- Dobra, ktoś ma jakiś plan, jak ich tam zwabimy? I podstawowe pytanie, Fina ilu możemy tam zwabić na raz? Bo raczej całemu garnizonowi nie podołasz?
Spojrzała na niego z lekko uniesioną brwią.
- Jakoś dam radę - odparła.
Ta odpowiedź go zmroziła. Czyżby Fina była aż tak potężna? Myślał, że to on i jego symbiotyk są maszyną do zabijania, ale nawet po pełnej przemianie nie podołałby całemu garnizonowi. Skoro ona przy takich umiejętnościach potrafi to, w takim razie co może Spider, którego nie jest w stanie znaleźć? Wepchał się między wielkich szermierzy, teraz musi uważać, żeby go nie zdeptali... I chuj strzelił mniemanie o własnej potędze.
- Więc, masz jakiś pomysł? - Zwrócił się do George’a.
- Tak... Przerwać to szaleństwo i wró...
W tym momencie rozmowę przerwało im pojawienie się, za pośrednictwem zarodnika czarnoskórego mężczyzny.
George westchnął cicho:
- Wspaniale... Kolejna ofiara losu - nieco odczekał aż sytuacja się uspokoi - Dobra, pani Fino. Coś mi tu jednak nie gra. Pytaliśmy się o Spidera Jerusalem, a teraz mamy atakować kwaterę rządową? Możesz wyjaśnić jaki jest sens w tym?
Fina, która z miłością spoglądała na malejący zarodnik, spojrzała z niechęcią przez ramię na George’a.
- Nie słuchasz. Mówiłam - jej głos stał się niepokojąco sykliwy - Żeby wywabić Jerusalema z nory musimy zrobić wystarczająco dużo hałasu.
- Hm, wybacz Fino. Sądząc po tym co chcesz zrobić, musisz mieć sporą potrzebę spotkania się z tym człowiekiem. Może nawet większą niż my... Muszę to przemyśleć, daj mi chwilę - to mówiąc odwrócił się do reszty bokiem by w spokoju przeanalizować wszystkie “za” i “przeciw”.
Cross po raz kolejny wzruszył ramionami. - Mi wszystko jedno, nie mam do czego wracać, nie mam co robić, pozostaje działać i patrzeć, co zostanie z tego zasranego świata...
- Nie każdy jest odrzutkiem. Niektórzy tutaj starają się wieść zwykłe życie.
- Żesz... Gdzie jestem? - Mężczyzna powoli zebrał się z podłogi, oszołomiony jeszcze po niecodziennym przetransportowaniu w... zarodniku, czy czym to ustrojstwo w ogóle było. Przesunął palcami po swoich dreadach jakby sprawdzał czy wszystko ma jeszcze na swoim miejscu, a potem rozejrzał się po zgromadzonych... Wzrok od razu mu się wyostrzył, a murzyn sprawiał wrażenie gotowego do obrony, jeśli tylko zajdzie taka potrzeba. - Jesteście od Spidera, prawda?
- Bardziej do niego, jeszcze go nie namierzyliśmy. Ale właśnie wpadliśmy na fajny pomysł, który nas do niego przybliży. - David wyszczerzył zęby spod kaptura w uśmiechu.
W tym momencie los zdecydował się zagrać scenerią. Uśmiech Davida nabrał zupełnie nowego wymiaru, gdy za jego plecami wybuchły najwyższe piętra budynku Stotta.
- Czy aby na pewno jesteśmy tu bezpieczni? - rzucił nieco skołowany tym wybuchem George, kierując pytanie bardziej do Finy.
- Raczej nie - odparła z uśmiechem - Możemy, albo uciekać na drugi koniec świata, albo pozbyć się zagrożenia - wzruszyła ramionami - Wykorzystajmy ten wybuch na naszą korzyść.
- Co to za “fajny pomysł”? - Shifter zmrużył oczy przyglądając się nieznajomym. Podkulił nieco ramiona widząc wybuch budynku za plecami jednego z nich. - Całe miasto z pewnością już wie, że tu jesteśmy.
Cross odwrócił się zaskoczony. A to ki diabeł?! Tak od siebie się zawaliło? 0 Ktoś wie o co chodzi?
- Jak sądzę kolejny z mocami. To nie przypadek - odwrócił się kolejny raz do Finy - Wiedziałaś że tu przybędziemy. Planowałaś to od dawna, prawda? Zbierasz nas tu jak prywatną armię, i każdy ma moce. Tylko tak możesz spotkać Jerusalema. Jesteśmy twoją przepustką do niego... Rządowi nie są dla ciebie problemem, problemem jest że Jerusalem z jakiś przyczyn nie chce Cię spotkać, mam rację?
- Troszkę to nielogicznie brzmi... Spider wzywa wszystkich do Detroit, a potem się ukrywa i podobno ciężko go znaleźć? Jasne, że rząd siedzi mu na karku, ale nas to chyba mógłby odnaleźć...
- Czy to ważne? - Fina zaczynała się niecierpliwić - Jeżeli zrobicie to o co was proszę, dostaniecie Jerusalema. Obiecuję - położyła rękę na sercu, a drugą uniosła w górę - Honor skauta.
Minton prychnął tylko pod nosem, ale nie odparł nic na ten dziecinny gest. Fina miała rację - to była transakcja wiązana. Ona dostaje Jerusalema, oni dostają go też. Zresztą, czemu niby miałby stawać nagle w obronie tego gościa, którego nawet nie znał? Przybył tu jako neutralny obserwator, a nie strona konfliktu. Najwyżej o pewne rzeczy przyjdzie się martwić później...
- Jak mówiłem, trzymam się z tyłu. Wy róbcie co chcecie - rzucił niespodziewanie do reszty.
- Cóż, więc potrzebne mi coś, czym mogę wywołać eksplozję...
- Ten wybuch budynku to za mało? Jeśli ktoś kto jest w Detroit nie usłyszał tego, to znaczy, że żadna eksplozja nie zwróci jego uwagi. Jerusalem musi wiedzieć, że do miasta przybyli inni... Kurwa... - Murzyn spojrzał się na nich poważnie. - W piętnaście minut po przybyciu do Detroit wplątałem się w walkę. Wystarczy teraz zadbać o swoje dupska i poczekać, a w końcu na siebie trafimy.
- Więc jaka decyzja? - Odczekał chwilę, po czym wkurwiony poprawił kaptur. - Dobra, ja nie zamierzam siedzieć na dupie. - Zwrócił się do Finy. - Szykuj się na wizytę w tym parku. - I poszedł. Bez ceregieli i krycia poszedł prosto w stronę budynku, po drodze pokrywając swoje ciało pancerzem. Grubszym niż poprzednio i ograniczającym nieco jego ruchy i zwinność. Był to jednak cholernie mocny pancerz. Cross poszedł tam, stanął przed budynkiem i zrobił najgłupszą rzecz w swoim dotychczasowym życiu. Krzyknął. - Hej, kurwiesyny! Mamy dość waszego pierdolenia! Chodźcie tu i wybijcie mi to z głowy, jeżeli macie jaja! - A potem odwrócił się i poszedł, jak gdyby nigdy nic w stronę parku. Jeżeli usłyszał strzały, albo inne odgłosy pogoni pobiegł z szybkością niewiele większą od normalnego ludzkiego biegu.