Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2012, 09:52   #5
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Noc nadeszła ciemna tak bardzo, że czubków własnych nosów niemal nie widzieli. Pod prowizorycznym namiotem, grzejąc się jedno od drugiego, dygotali z zimna. Bez ognia, którego i tak w tej wilgoci pewnie by nie rozpalili, bardziej od spania marzyło się im chociaż trochę ciepła. Liebert miał wrażenie, że jest budzony co chwilę, a cóż, on trwające dwie godziny warty mniej więcej jeszcze potrafił określić, ale Hildzie czas mógł się dłużyć w nieskończoność. Czy ona chociaż wiedziała o ile czasu mu chodziło? Nie zapytała w każdym razie.

Było już chyba grubo po północy, choć mgła i chmury nie ustępowały i nie dało się tego stwierdzić, gdy kręcąca się i nie mogąca spać dziewczyna chwyciła go mocno za ramię, szepcząc prosto do ucha.
- Słyszałeś? Od strony traktu...
Teraz gdy się wsłuchał, faktycznie usłyszał szelest i powtarzające się co chwile pobrzękiwanie. Zbliżające się powoli.
- Tak słyszę - szepnął potwierdzająco. Ponownie wręczył dziewczynie sztylet, a sam chwycił za miecz. - Musimy wyjść z namiotu, ino bezszelestnie. - polecił. - Ja pierwszy - dodał po chwili. Starał się też skojarzyć, do czego to pobrzękiwanie było podobne.
Wygrzebali się na zewnątrz najciszej jak potrafili. Gdzieś daleko rozległo się wycie wilka, korony drzew szumiały złowieszczo. A to co poruszało się po trakcie brzmiało jak kroki, ale przy każdym z nich idący musiał zahaczać stopą o trakt, jakby szedł z ogromnym trudem. Nadchodził od południowej strony, a brzęk musiał być związany z metalowymi elementami jego ubioru, czy może broni, pojawiał się bowiem wraz z szelestem. Niestety ciemność nocy uniemożliwiała dojrzenie czegokolwiek prócz krzaków, za którymi się ukryli razem z namiotem.
Liebert wskazał palcem, by dziewczyna siedziała najciszej, jak tylko może. Choć Hilda z pewnością też o tym wiedziała. Dłoń Weltiego nerwowo, jeszcze mocniej, zacisnęła się na rękojeści miecza. Raz po raz, któraś z myśli mówiła mu... uciekaj... uciekaj czym prędzej. Jednak kolejna mówiła: zostań bez ruchu, nie zauważy cię w taką ciemnicę. Bezruch zwiększa twe szanse. Tak też postanowił uczynić, zostać skrytym za krzakiem, modlić się i prosić bóswa, by pozostał niezauważonym. Nie poruszy się dopuki nie będzie musiał, cały czas nasłuchując nowych dźwięków. Wyłapywał wszystko co mógł i co mogło mu pomóc rozeznać się w sytuacji. I tym jak ona się rozwinie. Czy piechur ruszy dalej mijając ich, czy piechur się zawaha i poczuje się, gdy zbliży się do nich. Czekał, a każda sekunda wydawał się wiecznością.
Tamten nie wydawał się zauważać cokolwiek, zwyczajnie ciągle przesuwał się do przodu. Wydawane przez niego odgłosy robiły się coraz głośniejsze, aż w końcu Liebert z trudem dostrzegał mroczną, humanoidalną sylwetkę. Nie wydawał się rozglądać na boki... aż nagle potknęła się i upadła na trakt, z cichym jękiem. Tam zamarła. Hilda przysunęła się do jego ucha.
- Słyszałam opowieści o dawnych strażnikach, co nocami patrolują ten trakt...
- Jakich dawnych strażnikach, o czym ty mówisz? - spojrzał pytająco na dziewczynę i tylko dzięki ciemnej nocy, nie dało się w jego oczach dostrzec przerażenia. - Powiedz co więcej o nich. Grozi nam niebezpieczeństwo? Co się z nim stało? - Liebert lubił opowieści, wielu się w trakcie swych podróży nasłuchał, ale czuł że ta mu się nie spodoba. Większość była wymysłem ludzi, ale to co teraz ujrzał było conajmniej podejrzane i niepokojące.
- Podobno to duchy... albo... jak się to mówi... martwi powstali z grobów. Coś ich zmusza, aby patrolowali ten trakt. Takie są opowieści, dlatego nikt tu nigdy ponownie nie zamieszkał. Bronią kopalni i zamku w górach.
Istota, czymkolwiek lub kimkolwiek była, wciąż leżała na trakcie. W chwilach, gdy nie wiał mocniejszy wiatr, Liebert miał wrażenie, że słyszy jej ochrypły oddech.

Liebert nie miał zielonego pojęcia czemu to coś leżało i prychało na trakcie, tuż obok nich.Usłyszawszy jednak odpowiedź Hildy nie miał za bardzo ochotę z bliska przekonać się, co się stało. W ogóle to w tym momencie bał się poruszyć, bał się zrobić cokolwiek. Modlił się o świt, ale do niego zostało jeszcze kilka, długich godzin. Chwilę pozostał bezruchu, a gdy sytuacja się nie zmieniała, chwycił jedynie kamień i rzucił nim na drugą stronę traktu.
Kamień nie doleciał na drugą stronę. Odbił się z głośnym stukiem od traktu, a potem znieruchomiał. Nic się nie zmieniło.
Nie zmieniło się także to, że Liebert nie miał ochoty na własnej skórze przekonywać się kto, czy co, to tam sobie leży na trakcie. Może bardziej na skórze Hildy, ale też wolał jej nie poświęcać w ten sposób. Uznał, że lepiej się nie wychylać i zostać w tym miejscu. I tak noc będzie już nie przespana. Nie wyobrażał sobie, że mógłby ponownie spocząć w namiocie i spokojnie usnąć.

Liebert czekał bez ruchu, podobnie jak Hilda, która przytuliła się do niego mocno, drżąc z zimna i strachu. Wsłuchiwali się uważnie w odgłosy, ale po jakimś czasie odpowiadał im tylko szum wiatru, trzeszczenie koron drzew i cisza. Nie było już śladu po oddechu. Do ranka wciąż było daleko a czas mijał cholernie powoli. A na dodatek noc była nieprzyjemnie zimna i wilgotna.
Gdy nadszedł świt, ciała mieli zziębnięte i skostniałe. Każdy ruch powodował ból, a i bezruch nie był przyjemny. Mimo, że na niebie wciąż zalegały chmury, to jednak wreszcie zaczynali coś widzieć. Wyglądając ostrożnie zza krzaków coraz łatwiej było dostrzec ciało, leżące brzuchem do ziemi, ledwie ze trzy metry od ich kryjówki. Ciemny strój, pusta pochwa od miecza i głowa, która pasowała zdecydowanie bardziej do człowieka niż nieumarłego strażnika czy tym bardziej ducha.
Welti niezwykle się cieszył, że udało mu się dotrwać do pierwszych promieni słonecznych. W nocy było parę momentów kryzysowych, w których już myślał, że nie da rady wytrwać. Myślał, że zemrze tej nocy na pewno. Już wznosił modły do Morra, jak w końcu ujrzał, że niebo się rozjaśnia. Gdy był już w stanie ujrzeć leżącą na trakcie sylwetkę, przeklął siarczyście, za całe swe nocne cierpienia. Te trzy metry, jakie musiał wykonać do ciała były okropne, choć na szczęście ponownie mógł się ruszać. Z początku było niezwykle ciężko, każdy ruch kolejny wydawał się już jednak łatwiejszy. Czuł, że zimno powoli, bardzo powoli, ale zaczyna odchodzić z jego ciała. Przydałoby się rozpalić ognisko, by choć na chwilę się rozgrzać, ale najpierw musiał zobaczyć co to leży na trakcie. Teraz już był pewnym, że nie dycha już i niebezpieczne nie jest. Może nie pewnym, ale z większą odwagą niż w nocy. Podszedł do leżącego człowieka i najpierw go szturchnął nogą, by później odwrócić go na plecy.
Ciało należało do zwyczajnego wydawałoby się, niezbyt już młodego mężczyzny. Zarośnięty na twarzy, ubrany w gruby płaszcz, pod którym miał tunikę i kolczugę. Wszystko rozcięte w jednym miejscu i porozrywane, tak jakby toczył niedawno jakąś walkę. Zimny zupełnie i pochlapany krwią. Po jego mieczu pozostała tylko pochwa, dobrej jakości.
- Widziałaś go kiedy wcześniej? - zapytał Hildę.
Dziewczyna, która podeszła z wyraźną obawą, nachyliła się, a potem zbielała i szybko cofnęła, kręcąc głową. Rana już nie krwawiła, ale i tak było tu wystarczająco dużo krwi, a ona chyba zamordowanego człowieka nigdy nie widziała.
- Jeśli to te twoje duchy, to łatwo giną - zażartował, lecz patrząc na Hildę wiele jej brakowało, by zagościł na jej twarzy jakiś uśmiech. - Rana od miecza - zawyrokował Liebert - nie mógł daleko zajść - stwierdził również, ale czy jego słowa rzeczywiście były prawdą, tego nie był pewny. - Możliwe, że w tej wiosce ktoś go dopadł, a ona już tuż tuż - rozmyślał głośno. - Musimy go, choć prowizorycznie, pochować - spojrzał na zlęknioną dziewczynę. - Albo ja go pochowam, a ty zbierz trochę chrustu i liści suchych, może uda nam się rozgrzać - zaproponował widząc jej bladą twarz.
Pokręciła głową.
- Nie masz czym kopać. Nie powinniśmy tu zostawać, strażnicy mogli go zabić. Za to, że wkroczył na zabroniony teren - zadrżała wyraźnie. - Ognia tu też nie rozpalę, wszystko jest wilgotne. Wioska nie powinna być daleko, tam możemy się ogrzać.
- Żadni strażnicy, przestań bajek się bać! Nie godzi się tak zostawiać człowieka - syknął na dziewczynę Liebert. - Pomóż mi go chociaż ściągnąć z traktu. Skończymy, to ruszymy do wioski - postanowił.
Na to mogła się zgodzić, chociaż zamknęła oczy, gdy ściągali go na bok, między krzaki. Ziemia tam była mokra, ale kopanie czegokolwiek w środku lasu zawsze było mordęgą, a bez narzędzi wydawało się niewykonalne wykopanie mu grobu. Co najwyżej można było przykryć ściółką.

Gdy jednak na chwilę się odwrócił, kątem oka dostrzegł, że dziewczyna sięga do buta tamtego, wydobywając stamtąd sztylet. Gdy się odwrócił, wzruszyła tylko ramionami, nie kryjąc zdobyczy.
- I tak mu się już nie przyda. Może jeszcze co ciekawego ma?
Wyżej jednak sięgać chyba ochoty nie miała, zakrwawione ciało ją do tego zniechęciło.
- Odłóż ten sztylet dziewczyno – zażądał młodzieniec. Może i mu się nie przyda, ale nie tobie to oceniać i nie tobie on się należy. Nie będziemy zwłok grabić. Upoluj zwierzynę, zbierz jedzenie, zrób coś pożytecznego, a nie umarłych okradaj. Złe nawyki masz. Widzę, czemu chciałaś tą wiochę opuścić, nic a nic wychowania nie zaznałaś – zestrofował Hildę.

Rozeźlił ją chyba tylko, bowiem ani myślała oddawać sztylet.
- A ty co sobie myślisz? Zakopać byś chciał go ze wszystkim? Widać, żeś wychowany u bogaczy, bo u nas na takie marnotrastwo nikt nie pozwala. A i co mam zrobić, jak mnie co tu zaatakuje? Na ciebie liczyć?! Jak ten biedak umierał to ze strachu dygotałeś tylko, wielki wojowniku!
Prychnęła i wyszła ponownie na trakt, groźnie zaplatając ręce na piersi.
- Ty za to odważnaś! Przecie ci dałem dziewczyno sztylet, toś mogła się bronić, a nie tulić do mnie. Jak żem się ruszyć mógł wtedy? - warknął Liebert. - Ino narzekać potrafisz, jak baba, o! Mówiłem z początku, że pewne zasady będą panować... przytaknęłaś. Dlatego tu jeszcze jesteś, a nie tam skąd cię zabrałem. Ja... Ciebie. Już nie jesteś u siebie. I ja mówię zasadą jest, że nie będziemy okradać zmarłych, których ktoś inny zabił. Wierzysz w bajki o strażnikach, to uwierz też bajki o niespokojnych, okradanych duchach i zastanów się... - spojrzał na Hildę groźnym wzrokiem.

Westchnęła ciężko, a potem z wyraźną złością cisnęła sztyletem ku zwłokom. Na szczęście był w pochwie i przeleciał dobry metr od Lieberta.
- Jak cię ktoś napadnie i go zabijesz to też nic nie weźmiesz, bojąc się jakiś okradanych duchów?! Nawet ja w to nie wierzę, nie widziałam żadnego, chociaż nigdy zmarłym dobytku żeśmy nie zostawiali. Ale nie chcę, abyś mnie tu zostawił - dodała ciszej.
- Nie zostawię przecie - spojrzał na wystraszoną dziewczynę, zmieniając zdecydowanie ton głosu. - Ino chciałem ci uzmysłowić, że to co robita jest złe. Ino tyle. I nie kłućta się , bo złych intencji nie mam. Idziemy dalej, do tej wioski, czy chce coś zjeść teraz pierwej? Może chodźmy jak mówisz, że to już blisko powinno być, a tam zatrzymiemy się w jakim cieplejszym miejscu.*
 
Sekal jest offline