Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2012, 06:48   #130
Issander
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Długo zastanawiał się nad tym co przedsięwziąć. Jako, że dziwił się sobie dlaczego w ogóle postanowił wyruszyć z miasta, stwierdził, iż nie zaszkodziło by rozeznać się w sytuacji. Może to była w końcu szansa na uwolnienie się od przymusowej pomocy, może tylko urozmaicenie, atrakcja po której późnej mógł przejść do porządku dziennego. Swoją drogą nigdy nie spotkał takich jak on. Nie dążył usilnie do takich spotkań ale...

Wstał powoli. Aby nie wzbudzać podejrzeń tych nie śpiących oraz nie budzić tych śpiących oddalił się na odległość nieco przekraczającą padania światła od ogniska, by za chwilę oddać się potrzebie. Pozwolił sobie oddać płyny dosyć głośno - w końcu nie chciał wzbudzać podejrzeń. Skończywszy spokojnie ruszył w kierunku, z którego odczuwał istoty. Szedł niemożliwie wolno, wręcz skradał się. Nie mógł być pewny czy oby ktoś nie ruszył za nim by go śledzić bądź z czystego przypadku. Kryjąc się za czymkolwiek się dało brną w ciemności ku przeznaczeniu. Nie zamierzał przejmować inicjatywy, więc nie tyle, iż był przygotowany, a nawet sam narzucał “istotom” aby to one przyszły do niego.

Skrzypiący śnieg i ostentacyjne zachowanie Alnina obudziło chyba każdego, kto tylko był w obozie, lecz nie powinno budzić niczyjego niepokoju, chyba, żeby ten nie wracał długo.

Jedynie Vernon nie zwrócił na to najmniejszej uwagi, pogrążony w świecie snów. Jego umysł modyfikował się, by postrzegać sprawy w zupełnie inny sposób. Mimo, pogrążenia we śnie, wyczuwał, że jego zapach stał się słabszy. Oprócz tego było coś jeszcze... Vernon także wyczuwał obecność istot w pobliżu, a także samego Alnina, choć słabiej niż on sam. Punkty te zbliżały się do siebie.

Alnin nie musiał długo iść, by trafić na miejsce zbiórki - tak to przynajmniej wyglądało, nie było tam bowiem żadnego obozowiska - ci, których spotkał nie musieli spać na posłaniach.

- Witaj. Czekaliśmy na ciebie.

Było ich pięcioro, choć Alnin wyraźnie wyczuwał jeszcze jednego niedaleko. Natłok zaklinaczy podobnego typu budził w nim pierwotne instynkty, choć najwyraźniej przybyli tu, by porozmawiać.

- Zanim odpowiesz - kontynuował ten, który wyglądał na przywódcę - wiedz, że nie przybyliśmy tu by skrzywdzić ciebie ani twoich towarzyszy. Zamierzam wyjaśnić ci nasze cele i zaproponować przyłączenie się, lecz nim to zrobię, czeka nas długa rozmowa. Do tej pory błądziłeś niczym dziecko we mgle. Nie wiesz, co dzieje się na Północy, więc przyjmujesz zadania od byle kogo licząc na to, że w odpowiednim momencie będziesz miał okazję dać nogę z jakimś skarbem. Ja zamierzam dać ci cel, do którego będziesz mógł dążyć.

Stał tak dobrą chwilę beznamiętnie patrząc na zbieraninę dziwolągów i zastanawiając się czy rzucić wyjątkowo plugawą obrazę, wyrazić co sądzi o całym tym przedsięwziąciu, który i tak pójdzie na marne, czy po prostu odwrócić się na pięcie i odejść.

- Cóż za pouczające przemówienie - odrzekł ze sztuczną powagą. - Psia jego mać, to było cholernie zabawne! - Zaśmiał się, ale wcale nie tak głośno. Szybko spoważniał. - Co wy na to bracia zwierzaki - odkłonił się z przekąsem- jeśli rzeknę, że możecie pocałować mnie w dupę?

Zwierzołaki wymieniły między sobą spojrzenia. Jeden z nich, który do tej pory siedział odwrócony tyłem, teraz wstał i Alnin dostrzegł, że jest to człowiek-pająk, który zaatakował Arabellę w wiosce goblinów.

- To nie będzie konieczne - Powstrzymał go przywódca. Człowiek-pająk zareagował, co zdziwiło Alnina, który pamiętał go z tamtej nocy... a tacy ludzie niełatwo podporządkowują się innym. - Wierzę, że źle zrozumiałeś moje intencje. Prawdopodobnie zmylił cię ton, jakim się posługuję. Wybacz mi to, co teraz powiem, ale jeżeli masz, nazwijmy to - samolubne zamiary, to obnoszenie się z nimi sprawi jedynie, że wszyscy będą wiedzieli o tym od samego początku. A jeśli będą wiedzieli, będą mogli zareagować. Czyż nie rozsądniej byłoby postępować zgodnie z ich regułami... do czasu? Na przykład podczas gdy odstawiałeś przed chwilą swój teatrzyk mogłem bez problemu cię zabić. Nie zdążyłbyś nawet zareagować. - Coś w jego spojrzeniu mówiło Alninowi, że rzeczywiście tak było. W dodatku przywódca był... niesamowicie opanowany. Alnin doskonale wiedział, że zwierzęce instynkty nie raz bardzo trudno było stłumić i widział to też po innych zwierzoludziach z drużyny, lecz nie po przywódcy, z którym rozmawiał. - Jednak wiedz, że nie mam zamiaru tego zrobić, przynajmniej nie dopóki nie wysłuchasz naszej propozycji. A wiedz, że jest ona wyjątkowo samolubna i z pewnością w efekcie pozwoli ci zaspokoić swoją rządzę krwi, bogactwa... czegokolwiek.

- Cóż - wzruszył ramionami - może i tak było, może i mogłeś mnie ubić na dobre. Jest jeden problem: ja nie lękam się śmierci - powiedział to tak jakby stwierdzał najoczywistszą oczywistość. - Ostatnio co rusz widzę się z nią niczym z kumotrem. Przeczuwam, że i przed dłuższym spotkaniem nie ustrzegę, a zbliżam się do niego nieuchronnie. Na nic mi tedy rozsądek.

Dopiero po chwili stwierdził, iż zapomniał się w swoim monologu. “Nie był wręcz sobą”. Jak sądził powiedział za wiele. Nie wiedząc teraz co konkretnego zrobić uśmiechnął się pogardliwie i obdarował tym uśmiechem każdego z przybyłych.

- Cóż mi proponujesz mój ty opanowany przywódco? - pomimo ładnie przedstawionej groźby znów włożył w wypowiedź mnóstwo ironii.

- Wreszcie możemy przejść do rzeczy. Ale najpierw muszę ci opisać to, co się właściwie tutaj dzieje. Otóż od dawna na Północy operuje pewna grupa. Nazywają się Nienarodzeni, choć ta nazwa pewnie nic ci nie powie. Zajęło im to wiele lat, ale wreszcie przystąpili do wykonywania swojego planu. Otóż - zamierzają sprowadzić do naszego świata potężnego demona w jego własnej postaci. Wyobrażasz sobie tą moc? Demon znacznie silniejszy od mojego czy twojego, bez ograniczeń w postaci człowieka... zdolny niszczyć armie jednym spojrzeniem. W dodatku ta sekta też nie należy do najsłabszych. Rytuał już się rozpoczął. Gdy tylko się zakończy, Nienarodzeni podbiją tą część świata i uczynią z jej mieszkańców niewolników. Nikt, nawet magowie nie będzie w stanie im się przeciwstawić!

O potędze demona może świadczyć choćby to, że jego pojawienie się kształtuje naszą rzeczywistość. Powstanie Legionu, pojawienie się wampirów - to wszystko są efekty mocy demona. Niektórzy uważają, że wielka wojna na południu także została wywołana przez pojawienie się demona.

My także zebraliśmy się tutaj ze względu na niego. Wcześniej wszyscy byliśmy samotnikami, najemnikami jak ty czy nasz najświeższy towarzysz, który jak mówił - już cię spotkał. Teraz mamy cel.

Gdy demon powstanie, Nienarodzeni podbiją i obwołają się królami państw południowych, a ludzie będą służyć im jako niewolnicy i ofiary dla demona. Jednak nagrodzą tych, którzy im pomagali - zamierzają zostawić Ostatni Bastion w rękach Legionu. My otrzymamy jedno z państw na południu, gdzie każdy z nas będzie lordem, księciem, gdzie wreszcie my - zwierzołacy, uzyskamy pozycję nam należną. W naszym kraju nikt nie będzie próbował cię zabić, jeżeli się przemienisz. W naszym kraju nikt nie będzie na ciebie polował. W naszym kraju zabicie nic nie wartych ludzi w szale będzie twoim prawem! W naszym kraju tysiące niewolników będą pracować na twoje bogactwo...


- Cholera! - wybuchł niespodziewane - czemu nie rzekłeś tego od razu? Miarkowałem zrazu, iż chodzi o jakoby zjednoczenie się w obliczu zagłady, czy czegoś tam. Bądź co bądź taka wizja zadowala mnie ponadmiarę - uśmiechnął się, lecz już nie szyderczo, a po prostu z czystej fascynacji. - Jest jednak pewien szkopuł - zaczął po chwili. Rozejrzał się płochliwie, ot by upewnić się, udowodnić, że przeczucia mylą go i nawet nie są przeczuciami. - Owi, z którymi podróżuję mogą temu planowi cholernie zaszkodzić. Zwłaszcza, iż nie są to pewnikiem zwykli ludzie.

- Oni także przysłużą się naszemu celowi, choć może niekoniecznie zależnie od własnej woli. Pomyśl - co sprowadziło grupę potężnych zaklinaczy i wojowników, z którymi podróżujesz, na Północ akurat w tym czasie? Oczywiście to również jest efekt wywołany tym, że demon coraz bardziej znajduje się w naszym świecie.

Posłuchaj. Wszystkie te grupy działają niezależnie. Poza wspólnym mistrzem nie mamy żadnych związków z Legionem. Jednak wszyscy otrzymaliśmy dwa zadania. Pierwsza z nich dotyczy samego demona. Widzisz, sprowadzenie demona w prawdziwej postaci do naszego świata nie jest prostym zadaniem. Oprócz czasu i wysiłku, jakiego to wymaga, są pewne... warunki. Demon nie może pojawić się ot-tak, potrzebuje jakiejś formy. Forma ta nie może być byle jaka. Być może demon nie jest w stanie przyjąć formy, która nie jest związana z jego domeną. Być może po prostu nie chciałby takiej przyjąć. Nasz demon oznajmił, że potrzebuje statuy stworzonej z tysięcy ludzkich kości, lecz od każdego człowieka może pochodzić tylko jedna kość.

Tym nie powinieneś się przejmować. Zajmuje się tym głównie Marika - sowa i Guran - nietoperz. Mogą oni bez problemu pokonać góry i polować w Ostatnim Bastionie na południu. Zresztą Marikę już spotkałeś - przerwała swoją misję po to, by tu przylecieć i przekazać nam wiadomość o twoim przybyciu.

Drugie zadanie to to, którym zajmuje się reszta z nas. Na tych ziemiach zakopany jest potężny artefakt. Naszym zadaniem jest go odzyskać. Chodzi tu o miecz, wytwór starej cywilizacji, potężny przedmiot o mrocznej naturze. Wszystkie nasze grupy jak do tej pory zawiodły w próbach jego znalezienia. Pomyślałem wtedy - być może jest on ukryty w taki sposób, by zapobiec wykorzystaniu go przez tych, którzy upatrują w tym własnej korzyści? Dlatego właśnie potrzebna nam jest drużyna twoich towarzyszy. Gdy już wam się to uda, odbierz miecz i przynieś go nam. Powinien on obdarzyć cię wystarczającą mocą, byś mógł tego dokonać - lecz prawdziwy potencjał jest w stanie z niego wydobyć jedynie nasz Pan.

Wybuchł śmiechem, rzecz jasna zważając na to by przypadkiem nie zaalarmować kogoś z pozornie własnej drużyny.

- Kpisz chyba? Miarkujesz, iż sam zdołał im odebrać ową klingę? Mają magów, a widziałem co ci wyczyniają. Mają dwulicowych wojów o ile tak ich można nazwać. Mam jednakże lepszy pomysł: gdyby tak nieznacznie w trakcie tejże wyprawy zmniejszyć niby moją kompanię. Po odnalezieniu artefaktu robić to śmielej i częściej, aż w końcu zyskalibyśmy przewagę liczebną, niezbędną do ofensywy.

- Nie doceniasz mocy owego artefaktu. Wystarczy, że pierwszy go chwycisz. Zresztą, z niewielu informacji, które mamy na jego temat można wywnioskować, że jego moc mogą wyzwolić jedynie ci, którzy są w stanie poddać się rządzy krwi. Jeżeli martwisz się zaś o swoją drużynę to wiesz, że nawet w tym momencie moglibyśmy się jej pozbyć, gdyby nie to, że mam co do niej inne plany.

- Sranie w banie. Nie takie przyśpiewki i zapewnienia słyszałem ci ja. Moglibyśmy się ich pozbyć - rzekł sarkastycznie. - A i uchwycenie jako pierwszy brzeszczotu tego magicznego może być problemem. Oni będą baczyć bym trzymał się od niego z dala, zwłaszcza gdy w końcu odkryją jego możliwości. Znając życie wy miast przybyć mi od razu z odsieczą napotkacie jakoby przeszkody wszelakie. - Jęknął znów z sarkazmem.

- Nie powinieneś mówić takich rzeczy. Wiesz jak rzadko można znaleźć kogoś, kto tak dobrze cię zrozumie, jak inni o podobnym... problemie. Jesteśmy stadem. Nie zostawiamy naszych członków w potrzebie. Lecz masz rację... po części. Choć do nas przyszedłeś, nie ufamy ci jeszcze na tyle, by uznać cię za jednego z nas. Dostaniesz zadanie, proste i mało istotne, którego wykonanie poświadczy, że masz za nic swoją obecną drużynę i jej odczucia. Jeżeli je wykonasz, będziemy traktować cię jak jednego z nas. To zadanie... Harl, podejdź tu.

Człowiek-pająk wstał i podszedł do was. Zauważyłeś drwiące spojrzenie, jakim cię obrzucił.

- Ja także porzuciłem moje obecne zadanie, by dołączyć do stada. Ścigaliśmy kobietę, z którą podróżujesz, dla jakichś groszy...

- Tak, tak. Co z tym owym zadaniem? Prędzej bo skamienieje - ponaglił. - Diabelnie ryzykuję natenczas.

- Może i zaniechałem prób złapanie tej suki, lecz nie zapomnę jej tego, jak mnie potraktowała! Chcę, żeby cierpiała. W informacjach, które otrzymaliśmy gdy podjęliśmy się zlecenia była wzmianka o rodowej pamiątce, którą zabrała ze sobą. Chcę, żebyś ją jej odebrał, sposób mnie nie interesuje

- Już miałem nadzieję, iż chodzi o zadanie bólu czy podobnego okropnie haniebnego czynu - pozwolił sobie na mało wyszukany żart. - Jaką znów pamiątkę cholera?

- Chodzi o złoty medalion.

- Nie pojmuje, po cholerę ci on? Też wymyślił, medalion psia jego mać...Porachuję ci kości jeśli przez te gówniane ustrojstwo narażę się i wydam.

Po tym, jak Harl skończył mówić, odezwał się jeszcze przywódca.

- Wracając do tego miecza. Nie mogę cię przecież tak zostawić, nie dając żadnych informacji, gdzie go szukać. Jednak nawet my nie mamy na jego temat wiele informacji... Wampiry wydają się coś wiedzieć, ale z jakiegoś powodu nie mogą go zdobyć. Ale nie chcą się też tymi informacjami podzielić. Możesz spróbować pogadać z jednym z nich, ale to będzie trudne. Po pierwsze, tylko te ważniejsze mają jakąś wiedzę. Po drugie, wampiry są jakie są. Zresztą sam się jeszcze przekonasz. Gdy będziesz z nimi rozmawiał, miej oczy dookoła głowy i bądź gotowy do walki.

Podróżując dalej w tym kierunku traficie na wioskę, w której obecnie przebywa jeden ze starszych wampirów.
 
Issander jest offline