Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2012, 11:32   #68
Kizuna
 
Kizuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Kizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodze
Westchnęła cicho, powoli kierując się do środka sklepu. Miała być dyskretna. Dyskretna jak ninja zbierający informacje na terenie wrogiego klanu. Jak gejsza mająca zatruć sake wrogiego generała. Niczym mistrz Iaijutsu wykonujący pierwsze cięcie. Inaczej mówiąc Tsuki miała tyle dyskrecji co dziki Bakemono w składzie porcelanowych figurek.

Po wejściu do sklepu, chwilę rozejrzała się po asortymencie, by wzrokiem odszukać sprzedawcę. Dopiero po nawiązaniu kontaktu wzrokowego mogła zadać pytanie.

-Czy to jakiś tutejszy zwyczaj by klient wychodził pełzając po ziemi?-

-Och, on?- półelf machnął lekceważąco dłonią.- Pchła, szargająca moje dobre imię. Nic wielkiego. Za to panienkę zachęcam do obejrzenia towarów, oferowanych przez mój skromny sklep. Nazywam się Lancel, a to moja "Pełna Sakwa".

Tsuki kątem oka rozejrzała się i dostrzegła że faktycznie, ceny w sklepie mieszańca były iście niewygórowane. Jedwabne stroje, sprzedawane po kilka złotych monet, bogato zdobiona broń, butelki z wytrawnymi winami a nawet ekskluzywna zastawa stołowa. Wszystko to sprzedawane było po cenach pospolitych towarów.
Chwila ciszy, gdy mrugała. Raz nawet przetarła oczy, czy aby dobrze widziała.

Tsuki była naprawdę kiepską aktorką.

Z niepewnym wyrazem twarzy spojrzała na sprzedawcę i wskazała dużą koszulę z jedwabiu. Dwie złote monety.

-Cena jest chyba niepoprawna. Zrobienie takiej koszuli kosztowałoby co najmniej trzy razy tyle ile tutaj jest podane.-

-Och, widzę że panienka zna się na rzeczy.-
grubasek prawie że w podskokach zbliżył się do wskazanego elementu odzieży i zdjął go z manekina.- Wspaniała, prawda? Lekka i zwiewna. Wspaniale by na panience leżała... A co do ceny, cóż, przyświeca mi idea by każdy w swoim życiu mógł zaznać odrobiny luksusu.

Uśmiechnął się serdecznie, i aż trudno było uwierzyć że przed kilkoma minutami rzucał ludźmi przed drzwi swojego sklepu.
Spokojnie wzięła koszulę na dłonie i przez chwilę przyglądała się jej.

Jedwab, najprawdziwszy jedwab. Tylko jak skoro od już kilkunastu lat ekspedycja z tego kontynentu zablokowała Jadeitowe Wyspy i zaledwie kilku uchodźców rocznie dociera tutaj?

-2 sztuki złota za koszulę. I szukam srebrnych kolczyków. Zwykłych, okrągłych. Mój nauczyciel zabronił mi mieć kolczyki zbyt odstające od ciała lub zbyt długie.-

-Oooo! Naprawdę, nie myliłem się co do panienki! Jakie sobie pani życzy?- zaszczebiotał uradowany i podbiegł do lady, by wyjąć spod niej pudełko na biżuterię. Spokojnie przekręcił kluczyk w małym zamku i otworzył szkatułkę.

W środku zaś, w równych rzędach, leżały kolczyki. Srebrne, miedziane, złote... Takie zdobione perłami, oraz inkrustowane drogimi kamieniami szlachetnymi. Lancel zaś uśmiechnął się promiennie.

-Miedziane za sztukę złota, srebrne od 3 do pięciu, a złote zależy od kamieni szlachetnych jakimi są zdobione.

Przyglądała się spokojnie.

-Wezmę cztery zwykłe, srebrne kółka za 12 sztuk złota.-

W sumie to one przypominały trochę kółka od kolczugi. Ale droższe i z metalu szlachetnego, nie żelaza czy stali.

-Zastanawia mnie czy posiada pan może towary pochodzące z Jadeitowych Wysp?-

-Och, niestety, mój dostawca nie posiada niczego z... pani ojczyzny?-
Lancel uniósł dłoń i wycelował palcem w elfkę.- Coś czułem że pani stamtąd pochodzi. Ale nie, przykro mi, nie mam niczego z tamtych stron.

Pokiwała głową.

Cóż, przydałyby się nowe spinki do włosów albo może talizmany. Ile by dała za porządny talizman ciepła lub oczyszczający powietrze. Co by nie mówić, miasto było silnie zasiedlone i mocno przerobione w stosunku do naturalnego krajobrazu. Czyste powietrze zaczynało być powoli luksusem zarezerwowanym dla tych, co żyją w lepszych dzielnicach. A w porcie śmierdziało.

-A co z kosmetykami? Chodzi mi o zielony cień do powiek.-

-Niestety, takich dziwności także nie posiadam, ale mogę panią zadziwić niezwykle szeroką gamą perfum. Nie znam się na nich, więc sprzedaje flakoniki po sztuce złota, obojętnie od zawartości.-
mówiąc to wskazał na szklaną gablotę pod ścianą, w której lśniły małe buteleczki z perfumami. Każda w innym kolorze i kształcie, lecz bez wyjątku, misternie wykonana przez profesjonalnych mistrzów dmuchania szkła. Zdecydowanie, sztuka złota od jednej sprawiała że gdzieś w mieście jakiś zakład perfumiarski codziennie tracił klientów na rzecz Lancela.

Przyglądała się flakonikom. Każdy został spokojnie obejrzany przez nią.

Nie miał nawet cienia do powiek? Wspaniale, zielone paski musiały zostać odłożone na dalszy plan.

-Ma pan coś przeciwko bym poczuła zapach wpierw?-

-Nie, nie, nie. To oczywiste że klient nie chce kupować kota w worku, ale niektóre moje klientki lubią robić sobie niespodzianki. Proszę jednak żeby buteleczki nie były otwierane na zbyt długi czas.

Kiedy Tsuki wzięła do rąk pierwszy z brzegu flakonik, jej palce poślizgnęły się na koreczku, zupełnie jakby jeszcze niedawno pokrywał go lak. Co więcej, sam wosk którym zapieczętowano buteleczkę również pachniał płatkami róży. Tak czyniono z najlepszymi perfumami, ale sama buteleczka była zbyt mała żeby sprzedano ją w jakimś z większych sklepów. Ot, użycie na dwa albo trzy razy.

Tsuki nie była dobra z zagadek. Była inteligentna, po prostu nie lubiła zbytnio myśleć. Trochę nieprzystająca jej postawa, ale od przybycia do lądu, jasno postawiło sobie priorytety.

Wybrała trzy buteleczki po zapachu, jeden przypominający las, jeden jabłka, a drugi kadzidełka różane jakie w dzieciństwie lubiła sobie zapalać w pokoju.

-Ostatnie na liście są alkohole. Interesuje mnie lodowe wino.-

Lodowe wino. Dla niej była to obsesja. I może w końcu kupi to po dobrej cenie?

-Bogowie lubią mnie chyba, skoro zesłali mi taką wspaniałą klientkę. Proszę, proszę tutaj.- mówiąc to, znów podbiegł do lady ale tym razem sięgnął do drzwiczek tkwiących w podłodze. Z prawie nabożnym szacunkiem wyjął ze środka otoczoną chłodną mgiełką butelkę. Ta tutaj też nie była zbyt duża, ale srebrzysty płyn lśniący za szkłem nie mógł być niczym innym jak osławionym Winem Lodowym.

-Mam tylko jedną butelkę, ale jak dla pani... 15 sztuk złota.

Ostatecznie przekazała złoto na ręce kupca, samej pakując rzeczy do torby. Życzyła oczywiście dobrego dnia. A w myślach zastanawiała się dlaczego to wszystko sprawiało wrażenie jakby... ktoś to ukradł i teraz sprzedawał?

Chociaż na takie coś pracować musiałoby wielu złodziei. A kupiec wspomniał tylko o jednym dostawcy. Pirat okradający jego konkurencję może. Albo inwestycja z zewnątrz by załamać handel tutaj.

W każdym razie postanowiła poszukać wcześniej wyrzuconego mężczyzny. Po drodze zgarniając parę butelek perfum, zupełnie przypadkiem.

Lancel zaś był zbyt zachwycony by dostrzec taki szczegół jak kilka buteleczek tanich, dla niego, perfum, które zginęły w rękawach kimona jego ślicznej i dość rozrzutnej klientki.

Kiedy dziewczyna opuściła sklep, jej wzrok od razu padł na szyld karczmy, w której zaszył się poturbowany klient. "Pod Kubłem i Szczotą". Urokliwa nazwa, ale może chociaż będzie tam czysto?

Spokojnym krokiem weszła do karczmy, nie przejmując się widokiem pijących ludzi, z których nie każdy wyglądał jak szczyt higieny osobistej. Ona o siebie dbała, na całe szczęście.

Oczywiście szukała tego wyrzuconego człowieka, którego sklepikarz pogonił. Niemożliwe by ktoś przy zdrowych zmysłach sprzedawał rzeczy po tak niskich cenach. No niemożliwe po prostu.

A gdy znalazła już szukaną osobę, przysiadła się. Nie pytała o pozwolenie, w końcu to wolne miasto.

-Mogę liczyć na podzielenie się historią co do tego incydentu przed sklepem?-

Mężczyzna, który początkowo uśmiechnął się na widok ładnej dziewczyny przysiadającej się do niego, skrzywił sie i wypił kilka łyków z trzymanego w garści kufla.

-Ech... Szkoda gadać, ślicznotko. Facet jest pieprznięty, i to wszystko. Przecież na pierwszy rzut oka widać, że nie handluje normalnym towarem, więc se pomyślałem że to paser. Poszedłem do niego z fantem, a ten zaczyna się drzeć, czerwienieje na twarzy i o... Z resztą sama panienka widziała jak mnie potraktował. A wszystko z powodu tego.- mówiąc, wyjął z torby na biodrze spory woreczek o dość specyficznym zapachu. Kawę.

-W sumie to ja tego nawet nie odebrałem. W dzień pracuję dla jednego takiego kupca, co ma za dużo w dupie, no i idiota stwierdził że mu kawa nie odpowiada i mam wyrzucić cały worek do pieca. A przecież to najlepszego sortu Czarna Amirath'cka...

Z cichym prychnięciem rzucił "fant" na stół i znów umoczył usta w piwie.
Przyglądając się człowiekowi, zastanowiła się się.

-A skąd w ogóle pomysł, że przyjście do niego i próba sprzedaży się udadzą?-

-Wiesz, on ogółem jest dość dziwny. Zachowuje sie jak świętoszek, ani na panienki, ani na piwko, ani nawet do kochanki. No i nikt nie wie skąd bierze swoje rzecz do sklepu, to chyba wszystko było oczywiste. A tu bum. Kilka siniaków i wyzwiska. Jakby faktycznie był paserem, poleciłby mi kogoś innego a nie próbował zatłuc na śmierć...

-Czyli mówisz, że dziwak z niego? Ale poza sprzedawaniem towarów poniżej ceny produkcji to raczej nie widziałam nic dziwnego. Impotencja nie jest oznaką dziwactwa.-

-Tak? A przechadzki o północy po zamkniętym parku, co rusz oglądając się przez ramię? Znajomy po fachu to widział.- złodziejaszek uśmiechnął się przebiegle i uniósł brew. Następnie spojrzał na swój pusty kufel.- Cholera, piwo się skończyło a ja mam tylko tą pieprzoną kawę...

Spojrzała na worek. I lekko się uśmiechnęła.

-Kupię tą kawę jak dorzucisz dalszą rozmowę. Nie chcę wpakować się w coś nieprzyjemnego jeśli on tkwi w czymś nieprzyjemnym.-

-Panienka ma złote serce!- uśmiechnął się szeroko i po chwili spochmurniał.- Tylko ja, kurde, nie wiem ile to cholerstwo jest warte...

Zastanowiła się, warząc woreczek w dłoni. Dziesięć sztuk złota najwyżej, wiele to to nie było jak na handel, do użytku osobistego tylko.

-Dam 12 sztuk złota. I postawię po jednym kuflu piwa.-

Sama też zamówiła sobie, tylko, że te niziołcze, orzechowe. Jeden kufelek jej nie zwali nóg czy sprawi problemów.

-Oooo! Naprawdę?! Jestem bogaty!- zaśmiał się gardłowo i niczym dziecko do butelki, wyciągnął dłonie w stronę kufla podawanego mu przez młodą dziewkę służebną z dużym wcięciem w bluzce. Dziewczyna skinieniem podziękowała za kilka srebrników reszty od Tsuki i odeszła.

Złodziej zaś, po schowaniu złota do kieszeni, uśmiechnął się.

-Chodziło mi dokładniej o Park Floty Kupieckiej. Spory, na granicy dzielnicy Handlowej oraz Szlacheckiej.

Tsuki nieźle znała to miejsce, mając na nie widok z pokoju swojej kwatery. Złodziejaszek zaś mówił dalej.

-Mój kumpel, Parchaty Uriel, widział jak Lancel chodzi tam praktycznie codziennie o północy, by spotkać się z kimś. Niestety, Parchaty to pijus, więc nie pomyślał że to wszystko może być coś warte... Nie zmienia to jednak faktu, że jeśli idzie o tego cholernego półelfa, to już wie panienka gdzie go szukać po nocach.

Skinęła głową.

-Jeśli to tak późno, to wątpię by to był legalny interes. Tak między nami, dla mnie to wygląda jakby ktoś chciał zniszczyć okoliczny handel. To miejsce kwitnie z tego powodu i pewnie wiele innych państw chciałoby przenieść te dochody do siebie.-

Westchnęła, zgarniając kawę do torby i kiwając głową do człowieka. Skończyła swój kufel piwa i spokojnie opuściła karczmę, kierując się w stronę dzielnicy zakonnej, do swojego mieszkania. Trzeba zaczekać na noc.
 
__________________
Oczyść niewiernych
Spal heretyka
Zabij mutanta
Kizuna jest offline