Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2012, 11:01   #27
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Muzyka bełtów świstem obwieściła początek swej uwertury. Krzyk „Bij!” zaś obudził instynkty, które żyjąc w Nilandzie człek wyrabiał sobie z każdym oddechem. Tu nie żyli zbyt długo ci, którzy na słowo „Bij” nie reagowali. Połowa niemal podróżnych skryła się za czym się dało, bez różnicy zaprzyjaźniając się z burtą promu, skrzyniami i pakami czy tobołkami ciśniętymi przez innych podróżnych. Pozostali byli już na brzegu i ci tak po prawdzie w jednej chwili zorientowali się, że są w czarnej, bezdennej dupie.

Bluella miała szczęście. Zawsze miała szczęście do męskich salwatorów i tym razem również jej nie zawiodło. Uniknąwszy ciosu noża w ostatniej chwili padła na ziemię tuż za swoim kufrem nie do końca zdając sobie sprawę z tego co się dzieje. Hrabia zorientowany był aż nadto, ale miał na garbie jej kufer. Jej drogocenny kufer, który wnet runął na ziemię dając jej solidną osłonę. Nad głową Blu świsnęły bełty a jeden nawet uderzył w kufer! Świstu szabli Hrabiego już nie słyszała w ogólnym rabanie. Ktoś krzyczał z promu, by ciąć liny, ktoś inny wołał do tyk. Z brzegu ktoś inny wykrzykiwał rozkazy. Hrabia nie tracił czasu na nic. Wiedział, że jeśli ma wynieść swą panią żywą z tego skrzętu, musi unieszkodliwić mnicha. Jego szabla przecięła wpierw powietrze, bowiem mnich uskoczył łapiąc równowagę po ciosie Toma. Tom już rwał się do ucieczki. Od promu niósł się jęk ranionego w ostrzale. Przez krzaki rwała chyba kupa zbrojnych. Hrabia na decyzję miał jeno ułamek chwili. Ciął raz jeszcze powalając mnicha na ziemię płaskim ciosem w udo, ale dokończyć dzieła już nie miał czasu. Rzucił się do ucieczki słysząc szczęk oręża i chrzęst pancerzy. Kupa zbrojnych była coraz bliżej…

Zarena jak rzadko kiedy, zareagowała błyskawicznie. Słowa inkantacji same pojawiły się w jej głowie, podobnie jak odpowiednie formuły i schematy zaklęcia. Jeszcze odrobina mocy i … wypadająca pędem z gęstwiny na ścieżkę kupa zbrojnych niczym na jakim lodzie jęła dreptać i balansować próbując utrzymwać równowagę. Na efekty Zarena nie czekała ni chwili. Wraz ze swoim pupilem przeskakując tarasujący drogę kufer, pomknęła ku promowi, gdzie Hrabia wlekł już półprzytomną szlachciankę. Tom osłaniał ich odwrót. Tym razem mieli szczęście.

Szczęścia nie miał Vethrell. Choć z drugiej strony patrząc można było by rzec, że miał go w bród. Spośród trzech bełtów, które za cel wzięły sobie zwalistego dzikusa, który mieczem piłował liny, dwa chybiły okrutnie wbijając się o dobre dwie stopy w bok od jego sylwetki. Trzeci trafił. Wszedł w lewe ramię męża w chwili, kiedy cięta przezeń lina pękała. Runął na pokład w spazmie bólu nie puszczając miecza.

Nie był jedynym, którego zmiotły bełty wystrzeliwane z brzegu…

Bracia Berg też dostrzegli niebezpieczeństwo. Obaj jednak nie mieli doświadczenia swego ojca, który jeno usłyszał jęk zwalnianych cięciw, skoczył do wody odgradzając się promem od napastników. Jego ryk – „Do wody synkowie!” – nie przełożył się na synowskie posłuszeństwo. Młodzi mieli w sobie iście rycerskie męstwo. Tyle, że Niland nie był krainą rycerskich obyczajów. Dwa bełty weszły w pierś wyższego powalając go w piruecie na ziemię. Drugi zdążył się zwalić na pokład, ale i on dostał. Nastała chwila przerwy. Przerwy niezbędnej dla kuszników dla naciągnięcia ich śmiercionośnej broni.

Prom zalała chaotyczna rąbanina. Podróżni miotali się od liny do liny starając się uwolnić barkę od okowów wiążących ją z brzegiem. I wszystko miało się ku dobremu, kiedy znów świsnęły bełty zmuszając tnących liny do błyskawicznego porzucenia zajęcia. U wylotu ścieżki, na skraju gęstwiny, powywracany nagłą śliskością listowia zbrojny komunik zbierał się powoli, kiedy ostatni uciekinierzy dopadli pokładu. Prom ledwie zauważalnie drgnął w chwili, kiedy Tom skoczył na jego pokład. Dwóch napastników zdążyło jeszcze się poderwać z kotłowaniny i pomknąć w stronę promu. I może by go nawet dopadli, gdyby nie ciśnięta z nagła przez Hermana charcząca wściekle kosmata bestia, która wylądowała pierwszemu na piersi i od razu sięgnęła pazurami do tętnicy zalewając go falą ciepłej posoki. Drugi minął go i wyprzedził, lecz ledwie o trzy kroki, nim w jego brzuchu eksplodowała fala gorąca wyrywając go w pół kroku z butów i posyłając w piach. Sterczącego w podbrzuszu bełtu wystrzelonego przez Savoyę przez gasnący w oczach świat pewnie już nie widział.

„Do tyczek!” było imperatywem, który doskonale rozumieli ci, którzy wiedzieli, że rozlewisko wokół Źródła niemal pozbawione było prądu. To wykluczało porwanie ich barkasu przez wartki prąd. Jeśli chcieli spierdolić musieli zrobić to sami. Kilku śmiałków poderwało się i złapało za tyki odpychając ich łajbę od nieprzyjaznego brzegu. To było ryzyko, ale musieli je podjąć. Kryjący się po krzakach kusznicy potrzebowali więcej czasu na napięcie kusz i trzeba to było wykorzystać. Natomiast podnoszący się na brzegu zbrojni, których wywróciła nagła śliskość zbutwiałych liści, do promu nie mieli znów tak daleko. Mogli dopaść go w pół pacierza. Trzeba się było spieszyć…

Syk wystrzeliwanych bełtów zaskoczył wielu. Klechy nie miały prawa tak szybko naciągnąć kusz! No, chyba, że mięli jakie automaty bądź gotowili się na zasadzkę z kilkoma. Dywagacje były zupełnie próżne. Niemal wszyscy zdążyli skryć się przed niespodziewanym ostrzałem. Bella, która podnosiła się właśnie, poczuła przygniatający ją do ziemi ciężar. Krzyknęła w pierwszej chwili, ale wnet poczuła również głuche łupnięcie i płynącą jej po policzku krew. Sterczący cal od jej twarzy okrwawiony bełt tkwił głęboko w ramieniu Toma, który najpewniej ocalił jej życie a sam teraz wił się w grymasie bólu.

Jego jęki zagłuszył krzyk. Krzyk Brenta, który zauważył na brzegu wyłażących z łoziny zasadzkowiczów, którzy gwałtownie krzesali ognia nad trzymanymi na postronkach kagankami. Trzy pary kombinatorów, którzy najwidoczniej mieli za zadanie nie dopuścić do tego, by prom odpłynął od wyspy. Dwa z ich improwizowanych pocisków już zapłonęły, trzecia para wciąż walczyła ze złośliwą hubką i krzesiwem. Tyle, że i dwie oliwne lampy pewnie mogły by wystarczyć a obie snując mgiełkę dymu zatoczyły dwa szybkie koła na postronkach, po czym wyleciały w górę ciśnięte nerwową ręką spóźnionych podpalaczy.

Markus wraz z Hrabią naparli z całych sił na tyczki nerwowo obserwując ospały ruch ich barki. Prom od brzegu dzieliło już dobrych pięć kroków, ale dla kusz wciąż było to tyle, co nic…


.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline