Ghajuk połaził se i ślady znalazł. Widać dobry dzień miał. Zwłaszcza że Vagrahh był zadowolony, ba - nawet dostał mu się kąsek na kolację. Nieźle.
Co prawda trochę się bał obdarowując czarownika jego kęsem ale cóż, kiedyś zostanie wielki wodzem zielonoskórych:
i on będzie kazał dawać żreć szamanowi. Tekstu o Prowiancie zignorował, słyszał je każdorazowo.
Zgodnie z poleceniem zagadnął szamana: -
O straszny i mocny, wódz nasz Vagrahh Straszny zapytuje się ciebie czy wskażesz nam ścieżkę ku krowo ludziom czy tam kozoludziom, byśmy my ich mogli ciachnąć ku chwale naszego wodza Crubnasha. Z góry dziękuje on i pozwala sobie posłać ci ten oto posiłek jako dar, teges no, o!
Po czym wręczywszy co miał wręczyć wrócił szybko do gromady a dalej od szamana. Akurat omawiano plany, ucieszył się wielce że tak sraszne bydle jak sam Vagrahh uznał jego plan za rozsądny. To jednak porządny ork. Nie jak niektórzy - straszny ale nie całkiem głupi, o!
Ghajuk poprawił swe płócienne łachy, uwieszenia miecza w przód lekko przesunął i chwyciwszy włócznie a torbę prze ramię przerzuciwszy był gotów do wymarszu, o! -
Zarżnijmy ich o straszliwy szefiuńciu, o ! rzekł zadowolony.