byś najpierw powiedział kim jesteś? - odezwał się Ankarian. - I co do cholery robisz sam w takim miejscu i w takim stroju? - na samą myśl, że mógłby mieć na sobie tylko spodnie, zrobiło mu się zimniej.

- Panowie uspokójcie się nieco.- Powiedział Gelid spokojnie.- Jedynym celem naszej wizyty jest spokojnie przejście dalej młodzieńcze.

- Tyle pytań. Nie wiem, na które odpowiedzieć jako pierwsze. Jestem nikim. To moje imię - Nikt. W naszej wiosce wszyscy się tak nazywają, żeby przypominać nam, czym jesteśmy w spojrzeniu Jedynego. Niewielu z nas nosi prawdziwe imię - żeby je zdobyć, trzeba na nie zasłużyć. Spytałem się tylko z ciekawości, nie miałem zamiaru nikogo zdenerwować. Przepraszam. Jestem tutaj sam i w takim stroju, gdyż jest to moja kara za obrazę Jedynego.

Wioska wydawała się opuszczona, wprawdzie trudno się było dziwić mieszkańcom że nie mają ochoty wychodzić na ziąb kiedy mogą siedzieć w ciepłych domach, ale i tak miejsce wywoływało w Arabelli jakiś wewnętrzny niepokój. Niemal podskoczyła słysząc głos, a kiedy zobaczyła kto przemówił wzdrygnęła się i pod ubraniem cała pokryła gęsią skórką, bynajmniej nie ze strachu. Chłopak albo miał jakiś dar podobny do tego którym obdarował ją demon, albo zupełnie zwariował. Po wymianie zdań jaka wywiązała się pomiędzy nim, a członkami drużyny była skłonna przychylić się do drugiej wersji. Kolejni ludzie oddani czemuś tak, że wyrzekli się własnych imion? Jakby mało było jednego “ambasadora”. Jakaś sekta? Wzdrygnęła się po raz kolejny tym razem już nie z zimna. Doprawdy dziwni są mieszkańcy Północy. Współczuła młodzieńcowi, ale nie wiedziała jak miałaby mu pomóc, nie odda mu przecież swoich rzeczy, a pukając by porozmawiać z mieszkańcami chaty mogła by mu narobić tylko większych kłopotów. Coś zaświtało jej w głowie, wysłała myśl do swojego ognistego towarzysza, pytała czy nie mógłby podzielić się ciepłem z chłopakiem tak jak zrobił to wczoraj z nią.

Kontakt z demonem ostatnio nie był najlepszy. Najwyraźniej aby móc się z nim porozumieć, Arabelli potrzebna była silna determinacja. W związku z tym, nie była w stanie powiedzieć, czy demon spełnił jej prośbę, dopóki nie zauważyła, że chłopiec zachowuje się, jakby było mu nieco cieplej.

- Hm... Jeżeli to możliwe, mam do was prośbę, o nieznajomi. Chciałbym z wami podróżować.

- Rzecz to jasna, że i owszem. Śmiało - sparodiował ton miły i radosny z pozyskania nowego kompana. - Co ty sobie gówniarzu myślisz? Więcej dziwolągów nie trza mi do kompanii. Won bo... Chyba, że i złoto masz? - zaryzykował pytanie.

Arabella widząc, że chłopiec jakby mniej się trzęsie podziękowała w myślach swojemu demonowi, nie wyczuwała co prawda w żaden sposób jego obecności, ale była pewna że ją słyszy inaczej nie mógłby spełnić prośby. Miała nadzieję, że kara nie potrwa już długo i młody „nikt” się nie pochoruje.

Biedaczek chyba nie miał w wiosce lekko skoro był gotów iść z nieznajomymi byle się stąd wydostać. Alnin jak zwykle miał to wszystko gdzieś. Mogła przywyknąć do tego że ma ją za potworzycę, ignorować jego idiotyczne uwagi, ale wszystko ma swoje granice.

- Zamknij się wreszcie! Jakim prawem chcesz decydować o tym kto jest w „kompani” a kto nie? Po jaką cholerę wszystkich obrażasz? Jak śmiesz mu grozić, albo żądać czegokolwiek? Jeszcze jedno takie zagranie i spalę ci gacie do gołej dupy!- wycedziła do najemnika trzęsąc się z gniewu. W jej oczach płonęła furia, wiedziała że jest słabsza od człowieka z bliznami, ale w tej chwili była absolutnie pewna że jeśli tamten spróbuje znowu ironizować, albo uśmiechnie się głupio to go zdzieli z pięści przez łeb i da demonowi wolną rękę w urzeczywistnianiu groźby.

- A któż będzie decydował? Ledwo poznany najmita? Małomówny jegomość, który przy każdej możliwej sytuacji znika bez wieści? Zdesperowany zabójca? - to powiedział nieco ciszej. - A może i owy ktoś, kto nawet nie jest człekiem? - Zaśmiał się typowo jak dla niego, czyli z odrobiną pogardy i bezprzyczynowego zadowolenia. - Jak śmiesz mi grozić? - odrzekł o dziwo spokojnie. - Pewnikiem wiesz, iż nim zdążysz jakkolwiek rozżarzyć mi gacie zalejesz się szkarłatem. - Wzruszył, jak gdyby bezradnie, ramionami. - Ja nie miewam skrupułów i nie zawaham się. Cholera - westchnął.- Począłem gadać z tobą. Do czego to doszło. - Pokręcił głową.

Gregorius westchnął delikatnie, potrząsając z rezygnacją głową. Wskazał palcem na Arabellę.

- Ty. Staraj się w miarę możliwości nie prowokować ludzi silniejszych i głupszych od siebie. - przeniósł swój palec na Alnina - Ty. Wbij sobie do głowy choć odrobinę sensu, i zacznij rozumować. O, i naucz się respektu wobec płomieni. Zwłaszcza na północy. - ponownie poruszył dłonią, by zatrzymać ją wskazującą w kierunku chłopaka. - Ty. Ta grupa podąża z niebezpieczną misją. Jeśli z nami pójdziesz nie tylko będziesz nas opóźniać, niemal na pewno zginiesz. Zostajesz. Bez dyskusji. - Opuścił rękę, i odezwał się do całości grupy. - I tak, skoro wszyscy macie zamiar zachowywać się jak banda kretynów, i grozić sobie przemocą bez powodu, ja będę podejmować decyzje. Bo ktoś musi. A wy najwyraźniej jesteście do tego niezdatni. Jakiś sprzeciw?

No i stało się, przepełniła się czara goryczy, kiedy tylko na twarzy najemnika wykwitł uśmiech Arabella starciła nad sobą panowanie, nie słyszała już dalszych słów, bliznowaty mógł sobie mówić co tylko chciał i tak było już za późno. Rzuciła się na niego wyprowadzając cios pięścią prosto w jego szpetną gębę i jednocześnie siłą swego gniewu zachęcając demona do natychmiastowego podjęcia działania. Gregorius chyba nie spodziewał się że sprawy przybiorą taki obrót, ale Alnin w jednym miał rację, Arabella nie była w pełni człowiekiem jej orcza natura właśnie doszła do głosu i wzięła nad nią górę. Nie tylko najemnik miał w sobie coś z bestii.

- A ciebie ktoś pytał o zdanie? - warknął Ankarian, patrząc na Gregoriusa. Przywódca się znalazł. Zaraz może jeszcze będzie chciał, aby mu oddawać pokłony, bo podjął decyzję. - Dopiero do nas dołączyłeś, więc masz najmniej do gadania i to zrozum. Jak ci to nie odpowiada, to możesz wracać, albo samemu podróżować do celu - ta całą sytuacja powoli zaczęła mu działać na nerwy. Wskazał ręką na chłopaka. - Skoro tak ci zależy. Idź z nami. Tylko nie myśl, że ktoś się będzie tobą opiekował. A wy... - miał zamiar coś powiedzieć do Alnina i Arabelli. Jednak zobaczył, że nie ma to sensu. - Najlepiej się pozabijajcie - pokręcił głową z rezygnacją.

Jak tylko Alnin zaczął się śmiać, Arabella zaatakowała.

Cios z zaskoczenia sięgnął celu. Alnin zatoczył się do tyłu, ale nie odniósł większych obrażeń i szybko odzyskał zdolność do obrony.

Arabella wcześniej poprosiła demona o interwencję. Pomoc nadeszła, lecz najwyraźniej demon nie poradził sobie z odpowiednim umiejscowieniem swoich akcji w czasie i przestrzeni drugiego świata, gdyż ogień pojawił się w miejscu, w którym Alnin stał, ale zanim Arabella zaatakowała. Chmura ognia objęła na chwilę obydwojga walczących - szczęśliwie bądź nieszczęśliwie, nie miała dużego natężenia i dzięki grubym warstwom odzieży noszonym ze względu na mróz nie spowodowała żadnych obrażeń.

Mimo to, zarówno na ubraniu Arabelli jak i Alnina pojawiły się języki ognia.

Chłopiec przez chwilę patrzył oniemiały. Potem zaczął mówić z przejęciem, ale cicho, tak jakby bał się, że ktoś go usłyszy.

- Nie możecie tu walczyć! Przelanie krwi w Światłości to obraza Jedynego! Przestańcie! Poza tym, nie chcecie chyba, żeby mieszkańcy uznali, że zakłócacie ich... naszą uroczystość!

- Ty suko... - wycharczał przez zaciśnięte zęby. Splunął mieszanką gęstej śliny i ciemnej krwi. Mimo chęci nie zrewanżował się, choć miał na to ochotę. Nie zrobił tego z przyczyn czysto teoretycznych - gdyby dopuścił przy wszystkich zgromadzonych aktu przemocy wobec kobiety rychło każdy skoczyłby w jej obronie, nie patrząc nawet na to, iż nie jest ona człowiekiem. Takim sposobem musiałby sprostać conajmniej piątce.

Świdrował ją przerażającym spojrzeniem. Można by przypuszczać, że lada chwila uśmiechnie się, aczkolwiek nie zrobił tego.

- Bacz byś nie przebudziła się pewnego ranka z nożem w plecach. - Dodał spokojniej, o wiele spokojniej. - Ty zaś brudny najmito bacz również. Jeszcze raz poczniesz wskazywać i pouczać, a będziesz szukał swego palca na ziemi. Herszt się kurwa znalazł.

Nie do końca tak to miało wyglądać, jednak mimo niecelnego ataku demona Arabella była zadowolona. Starcie szyderczego uśmiechu z twarzy najemnika własną pięścią przyniosło jej znacznie więcej satysfakcji niż mógłby najbardziej nawet spektakularny wybuch płomieni.

Z zadowoleniem stwierdziła, że Alnin nie odważy się jej zaatakować, tym razem to jej usta rozciągnęły się w uśmiechu.

-I ty się pilnuj, inaczej wilki zakosztują pieczonego ludzkiego mięsa.- odpowiedziała własną groźbą i równie twardym spojrzeniem, dogaszając płomyki tlące się jeszcze gdzie nie gdzie na jej odzieniu. Podziękowała też w myślach demonowi za próbę wsparcia.

- Nie służymy w wojsku! Nikt z nas nie ma żadnej władzy nad pozostałymi, przestańcie ją więc sobie uzurpować. Każdy decyduje za siebie.- przemówiła jeszcze by uciąć w zarodku kolejną dyskusję mogącą doprowadzić do konfliktu.

Potem zwróciła się łagodnie do chłopca:

-Nie chciałam zakłócać uroczystości ani obrażać nikogo...-tu ponownie zwróciła się w stronę Alnina- poza tym gburem, który nazywa innych dziwolągami sam wyglądając jakby ktoś pomylił jego twarz z pieńkiem do rąbania drew.

- Jeśli jesteś pewien że właśnie tego chcesz, choć z nami. Jednak Ankarian i Gregorius mają rację, nie możemy się tobą opiekować, podróż nie będzie bezpieczna i nie wiemy co czeka nas na miejscu.- zamilkła czekając jaką też młodzieniec podejmie decyzję. Gdyby zdecydował się iść, zamierzała poczekać, aż zabierze swoje rzeczy i przygotuje się do drogi.

- Obaczymy kogo wpierw zjedzą. - Ruszył by gdzieś dalej na uboczu poczekać na kompanię i ochłonąć przy okazji. - Choć pewnikiem i one brzydzić się będą takim plugawym potworem.
 
Issander jest offline  
Stary 14-11-2012, 17:00   #129
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
- Zaraz wracam! - zakrzyknął chłopak, nadal tłumiąc głos, po czym przez okno wszedł do jednej z chat. Wrócił po chwili w futrzanej kurcie i z niewielkim tobołkiem.

Gdy drużyna wyruszyła ze Światłości w dalszą podróż, podszedł do Arabelli i zaczął mówić.

- Przygotowywałem sobie to wszystko od dłuższego czasu. - Zaczął, dumny z siebie. - Wiem, że nie chcieliście żłamać naszych zasad. Głosiciel twierdzi, że skoro Jedyny stworzyl świat, to wszystkie istoty wyznają prawdziwą wiarę, ale ja uważam, że tak nie jest. Właśnie po to z wami wyruszyłem - żeby ją głosić. W Światłości wszyscy uważają siebie za typowych ludzi, takich samych jak wszędzie, ale jak mają się dowiedzieć, że jest inaczej, skoro nie wolno nam rozmawiać z obcymi? Właśnie dlatego odbywałem karę, że próbowałem porozmawiać z obcymi, którzy wcześniej przechodzili przez naszą wioskę. Dlaczego to zrobiłem? Bo widziałem to, co mówiły ich oczy. Wszyscy, którzy przechodzą przez naszą wioskę, patrzą się na nas jak na dziwolągów. Ja to widzę. Więc jak oni mogą wyznawać Jedynego? Nawet jeżeli powiedział to Głosiciel, to nie może być prawdą... Wyruszyłem z wami z przekonania, że trzeba pokazać ludziom spoza Światłości prawdziwą wiarę, gdyż jak inaczej mają wstąpić na słuszną ścieżkę? Byłaś dla mnie miła, o pani. Czy zechcesz posłuchać o Jedynym?

Chłopak popatrzył się na Arabellę z nadzieją. Jednak zanim otrzymał odpowiedź, kontynuował jeszcze przez chwilę swój monolog.

- Moi rodzice... Starszyzna... Prawdopodobnie uznają że uciekłem i zbeszcześciłem imię Jedynego... Ale ja wiem, że podróżując z wami zasłużę sobie na własne imię, głosząc jego chwałę, a gdybym im o tym powiedział, zatrzymaliby mnie siłą. Mam rację, prawda? - Na pierwszy rzut oka widać, że chłopak ma wyrzuty sumienie, że sprzeciwil się nakazom i szuka potwierdzenia, że postąpił właściwie.
 
Issander jest offline  
Stary 15-11-2012, 06:48   #130
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Długo zastanawiał się nad tym co przedsięwziąć. Jako, że dziwił się sobie dlaczego w ogóle postanowił wyruszyć z miasta, stwierdził, iż nie zaszkodziło by rozeznać się w sytuacji. Może to była w końcu szansa na uwolnienie się od przymusowej pomocy, może tylko urozmaicenie, atrakcja po której późnej mógł przejść do porządku dziennego. Swoją drogą nigdy nie spotkał takich jak on. Nie dążył usilnie do takich spotkań ale...

Wstał powoli. Aby nie wzbudzać podejrzeń tych nie śpiących oraz nie budzić tych śpiących oddalił się na odległość nieco przekraczającą padania światła od ogniska, by za chwilę oddać się potrzebie. Pozwolił sobie oddać płyny dosyć głośno - w końcu nie chciał wzbudzać podejrzeń. Skończywszy spokojnie ruszył w kierunku, z którego odczuwał istoty. Szedł niemożliwie wolno, wręcz skradał się. Nie mógł być pewny czy oby ktoś nie ruszył za nim by go śledzić bądź z czystego przypadku. Kryjąc się za czymkolwiek się dało brną w ciemności ku przeznaczeniu. Nie zamierzał przejmować inicjatywy, więc nie tyle, iż był przygotowany, a nawet sam narzucał “istotom” aby to one przyszły do niego.

Skrzypiący śnieg i ostentacyjne zachowanie Alnina obudziło chyba każdego, kto tylko był w obozie, lecz nie powinno budzić niczyjego niepokoju, chyba, żeby ten nie wracał długo.

Jedynie Vernon nie zwrócił na to najmniejszej uwagi, pogrążony w świecie snów. Jego umysł modyfikował się, by postrzegać sprawy w zupełnie inny sposób. Mimo, pogrążenia we śnie, wyczuwał, że jego zapach stał się słabszy. Oprócz tego było coś jeszcze... Vernon także wyczuwał obecność istot w pobliżu, a także samego Alnina, choć słabiej niż on sam. Punkty te zbliżały się do siebie.

Alnin nie musiał długo iść, by trafić na miejsce zbiórki - tak to przynajmniej wyglądało, nie było tam bowiem żadnego obozowiska - ci, których spotkał nie musieli spać na posłaniach.

- Witaj. Czekaliśmy na ciebie.

Było ich pięcioro, choć Alnin wyraźnie wyczuwał jeszcze jednego niedaleko. Natłok zaklinaczy podobnego typu budził w nim pierwotne instynkty, choć najwyraźniej przybyli tu, by porozmawiać.

- Zanim odpowiesz - kontynuował ten, który wyglądał na przywódcę - wiedz, że nie przybyliśmy tu by skrzywdzić ciebie ani twoich towarzyszy. Zamierzam wyjaśnić ci nasze cele i zaproponować przyłączenie się, lecz nim to zrobię, czeka nas długa rozmowa. Do tej pory błądziłeś niczym dziecko we mgle. Nie wiesz, co dzieje się na Północy, więc przyjmujesz zadania od byle kogo licząc na to, że w odpowiednim momencie będziesz miał okazję dać nogę z jakimś skarbem. Ja zamierzam dać ci cel, do którego będziesz mógł dążyć.

Stał tak dobrą chwilę beznamiętnie patrząc na zbieraninę dziwolągów i zastanawiając się czy rzucić wyjątkowo plugawą obrazę, wyrazić co sądzi o całym tym przedsięwziąciu, który i tak pójdzie na marne, czy po prostu odwrócić się na pięcie i odejść.

- Cóż za pouczające przemówienie - odrzekł ze sztuczną powagą. - Psia jego mać, to było cholernie zabawne! - Zaśmiał się, ale wcale nie tak głośno. Szybko spoważniał. - Co wy na to bracia zwierzaki - odkłonił się z przekąsem- jeśli rzeknę, że możecie pocałować mnie w dupę?

Zwierzołaki wymieniły między sobą spojrzenia. Jeden z nich, który do tej pory siedział odwrócony tyłem, teraz wstał i Alnin dostrzegł, że jest to człowiek-pająk, który zaatakował Arabellę w wiosce goblinów.

- To nie będzie konieczne - Powstrzymał go przywódca. Człowiek-pająk zareagował, co zdziwiło Alnina, który pamiętał go z tamtej nocy... a tacy ludzie niełatwo podporządkowują się innym. - Wierzę, że źle zrozumiałeś moje intencje. Prawdopodobnie zmylił cię ton, jakim się posługuję. Wybacz mi to, co teraz powiem, ale jeżeli masz, nazwijmy to - samolubne zamiary, to obnoszenie się z nimi sprawi jedynie, że wszyscy będą wiedzieli o tym od samego początku. A jeśli będą wiedzieli, będą mogli zareagować. Czyż nie rozsądniej byłoby postępować zgodnie z ich regułami... do czasu? Na przykład podczas gdy odstawiałeś przed chwilą swój teatrzyk mogłem bez problemu cię zabić. Nie zdążyłbyś nawet zareagować. - Coś w jego spojrzeniu mówiło Alninowi, że rzeczywiście tak było. W dodatku przywódca był... niesamowicie opanowany. Alnin doskonale wiedział, że zwierzęce instynkty nie raz bardzo trudno było stłumić i widział to też po innych zwierzoludziach z drużyny, lecz nie po przywódcy, z którym rozmawiał. - Jednak wiedz, że nie mam zamiaru tego zrobić, przynajmniej nie dopóki nie wysłuchasz naszej propozycji. A wiedz, że jest ona wyjątkowo samolubna i z pewnością w efekcie pozwoli ci zaspokoić swoją rządzę krwi, bogactwa... czegokolwiek.

- Cóż - wzruszył ramionami - może i tak było, może i mogłeś mnie ubić na dobre. Jest jeden problem: ja nie lękam się śmierci - powiedział to tak jakby stwierdzał najoczywistszą oczywistość. - Ostatnio co rusz widzę się z nią niczym z kumotrem. Przeczuwam, że i przed dłuższym spotkaniem nie ustrzegę, a zbliżam się do niego nieuchronnie. Na nic mi tedy rozsądek.

Dopiero po chwili stwierdził, iż zapomniał się w swoim monologu. “Nie był wręcz sobą”. Jak sądził powiedział za wiele. Nie wiedząc teraz co konkretnego zrobić uśmiechnął się pogardliwie i obdarował tym uśmiechem każdego z przybyłych.

- Cóż mi proponujesz mój ty opanowany przywódco? - pomimo ładnie przedstawionej groźby znów włożył w wypowiedź mnóstwo ironii.

- Wreszcie możemy przejść do rzeczy. Ale najpierw muszę ci opisać to, co się właściwie tutaj dzieje. Otóż od dawna na Północy operuje pewna grupa. Nazywają się Nienarodzeni, choć ta nazwa pewnie nic ci nie powie. Zajęło im to wiele lat, ale wreszcie przystąpili do wykonywania swojego planu. Otóż - zamierzają sprowadzić do naszego świata potężnego demona w jego własnej postaci. Wyobrażasz sobie tą moc? Demon znacznie silniejszy od mojego czy twojego, bez ograniczeń w postaci człowieka... zdolny niszczyć armie jednym spojrzeniem. W dodatku ta sekta też nie należy do najsłabszych. Rytuał już się rozpoczął. Gdy tylko się zakończy, Nienarodzeni podbiją tą część świata i uczynią z jej mieszkańców niewolników. Nikt, nawet magowie nie będzie w stanie im się przeciwstawić!

O potędze demona może świadczyć choćby to, że jego pojawienie się kształtuje naszą rzeczywistość. Powstanie Legionu, pojawienie się wampirów - to wszystko są efekty mocy demona. Niektórzy uważają, że wielka wojna na południu także została wywołana przez pojawienie się demona.

My także zebraliśmy się tutaj ze względu na niego. Wcześniej wszyscy byliśmy samotnikami, najemnikami jak ty czy nasz najświeższy towarzysz, który jak mówił - już cię spotkał. Teraz mamy cel.

Gdy demon powstanie, Nienarodzeni podbiją i obwołają się królami państw południowych, a ludzie będą służyć im jako niewolnicy i ofiary dla demona. Jednak nagrodzą tych, którzy im pomagali - zamierzają zostawić Ostatni Bastion w rękach Legionu. My otrzymamy jedno z państw na południu, gdzie każdy z nas będzie lordem, księciem, gdzie wreszcie my - zwierzołacy, uzyskamy pozycję nam należną. W naszym kraju nikt nie będzie próbował cię zabić, jeżeli się przemienisz. W naszym kraju nikt nie będzie na ciebie polował. W naszym kraju zabicie nic nie wartych ludzi w szale będzie twoim prawem! W naszym kraju tysiące niewolników będą pracować na twoje bogactwo...


- Cholera! - wybuchł niespodziewane - czemu nie rzekłeś tego od razu? Miarkowałem zrazu, iż chodzi o jakoby zjednoczenie się w obliczu zagłady, czy czegoś tam. Bądź co bądź taka wizja zadowala mnie ponadmiarę - uśmiechnął się, lecz już nie szyderczo, a po prostu z czystej fascynacji. - Jest jednak pewien szkopuł - zaczął po chwili. Rozejrzał się płochliwie, ot by upewnić się, udowodnić, że przeczucia mylą go i nawet nie są przeczuciami. - Owi, z którymi podróżuję mogą temu planowi cholernie zaszkodzić. Zwłaszcza, iż nie są to pewnikiem zwykli ludzie.

- Oni także przysłużą się naszemu celowi, choć może niekoniecznie zależnie od własnej woli. Pomyśl - co sprowadziło grupę potężnych zaklinaczy i wojowników, z którymi podróżujesz, na Północ akurat w tym czasie? Oczywiście to również jest efekt wywołany tym, że demon coraz bardziej znajduje się w naszym świecie.

Posłuchaj. Wszystkie te grupy działają niezależnie. Poza wspólnym mistrzem nie mamy żadnych związków z Legionem. Jednak wszyscy otrzymaliśmy dwa zadania. Pierwsza z nich dotyczy samego demona. Widzisz, sprowadzenie demona w prawdziwej postaci do naszego świata nie jest prostym zadaniem. Oprócz czasu i wysiłku, jakiego to wymaga, są pewne... warunki. Demon nie może pojawić się ot-tak, potrzebuje jakiejś formy. Forma ta nie może być byle jaka. Być może demon nie jest w stanie przyjąć formy, która nie jest związana z jego domeną. Być może po prostu nie chciałby takiej przyjąć. Nasz demon oznajmił, że potrzebuje statuy stworzonej z tysięcy ludzkich kości, lecz od każdego człowieka może pochodzić tylko jedna kość.

Tym nie powinieneś się przejmować. Zajmuje się tym głównie Marika - sowa i Guran - nietoperz. Mogą oni bez problemu pokonać góry i polować w Ostatnim Bastionie na południu. Zresztą Marikę już spotkałeś - przerwała swoją misję po to, by tu przylecieć i przekazać nam wiadomość o twoim przybyciu.

Drugie zadanie to to, którym zajmuje się reszta z nas. Na tych ziemiach zakopany jest potężny artefakt. Naszym zadaniem jest go odzyskać. Chodzi tu o miecz, wytwór starej cywilizacji, potężny przedmiot o mrocznej naturze. Wszystkie nasze grupy jak do tej pory zawiodły w próbach jego znalezienia. Pomyślałem wtedy - być może jest on ukryty w taki sposób, by zapobiec wykorzystaniu go przez tych, którzy upatrują w tym własnej korzyści? Dlatego właśnie potrzebna nam jest drużyna twoich towarzyszy. Gdy już wam się to uda, odbierz miecz i przynieś go nam. Powinien on obdarzyć cię wystarczającą mocą, byś mógł tego dokonać - lecz prawdziwy potencjał jest w stanie z niego wydobyć jedynie nasz Pan.

Wybuchł śmiechem, rzecz jasna zważając na to by przypadkiem nie zaalarmować kogoś z pozornie własnej drużyny.

- Kpisz chyba? Miarkujesz, iż sam zdołał im odebrać ową klingę? Mają magów, a widziałem co ci wyczyniają. Mają dwulicowych wojów o ile tak ich można nazwać. Mam jednakże lepszy pomysł: gdyby tak nieznacznie w trakcie tejże wyprawy zmniejszyć niby moją kompanię. Po odnalezieniu artefaktu robić to śmielej i częściej, aż w końcu zyskalibyśmy przewagę liczebną, niezbędną do ofensywy.

- Nie doceniasz mocy owego artefaktu. Wystarczy, że pierwszy go chwycisz. Zresztą, z niewielu informacji, które mamy na jego temat można wywnioskować, że jego moc mogą wyzwolić jedynie ci, którzy są w stanie poddać się rządzy krwi. Jeżeli martwisz się zaś o swoją drużynę to wiesz, że nawet w tym momencie moglibyśmy się jej pozbyć, gdyby nie to, że mam co do niej inne plany.

- Sranie w banie. Nie takie przyśpiewki i zapewnienia słyszałem ci ja. Moglibyśmy się ich pozbyć - rzekł sarkastycznie. - A i uchwycenie jako pierwszy brzeszczotu tego magicznego może być problemem. Oni będą baczyć bym trzymał się od niego z dala, zwłaszcza gdy w końcu odkryją jego możliwości. Znając życie wy miast przybyć mi od razu z odsieczą napotkacie jakoby przeszkody wszelakie. - Jęknął znów z sarkazmem.

- Nie powinieneś mówić takich rzeczy. Wiesz jak rzadko można znaleźć kogoś, kto tak dobrze cię zrozumie, jak inni o podobnym... problemie. Jesteśmy stadem. Nie zostawiamy naszych członków w potrzebie. Lecz masz rację... po części. Choć do nas przyszedłeś, nie ufamy ci jeszcze na tyle, by uznać cię za jednego z nas. Dostaniesz zadanie, proste i mało istotne, którego wykonanie poświadczy, że masz za nic swoją obecną drużynę i jej odczucia. Jeżeli je wykonasz, będziemy traktować cię jak jednego z nas. To zadanie... Harl, podejdź tu.

Człowiek-pająk wstał i podszedł do was. Zauważyłeś drwiące spojrzenie, jakim cię obrzucił.

- Ja także porzuciłem moje obecne zadanie, by dołączyć do stada. Ścigaliśmy kobietę, z którą podróżujesz, dla jakichś groszy...

- Tak, tak. Co z tym owym zadaniem? Prędzej bo skamienieje - ponaglił. - Diabelnie ryzykuję natenczas.

- Może i zaniechałem prób złapanie tej suki, lecz nie zapomnę jej tego, jak mnie potraktowała! Chcę, żeby cierpiała. W informacjach, które otrzymaliśmy gdy podjęliśmy się zlecenia była wzmianka o rodowej pamiątce, którą zabrała ze sobą. Chcę, żebyś ją jej odebrał, sposób mnie nie interesuje

- Już miałem nadzieję, iż chodzi o zadanie bólu czy podobnego okropnie haniebnego czynu - pozwolił sobie na mało wyszukany żart. - Jaką znów pamiątkę cholera?

- Chodzi o złoty medalion.

- Nie pojmuje, po cholerę ci on? Też wymyślił, medalion psia jego mać...Porachuję ci kości jeśli przez te gówniane ustrojstwo narażę się i wydam.

Po tym, jak Harl skończył mówić, odezwał się jeszcze przywódca.

- Wracając do tego miecza. Nie mogę cię przecież tak zostawić, nie dając żadnych informacji, gdzie go szukać. Jednak nawet my nie mamy na jego temat wiele informacji... Wampiry wydają się coś wiedzieć, ale z jakiegoś powodu nie mogą go zdobyć. Ale nie chcą się też tymi informacjami podzielić. Możesz spróbować pogadać z jednym z nich, ale to będzie trudne. Po pierwsze, tylko te ważniejsze mają jakąś wiedzę. Po drugie, wampiry są jakie są. Zresztą sam się jeszcze przekonasz. Gdy będziesz z nimi rozmawiał, miej oczy dookoła głowy i bądź gotowy do walki.

Podróżując dalej w tym kierunku traficie na wioskę, w której obecnie przebywa jeden ze starszych wampirów.
 
Issander jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172