Wieśniacy cofnęli się, wewnętrzna iskra zgasła i poczuł się jeszcze gorzej, niż przedtem. Tłum co prawda odstąpił, ale nie przekonał nikogo - ostatecznie to kłamstwa wzięły górę. Nawet nie miał siły się gniewać na kłamców - ostatecznie chcieli dobrze, nawet jeśli nie był to właściwy sposób, cóż, skoro skuteczny. Sam zawiódł. Zmęczenie po podróży i brak posiłku dał o sobie znać w zimnym dreszczu jaki przebiegł mu wzdłuż karku. W tej walce zamierzał jednak wytrwać i ani przygiął karku, ani nie skurczył się z zimna, przeciwnie - poprawił chwyt na trumnie i wyprostował się sztywno i po chwili ruszyli dalej.
Pogrzeb był... Właściwy. Nie stało się nic nieoczekiwanego - trumna wylądowała w grobie, kapłan wypowiedział krótkie, surowe kazanie, potem zaś każdy mógł powiedzieć coś od siebie... Nie każdy chciał. On również, choć przecież powinien... Dopiero gdy przebrzmiały już wszystkie słowa i niektórzy już powoli odchodzili, wydobył z siebie pieśń. Była krótka, cicha, pełna żalu i słów, których znaczenia i on już nie znał... Gdy przebrzmiał ostatni wers, unosząc się ponad szarymi nagrobkami, tak samo uszła zeń cała tocząca go rzpacz. Poczuł się lepiej, sam dla siebie i uczcił pamięć profesora - niezależnie czy komuś się to podobało, czy nie. Spokojniejszy już, ruszył z resztą grupy.
Wysłuchawszy testamentu nie powiedział nic, choć jego treść zasmuciła go - miał wracać, a okazało się, że jeszcze tu zostanie... Będzie musiał napisać kolejny list... Póki co po prostu poszukał pokoju dla siebie i postanowił uporządkować sprzęt i odpocząć, skoro już nie był potrzebny.
__________________ Cogito ergo argh...! |