Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2012, 20:52   #30
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Shane zdało się, że w ciszy jaka zapanowała, można było usłyszeć łomot, kiedy z wrażenia opadła jej szczęka.
Po chwili omal nie parsknęła śmiechem.
- Zanim się coś ślubuje - prychnęła - powinno się pomyśleć o konsekwencjach. W porządku, compadre, nie musisz się obawiać. Nie mieliśmy i nadal nie mamy wobec ciebie złych zamiarów. Ot tak po prostu nie było łatwo się z tobą dogadać, więc uciekłam się do bardziej drastycznych środków przekazu. - Uśmiechnęła się czarująco do właściciela mieszkanka na piętrze. - Mam nadzieję, że nie masz do mnie żalu?
Włochacz wzruszył ramionami, po czym usiadł na skórach.

Kevin przymknął, a potem otworzył oczy. Albo miał omamy, albo też udało się im nawiązać nić porozumienia z pierwszym napotkanym tubylcem. Wyjątkowo małomównym tubylcem. A ten gest... Pamiętał go ze swojego świata, ale czy tutaj znaczył to samo?

Pomijając bezsensowne jej zdaniem ślubowania brodacza, Shane była w sumie zadowolona z siebie i osiągniętego sukcesu. Sądząc z jego zachowania, jemu także było to na rękę. Porozumienie było w tej chwili najważniejsze. Opracowanie systemu dogadywania się nie było już teraz takie trudne. Skoro gospodarz słyszał i rozumiał o czym się mówi, wystarczyło tak formułować pytania i wypowiedzi, by mógł je potwierdzać lub im zaprzeczać.

- Możemy rozpalić ogień? - Kevin wskazał palenisko i leżącą obok niego garść polan. Przy istniejącej ‘doskonałości’ sposobu porozumiewania się wolał nie wypytywać o znaczenie gestu polegającego na uniesieniu rąk w charakterystyczny sposób.
Włochaczek, jakby nie słysząc pytania, spoglądał na Kevina obojętnie, którą to obojętność Kevin miał zamiar uznać za pozwolenie. Nim jednak zdążył zrealizować swoje zamiary z dołu rozległy się rozpaczliwe nawoływania Arivalda.

- Boże, co znowu?! - Shane westchnęła, tym razem z absolutnie nie udawaną rozpaczą.
Nie drzyj się, lebiego, chciał już powiedzieć Kev, ale jednak zrezygnował z tego zamiaru. W gruncie rzeczy można było uznać, że Ari ma trochę racji.
- Rzucę im tę linę - powiedział do Shane, bynajmniej nie zamierzając potraktować tej zapowiedzi dosłownie.
Zbyt daleko iść nie musiał. Złapał mocniej ‘swój’ koniec liny, drugi opuszczając na dół.
- Przywiążcie worek, a potem wchodźcie - powiedział.
Po chwili zarówno bagaż, jak i przyjaciele, znaleźli się na górze. Choć w trochę innej kolejności, niż zadysponował z góry Kevin. “Dzielny” Arivald w akcie desperacji nie zamierzał oddawać pierwszeństwa bagażowi.
- Ostrożnie tam w środku. - Kevin powstrzymał ręką pierwszego ‘wspinacza’. - Tam jest ktoś, kto nie mówi, więc proszę chwilowo bez zbyt wielu pytań i dziwnych zachowań - poprosił.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline