Nie miała baba kłopotu, zaczęła oglądać rzeźnie. No przecież musiała się wtrącić, po prostu musiała. Inaczej pewnie nie byłaby sobą. I pomyśleć, że na początku było tak ładnie. Kolejny ciachał kolejnego, wyli z bólu i rzucali albo wyjątkowo rynsztokowymi albo uniwersyteckimi słowami czy powiedzonkami. Mieszanka iście wybuchowa, może stąd ta cała frajda? Jedynym problemem był fakt, że jeden ze złych panów postanowił wciągnąć ją w sam srodek zabawy. Ruszył w jej stronę wyciągając doń spocone, wielkie łapska. Kobieta odetchnęła z ulgą widząc, że jego pałka wciąż jest schowana. Jedna i druga. Nie czuła sie jednak na siłach do walki z nim. Mogłaby mu pociągnąć z obcasa, wbić paznokcie w oko, ah nie. Wolała po prostu zacząć się wycofywać. Pisnęła cicho starając się lawirować między mężczyznami tak żeby jakąś bezpieczną odległość od nich i ich mieczy czy toporów zachować, a przy okazji ścinać zakręty tak, by może wielkolud jakimś cudem nie dał rady. Potrzebowała jednak pomocy, a o nią zawsze trzeba zabiegać samemu, a nie liczyć, że damę w potrzebie zauważą rozszalali mężczyźni. Stanęła w końcu za wyjątkowo bojowym krasnoludem najwyraźniej uznając go za świetną tarczę. A cóż tam, że na tych butach była od niego wyższa, czuła że to dobry wybór. Szerokie ciało i ostrze toporu na pewno ją jakoś obroni od draba od początku rzucającego się na krasnoluda, a i od tego bardziej chętnego do obcowania z damą.
- Mości wąsaczu, sieczcie dalej jeśli łaska - zawołała licząc, że Bewekho już w ramach rozpędu zamachnie się toporem i na jej chwilowego prześladowce, który nieuchronnie się do nich zbliżał, z wciąż tak samo odrażającą miną świeżaka w zamtuzie. |