Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2012, 16:31   #101
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Szlachetni członkowie załogi wypięli się na swego kapitana, odmawiając czynnego udziału w skaptowaniu majstra, który zechciałby jak najszybciej naprawić odrobinę przeciekający Świt.
- Ty jesteś kapitanem - stwierdziła Julita. - Ty wszystko załatwiasz.
Mina Gomrunda świadczyła o tym, że popiera zdanie załogantki, bez najmniejszych nawet wyrzutów sumienia zwalając sprawy związane z barką na barki kapitana. Z drugiej strony nawet trudno mu się było dziwić. Krasnolud był typowym szczurem lądowym, chociaż jako argument w spornych sytuacjach był - nie da się ukryć - niezastąpiony.

Winda, szczytowe ponoć osiągnięcie sztuki inżynieryjnej, trzęsła się niemiłosiernie. Aż dziw, że nikt choroby morskiej nie dostał i nie porzygał się na głowy tych, co na dole stali. Nie każdy wszak jest przyzwyczajony do kiwania czy do wysokości. Sami jednak twardziele byli dookoła, czy też żołądki mieli ze stali.
- A jakby to spadło, to co? - spytał nagle Szczur.
- To by jeden mały półgłówek już nigdy by głupich pytań nikomu nie zadawał - warknęła Julita. Rozeźlona widać była, bowiem w łeb Szczur dostał, nim mówić skończyła.

Mimo mało optymistycznych odzywek chłopca okrętowego na górę dotarli cało i zdrowo. Jednak, chociaż zapewne oszczędzili nieco czasu i sił, nie była to z pewnością przyjemność warta aż takiej zapłaty.
- Zdzierstwo - mruknęła Julita. - Z powrotem wracam pieszo.
- No!
- zdecydowanie poparł ją Szczur.

Pięć sztuk złota zaliczki. Nie tylko Julicie wydało się to kwotą dość wygórowaną. I chociaż Hans, Rudym zwany, nie wyglądał na kogoś, kto tylko patrzy, by przyjezdnego oszwabić, ale nie wygląd o człeku świadczył, i nawet nie polecenie z kapitanatu.
- Niech będzie, panie Hans - Konrad głos ściszył. - Ale jeden warunek drobny.
- Ale z pięciu franzów nie ustąpię
- zastrzegł się szkutnik. - Co zatem?
- Pięć niech będzie
- potwierdził Konrad.
- Otóż sam pan wiesz - mówił dalej - jak to jest. Pan tu jesteś swój i nikt pana nie tknie.
Rudy Hans skrzywił się nieco, pewnie z niedowierzaniem, ale nic nie odrzekł.
- Tak jak każdy, i ja złoto lubię, a to, co w mojej kieszeni to szczególnie - mówił dalej Konrad. - A są tacy, co na każde złoto są łasi. Jak ja tu złotem sypnę, na oczach tłumów, to nawet taki, co mu wóda i rum rozum wypaliły wiedzieć będzie, że złoto przy sobie mam. A po co mi zainteresowanie zbytnie? Po co przed żebrakami mam się opędzać, albo i z opryszkiem się spotkać? Sakiewkę człek straci i kłopot, bo jeden złoty krążek do drugiego podobny i człek nie udowodni, że jemu go akurat zabrali. A jak zaszlachtuje się takiego w obronie własnej, to i tak straż się człowieka czepia, miast wdzięczność wyrazić.
- No i?
- spytał Hans, wysączywszy z kufla ostatnie krople piwa. Wizja ewentualnej straty Konradowego majątku nie zrobiła na nim jakoś wrażenia.
- W zacisznym miejscu trzeba to załatwić - stwierdził Konrad - a pan powiesz, gdzie takie znaleźć.

Miasto wyciągało z kieszeni nie tylko złoto, ale i srebro. Sztuka tu, dwie sztuki tam...
- Zanieś to na barkę. - Konrad podał Szczurowi worek z zakupami zrobionymi w karczmie; trochę jedzenia dla tych, co zostali na barce.
- Ale dlaczego ja? - spytał Szczur. - Czemu nie Julita?
- Bo jesteś najmłodszy
- odparła szybko Julita. - Poza tym Konrad tak kazał. A on jest kapitanem.
- Najmłodszy, najmłodszy...
- burknął młodzik. - Zawsze to samo. A ja chciałem coś załatwić.
- Co ty niby masz za interesy w mieście, co?
- Julita spojrzała na Szczura wzrokiem pełnym podejrzliwości.
- A cię to obchodzi? - Szczur wyraźnie się nabzdyczył. - Moje srebro.
- Srebro cię w zadek gryzie? A może gdzie indziej, co? Ma panienki ci się zebrało?
- Całkiem ci odwaliło!
- odpalił oburzony Szczur, na którego policzkach pojawiły się rumieńce. Złości zapewne. - Według ciebie każdemu tylko baby w głowie?
- Jasne. Stale jestem w porcie, to wiem, jak się chłopy zachowują, ledwo na ląd zejdą
- odparła Julita. - Piwo i dziwki.
- Skończcie już.
- Konrad przerwał rozwijającą się w najlepsze dyskusję. - Julita, dzisiaj masz wolne. Szczur, ty wracasz na barkę. Ktoś musi pilnować naszych szczurów lądowych. Co będziesz robił po drodze mnie nie obchodzi, byle byś tam był przede mną. Odbijesz sobie jutro lub w następnym porcie. Jasne?
- Jasne
- odparł Szczur. Obrzucił dziewczynę niechętnym spojrzeniem, odwrócił się na pięcie i poszedł.
- Ja chyba też wrócę - powiedziała Julita. - Co tu będę robić? Pić mi nie pozwalasz, gacie na zadku mam całe i nowych kupować nie muszę. Koszulę na grzbiecie też. - Wzruszyła ramionami. - Dogonię Szczura i go jakoś ugłaskam.

Konrad wrócił na barkę dobrą godzinę później, dość zmęczony schodzeniem po kilometrowej długości schodach, bogatszy o dwie mikstury, zakupione wcześniej w świątyni Shallyi. Barkę zastał tam, gdzie stała.
- Dużo mamy wody? - spytał Szczura i Julitę, w zgodzie siedzących na pokładzie “Świtu”.
- Na razie plaster trzyma - zapewniła go Julita.
- Dwa wiadra wylaliśmy - dodał Szczur. - I prawie nie przybiera. Da się żyć.
- Szkoda tego złota
- mruknęła Julita. - Do Nuln byśmy jakoś dopłynęli.
- Jak nam Hans załata burtę, to nie będziecie musieli wylewać wody
- odparł Konrad. - No i nie pójdziemy na dno.
- Teraz możecie się poobijać
- mówił dalej. - W nocy normalne wachty, żebyśmy na dno nie poszli. Ale to ustalimy do końca jak wszyscy wrócą.
Rozsiedli się na pokładzie czekając na tych, co jeszcze nie dotarli z powrotem na pokład.
 
Kerm jest offline