Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2012, 12:58   #68
Deadpool
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
We must go deeper
Dzierżyciel rozpaczy, uderzył w wodę nie zabolało go to zbytnio, ale gorszym aspektem tej sytuacji był to, iż do najlepszych pływaków to on nie należał. Zaczął opadać w toń czarnego jeziora, które tutaj było zdecydowanie głębsze, niż w rejonach w których badała je Shiba. W końcu jednak metalowe buty wylądowały na mule, a wzrok przyzwyczaił się trochę do tej zmiany oświetlenia. Calamity znajdował się koło sporych zarośli stworzonych z glonów, zaś przy jego stopach spoczywało parę kości, zapewne ludzkich. Jednak najciekawszym co zobaczył była kamienna konstrukcja, przypominająca wejście do kopalnianego szybu. Prowadziła ona jak gdyby pod jezioro zaś widać było że ma już swoje lata i nie wiadomo czy dalej korytarz nie jest zasypany.
Ponadto Calamity czuł się obserwowany, nie wiedział skąd i przez co, ale czuł na sobie wzrok.
Jego ruchy już na lądzie były niezdarne i wolne, co dopiero przy takiej głębokości. Zaczął powoli stąpać w stronę tajemniczej konstrukcji. Nie wiedział na jak długo wystarczy mu powietrza, wiec przemieszczał się małymi skokami. Do tego czuł wręcz, że coś go obserwuje, a pod wodą ciężko macha się ogromnym mieczem. Musiał jak najszybciej dotrzeć do budowli, mając nadzieje że są tam jakieś pęcherze powietrza. Zapewne to był ten skrót, o którym mówili.
Rycerz ruszył po dnie w stronę tajemniczej konstrukcji, wejście było masywne, jak gdyby miało przez nie przeprowadzane przynajmniej stworzenia o wielkości słonia. Korytarz pod lekkim kątem schodził w dół by potem wyprostować się i prowadzić dalej, przez co Calamity nie mógł zobaczyć jak długie jest przejście.
Stanie w miejscu i wpatrywanie się w wejście nie wydawało się zdrowym pomysłem. Rycerz ponownie podskoczył nieco i zaczął opadać w głąb. Wypuścił przy tym z ust nieco bąbelków, powoli tracąc dech.
Wtedy też poczuł za sobą ruch wody. Zanim opadł wystarczająco głęboko zdołał dostrzec ciemny kształt który wyskoczył z lasu wodorostów, przy którym wcześniej wylądował.


W stronę opadającego w dół rycerza, pędziła dziwaczna bestia. Była ciemna niczym noc, co w tych warunkach sprawiało iż stawała się niemal niewidoczna, długa i smukła, rycerz bez problemu mógłby objąć ją oboma dłońmi, za to rybsko zapewne z powodzeniem niczym wąż mogłoby chwycić w objęcia cały tors dzierżyciela rozpaczy. Zęby przypominały setki długich szpilek, szczerzących się w uśmiechu, widać matka natura lubiła nadawać wesoły wygląd niektórym drapieżcą. Cielsko stwora w pewnym momencie z rybiego przechodziło w podobne meduzie macki, które to nadawały potworowi niezwykłej szybkości.
Nie było miejsca ani warunków by zrobić użytek z “Despair” więc zbrojny wbił miecz w jedną ze ścianek, zrobi z niego użytek później. na razie skupił się na paszczy bestii, kiedy ta ruszy w jego stronę z rozdziawioną gębą, Calamity chwyci za obie szczęki próbują rozedrzeć potworę.
Problemem było jednak to że stwór był szybki, diabelnie szybki. Gdy rycerz uniósł ręce, bestia od razu zmieniła kierunek starała się wgryźć w bok rycerza, jednak jej zęby nie poradziły sobie z zbroją dzierżyciela rozpaczy. Jednak dużym problemem był też teraz oddalający się Despair jak i ulatniający się tlen. Miecz bowiem został w ścianie, a rycerz dalej opadał w dół tunelu, ataki bestii zaś raczej uniemożliwiały spokojne pochwycenie broni, natomiast powietrze też szybko kończyło się w płucach przeklętego wojownika.
Sytuacja ze złej przeradzała się w koszmarną, a rycerz miał resztki tlenu w już i tak zniszczonych płucach. Gdy pokraka wgryzała się w bok Calamitiego, ten zaczął; okładać ja pięściami po głowie, szarpać za wyrostki, na końcu wbił kciuki tam gdzie to coś powinno mieć oczy. Jeżeli to nie starczy zrobi też użytek z pazurów na rękawicach.
Ciosy rycerza były silne, zaś czaszka stwora niezbyt twarda, mimo trudności z pokonaniem oporu wody, przeklęty wojownik uderzał naprawdę silnie tak, że już po drugim uderzeniu widać było, że potworna ryba została zamroczona. Tyle tylko, iż wciąż żyła a wyczuwając zagrożenie wykorzystała pierwotny instynkt i wygięła dolną część swego ciała, tak że jej mackowate odnóża rozlały się po hełmie, rycerza niczym czarne włosy.
Tylko że te włosy kopały mocnym prądem. Wyładowanie, które było naturalnym systemem obronnym stworzenia strzeliło w twarz Calamitiego z taką mocą, że upadek tego przyspieszył a on wbił się w ziemie na dole tunelu.
Gorzej dla ryby iż nie była ona najlepszym fizykiem, nie wiedziała ze będąc trzymanym przez metalowa łapę lepiej nie kopać nikogo prądem. Dlatego teraz to co trzymał w zaciśniętych dłoniach porażony rycerz, przypominało poskręcanego, ugrilowanego węgorza.
Mim oto sytuacja nie stawała się lepsza, bowiem ten nagły elektryczny atak, wyrwał z piersi rycerza ostatnie resztki tlenu. Zbrojny musiał mieć teraz wiele szczęścia by przeżyć, korytarz w którym się znalazł nie był długi, i po chwili znowu skręcał do góry, co było nadzieją na jaskinie zasobną w powietrze, ale by do niej dotrzeć na czas musiał zostawić ostrze za sobą.
Dźwignął się do góry, z nadal przyczepionym rybskiem do torsu. Nie było czasu na powrót po ostrze, musiał przeć naprzód. Pomimo monstrualnej siły, zaczęło mu brakować energii na szybsze ruchy. W pewnym momencie zaczął nawet pełznąc na czworaka, co jakiś czas patrząc w górę. W końcu pojawiło się światło w tunelu, i to nie te zwiastujące koniec, tylko fosforyzujące kamienie które działały jak pochodnie w tamtym miejscu. Wystarczyło mocno odbić się od dna z wyciągniętą ręką ku brzegu. Albo się przenieść! Calamity jakby zapomniał o jednej ze swoich podstawowych zdolności. Ograniczeniem było pole widzenia. Zatopił się w purpurowej mazi i wylazł w miejscu gdzie brzeg miał na wyciągnięcie zbrojnej ręki. Dźwignął swe cielsko w górę, i pierwszą rzeczą jaką zrobił to łapczywe łykanie powietrza. Z niemałym wysiłkiem wyczołgał się na brzeg i od razu padł na plecy, leżąc plackiem ściągnął hełm. Z wielu otworów w jego zbroi nadal wylewała się woda. Podniósł się do pozycji siedzącej i zaczął rozglądać po miejscu w którym był, nadal ciężko dysząc.
Pomieszczenie w jakim znalazł się rycerz okazało się kolejnym korytarzem, ten jednak bez wątpienia był zbudowany ludzka ręką. W ścianach wbite były haki na których można było powiesić górnicze lampy, a w beczce niedaleko leżały bardzo stare pochodnie, aczkolwiek zapewne dało się je jeszcze odpalić. Strop podtrzymywany było już przez mocno zmurszałe drewno, dla tego też w kilku miejscach drogę zagradzały sporej wielkości kamienie. Jednak rycerz wiedział że bez problemu poradzi sobie z ich przesunięciem. Korytarz był prosty i z tego na co pozwalała ciemność i gruz dało się ocenić iż prowadzi do jakiejś naprawdę dużej sali.
Dzierżyciel rozpaczy, podniósł się na nogi, założył hełm i ściągnął z siebie truchło dziwacznego węgorza. Przez chwilę zastanowił się czy nie wrócić się po miecz, gdyż może mu być niebawem potrzebny. Jednak najpierw postanowił nieco rzucić światła na to pomieszczenie.
Ale nie posiadał żadnego źródła ognia, co uniemożliwiało zapalenie pochodni. Gładząc się po tyle głowy spojrzał na wodę z której przed chwilą się wynurzył. Nie powinien mieć problemu ze znalezieniem ostrza o ile ktoś go stamtąd nie zabrał. Ale jeśli reszta będzie go szukać może to być znak że rycerz tu jest! Tak, postanowił jednak że miecz tam zostanie, na jakiś czas przynajmniej. Postąpił parę chwiejnych kroków w stronę pochodni. Nadal nie miał pojęcia jak może ją podpalić. Chwycił za jedną z nich i zaczął ją oglądać z każdej strony, kawał drewna był owinięty szmatką, w której coś jeszcze się znajdowało. Przystawił pochodnię do ucha i potrząsnął nią kilka razy. Następnie uderzył pochodnią w otwartą dłoń co spowodowało iskrę i zapłon materiału na pochodni. Tutaj musieli być jacyś naukowcy, tak sprytnie wykorzystując swoje umiejętności nawet co do pochodni.. Miał źródło światła wiec postąpił dalej, w stronę zagrodzonej skałami drogi.
Kilka skał musiało zostać odsuniętych co brzmiało niezwykle głośno w panującej tutaj ciszy. Z każdym krokiem Calamity czuł coraz większe podniecenie z odkrywanej tajemnicy, dawno nie był już w żadnych zapomnianych ruinach, znowu wrócił pewien dreszczyk emocji.
To co ujrzał natomiast wkraczając do olbrzymiej sali przerosło wszelkie jego oczekiwania. Znalazł się oto w podtrzymywanym przez kolumny pomieszczeniu, z którego stropu kapała woda, zaś posadzkę pokrywała jej warstwą sięgająca gdzieś do kostek. Znajdowało się tu kilka stołów kreślarskich, niektóre powywracane inne zaś dalej z duma utrzymująca leżące na nich papiery. Z komnaty po za wejściem z którego skorzystał rycerz wychodziło pięć innych mniejszych przejść, oraz jedno wielkie niczym kamienna brama którą rycerz tu wkroczył. Wielki tunel wyłożony był torami, które niegdyś miały być drogą dla stojącej w samym środku lekko zalanej sali, stalowej potężnej lokomotywy.


Nad tym stalowym gigantem, w jednej ze ścian znajdował się otoczony szybami pokój, siedząc w nim obserwator mógłby oglądać całą hale w pełnej krasie, zapewne jeden z korytarzy prowadził w tamto miejsce.
Swym charakterystycznie dziwnym krokiem przemierzał salę rozglądając się dookoła. Jednak największą uwagę przykuła ogromna maszyna parowa. Będąc przy niej Calamity wyprostował się na moment i przejechał dłonią po powierzchni machiny, przyświecając sobie pochodnią.
- Niebywałe... - rzucił rycerz odstępując na chwilę aby przyjrzeć się zapisom na jednym ze stołów. Kiedy już zapozna się z nimi, o ile rozczyta zapiski, poszuka wejścia do zaszklonej sali. Przez cały czas czuł coś czego dawno nie miał okazji odczuć, uczucie które towarzyszyło poznawaniu czegoś nowego, jednak teraz było ono znacznie silniejsze. Miał tylko cichą nadzieję, że ktoś go tu znajdzie z drużyny, gdyż okazało się że ten niezbyt myślący odnalazł skrót jako pierwszy. Ale to pewnie był zwykły kaprys losu, że zbrojny wylądował tam gdzie wylądował.
Zapiski w dużej części były zamoczone i rozmyte, jednak niektóre wciąż dało się rozczytać. Jednak zbrojny niewiele z nich rozumiał, większość stanowiły schematyczne rysunki, liczby i naukowy bełkot, zapewne technokrata zrobi z nich lepszy użytek. Kierując się zdrowym rozsądkiem wojownik wybrał korytarz najbliżej oszklonego przyczółka, a gdy w nim zniknął by zaspokoić swoją ciekawość, w innym korytarzu trwała rozmowa której uszy zbrojnego nie mogły dosłyszeć.
- Zajmijcie się nim...i upewnijcie się ze nikt więcej tu nie przybędzie. Niewiarygodne że ktoś tu dopłynął. -szeptał ktoś brzmiący na lekko podpitego. Pozostali zaś słuchali, a ich sylwetki po chwili wyłoniły się z korytarza by stać się złowieszczymi cieniami w komnacie.


Jednak Calamity nie był świadom zagrożenia, idąc powoli korytarzem rozglądał się zaciekawiony. Po kamiennych ścianach biegła plątanina grubych kabli, oraz osmolonych rurek. W pewnym momencie kamienna posadzka przemieniła się w wyłożoną kafelkami, drogę która w końcu doprowadziła rycerza do szklanego pomieszczenia.
Było ono w kształcie półksiężyca, znajdowały się tu dwa stare krzesła, oraz pulpit z wieloma przyciskami, dźwigniami i wszelkiego typu pokrętełkami. Prawdziwy raj dla każdego kto lubił eksperymentować z nieznanym.
Zdecydowanie za dużo przycisków, pokręteł i dźwigni, jak na skromny umysł rycerza. Jednak nie omieszkał skorzystać z jednego z krzeseł by odpocząć na chwilę. Siedząc tak podpierając pięścią podbródek, lustrował pomieszczenie za szkłem. Zdawało mu się że zamajaczyły tam jakieś sylwetki, albo po prostu mu się przewidziało. Tak czy inaczej znał już zastosowanie pomieszczenia w którym był, zostało sprawdzić pozostałe korytarze. Zbrojny podniósł się, targając swe ciało do przodu, jakby wstawał z grobu. Jako, że widział pomieszczenie mógł się przenieść przy użyciu swej zdolności. Wynurzył się nieopodal maszyny parowej, po czym skierował swój wzrok na drugi od prawej korytarz.
Gdy tylko rycerz wynurzył się z kałuży w pełnej krasie, ponownie rozświetlając komnatę pochodnią, coś świsnęło w powietrzu, a zbrojny poczuł uderzenie w swój bok. Siła ataku była na tyle duża, że nawet masywne ciało Calamitiego zareagowało, i zostało odrzucone kawałek do tyłu. Dzierżyciel rozpaczy zachwiał, się ale nie upadł, zaś z rany poczęła sączyć się fioletowa maź sycząc cicho gdy zetknęła się z wbitym w ciało zbrojnego metalem.
Otóż wojownik został ugodzony niezwykle długą stalową włócznia, która przebiła się na wylot przez demoniczny pancerz jak i przeklęte ciało. Jednak nie było widać atakującego,jedynie kierunek z którego przybyła włócznia wskazywał iż znajdował się on gdzieś na prawo od rycerza.
Calamity z cichym warkotem chwycił za włócznie i obrócił swe cielsko tak aby miotnąć tego ktokolwiek trzymał broń o podłogę.
- Pokaż... się.... - mruknął patrząc w mrok.
Nikt jednak nie gruchnął o ziemię, włócznia musiała zostać rzucona w stronę rycerza, zaś ciemność nie odpowiadała, posłała za to kolejny pocisk, który jednak tym razem Calamity zdołał wyminąć, uskakując w bok.
‘Tchórz...” pomyślał rycerz, wyciągając włócznie, chwilowo zatrzymując ją dla siebie. Opuścił pochodnię i chwycił broń oburącz, przybierając postawę bojową w szerokim rozkroku. Nigdy nie walczył włócznią jednak instynkt mu podpowiadał że niegdyś trzymał w dłoni lancę. Nadal wypatrując agresora rycerz zamarł czekając na kolejny rzut, wtedy to przemieści się swą zdolnością do miejsca skąd nadszedł pocisk i wykona obrót, wokół własnej osi z wysuniętą bronią
Kiedy pochodnia opuściła dłoń rycerza, wpadła do wody, której w sali było po kostki gasnąc przy tym. Ponownie zapanowała absolutna ciemność... a włócznie przestały nadlatywać. Widać miotacz nie widział za dobrze w ciemnościach. Teraz panowała tu tylko cisza, przerywana cichymi pluskami spadającej ze stropu wody i cichym szuraniem czegoś metalowego o kamienie.
Od momentu przybrania pozycji bojowej Calamity nie drgnął nawet na centymetr. Dopiero teraz uświadomił sobie, że opuszczenie pochodni nie było dobrym pomysłem. Nie widział absolutnie nic, za to słyszał wystarczająco.by określić położenie przeciwnika. Stając w idealnym bezruchu, usłyszał coś pocierającego o kamienie. Odruchowo skierował się w stronę źródła dźwięku. Włócznia była wycelowana na wprost. Wychodzi na to że nie jest to jeden na jednego. Nadzieją było przyzwyczajenie wzroku do ciemności, aby widzieć choć zarysy przeciwników. Ale musiał jeszcze wytrwać do tego czasu, rana zaczęła o sobie przypominać. Nie był to nieznośny ból , lecz dokuczliwy, Rycerz przyłożył jedną dłoń do rany i wtedy wpadł na pomysł, wykrywania swoją krwią. Co jakiś czas chlapał paroma kroplami w mrok, licząc na najcichsze jęknięcie z bólu.
-Mrok was... nie ochroni... nikogo nie chroni... - odezwał się zbrojny, ponownie próbując nawiązać jakikolwiek kontakt.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline