Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-11-2012, 22:15   #51
 
Bachal's Avatar
 
Reputacja: 1 Bachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputację
- Dobra, ktoś ma jakiś plan, jak ich tam zwabimy? I podstawowe pytanie, Fina ilu możemy tam zwabić na raz? Bo raczej całemu garnizonowi nie podołasz?
Spojrzała na niego z lekko uniesioną brwią.
- Jakoś dam radę - odparła.
Ta odpowiedź go zmroziła. Czyżby Fina była aż tak potężna? Myślał, że to on i jego symbiotyk są maszyną do zabijania, ale nawet po pełnej przemianie nie podołałby całemu garnizonowi. Skoro ona przy takich umiejętnościach potrafi to, w takim razie co może Spider, którego nie jest w stanie znaleźć? Wepchał się między wielkich szermierzy, teraz musi uważać, żeby go nie zdeptali... I chuj strzelił mniemanie o własnej potędze.
- Więc, masz jakiś pomysł? - Zwrócił się do George’a.
- Tak... Przerwać to szaleństwo i wró...
W tym momencie rozmowę przerwało im pojawienie się, za pośrednictwem zarodnika czarnoskórego mężczyzny.
George westchnął cicho:
- Wspaniale... Kolejna ofiara losu - nieco odczekał aż sytuacja się uspokoi - Dobra, pani Fino. Coś mi tu jednak nie gra. Pytaliśmy się o Spidera Jerusalem, a teraz mamy atakować kwaterę rządową? Możesz wyjaśnić jaki jest sens w tym?
Fina, która z miłością spoglądała na malejący zarodnik, spojrzała z niechęcią przez ramię na George’a.
- Nie słuchasz. Mówiłam - jej głos stał się niepokojąco sykliwy - Żeby wywabić Jerusalema z nory musimy zrobić wystarczająco dużo hałasu.
- Hm, wybacz Fino. Sądząc po tym co chcesz zrobić, musisz mieć sporą potrzebę spotkania się z tym człowiekiem. Może nawet większą niż my... Muszę to przemyśleć, daj mi chwilę - to mówiąc odwrócił się do reszty bokiem by w spokoju przeanalizować wszystkie “za” i “przeciw”.
Cross po raz kolejny wzruszył ramionami. - Mi wszystko jedno, nie mam do czego wracać, nie mam co robić, pozostaje działać i patrzeć, co zostanie z tego zasranego świata...
- Nie każdy jest odrzutkiem. Niektórzy tutaj starają się wieść zwykłe życie.
- Żesz... Gdzie jestem? - Mężczyzna powoli zebrał się z podłogi, oszołomiony jeszcze po niecodziennym przetransportowaniu w... zarodniku, czy czym to ustrojstwo w ogóle było. Przesunął palcami po swoich dreadach jakby sprawdzał czy wszystko ma jeszcze na swoim miejscu, a potem rozejrzał się po zgromadzonych... Wzrok od razu mu się wyostrzył, a murzyn sprawiał wrażenie gotowego do obrony, jeśli tylko zajdzie taka potrzeba. - Jesteście od Spidera, prawda?
- Bardziej do niego, jeszcze go nie namierzyliśmy. Ale właśnie wpadliśmy na fajny pomysł, który nas do niego przybliży. - David wyszczerzył zęby spod kaptura w uśmiechu.
W tym momencie los zdecydował się zagrać scenerią. Uśmiech Davida nabrał zupełnie nowego wymiaru, gdy za jego plecami wybuchły najwyższe piętra budynku Stotta.
- Czy aby na pewno jesteśmy tu bezpieczni? - rzucił nieco skołowany tym wybuchem George, kierując pytanie bardziej do Finy.
- Raczej nie - odparła z uśmiechem - Możemy, albo uciekać na drugi koniec świata, albo pozbyć się zagrożenia - wzruszyła ramionami - Wykorzystajmy ten wybuch na naszą korzyść.
- Co to za “fajny pomysł”? - Shifter zmrużył oczy przyglądając się nieznajomym. Podkulił nieco ramiona widząc wybuch budynku za plecami jednego z nich. - Całe miasto z pewnością już wie, że tu jesteśmy.
Cross odwrócił się zaskoczony. A to ki diabeł?! Tak od siebie się zawaliło? 0 Ktoś wie o co chodzi?
- Jak sądzę kolejny z mocami. To nie przypadek - odwrócił się kolejny raz do Finy - Wiedziałaś że tu przybędziemy. Planowałaś to od dawna, prawda? Zbierasz nas tu jak prywatną armię, i każdy ma moce. Tylko tak możesz spotkać Jerusalema. Jesteśmy twoją przepustką do niego... Rządowi nie są dla ciebie problemem, problemem jest że Jerusalem z jakiś przyczyn nie chce Cię spotkać, mam rację?
- Troszkę to nielogicznie brzmi... Spider wzywa wszystkich do Detroit, a potem się ukrywa i podobno ciężko go znaleźć? Jasne, że rząd siedzi mu na karku, ale nas to chyba mógłby odnaleźć...
- Czy to ważne? - Fina zaczynała się niecierpliwić - Jeżeli zrobicie to o co was proszę, dostaniecie Jerusalema. Obiecuję - położyła rękę na sercu, a drugą uniosła w górę - Honor skauta.
Minton prychnął tylko pod nosem, ale nie odparł nic na ten dziecinny gest. Fina miała rację - to była transakcja wiązana. Ona dostaje Jerusalema, oni dostają go też. Zresztą, czemu niby miałby stawać nagle w obronie tego gościa, którego nawet nie znał? Przybył tu jako neutralny obserwator, a nie strona konfliktu. Najwyżej o pewne rzeczy przyjdzie się martwić później...
- Jak mówiłem, trzymam się z tyłu. Wy róbcie co chcecie - rzucił niespodziewanie do reszty.
- Cóż, więc potrzebne mi coś, czym mogę wywołać eksplozję...
- Ten wybuch budynku to za mało? Jeśli ktoś kto jest w Detroit nie usłyszał tego, to znaczy, że żadna eksplozja nie zwróci jego uwagi. Jerusalem musi wiedzieć, że do miasta przybyli inni... Kurwa... - Murzyn spojrzał się na nich poważnie. - W piętnaście minut po przybyciu do Detroit wplątałem się w walkę. Wystarczy teraz zadbać o swoje dupska i poczekać, a w końcu na siebie trafimy.
- Więc jaka decyzja? - Odczekał chwilę, po czym wkurwiony poprawił kaptur. - Dobra, ja nie zamierzam siedzieć na dupie. - Zwrócił się do Finy. - Szykuj się na wizytę w tym parku. - I poszedł. Bez ceregieli i krycia poszedł prosto w stronę budynku, po drodze pokrywając swoje ciało pancerzem. Grubszym niż poprzednio i ograniczającym nieco jego ruchy i zwinność. Był to jednak cholernie mocny pancerz. Cross poszedł tam, stanął przed budynkiem i zrobił najgłupszą rzecz w swoim dotychczasowym życiu. Krzyknął. - Hej, kurwiesyny! Mamy dość waszego pierdolenia! Chodźcie tu i wybijcie mi to z głowy, jeżeli macie jaja! - A potem odwrócił się i poszedł, jak gdyby nigdy nic w stronę parku. Jeżeli usłyszał strzały, albo inne odgłosy pogoni pobiegł z szybkością niewiele większą od normalnego ludzkiego biegu.

 
Bachal jest offline  
Stary 22-11-2012, 12:52   #52
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
- Noż jebana rasa! Oczy mnie nie mylą? Ktoś inny to widzi? Wygląda na to, że spóźniliśmy się na imprezę! A nie mówiłam, żeby po prostu zrobić tu kilka szybkich susów? Nie mówiłam!?
Ano mówiła. Ale nikt nie słuchał. Cholerni kanalarze. Klavdra przylgnęła do szyby niczym mała dziewczynka, podziwiająca widoki na zewnątrz samochodu rodziców. Była jednocześnie podekscytowana jak mało kiedy i zirytowana, że sama nie bierze udziału w tak pięknym akcie destrukcji. Ogrom rozwałki przywodził jej na myśl niezapomniane lądowanie na błękitnej planecie i pierwsze kilkanaście godzin jakie spędziła na oklepywaniu zakazanej gęby Sędziego. Ach, dobre stare czasy. Chciała dołączyć do przepychanki w dole jak najszybciej!
- Te, profesorku! Zniż trochę tę latającą trumnę! Bo jak nie, to za chwilę wyrwę ci drzwi z zawiasów! Nie widzisz, że siedzę tutaj jak na szpilkach? Dalej, chcę już kogoś przemaglować!
Na zmianę zaciskała, to znowu rozluźniała ręce. Ciężko oddychała, a jej oczy były rozbiegane. Nie obchodziły jej strony konfliktu. W głębokim poważaniu miała frakcje, rozłamy. Podział na tych złych i tych dobrych. Wypadało tylko pożałować frajerów, którzy się jej napatoczą.

Lloyd nie zastanawiał się nad żądaniem Klavdry, błyskawicznie zniżył lot i posadził Skycar na dachu jednego z budynków. Prawa strona pojazdu od razu znalazła się pod ostrzałem, otaczający budynek kordon wojska i Specjalnych był, z oczywistych i w pełni uzasadnionych powodów, dość negatywnie nastawiony do obcych wehikułów. Lowery od razu schował głowę między nogi. Na szczęście okazało się, że powłoka jest bardzo wytrzymała i uszu pasażerów doszły jedynie ciche rykoszety.

- Ab - rzekł profesor nieco zawstydzony, otwierając drzwi z lewej strony, tam gdzie siedziała Klavdra - Zapomniałem, że jest kuloodporny.
Budynek Stotta, bo tak nazywała się ceglana konstrukcja, był opanowany przez oddziały rządowe. Bystry wzrok Klavdry wyłapywał ruch na wielu poziomach budowli, kilka błysków w strategicznych miejscach, zdradzało celowniki optyczne. Na dole nie były ciekawiej. Wieżowiec otaczał prowizoryczny obóz, kordon, czy może nawet polowe centrum dowodzenia. Trudno było stwierdzić w chaosie wywołanym przez wybuch. Dziesiątki uzbrojonych po zęby żołnierzy próbowało właśnie unikać lecącego z góry gruzu. Wszyscy mieli karabiny, pewnie też broń krótką i ubrani byli od stóp do głów w materiały kuloodporne. Ktoś musiał wciąż dowodzić, bo grupy nie rozpierzchały się w panice, a organizowały i wycofywały na z góry upatrzone pozycje w cieniu sąsiednich ruin. Około dwudziestu wozów bojowych stało w równych odstępach wzmacniając obronę. Pojazdy wyglądały standardowo, posiadały pukawki i twarde pancerze. Część z nich, ze wsparciem piechoty, ruszyła w stronę skweru, znajdującego się nieco na północ od miejsca zamieszania. Wszystko wyglądało bardzo porządnie i po wojskowemu.
Star szybko dokonała rozeznania sytuacji i niemal natychmiast wpadła na bardzo widowiskowy pomysł. Spokojnie uniosła drzwi wehikułu i wyszła zeń na zewnątrz, ignorując wysokie stężenie ołowiu w powietrzu. Ściągnęła i starannie złożyła swoją uszkodzoną kurtkę, kładąc ją na tylnym siedzeniu latającego miksera. Do pewnych rzeczy człowiek po prostu się przywiązywał, niezależnie od stopnia ich kiczowatości. Podreptała nonszalancko do przodu, ulokowała stopę na podwyższonym winklu i podparła się prawym łokciem. W tej pozycji wyglądała jak karykatura jakiegoś amerykańskiego generała z czasów wojny secesyjnej. Spędziła tak niespełna minutę, dokonując pośpiesznych obliczeń i ignorując okazjonalne ołowiane komary, które raz po raz muskały jej skórę. Przeliczyła wszystko raz jeszcze i w końcu przytaknęła samej sobie, odchodząc od brzegu dachu. Siła wybicia, maksymalna wysokość, waga, prędkość spadania, warunki pogodowe... tja. Wzięła pod uwagę wszystkie najbardziej istotne zmienne. Czas zafundować rządakom przymusowy remont. Wątpiła żeby im się spodobał...
Dziewczyny zostały w bezpiecznym wnętrzu pojazdu. Nie były kuloodporne, ani też nie regenerowały się jak... Po prostu się nie regenerowały inaczej niż większość ludzi. Podczas niemal karykaturalnie widowiskowych obliczeń punkówy przysiadły się bliżej profesorka.
- Jak znajdziemy Jerusalema? - póki kuloodporna siedziała na dachu i kalkulowała spokojnie mogły dostać kilka odpowiedzi. Nie przepadały za bezmyślną rozróbą. Nie przepadały za rozróbą samą w sobie.
- Ab - Lowery wyglądał na bardzo zaniepokojonego zastaną sytuacją - Tak, tak, Jerusalem. Skup się! - zacisnął powieki na chwilę - Ok.
Walnął dłonią w niczym nie wyróżniający się element tapicerki i spod panelu sterowania wysunęła mu się zgrabna klawiaturka. Zaczął coś pisać, z wypracowaną szybkością, a na ekranie GPS pojawiły się dziwne kody.
- Biorac pod uwagę wszystkie zmienne i specyficzne parametry bioenergetycze mogę śmiało stwierdzić, że Spider Jerusalem - tutaj kody na ekranie ponownie zmieniły się w mapkę, na której pojawiła się pulsująca czerwona kropka - Jest dokładnie pod tym budynkiem, lub na jednym z jego dolnych pięter - Lloyd przeniósł spojrzenie na krajobraz, który odzwierciedlała mapa i porównał go ponownie z ekranem - Oh, lordy - budynek, o którym mówił właśnie płonął jak przerośnięta zapałka.
- Jesteś pewien?! - skrzeknęła jedna z bliźniaczek bo druga rzuciła się do drzwi starając się rozproszyć wszystkie ewentualne head-shoty.
- STAR! - zawołała Ciara czując, że za kilka minut gardło odwdzięczy się bolesną chrypką - Star, co ty tam robisz?! Musimy pomóc Spiderowi!
Przemożny wzdech i przewrót oczyma. Cały soczysty plan diabli wzięli. Standard. Ale w końcu dalsza egzystencja Pająka gwarantowała większe możliwości rozwałki w przyszłości. Prawie jak jakaś inwestycja, czy coś. Chociaż jej poziom empatii znacznie odbiegał od tego prezentowanego przez bliźniaczki, Klavdra okazjonalnie potrafiła pójść na ustępstwo. Rzecz jasna nie bez zrobienia wcześniej pomniejszej bury i natarcia uszu winnym. .
-...Cały kurwa plan mi popsuliście! A już miałam zrównać tę szopę z ziemią!
Rzuciła genialnemu wynalazcy takie spojrzenie, jakby to on był winien całego zła na świecie.
- Dobra profesorku, wyciągnę stamtąd naszą zgubę. Ale “gdzieś w środku” to nie jest zbyt dobra specyfikacja dla kogoś, kto bez wysiłku sprintuje sobie przez żel-beton. Wiecie w co zmienia się ludzka czaszka pod moim glanem? A ja pod nogi patrzę rzadko! Jeśli nie chcecie żebym przypadkiem przemieliła dzielnego rewolucjonistę na pasztet, sprecyzujcie to i owo.
- Idziemy z tobą - oznajmiły bliźniaczki w trybie surround dookoła głowy Klavdry. Tym razem to nie było nawet pytanie, nie chciały usłyszeć sprzeciwu i nie wyobrażały sobie sytuacji, w której zostawienie może rannego Jerusalema mogłoby mieć pozytywne efekty, gdyby puścić tam tę kulę buldożerową.


A kula, najwyraźniej wiedziona jakimś impulsem, stwierdziła, że ma dość gdybania i snucia planów następnej Rewolucji Październikowej. Skoro Blondie #1 i #2 chciały trzymać się jej spódnicy, to niech one się martwią, czy ktoś nie pląta jej się pod nogami. Star przeszła na drugą stronę dachu, wzięła długi rozbieg i wybiła się w stronę płonącego gmachu. Pozostawiając za sobą pogruchotany przez wybicie dach, przecięła powietrze z prędkością pocisku balistycznego. W locie jej dłonie złączyły się i uniosły do góry. Za chwilę miał paść cios. Chociaż owe niższe piętra, w które mierzyła, nie posiadały drzwi wejściowych, nie miała nic przeciw stworzeniu własnych. Bo jeśli gdzieś wchodzić, to z pompą, a co!
- Strasznie narwana... - stwierdziła na głos coś co odbijało się świeżym echem w głowie. Wybiegły za nią podrywając kawałki metalu i dodając je do stalowej tarczy. Gdy zeskoczyły za ES kilkucentymetrowa blacha zachowała się jak latający dywan. Podczas wolnego lotu kule zdawały się wyparowywać przed dosięgnieciem celu.
- Jest gdzieś w podziemiach! - usłyszały jeszcze wrzask Profesora zakończony serią komicznych przekleństw i ucieczką z powrotem do bezpiecznych czeluści SkyCara. Grad kul spadł na dziewczyny z wielu stron. Nic sobie z tego nie robiły. Metal był im niestraszny. Nagle zobaczyły jednak dwa spore pociski wystrzelone z jednego z wozów bojowych, lecące w ich kierunku. Chciały zmienić ich trajektorię, jednak problem polegał na tym, że te akurat rakiety nie były zrobione z metalu.
Klavdra wbiła się w ścianę budynku, przeleciała przez kilka kolejnych i w chmurze pyłu zatrzymała się na jednej ze ścian nośnych, głównie dlatego że wytraciła impet. Dookoła panowała cisza. Pył powoli opadał, w ciemnościach Klavdra dostrzegła przez chwilę parę czerwonych ślepi należących do jednego ze Specjalnych - mignęły i znikły z jej pola widzenia.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.
Eyriashka jest offline  
Stary 23-11-2012, 00:14   #53
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Destruction in Detroit


George Minton i Gregory Marshall

Zostali z kobietą o imieniu Fina na dachu budynku. Początkowo musieli ukryć się przed ostrzałem, ale ich towarzyszka zasłoniła ich przed co potężniejszymi atakami. Zresztą, żołnierze nie interesowali się nimi zbyt długo. To co działo się w budynku i wokół niego było dla nich chyba zdecydowanie ważniejsze.
David Cross w postaci przerośniętego żuka szerzył zniszczenie niczym maszynka do mielenia mięsa. Niedaleko niego dwie postaci wyginały metal, jak papier i robiły origami z czołgu. Niewiadomo skąd pośród walczących pojawił się wielki czerwony demon wyjęty prosto z papieskiego koszmaru i miażdżył co popadnie, towarzyszyły mu dziwne, przeczące prawom fizyki zjawiska wywoływane przez niebieskiego człowieka. Za nimi, z bliżej niewyjaśnionego powodu jechała karetka na sygnale.
W budynku Guardiana wciąż coś eksplodowało.

David Cross

Gdy tylko ruszył w stronę skweru zobaczył jak z budynku po drugiej stronie spada jakiś pocisk i uderza z wielką mocą w płonący budynek. Może poświęciłby temu zjawisku więcej uwagi, ale za nim ruszył jeden a wozów opancerzonych, czuł na swoim pancerzu uderzenia setek kul z karabinów maszynowych, a obok głowy świsnął mu właśnie pocisk z bazooki.
Chaos, śmierć, strach w oczach młodych żołnierzy, którzy weszli mu w drogę. Nie dotarł do miejsca docelowego, za dobrze się bawił rozbijając kordon puszkogłowych. Było mu dobrze, zapomniał po co właściwie się tu znalazł.

Ciara i Lionnir

Musiały zmienić tor lotu i na chwilę się rozdzielić. Kontrola została zaburzona, prawie spadły na łeb na szyję. Uratowały się w ostatniej chwili. Plastikowych pocisków było więcej, ale na ziemi miały też zdecydowanie więcej materiału by utworzyć tarczę. Wreszcie namierzyły pojazd, który psuł im zabawę i zmierzyły się z nim po swojemu.
Nie było to łatwe, zaczynały się męczyć, a żołnierzy było wciąż wielu. Ostrzał z każdej strony wymagał wysokiego stanu skupienia, jednak zauważyły kątem oka pojawienie się znajomej postaci. Ten który mianował się Kyr’Wein. Wielki, czerwony, psi pysk, miażdżył żołnierzy jak popadnie. Zaledwie kilkadziesiąt metrów od nich.
Klavdra będzie narzekała, że ją to ominęło. Będzie nie do zniesienia.

Inkfizin

Przysnął. Obudziła go kłótnia pomiędzy Alice i Jackiem. W ostatnie słowa, które usłyszał wtrącił się też Kyr’Wein.
- Musimy im pomóc! - warknął, swoim pozagrobowym głosem. Wciąż zaspany Ink nie zdążył zareagować. Patrzył jak Alice najpierw przyjmuje swoją błekitną barwę, a potem wokół niej materializuje się coś czego Feedback nie spodziewał się za żadne skarby. Wielki, czerwonoskóry humanoid, którego nogi zakończone były racicami, natomiast łapy wielkimi brązowymi pazurami. Z głowy wyrastały mu natomiast trzy pary poskręcanych rogów.
A więc to był Kyr’Wein.
Dalsze wyjaśnienia musiały poczekać, bo Jack bez słowa wskoczył za kierownicę karetki i ruszył za poruszającym się z niesamowitą szybkością kolosem, na sygnale. Wyjechali na otwartą przestrzeń otaczającą wielki płonący budynek, który Ink pamiętał sprzed snu. Przed nimi roztaczało się pole pełne uzbrojonych żołnierzy. Część z nich walczyła z owadopodobną postacią. Część zajęta była dwiema dziewczynami, które manipulowały konsystencją metalu. A część obrała sobie za cel Alice i jej drugie ja.

Klavdra Eveningstar

Otaczali ją specjalni. Wiedziała co z nimi robić. Miażdżyć jak robaki. Niestety, te karaluchy były wyjątkowo oporne, uparte i rozliczne. I w dodatku, parszywe stwory miały moce. Klavdra była na przemian mrożona i podgrzewana, polewana kwasem, bita z ogromną siłą, rzucana na ścianę myślą i ostrzeliwana jakimiś wymyślnymi nabojami, które pozostawiały zadrapania nawet na jej słoniowej skórze. Nie było dobrze, było ich zdecydowanie za dużo.
Gdy leżała przygnieciona przez kilku supersiłaczy, musiała przyznać, że powinna była to trochę głębiej przemyśleć.


W stresie Matt zapomniał na chwilę o kontroli. Jego wola popłynęła niczym nieskrępowana szeroką falą. Z nosów strażników poleciała krew.
- Złodziej - mruknęli, odwrócili się na pięcie i ruszyli przed siebie.
Zebrani dookoła gapie patrzyli zamglonym wzrokiem i niczym zombie ruszyli za nimi.
- Złodziej, złodziej, złodziej … - otoczenie błyskawicznie opustoszało.
Niedoszły terrorysta złapał się za głowę i upadł na kolana. Upuszczona broń zadźwięczała na chodniku.

 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 23-11-2012 o 00:44.
F.leja jest offline  
Stary 26-11-2012, 22:03   #54
 
Bachal's Avatar
 
Reputacja: 1 Bachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=JkCUJdmUarw[/MEDIA]

To co się wokół niego działo, było jak narkotyk. Upajał się tańcem śmierci. Odchudził zbroję, wzmocnił ścięgna nóg, zamiast dłoni wytworzył finezyjne ostrza. “Hełm” postanowił wymorfować w miliardy soczewek, które przyspieszały jego percepcję świata, zupełnie jak u muchy. Widział teraz wszystko w zwolnionym tempie. Ruszył w taniec. Przebijał się przez mięso, kości i pancerze żołnierzy z ogromną łatwością. Poruszał się wręcz nieprzyzwoicie szybko, skacząc płynnymi, konsekwentnymi ruchami od jednego do drugiego, po drodze zabijając jeszcze kilku. Jego jestestwo uciekało od niego, powoli gubił swoje człowieczeństwo na rzecz ksenomorfa. Wiedział, do czego to może w konsekwencji doprowadzić, ale w szale walki opuściła go zdolność logicznego myślenia. Liczył się tylko danse macabre.
Nagle sporych rozmiarów pocisk rakietowy uderzył go w brzuch i wyniósł kilkadziesiąt metrów w tył. Eksplozja nadwyrężyła pancerz i spowodowała bolesne oparzenie pod żebrami. To mu się nie spodobało.
Wylądował gdzieś w budynku, przebijając przy okazji trzy ściany. Wstał, odetchnął głęboko i spróbował zrobić krok. Bolało. Czuł, że kolejny taki cios okupi ciężkimi, trwałymi ranami. Przemorfował w szybszą wersję, usztywniając korpus. Mniej bolało, nogi były elastyczniejsze, mógł biec. I był wściekły. Im szybciej biegł, tym bardziej go rozwścieczała ta sytuacja. Morf miał coraz więcej co powiedzenia w jego ciele...
Obok głowy śmignęły mu kolejne dwa pociski. Był jednak za szybko by można było w niego tak po prostu trafić. Rozmywał się, wymykał percepcji, osiągał naprawdę dużą prędkość. W wywołanym przez symbionta amoku praktycznie wbiegł w wóz opancerzony i dzięki impetowi przesunął go parę centymetrów. Tyko natrafił na przeszkodę, z jego gardła dobył się ryk drapieżcy, a jego dłonie wraz z ramionami przemieniły się w naprawdę duże młoty.
Tymi młotami zaczął z ogromną siłą tłuc w wóz, chciał go roznieść w drobny mak.
Gdy wgniatał potężną obudowę pojazdu, poczuł jak w jego bok wbija się milion malutkich igiełek. Ktoś do niego strzelał z broni maszynowej, a pociski penetrowały jego pancerz. Nie do końca, inaczej byłby martwy, ale na tyle by zatopić się w powłoce i sięgnąć skóry.
Zawył z bólem. Odwrócił się, a obolałe miejsce już morfowało, wypluwając pociski. Przedramię przemieniło się w bezkształtną masę, aby wystrzelić pnączem w stronę obsługi KMu. Przebił na wylot strzelającego i powrócił do postaci pełnej zbroi. Mógł tego nie przetrwać, robiło się gorąco. Chciał się wycofać, lecz było za późno. Ksenomorf doszedł do władzy, a Evolve zaczął osiągać ostateczną formę zabójcy. Zaczął krzyczeń nieludzkim głosem, raczej ryczał w tonacjach nieosiągalnych dla ludzi, a całe ciało stało się plątaniną biomasy. Nawet pociski artyleryjskie nie były w tej chwili w stanie mu zagrozić. Po chwili stał w swej ostatecznej formie, “Evolved”. Nie myślał; był śmiercią i zamierzał zatańczyć. Jego głową zawładnął morf, jego myśli były dziwne, nieludzkie, a jednak nad wyraz inteligentne. Zabije ich wszystkich...

]
 
Bachal jest offline  
Stary 28-11-2012, 19:06   #55
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
A tak łatwo mogła zrównać z ziemią cały ten bajzel. Wziąć przerośniętą kulkę bilardową,nadać jej momentum, a potem po prostu podziwiać fajerwerki - nic prostszego. Ale nie, oczywiście dała się wpuścić w maliny! A teraz leżała na jakiejś podstarzałej wykładzinie przygnieciona przez połowę drużyny futbolowej. Co ciekawsze, od kiedy te palanty miały jakiekolwiek moce? Nieważne. Może po prostu dosypali im dzisiaj jakichś nowych sterydów do płatków śniadaniowych. No i jeszcze te kapiszony! Chyba zarysowały ją w kilku miejscach! Hmm. Gdy tak o tym pomyśleć, to właściwie... ta sytuacja nie była taka zła. Przynajmniej Klavdra miała tu niezły mosh pit i żadni “sojusznicy” nie plątali jej się pod nogami. Leżąc tak na ziemi, zapoznała się z otoczeniem w różnych trybach wizji. Rozkład pomieszczeń, mebli, dodatkowych gagatków kryjących się za ścianami. Zadowolona z owego rekonesansu, uśmiechnęła się promiennie do mężczyzny, którego wizjer znajdował się najbliżej jej twarzy. Rozradowana ekspresja nie pasowała do jej obecnego położenia ani trochę. Była prawie jak opętana.
- Wiesz koleś, cieszę się, że zostawiłam kurtkę w samochodzie.Zanosi się na gorąc.
Facet chciał coś odpowiedzieć, ale nie zdążył. Bo płomień zbliżony ciepłem i gabarytami do tego z silnika odrzutowego odparował mu zarówno fifaśny kask, jak i to co było w środku. Jego tworzący piramidkę koledzy mieli trochę więcej szczęścia, o czym zaświadczyły krzyki oraz jęki. Banda przetrenowanych idiotów! Uwalać się chmarą na kimś, kto ma w ustach przenośną platformę balistyczną! Chyba na serio było im śpieszno na tamten świat. ES złapała za fraki dwójkę wijących się przed nią poparzeńców i zaburzyła równowagę ludzkiej górki. Napięła mięśnie i pchnęła, rozrzucając sukinkotów dookoła jak naburmuszona dziewczynka swoje szmaciane lalki. Przy najbliższym, który uderzył w pobliską ścianę, znalazła się natychmiast. Jej ukryta w rękawiczce z ćwiekami dłoń pomknęła do przodu i roztrzaskała w drobny mak zarówno hełm, jak i czaszkę żołnierzyka. Wierzgające w spazmach ciało opadło na podłogę. Wciąż trzymając zaciśniętą pięść w niewielkim, zabarwionym czerwienią kraterze, Klavdra spojrzała na zbierających się z ziemi wojaków, jak również na ich mniej wytrzymałych kolegów ukrytych za warstwami betonu. Postanowiła ich sobie zliczyć.
- Haha! No? Dalej panienki! Dalej! Weźcie się w garść! Tyłki kopie wam nastolatka!

Na pierwszy rzut oka było ich trzech. Ukrywali się za ścianami i chyba czekali na odpowiedni moment by zaatakować. Jeden z nich był bezpośrednio na wprost Klavdry, dwóch pozostałych na prawo, trochę bliżej dziewczyny. Na głowę kosmitki zaczął sypać się gruz z naruszonego jej wybuchem sufitu. ES musiała wziąć lekko na wstrzymanie, bo spadające jej na głowę okruchy przypomniały specjalistce od demolki, że nadal znajduje się w betonowej konstrukcji. Ona zniosłaby przysypanie przez kilkaset ton budulca dość spokojnie. Wygrzebanie się nie zajęłoby więcej jak parę minut. Ale szczerze wątpiła żeby osoba pana Jerusalema była w stanie pozbierać się do kupy po zakosztowaniu takich atrakcji. Postanowiła więc grać defensywnie, oddając chłopcom inicjatywę. Zrobiła kilka kroków w bok, za jedno z drewnianych biurek, tak aby nie stać pod naruszoną strukturą sufitu. Następnie uważnie wpatrywała się w ukryte za ścianami kukiełki, tylko czekając aż któraś z nich zrobi nieodpowiedni ruch i wychyli główkę. Tak aby mogła ją nieco schłodzić. A może raczej zmrozić ją do temperatury zera bezwzględnego przy użyciu pary błękitnych wiązek. Prawie jak na festynowej strzelnicy. Nagle rentgenowe spojrzenie Klavdry zamgliło się, zamigotalo i znikło, a właściwie trzy postaci zniknęły z jej radaru. Coś musiało zaburzać promieniowanie, bo nagle kosmitka została ostrzelana bolesnymi nabojami, teoretycznie znikąd. Toteż jak wyśmienity taktyk polowy, którym w swoim mniemaniu przecież była, dziewczyna próbowała określić źródło zaistniałego problemu. Wciąż znajdując się za nadgryzionym amunicją meblem, przeskakiwała między odmiennymi trybami wizji. Najwyraźniej licząc na to, że jej przy dość intensywnej obserwacji, element odpowiedzialny za zakłócenia w eterze w końcu się objawi. Zawsze też mogła skupić się na innych zmysłach, jak na przykład słuchu, czekając na następny ruch agresorów aby samemu odpowiedzieć lodowym ostrzałem. Może nieco bardziej chaotycznym niż to planowała wcześniej, ale zawsze.

Termowizja okazała się lepszym pomysłem. Klavdra zaczęła dostrzegać zaburzenia temperatury w kształcie postaci ludzkich i smugi kul, jednak wciąż nie był to obraz wyraźny. W czasie, gdy miała zablokowaną wizję, jej przeciwnicy otoczyli ją z trzech stron, zajmując strategiczne, osłonięte pozycje. Ostrzał nie ustawał. Wow. Gdyby znała Biblię, pewnie wysiliłaby się na jakiś koślawy cytat odnośnie cudów autorstwa Jezusa. A skoro już o cudach mowa, to chyba jakiś cudotwórca majstrował przy magazynkach tych fajfusów. Ich pojemność wydawała się ES nieskończona. Wszystko jedno, to pewnie presja wynikająca z mało komfortowej sytuacji. Dobrze więc. Nie musiała mieć wizji 20/20 aby skutecznie dać komuś w trąbę. Ale może powinna wyrównać nieco szanse? To ustaliwszy, zastosowała swój sprawdzony już numer z wybuchającą mgłą. Natychmiast ruszyła do przodu jak wystrzelona kula armatnia, wykorzystując swoją nadludzką szybkość i siłę, chcąc staranować i zmienić w naleśnik jednego z mężczyzn. Razem z jego zaporą. Niezależnie od tego czy ta okaże się meblem, czy też bocznym kawałkiem jednej z okolicznych ścian. Udało się, zapora ustąpiła pod naporem jej ataku i kolejna też. Ostatecznie Klavdra przebiła betonową kanapkę przez trzy ściany, nim się zatrzymała. Żołnierzyk został przemielony gdzieś po drodze, zmieniając się w truskawkową konfiturę z artystycznie wystającymi z niej elementami czarnego pancerza. Pewnie nawet nie wiedział co właściwie go trafiło. Trochę ją poniosło, ale to przecież nic nowego. Sufit, pozbawiony kilku kolejnych podpór, zaskrzeczał złośliwie i zaczął pękać.

A to stanowiło swoisty sygnał do pośpiesznego zejścia ze sceny. Ale ktoś przecież kiedyś stwierdził, że każdy problem to ładnie zamaskowana okazja. Licząc na to, że architekutra załatwi sprawę za nią i zmieni okopanych strzelców we wprasowanki,Klavdra dała dyla w stronę najbliższego okna. Oby ten podziemny zwitek korytarzy był wytrzymalszy od reszty tej zapałkowej struktury. W innym wypadku będą składać Jeruzalema jak puzzle.

 
Highlander jest offline  
Stary 29-11-2012, 11:55   #56
 
Rebirth's Avatar
 
Reputacja: 1 Rebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputację


Tymczasem Minton obserwował tą arenę zniszczenia. Nie spodziewał się, że będzie mógł być świadkiem ogromnej batalii, które jak dotąd oglądał co najwyżej na filmach. Spojrzał na Finę.
- Chyba odczuwają z tego frajdę - uśmiechnął się kącikiem ust - Psychopaci...
Westchnął cicho i bez słowa ściągnął swój plecak. Otworzył go i wyciągnął z niego swój mały skarb i dar boginii technologii. Jego naręczny generator molekularny lśnił jak nowy. Zapiął go na nadgarstku i upewnił się że wciąż działa. Gdy stanął znów na skraju przepaści, nie był do końca pewien czy jest na tyle silny, by pakować się w wir walki. Obserwował właśnie jak Cross bawił się w Godzillę, i czuł się nieswojo, a wręcz słaby, wątły i niewarty uwagi. Nawet nie spodziewał się, że na tej planecie chodzą persony które posiadały moce mogące generować tyle zniszczenia ot tak. Zwrócił się do Finy:
- Nie do końca wiem, czy jestem tu potrzebny. W zasadzie połowa planu została wypełniona. Sądząc po ilości sprzętu i wojska to chyba walczy z nimi cały batalion. Jak sądzę, drugą połową zajmiesz się ty i zrobisz jeszcze większą rozróbę w ich centrali. Jeśli cokolwiek miało zrobić hałas dosięgający Jerusalema, to chyba głośniej się nie dało - tu wpadł na pewien pomysł - Jeśli chcesz, mogę go spróbować wyśledzić. W postaci mgły molekularnej jestem prawie niewidoczny i mogę wtapiać się w inną materię, przynajmniej przez jakiś czas. Jeśli wiedziałbym skąd może przybyć, mogę przeszukać teren i spróbować go namierzyć.
Fina patrzyła przez chwilę na Mintona z konsternacją.
- i dopiero teraz o tym mówisz? - jej głos załamał się pod wpływem irytacji, ale odetchnęła głęboko, zamamrotała pod nosem jakąś mantrę i zastanowiła się szczerze - Przeszukałam prawie całe miasto, powierzchnię i podziemia. Nie mogę jedynie dostać się do niektórych żelbetonowych bunkrów - wzruszyła ramionami - To znaczy mogę, ale to by długo trwało, a zależało mi na czasie. Sądze, że wielce prawdopodobne jest, że siedzi gdzieś w podziemiach i nasłuchuje. Lubi takie wilgotne i ciemne zakamary. Robal jeden.
- Wybacz, raczej nie zwykłem obnosić się z moimi mocami - odrzekł - Poza tym jest jeszcze jeden problem. Nie byłem w Detroit od lat, a od ostatniego pobytu “trochę” się tu pozmieniało. Nie wiem gdzie tu są jakieś żelbetonowe bunkry czy podziemia. Musiałabyś mnie przenieść, albo choć wskazać drogę.
W jego sercu coś drgnęło. Zdał sobie sprawę, że gdyby nie jego nadgorliwa ostrożność, pewnie tej masakry na dole by nie było. Ale cóż, jak zwykle w takich momentach uznał że tak musiało być, nic nie działo się przypadkowo, a było z góry zdeterminowane. Przez moment zastanawiał się czy będzie mógł przebić się przez wiązania molekularne żelbetonu. Brzmiało to dosyć wymagająco. Minton mimo wszystko lubił wyzwania, o ile nie musiał przy tym ryzykować życia czy znoszenia bólu.
Fina szczęknęła zębami i omiotła spojrzeniem otoczenie. Po jej kostce zaczęło się wspinać delikatne, prawie przejrzyste pnącze. Gdy znajdowało się na wysokości szyi podzieliło się na kilka odnóży, które powoli zagłębiły się w jej uszach i oczodołach. Oczy kobiety podbiegły krwią i innym, zielonym barwnikiem.
- Tych miejsc jest wiele - powiedziała - Jestem zbyt mocno związana z roślinami. Trudno mi odczytać mapę. To jak rozmowa z ulem. Może jeżeli ci pokaże, będziesz w stanie to zrozumieć - wyciągnęła w stronę George’a rękę, wokół której rosła już kolejna delikatna roślina.
Ten nieco się wzdrygnął, ale jakoś przełamał wstręt i chwycił jej dłoń.
- To co mam robić?
- Nic, zamknij tylko oczy - czuł pełznący pęd na skórze. Wreszcie zaszczypała go skroń i w głowie zobaczył ogromną skomplikowaną mapę podziemi Detroit - kanały, metro, tunele, bunkry, piwnice, wszystko czego dusza zapragnie. Plan był przejrzysty, nie zajęło mu dużo czasu zorientowanie się, że nawet tuż pod nimi rozpościerały się niezbadanę przez Finę podziemne konstrukcje. Jeden z bunkrów był bezpośrednio pod płonącym budynkiem.
- No nieźle - podsumował wizję - Nawet za dziecka nie sądziłem, że Detroit może mieć tyle korytarzy pod ziemią - i tu czuł pewną dziecięcą satysfakcję, gdyż gdzieś kiedyś marzył by zwiedzać tajemnicze tunele w poszukiwaniu skarbu. Dziś tym skarbem był co prawda jakiś palant który zrobił sobie za dużo rozgłosu, ale lepsze to niż nic - Dobra, to czas wziąć się do roboty! - zatarł ręce i zamknął oczy. Zamierzał zacząć od pierwszego pod ręką. Gwałtownie jego ciało zaczęło się dematerializować do molekuł praktycznie niewidocznych gołym okiem. Być może potężna Fina nadal widziala go w postaci mgły, ale to nie miało teraz znaczenia. Unosząc się w powietrzu, leciał w stronę budynku stojącego w płomieniach. W pierwszej kolejności przypomniał sobie mapę, czy jest gdzieś możliwe przejście do bunkra bez konieczności wchodzenia w płomienie. Na szczęście dolne piętra nie były zajęte ogniem. Minton w myślach ocenił czy byłby w stanie przeniknąć do wnętrza bunkra w postaci molekuł. Jeśli nie, zamierzał po raz pierwszy od dawna zdematerializować jego warstwy na tyle, by mógł przedostać się do środka. Miał nadzieję, że nie zasłabnie już teraz. Jak planował, tak zaczął robić. Niestety, szybko okazało się że nie tylko on interesuje się tą budynkiem. By dostać się do bunkra, musiał wejść do piwnicy.


Te było z jakiś przyczyn strzeżone. Nie zdradzając swojej obecności, spróbował naliczyć ilu ich jest przy wejściu i jak wyglądają patrole. Było ich pięciu - trzech zwykłych grało sobie w karty, a także stało tam dwóch z jednostki specjalnej. Ich należało się obawiać. Na wszelki wypadek włączył generator i z betonowych molekuł uformował coś na wzór kija lub pałki. Musiał wpierw przeanalizować sytuację, czy dałby radę ogłuszyć znienacka jakiś strażników, czy lepiej będzie poszukać innej drogi. Dlatego wtopiony w jedną ze ścian wypatrywał ich zachowania. Było ich pięciu, z czego z tymi dwoma w goglach wolał nawet nie zadzierać. Postarał się też przypomnieć, czy pod stopami nie biegną jakieś tunele piwnicy. To byłoby najlepsze zrządzenie losu w tej chwili - nie musiałby nawet nikogo omijać, tylko spróbowałby przedostać się przez podłogę piętro niżej - o ile wiązania molekularne jej materiału na to by pozwalały. Niestety, okazało się że proces demolekuryzacji byłby żmudny i męczący. A to był dopiero pierwszy z bunkrów. Musiał oszczędzać siły, na wypadek gdyby musiał spenetrować kilka miejsc. Jakież więc szczęście ogarnęło Mintona, gdy specjalni zaczęli otwierać drzwi, a trzech spanikowało gdy posady budynku nagle się zatrzęsły. W zasadzie nie pozostało mu nic innego, jak poczekać aż specjalnym się to uda. Jeśli tak się stanie, wystarczyło w postaci mgły podążyć z pewnym opóźnieniem za nimi. Te gogle mogły go pewnie wykryć, ale te zwykłe “trepy” raczej nie mieli sprzętu detekcyjnego na tym poziomie. Był cierpliwy. Wstrzymał nawet oddech. Poczekał i powoli przeleciał obok spanikowanych żołnierzy. Nawet gdyby drzwi były zamknięte, nie powinny być stworzone z pancernych materiałów. Lada moment powinien znaleźć się w piwnicy.
 
__________________
Something is coming...

Ostatnio edytowane przez Rebirth : 29-11-2012 o 12:09.
Rebirth jest offline  
Stary 30-11-2012, 10:14   #57
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny

Dziewczyny osłoniły się przed pierwszym wybuchem omal nie zapominając o ochronieniu własnych pleców. Nie potrafiły walczyć w pierwszej linii, ba, nawet nie miały zamiaru konfrontować się ze zmutowanym nastolatkiem. Drugi Wolverine F210 - znały rodzaje maszyn, najczęstsze wyposażenie i możliwości na pamięć - zakołysał się i sądząc po rozwoju sytuacji, zaraz wybuchnie kaskadą metalowych części. Meta...lo... wych...

Myślały szybko. Mogły zaatakować tego który pracował z Kyr’weinem i spieprzać ile sił w nogach. Widać służby porządkowe nie wiedziały po której stronie ta dwójka stoi. Skoczyły kilkoma susam za prowizoryczną osłonę wyczekując z bijącymi sercami na wybuch. Jakby “wymacując” mentalnie smukłą sylwetkę pojazdu do pacyfikowania ludzi wśród wąskich uliczek miejskich. Grzmotnięcie nadeszło jak można było się spodziewać, lecz strzępy pojazdu zamiast rozlecieć się promieniście przyśpieszone eksplozją poleciały w stronę niebieskawego gostka.

Nie udało się... Następnym razem będą przygotowane by bliżej tego celu używać więcej siły...

Bliźniaczki poczuły jak niewyobrażalna ilość żelastwa skręca się, pęka i daje za wygraną. Stary budynek Guardiana, perła architektury przemysłowej stolicy kraju powoli, acz nieubłaganie zapadał się w sobie.

Na obu głowach włosy stanęły dęba. W środku najprawdopodobniej mógł być jeszcze Spider. Z sercami w gardłach wbiegły do wnętrza przytrzymując co się da.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.
Eyriashka jest offline  
Stary 01-12-2012, 15:00   #58
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Ink nie był pewien komu trzeba według Kyr’weina pomagać. Którymś z ludzkich dziwaków, czy armii? W sumie było mu wszystko jedno... Kyr okazał się kimś znacznie ciekawszym niż myślał z początku, może żaden Spider nie jest tu potrzebny?
Póki co demon-przyjaciel radził sobie nieźle z rozróbą. Feeback postanowił zwyczajnie pilnować jego i swoich tyłów. Zawracał sprzężeniem zwrotnym każdą kulę, pocisk i nie wiadomo co jeszcze, do początkowej lokacji, a dzięki refleksowi szło mu to całkiem sprawnie i zabawnie. Nie spacjalnie mu zależało na tym, że komuś coś przez to utkwiło w ciele. Ryknął jeszcze do Jacka
- Oddal się stąd w bardzo szybkim tempie! Znajdź bezpieczne miejsce! JUŻ! - bądź co bądź miły chłopak, na pewno jeden z tych ludzi, do których Ink nie mówił per “to”.
Jackie uważał oczywiście, że zawsze bezpieczniejszy będzie w towarzystwie Alice i Inka, jednak usłuchał i cofnął trochę karetkę. W odpowiednim momencie, bowiem rozproszony nieco Ink nie zauważył lecących w ich stronę, sporych pocisków. Dwa pancerne wozy celowały w ich niewielką grupkę zapaleńców i prowadziły brutalny ostrzał. Kyr’Wein dostał właśnie jednym z pocisków prosto w głowę i na chwilę stracił równowagę, stał się też trochę przejrzysty.
Ciężkie machiny bojowe... no to ci dopiero... nic takiego. Z ludzką bronią było o tyle łatwo, że w pistolecie wystarczyło wygiąć lufę o dwa-trzy stopnie i przy wystrzale broń wybuchała strzelcowi w łapie. Z lufami tych pojazdów mogło, a wręcz powinno być podobnie. Każdy z nich posiadał po dwie, co razem dawało... cztery? Tak. Ink postarał się wykrzywić każdą z nich o paręnaście stopni, by pociski wybuchły w środku. Dodatkowo, jeśli to by nie skończyło żywotu pojazdów, Feedback chętnie by zawrócił jakiś pocisk rakietowy, wystrzeliwywany przez zamontowane na dachach pojazdów wyrzutnie.
Takie szeroko zakrojone działanie wymagało ogromnego skupienia, jednak nie było niemożliwe. Gdy już wiedział co zrobić i jak, Ink działał szybko i sprawnie. Gdy tylko zaczął wyginąć lufy, w jednym z wozów ktoś postanowił wystrzelić, pocisk nie dał rady pokonać nawet niewielkiego zakrętu i całym pojazdem wstrząsnął spazm wybuchu. Nie minął ułamek sekundy gdy znajdująca się w środku amunicja zdetonowana wstrząsami i temperaturą rozsadziła kadłub pojazdu.
Drugi czołg miał więcej szczęścia. Być może drużyna nim operująca w porę zorientowała się, że coś złego dzieje się z lufami? Być może skończyła im się już amunicja? Zdecydowali się użyć rakiet, wielu na raz. Trzy opuściły wyrzutnię. Ink nie był w stanie się już roztroić. Jeden z pocisków udało mu się odbić i wcelować prosto w pojazd. Dwa pozostałe leciały w stronę jego i Kyr’Weina.
Głupie, proste, ludzkie rakiety. Ich marne, wolne i słabe silniki opierały się na prawie, które tu nazywano trzecią zasadą dynamiki Newtona, plus siła ciągu, odrzut i spalanie gazów. PHI! To nic dla takiego obiecującego Fizyka jak Inkfizin. Skoro silniki rakiet działają dzięki temu, że wyrzucane z dużą prędkością gazy, wytwarzają siłę przeciwną, do miejsca zerowego (powstanie sił odrzutu), wystarczyło niezgodnie z prawem Newtona, doprowadzić do tego by zwroty byłyby takie same. Silniki nie były przystosowane do takiego toru lotu, to jest wyrzucania spalin i wytwarzania tak siły ciągu, powinny więc przedwcześnie wybuchnąć.
By dokonać tego pięknego, fizycznego dzieła, Inkfizin machnął od dołu do góry, lewą ręką, skupiając się całkowicie na rakietach. Oczywiście machnięcie umięśnioną ręką, było czysto szpanerskie, chciał by pociski wybuchły w tym samym momencie. Na jego rozkaz. Wielkiego pana.

Pomimo iż to się udało, nie wiedzieć czemu, oprócz rakiety, odłamki z jednego z zdetonowanych czołgów leciały w jego stronę! Gdyby miał refleks tak słaby jak ludzie, byłoby po nim. Na szczęście ten instynkt miał silnie wyostrzony. Wytworzył wokół siebie małe pole magnetyczne i większe i mniejsze kawałki metalu przeleciał obok, wciąż jednak zdecydowanie za blisko Feedbacka. Była to bardzo niekomfortowa sytuacja! Ktokolwiek próbował tak bezczelnie uszkodzić Inka, był okropnym tchórzem! Nawet się nie pokazał/a.

Chętnie by dorwał to coś i pokazał temu co i jak, ale jeden z budynków i to chyba ten ważny, trochę zaczął się walić.
ŚWIETNIE!
Pewnie wszyscy zaczną tam iść! To była iście doskonała okazja, na kontynuowanie dzieła zniszczenia, bo Feedback trochę się zdenerwował.
Podniósł do góry rękę, zacisnął pięść, by w tam czasie, w przestrzeni wokół najczulszych, rozpadających się elementów Guardiana, zaczęły rozchodzić się pulsacyjne, fale dźwiękowe, przenoszące energię z jednego miejsca do drugiego, popychając i posyłając kamienie na różnych knypków, którzy by próbowali się dostać do budynku, którego rozpad Ink postanowił przyspieszyć i dodać mu dodatkowo niebezpiecznego rozmachu.

Skurwysyny...
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 02-12-2012, 21:43   #59
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie

Fina patrzyła z przerażeniem jak struktura budynku zaczyna ulegać rozkładowi.
- Nie! - zacisnęła dłonie na parapecie i skierowała całą swoją wolę na podtrzymanie zrujnowanego wieżowca - Nie!
W jej umyśle panowało to jedno słowo, w połączeniu z potężnym uczuciem, które zawładnęło jej sercem, tworzyło zabójczą mieszankę. Ją i Jerusalema mogły poróżnić pewne idee, ale to nie zmieniało faktu, że kochała skurwysyna i nie mogła pozwolić by zginął pod gruzami, jak zwykły karaluch. Nawet jeżeli istniała jedna szansa na milion, że właśnie tam się ukrywa.



~”~

Feedback upajał się furią i mocą. Zadawał śmierć dziesiątkom żołnierzy, a jego plan wykorzystania gruzów z budynku Guardiana przynosił słodkie owoce. Chyba nawet odkrył, kto był odpowiedzialny za niespodziewany atak na jego osobę. Dwie młode dziewczyny, zupełnie nie pasujące do tego dramatycznego otoczenia wbiegały właśnie do środka, przez główne wejście. Zupełnie nieświadomie posłał w ich stronę wyjątkowo pokażny odłamek uzbrojonej ściany, jednak coś poszło nie tak. Wystające z betonu pręty wygięły się i zatrzymały, cała reszta skruszyła się i opadła na ziemie, nie czyniąc dziewczynom najmniejszej krzywdy.
Ink nie miał niestety czasu by zastanowić się głębiej nad tym co widział, ani nawet zareagować, bo oto zaczęło się dziać coś naprawdę dziwnego. Popękany beton, chodniki i ziemia otaczające rozsypujący się wieżowiec zaczęły się wybrzuszać i wypuszczać ogromnych rozmiarów pędy. Jasno-zielone, młode rośliny miały po kilka metrów średnicy i wznosiły się ku słońcu w zastraszającym tempie - wypuszczając gałęzie, odnogi, wąsate pnącza, liście, a nawet kwiaty. Zamiast w stronę światła kierowały się jednak w stronę budynku. Zatapiały się w nim, oplatały go, wrastały w strukturę, chwytały nawet co większe odłamki, tworząc niesamowite połączenie żywych roślin z martwą ruiną - stały się spoiwem, które zatrzymało katastrofę. Wszystko to trwało sekundy i wydarzyło się wprost na oczach Inka.
W tej chwili ciszę przerywały jedynie ciche jęki rannych i spokojny szum surrealistycznego lasu nad głową kosmity. Słońce przeświecało przez gigantyczne liście i płatki kwiatów. Nagle znalazł się w raju.

~”~

[MEDIA]http://25.media.tumblr.com/tumblr_me9t3bQsKG1r4blvto1_500.gif[/MEDIA]

George cierpliwie obserwował, jak Specjalni otworzywszy drzwi powstrzymują zwykłych żołnierzy przed wejściem. Jeden z opancerzonych agentów użył nawet siły, posyłając żołnierza na glebę z rozkrwawionym nosem. Żaden z trzech wojskowych więcej nie zaprotestował. Patrzyli jedynie z rosnącą desperacją, jak Specjalni zamykają za sobą przejście do bezpiecznych czeluści budynku.
Minton bez problemu ominął oszołomionych żołnierzy i przecisnął się przez zwykłe drzwi. Zaraz za nimi zobaczył, jak w niewielkim pomieszczeniu, które służyło chyba tylko jako przedsionek, dwóch specjalnych siłuje się z ogromnych rozmiarów zaworem i boleśnie powoli otwiera bunkier. Wstrząsy wzrastały i liczył się pośpiech, może dlatego jeszcze nie został zauważony.
Specjalni wreszcie odchylili pokrywę i ruszyli w dół. Widocznie bali się pogrzebania żywcem równie bardzo jak zwykli śmiertelnicy. Georgeowi udało się skorzystać z ich chwilowej nieuwagi i wśliznąć za nimi do środka nim pokrywa opadła samodzielnie do pierwotnego położenia.
Tu jednak kończyło się jego szczęście. Wzrok jednego ze Specjalnych padł prosto na niego.
- Co to o cholery - zniekształcony przez maskę głos był zaskakująco kobiecy. Drugi Specjalny także szybko dostrzegł Mintona, ale chyba nie miał jakiegoś genialnego pomysłu na wyjaśnienie zaobserwowanego zjawiska.
- Jakaś manifestacja - sięgnął po broń i błyskawicznym ruchem coś w niej przestawił - Spróbuj elektryczności. Wycelował w Georga. Bohatera otaczały grube ściany bunkra. Razem z rządowymi znajdował się na środku korytarza, u stóp drabinki. Zarówno w prawo, jak i w lewo ciągnęły się długie tunele. Otoczenie ponownie się zatrzęsło, wybijając Specjalnych odrobinę z równowagi.

~”~

Dziewczyny praktycznie nie zwracały uwagi na otoczenie. Wystarczyło wyczuć metale dookoła. Wszędzie było ich pełno. Musiały jedynie uważać na odłamki murów pozbawione wzmocnień. Głupio by było oberwać cegłą, więc stosowały proste tarcze z rozciągniętego żelastwa.
Gdy wreszcie znalazły się w środku budynku, coś dziwnego zaczęło się dziać na zewnątrz. Wstrząsy najpierw wzrosły, a potem zaczęły słabnąć. Mimo to z góry spadały wciąż gruzy, ściany pękały i cała nadwyrężona konstrukcja jęczała z bólu. Moc dziewcząt nie wystarczała niestety by powstrzymać rozpad całkowicie, mogły jedynie tworzyć wokół siebie bańkę względnego spokoju. Nie były jednak w stanie stwierdzić, czy samo to uratuje je przed tysiącami ton gruzu, który zaraz miał je przygnieść.
Nagle, tuż przed ich zgrabnymi noskami, ze szczelin w ścianach zaczęły wyrastać rośliny. Na początku były blade jak wielkie robale, ale zaraz potem nabrały koloru i rozwiały wątpliwości bliźniaczek - to rzeczywiście były pnącza, które rozrastały się we wzmacniającą sieć i przytrzymywały budynek w całości.
Ciara i Loinnir mogły spokojnie zejść na dół. Nie niepokoili ich nawet żołnierze, którzy w większości, albo opuścili tonący statek, albo zginęli w jego czeluściach. Droga była wolna, choć musiały uważać by nie potknąć się o wystający z podłogi konar.
Wreszcie znalazły zejście na dół. Do niedawna musiał tu być spory posterunek, bo dookoła pełno było krwi i cześci ciała wystających spod gruzów. Dziewczyny zeszły na dół pomagając sobie metalowymi stopniami w miejscach gdzie schody były za bardzo zniszczone. Przez chwilę błądziły po korytarzach, jednak podświadomie dążyły by zejść jak najniżej. Wreszcie znalazły właz do starego bunkra - pomógł im w tym szósty zmysł, który podpowiedział, że znajdują się nad ogromną ilością żelastwa. Zeszły przez właz, po drabince i znalazły się na końcu długiego, prostego korytarza. Na jego końcu były drzwi, a za nimi, ukryty, potężny, prowadzący do bunkra, żelazny właz. Przed nimi stała trójka przerażonych żołnierzy ściskających w trzęsących się dłoniach karabiny maszynowe o bardzo delikatnym spuście.

~"~

Evolve widział świat nieco inaczej niż David Cross. Dla niego otoczenie składało się z tych ciekawych elementów, które kwiczały kiedy je patroszył i nudnego tła. Jednak gdy nagle wokół niego zaczęły wyrastać ogromne, nienaturalne rośliny, nawet jego uwaga uległa chwilowemu rozproszeniu. Działo się coś niesamowitego, musiał uskoczyć na bok by nie wylądować na czubku jednego ze zmutowanych kwiatów. Jego wyczulone zmysły sprawiały, że całe to zjawisko było podwójnie niepokojące.
Wreszcie las przestał rosnąć. Gdy Evolve ponownie omiótł spojrzeniem pole bitwy, zobaczył, że nie miał za bardzo kim walczyć, a dookoła panował miły zielony półmrok i przyjemna, świeża woń. Nawet budynek przestał się zawalać. Ci żołnierze, którzy przeżyli rozglądali się oszołomieni i krążyli pomiędzy gigantycznymi pędami, jak zaczarowani. Było cicho.
Symbiont, w tej dziwnej sytuacji, stracił pełną kontrolę i powoli wycofywał się ze świadomości Davida.
Powoli wracający do siebie Cross usłyszał nad sobą kobiecy głos. Dochodził z kielicha wielkiej różowej lilii

~”~


Wyskoczywszy przez okno, Klavdra dokonała ciekawego lądowania. Zamiast spokojnie wbić się w beton, jak zresztą planowała, rozplaskała się na wielkim, zielonym liściu, który wyrósł jej na spotkanie. Następnie odbiła się efektownie, wykonała kilka oszołomionych obrotów w powietrzu i wpadła prosto do kielicha ogromnego różowego kwiatu. Ześliznęła się jak po zjeżdżalni i zatrzymała się u nasady słupka i pręcików. Zderzyła się z nimi oczywiście i wywołała mała lawinę żółtego pyłku, która przyprawiła ją o atak straszliwej kichawki.

 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 02-12-2012 o 23:26.
F.leja jest offline  
Stary 06-12-2012, 21:17   #60
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość

- Aaaaaaaaa!!! - Ink walnął o glebę wystraszony intensywnością kolorów, zapachów od tej cholernej ziemskiej przyrody. Co to za szajs?! To tego nie był przyzwyczajony. Ani w Australii, a tym bardziej w Nowym Jorku. Nie wspominając już o swojej rodzimej planecie! Jak oni mogli żyć w otoczeniu czegoś takiego? Nie licząc tego, że żyją dzięki temu i tlenowi przez to wytwarzanemu. Nie dość, że brzydkie, to jeszcze zawadza. Okropieństwo. Nienawidził tego. Nienawidził tego kto to wywołał. To już nienawidził tego czegoś co rzuciło w niego odłamkami, tego czegoś co przywołało na niego rośliny i całej ziemskiej roślinności. Wszystkim im się dostanie.

Ciekawe kim były te dwie blond rzeczy, które cudem uniknęły jednego z odłamków stworzonych przez Inka. To pewnie te cudaczki tak próbowały go urządzić. Przeklęte, głupie, chamskie, niewychowane, durne i nieudolne ziemskie śmieciowe rzeczy. Szkoda, że nie znał przekleństw w angielskim języku, sargański jakoś tu nie pasował.

Westchnął ciężko. Trzeba się uspokoić.

Słońce prześwitywało przez luki pomiędzy gałęziami. Ziemskie, organiczne formy życia uznawał to za ładne. On za ohydne. A ohydę trzeba palić! Tępić!
Emisja promieniowania widzialnego i rozniecamy ogień za pomocą nagrzania powietrza, które wprawia w ruch rozbłyski świetlne. Palić! Spalić wszystkich!

No oprócz Kyr'Weina. No i tego Jack'a.

Ink miał szczerą nadzieję, że teraz to ktoś inny się wkurzy.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172