Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-11-2012, 19:28   #21
 
dzemeuksis's Avatar
 
Reputacja: 1 dzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputację
W czasie gdy Shannon i Kevin pomagali Arivaldowi wydostać się z opresji, Rondon szwendał się po okolicy, mając nadzieję wypatrzeć coś przydatnego. Usłyszawszy krzyki Ariego zaczął niespiesznie zmierzać w kierunku, skąd dochodziły. Niespiesznie, bo znał go na tyle, żeby wyczuć po tonie, że nie ma sensu się spieszyć, bo tak naprawdę nic się nie dzieje.

Tymczasem kiedy trójka przyjaciół stała już bezpiecznie nad studnią, naradzając się, co robić, Ari ze zdumieniem dostrzegł obserwującą ich z głębi lasu dziwną postać. Był tak zaskoczony, że nie udało mu się tego ukryć, więc pozostali podążyli za jego spojrzeniem. Na zielonym dywanie z mchu siedział w pozycji przywodzącej na myśl psa okrutnie brudny i zarośnięty osobnik, zakutany w mocno przetartą skórę. Patrzył na przybyszów, jak gdyby nigdy nic.

Gdy stało się jasne, że został dostrzeżony, zaczął odprawiać dziwny spektakl. Wstał na dwie nogi, rozstawił je szeroko i zaczął się kiwać na boki, niczym marynarz. Po krótkiej chwili przestał, po czym wskazał dłonią w kierunku zdumionych widzów. Powtórzył sekwencję jeszcze raz, odwrócił się i opadłszy na cztery łapy zanurkował w las.

Rondon zbliżał się do studni, idąc od strony lasu. Stanął jak wryty, gdy zobaczył dziwnego kudłacza (jak, go ochrzcił w myślach) wymachującego coś w kierunku jego przyjaciół. Odruchowo przytulił się do drzewa, zastanawiając się, czy powinien się ujawnić. Zanim zdążył zdecydować, kudłacz przemknął, koło jego kryjówki i poruszając się w osobliwy, ewidentnie niezbyt optymalny sposób, zaskakująco szybko oddalał się w głąb lasu.

Rondon zwietrzył szansę na niepostrzeżone śledzenie, ale wówczas oddaliłby się od przyjaciół, którzy mogliby nie wpaść na pomysł podążania śladem kudłacza. Z resztą właściwie, czy mieli powód, żeby to robić? Z drugiej strony prędzej, czy później, trzeba będzie odnaleźć jakąś cywilizację. Może to jest właśnie dobra okazja? “Co robić, co robić?” powtarzał Rondon gorączkowo w myślach.
 
dzemeuksis jest offline  
Stary 11-11-2012, 20:13   #22
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kevin zrobił już pierwszy krok w stronę pozostawionej przy kolumnie skrzynki, gdy nagle Ari pokazał całej trójce dziwnego osobnika, na pozór przynajmniej bardziej pasującego do lasu niż czwórka, która przybyła tutaj z innego świata. Skóra... to było coś, co powinno znaleźć się na wyposażeniu każdego mieszkańca lasu. A że ta była nieco wytarta i na dodatek cudza... Komu to szkodziło.
Przez chwilę Kevin wpatrywał się w machającego rękami osobnika, a gdy ten pobiegł w las Kev zwrócił się do swych towarzyszy.

- Nie zrozumiałem z tego nic, ale może on nas woła? - wysunął przypuszczenie. - W każdym razie nic nie szkodzi, żebyśmy za nim poszli. Może ma tu jakieś schronienie? Warto by sprawdzić.
- Pójdę tylko po skrzynkę - dodał - i zaraz wracam.

Shane powiodła wzrokiem w kierunku, w którym gapił się Ari i początkowo też nieco zdębiała. TO wyglądało na człowieka. Na pierwszy rzut oka - sądząc po zaroście i niezbyt zgrabnej sylwetce - mężczyznę. Tyle, że zachowywało się nie całkiem, jak człowiek. Bardziej, jak małpa. Neandertalczyk - nie wiedziała skąd nasunęło jej się to określenie, ale miała niemal stuprocentową pewność, iż jest jak najbardziej adekwatne do opisania owej istoty. O ile mogła być tu pewna czegokolwiek.

Przyjrzała się uważnie skrajowi lasu. Wprawdzie stworzenie nie robiło wrażenia, jakoby miało być niebezpieczne, ale za linią drzew i zarośli mogło znajdować się kilku jego pobratymców.
Ten trup w studni, jakoś źle działał Shane na wyobraźnię. A szczególnie jego skręcony kark i obcięty palec. Zastanawiała się czy to jego obrączkę nosiła teraz na własnym palcu.

Może się myliła, ale miała wrażenie, że człowiek w skórach usiłuje ich przekonać, żeby szli za nim. Kevin potwierdził tylko jej przypuszczenia. Była skłonna zgodzić się z nim, tyle że pozostał im jeden niewielki problem do przeskoczenia. Nigdzie nie widziała Ronda.

- Użycz mi noża - poprosił Kevin, wytrącając ją nagle z rozmyślań. Nawet nie zauważyła, kiedy wrócił, targając na plecach wypchany worek.
Spojrzała na niego nie rozumiejącym wzrokiem. Po co mu nóż? Jeśli chciał zapolować na tamtego stwora, to przecież miał znacznie poręczniejszą pałkę.
- Nóż? - upewniła się.
- Tak... Ten. - Wskazał na nóż, wiszący u jej pasa.
Chciał jej odebrać JEJ nóż? Nawet nie zdążyła się nim nacieszyć. Kto daje i odbiera...
Kevin jednak nie miał tak paskudnych zamiarów, jak szlachtowanie dziwostwora czy odbieranie jej nowej zabawki. Najspokojniej w świecie odciął kawałek liny i zrobił z niej pasek, podtrzymujący opadające spodnie.
- Co zrobiłeś ze skrzynką? - spytała, podczas gdy Kevin zmagał się z produktem paskopodobnym.
- Schowałem z powrotem do skrytki - odparł. - Gotowe - oznajmił, zawiązując supeł. - Ari? Idziesz z nami?
- No chyba nie zostawiny Rondona samego?! - zaoponowała Shane. - Gdzież on się podział? - Wzrokiem przeszukiwała skraj lasu. Miała nadzieję, że nie wpakował się w jakieś problemy związane z ich tajemniczym gościem.
- Widziałem go przedtem tam. - Kevin pokazał kierunek. - Pewnie pobiegł za tym... kimś. Tym bardziej nie możemy go zostawić samego.
- Jesteś pewien? - Wydawało jej się to całkiem prawdopodobne. Jeśli oni zobaczyli Neandertalczyka, to Rond szwendający się w tamtej okolicy musiał go tym bardziej dostrzec.
- Tego, że go tam widziałem? Tak - odparł Kevin. - Zresztą sama zobacz. Idzie.
- Ruszamy za stworem. Może ma jakieś schronienie - dodał, zwracając się do Rondona.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 15-11-2012 o 16:50.
Kerm jest offline  
Stary 15-11-2012, 14:53   #23
 
Raster's Avatar
 
Reputacja: 0 Raster nie jest zbyt sławny w tych okolicachRaster nie jest zbyt sławny w tych okolicachRaster nie jest zbyt sławny w tych okolicachRaster nie jest zbyt sławny w tych okolicach
Rodnon skryty za drzewem myślał o puszczenie się z dala od przyjaciół i śledzeniu potwora, lecz po rozpatrzeniu wszystkich za i przeciw, szczególnie przeciw było to że jeśli kudłacz pobiegnie do jakiejś osady kudłaczy i będzie ich tam więcej i będą go gotować w wielkim żelaznym kotle na obiad. Otrząsnął się z tych myśli. Podszedł do swoich przyjaciół, po usłyszeniu słów Kevina zrobiło mu się pewniej
- może to i dobry pomysł – powiedział.
- pewnie już zniknął z horyzontu, tak szybko się poruszał , ale ,myślę że zdołałbym go wytropić, to jak idziemy?
 
Raster jest offline  
Stary 15-11-2012, 20:03   #24
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Ani Kev, ani Ron mimo wysiłków nie potrafili odszukać śladów, które mógłby pozostawić leśny człowiek. Ale kierunek w którym się udał, znali. Przynajmniej Rondon był tego pewien.

- Słuchajcie - zaproponowała Shannon - moglibyśmy trochę przyspieszyć kroku.
Skoro i tak nie mogli od dłuższego czasu znaleźć tropów, to jej zdaniem nie było sensu wlec się noga za nogą aż dzień się skończy.
- Tylko na szyszki uważaj - wtrącił Kevin
- Miałam nadzieję, że mnie poniesiesz. - Uprzejmie pokazała mu czubek języka.
- Pójdź więc, o miła, w me ramiona - odparł natychmiast.
- Wy tu sobie gadu gadu, a czas ucieka. Tfu... Włochacz nam ucieka. - Ari w zdecydowany sposób przerwał ich przekomarzania. - Zimno się robi - dodał z wyrzutem nie wiadomo do kogo skierowanym. - Wy przynajmniej mieliście co na grzbiet włożyć. Trzeba było zostać i o jakiś dach nad głową zadbać - marudził przedzierając się przez krzaki. Pojękiwał przy tym od czasu do czasu, gdy dostawał w nos złośliwą gałązką, albo stawiał nieostrożnie stopę na czymś kłującym. - Bokiem mi już wyłazi to ganianie na golasa. Ałć! Ałć! Ałć! No i wbiło mi się coś. - Złapał się za stopę i podskakując na jednej nodze oglądał ubłoconą podeszwę.
- Jak dogonimy tego tubylca to go poprosimy, żeby się futrem podzielił - odparł Kevin.
Ariwald zamarł naraz w dziwnej pozie, wybałuszonymi oczyma gapiąc się w nieokreśloną przestrzeń.
- Co ci jest? - Zaniepokoiła się Shan.
- Coś łazi mi po plecach - stęknął z wysiłkiem.
Shane spojrzała i zbladła. Kevin nie mówiąc ani słowa znacząco pokręcił głową na znak, żeby milczała.
- Nic takiego. Jeden mały pajączek - stwierdził obojętnym tonem. - Już go nie ma.
Pstryknięciem palców strącił ośmionogie monstrum wielkości sporej śliwki z pleców Ariego.
- Po prostu zabłądził i tyle - dodał. - Gdyby wlazł za koszulę byłoby trudniej.
W każdej sytuacji można było znaleźć jakieś plusy.

Droga przez las na szczęście nie była zbyt trudna. Podszyt był niski, drzewa rosły dość daleko od siebie, a krzaki i niezbyt wyrośnięte drzewka nie stawały zbyt często na drodze idących. Jedynie złośliwe drzewa od czasu do czasu podkładały idącym korzenie i zrzucały szyszki pod nogi, a małe świerczki usiłowały pogłaskać przechodzących swymi gałązkami.
- Ciekawe, jak jeszcze długo macie zamiar iść - mruknął Ari. Spojrzał w niebo wyraźnie sugerując, że moknie przez głupie pomysły reszty.

Teren nagle stał się bardzie urozmaicony - tu pagórek, tam wychodząca spod warstwy mchu skała, gdzie indziej wielki głaz.
- Hej, patrzcie! - powiedział nagle idący na czele Rondon.
- Wąwóz. - Ari dokonał epokowego odkrycia. - Wąski jakiś. Idziemy?
A mieli wybór? Oczywiście mogli odwrócić się na pięcie i wrócić tam, skąd przyszli.
Shan, nie czekając na resztę, ruszyła do przodu i to ona pierwsza zobaczyła wejście do jaskini.
- Nasz domek! - powiedziała z nader umiarkowanym entuzjazmem.
- I to piętrowy jeszcze - dorzuciła, wskazując drugi, nieco mniejszy otwór, położony nieco wyżej.
- Oddaj ten toporek - powiedział Kevin. - Pochodnie trzeba by zrobić.
- A, zapomniałam - powiedziała Shane z niewinną miną. - Łap! - rzuciła toporek. Na szczęście nie w niego, tylko pod nogi Keva.
- Dzięki ci, o pani. - Kevin ukłonił się nisko, wymachując przy okazji wyimaginowanym kapeluszem,
- Azali potrafisz, szlachetny panie, wyczarować nam ogień? - dostosowała się do sposobu wyrażania się swego konwersarza.
- Azaliż powątpiewasz w me umiejęności? - spytał Kevin. - Ranisz me serce - stwierdził. Otarł nieistniejącą łzę, a potem wyciągnął z worka krzesiwo i hubkę. - Zaiste, nie doceniasz mnie.
- Zamiast pieprzyć trzy po trzy może lepiej byś się wziął do roboty, co? - spytał Ari.
- Ależ waść nieużyty, panie Arivaldzie - zganiła go lekko Shane.
- Łatwo ci mówić, boś sobie tyłek przykryła kawałkiem szmatki, a Ron i ja marzniemy. - Na dowód prawdziwości swych słów Ari cały się zatrząsł.
- Chcesz, to ci oddam tę szmatkę - zaproponowała Shan, nie przechodząc jednak do realizacji propozycji. - Jednakowoż świat wonczas cały urok swój zatraci, albowiem iż zniknie mi z oczu najefektowniejszy jego element. - Teatralnym gestem dotknęła czoła grzbietem dłoni i przewróciła oczyma. - O jakże będzie mi brak tego widoku.
Ari jednoznacznym gestem narysował kółko na czole.
- A jak ci to samo powiedziałem, to nie chciałaś mi wierzyć - wtrącił się Kev.
- Ależ wierzę! - zaoponowała. - Wierzę każdemu słowu twemu. Jednakże jako powściągliwa niewiasta niezwykłam kawalerów nagością swą podszczuwać, a to co...
- ...zakryte jeszcze bardziej kusi - dokończył za nią Kevin.
- Och! Za to odpowiadać już się nie godzę - pogroziła mu palcem.

Podczas gdy Shan, Ari i Kevin przerzucali się uprzejmościami, Ron odrąbał trzy żywiczne gałęzie, a Kevin, chociaż z pewnym trudem, zdołał skrzesać ogień i podpalić kilka gałązek.
- I stał się ogień! - powiedział z dumą.
Nim wiatr i mżawka zdołały do spółki zgasić nędzną imitację ogniska Ronowi udało się zapalić jedną z pochodni. Ta skwierczała i dymiła się, ale światło jakieś dawała.

- Od której jaskini zaczynamy? - spytała Shan.
- Od mniejszej - powiedział szybko Ari. - Mniejszą łatwiej ogrzać. No i w większej może mieszkać coś większego.
- Jaskinia Ali Baby - powiedział Kevin. - I skarb w jaskini.
- Kto to jest Ali Baba? - spytała Shan marszcząc brwi.
Kevin potarł czoło.
- A nie pamiętam - przyznał się.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline  
Stary 16-11-2012, 22:17   #25
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Mały wypad w okolice większej jaskini dostarczył wędrowcom ciekawych, acz nie do końca pomyślnych faktów. Jaskinia była o wiele łatwiej dostępna, za to w jej okolicy aż roiło się od śladów niedźwiedzia. I dużych, i małych.
Kevin bardzo szybko wycofał się do pozostałych. Niedźwiedzica z małymi? Takie spotkanie z pewnością należałoby do fatalnych, szczególnie wówczas, gdy do obrony mieli pałkę, dwa noże i toporek.
Na słowo “niedźwiedź” Rondon odruchowo pomasował nogę, na której widniała długa, nieregularna blizna.
- Cofnijmy się i spróbujmy stamtąd. - Shane-głos rozsądku wskazała prawą krawędź jaru.
Z miejsca, gdzie się znajdowali, trzeba by było sforsować kilka metrów stromej skały, ale im bliżej początku wąwozu, tym łatwiej było wejść na górę.

Wędrując skrajem wąwozu bez problemów dotarli do miejsca, z którego można było wspiąć się do mniejszej jaskini.
- Ja tam wejdę - powiedziała Shane, spoglądając na widniejący trzy metry wyżej ciemny otwór.
Szklana Góra to z pewnością nie była. Skale do pionowości bardzo dużo brakowało, nie była również idealnie gładka, lecz porzeźbiona tak przez wiatr, jak i przez wodę. Ot, normalna dość stroma ściana, tyle tylko, że w tej chwili mokra od deszczu. Z pewnością nie można sobie było wmaszerować do góry, ale przy pomocy rąk nie powinno to sprawiać większego problemu. A z pewnością już leśnemu ludziowi, co po lesie kłusował na czworaka.
- Podsadzę cię - zaproponował uprzejmie Kevin.
- Ręce precz od mojej gołej pupy - sprzeciwiła się Shane.
- Nikt nie zamierzał cię chwytać za te miejsca - zapewnił ją szczerze Kev. Gdyby nie słowa Shannon nawet by nie pomyślał o takim sposobie przeprowadzenia tej akcji. Poważny błąd z jego strony...
- Ta, jasne... - mruknęła Shane. - A oczy przy tym też masz zamiar zamykać? Uważaj, żeby ci coś nie wpadło - dodała zgryźliwie.
Kevin wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Skoro nalegasz... - powiedział.

W końcu jednak, wbrew zasadzie “panie mają pierwszeństwo”, Kevin wybrał się do góry. Zbyt wiele wziąć ze sobą nie mógł. O toporku mógł zapomnieć. O wielkiej pałce również. Przełożył tylko zwiniętą linę przez ramię. To musiało wystarczyć.
- Weź to - zatrzymała go Shane. Trzymała w ręku nóż podając mu go rękojeścią.
- Jak? W zęby? - spytał. - Jak pirat?
- Stuknij się, piracie od siedmiu boleści - odparła. - Chcesz sobie uśmiech poszerzyć? Włóż za cholewę - poradziła.
Po krótkiej chwili namysłu Kevin skorzystał z tej rady.

Tak jak można było przypuszczać skała była śliska i tak ręce, jak i nogi były dość potrzebne. Buty raz i drugi straciły oparcie, ale nie na tyle, by wędrujący do góry Kevin zjechał nagle i szybko na dół.
Przed samą jaskinią stromizna nagle zniknęła. Teren wypłaszczył się tworząc coś w rodzaju półki, na której mogły, od biedy, stanąć dwie osoby.
Wejście do jaskini nie było zbyt duże - w najwyższym miejscu nieco ponad dwa metry, w najszerszym półtora.
Z wnętrza jaskini nadleciał dość dziwny zapach. Ni to pot, ni to brud... Z pewnością nie była to ostra woń drapieżnika.
W środku jaskini coś się poruszyło. Przynajmniej zdawało mu się, że coś usłyszał. Gołe ręce przeciw nie-wiadomo-czemu? Być może szaleńcowi?
Kevin po cichu zasygnalizował stojącym na dole towarzyszom, by któryś z nich rzucił mu pałkę. Tęga pała cuda zdziała, głosiło popularne powiedzenie. W jakich kręgach popularne, tego akurat Kevin nie pamiętał, ale zdawał sobie świadomość z tego, że takie kręgi gdzieś istniały...
Pierwszy rzut Rona nie był najlepszy. Pałka omal nie trafiła Kevina w nogę. Odbiła się od skały i poleciała w dół.
Niech to... Kevin zaklął w myślach. I tak idea cichego wejścia do jaskini poszła się ślizgać. Na szczęście kolejny był idealny - pałka wylądowała na półce i zatrzymała się. Chwilę później była już w dłoniach Kevina.
 
Kerm jest offline  
Stary 16-11-2012, 23:40   #26
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
W zasadzie Kevin mógłby rozpocząć zwiedzanie jaskini, gdyby nie to, że światło wpadające przez otwór nie sięgało zbyt głęboko. Nie można było dostrzec ani końca jaskini, ani jej tajemniczego mieszkańca.
Zdałaby się pochodnia, ale w żonglerkę płonącymi kawałkami drewna nie zamierzał się bawić.

- Hej! Co się tam dzieje? - Lekko zniecierpliwiona niezdecydowaniem Kevina odezwała się z dołu Shane. Półgłosem, bo wciąż liczyła, że mimo wszystko nie narobili jeszcze aż tak dużo hałasu, żeby zaalarmować wszystko co wokół żyło.
- Pewnie boi się ciemności - równie cicho, acz równocześnie ze sporą dozą ironii, odparł Ron.
- No to akurat nie jest takie śmieszne - burknął Arivald. - W końcu nie wiadomo co tam się czai.
- Nie powinien tam włazić sam. - Shan wyraźnie się zdenerwowała.
- My w ogóle nie powinniśmy tu być - nie przerywał gderania Ari. - W tamtych ruinach było tak spokojnie.
- I zimno - wtrącił się Ron. - Czuję jak się zamieniam w sopel lodu.
Shannon zerknęła z ukosa to na jednego, to na drugiego ze swoich kompanów. Nie dało się ukryć, że musiało być im... bardzo zimno. Nie zamierzała jednak wyrażać głośno swoich spostrzeżeń.
- Co się tak gapisz? Myśl jak dostarczyć tam ten ogień - Arivald był już nieźle wkurzony.
- Z pochodnią w ręku nie da się tam wejść. - Wzruszyła ramionami dziewczyna. Zastanawiała się intensywnie przez dobrą chwilę.
- Kevin? - zawołała znów półgłosem, żeby zwrócić jego uwagę, bo z gotową do użycia lagą w ręku wciąż wpatrywał się w ciemny korytarz jaskini.
Kevin odwrócił się i spojrzał na nią z góry. Dosłownie.
- Wiem! - rozbłysnął entuzjazmem Arivald. - Zróbmy taki wyciąg. No wiecie, zawiążmy linę i zróbmy pętlę. Jedną stronę weźmie Kevin, a drugą ty albo ja i można obracać.
Shane, jak typowa blondynka, przez długą chwilę wpatrywała się w pomysłodawcę nic nie rozumiejącym wzrokiem młodego cielęcia.
- Genialne - skwitowała. - I co mianowicie mamy obracać? Się? W kółko?
- No tą pochodnię - popatrzył z politowaniem. - Nieważne. Kto ma ten sznurek?
Blondynka skierowała palec wskazujący w górę i nie odrywając oczu od genialnego wynalazcy zasugerowała odpowiedź.
- A nie prościej byłoby tam wejść...
- Jak? Z pochodnią w zębach? - przerwał jej Ari.
- Co wy wszyscy z tymi zębami? - szczerze zdziwiła się Shane. - Zboczeńcy.
- Kev! - Podniosła w górę oczy niemalże jak do modlitwy. - Mam pomysł. Dasz radę wciągnąć mnie na tej linie?
Kevin skinął głową. Zdjął z ramienia zwój i opuścił jeden koniec na dół.
- Przewiążę się liną pod ramionami, wezmę pochodnię do ręki i po prostu z pomocą Kevina wejdę do góry - wyjaśniała podczas wykonywanych czynności.
- Poczekaj - wtrącił się Rond. - Może lepiej ja tam wejdę?
- Nie sądzę. Jestem z was najlżejsza - odparła. - Jeśli spadnę to przynajmniej nie ściągnę go za sobą na dno. - Mrugnęła do zaczynających już szczękać zębami chłopaków. - Uważajcie na niedźwiedzie.
Wyjęła z dłoni Ronda jedną ze szczap i zapaliła ją. A potem bezceremonialnie odebrała mu toporek i wsadziła sobie za pas.
- Asekuruj mnie - rzuciła w górę głośnym szeptem.

Miała nadzieję ulotnić się zanim się spostrzegą, a ich słowne protesty przerodzą się w czyny. Lina okazała się nadzwyczaj przydatnym, a raczej wręcz niezbędnym dodatkiem. Dzięki pomocy Kevina dotarła na półkę przed jaskinią, zasapana wprawdzie i troszkę ubłocona, ale cała i szczęśliwa, a w dodatku z wciąż płonącą pochodnią w ręku.
- Możemy zacząć zwiedzanie? - spytał Kevin.
- Jestem gotowa - odpowiedziała cicho wyciągając zza pasa toporek. Chwyciła go wyważając dobrze w dłoni. - Ja pierwsza, z prawej. Ty po lewej.
- Wchodzimy razem. Zmieścimy się - odparł, obejmując ją i ruszając w stronę wejścia.
- To bardzo miłe - szepnęła - ale nie jesteśmy na spacerze. Lepiej obejmij tę drugą laseczkę. - Brodą wskazała na pałę, ponieważ obydwie ręce miała już zajęte. Wyciągnęła ramię z pochodnią, chcąc jak najgłębiej zajrzeć do ciemnego wnętrza jaskini.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline  
Stary 17-11-2012, 21:02   #27
 
dzemeuksis's Avatar
 
Reputacja: 1 dzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputację
Shannon i Kevin stanęli ramię w ramię u wejścia jaskini, próbując dostrzec, co jest w środku. Wprawdzie częściowo odcięli sobą dostęp dziennego światła a ich źrenice nie zdążyły się jeszcze rozszerzyć, jednak zaimprowizowana pochodnia pozwoliła zorientować się w układzie jaskini a sytuację do reszty rozjaśnił błysk pioruna.

Jaskinia na zwielokrotniony ułamek sekundy ukazała się w pełnej krasie, wraz ze spoczywającym na leżu, czy też w legowisku lokatorem. Kudłacz siedział po turecku na stercie skór i z nieodgadnionym wzrokiem patrzył na stojących u progu jego domostwa gości. Jedną rękę trzymał na kolanie, drugą skrywał pod ubraniem.

Jaskinia była wielkości dużego pokoju - może kilkanaście metrów kwadratowych. Z prawej strony znajdowała się naturalna struktura z zagłębieniem w kształcie misy, w której zbierały się spływające ze ściany krople wody, z lewej ślady paleniska. Było duszno. W powietrzu unosił się zapach niedbającego o czystość człowieka oraz lekko zatęchłych skór zwierzęcych.
 
dzemeuksis jest offline  
Stary 18-11-2012, 11:39   #28
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kevina zaskoczył nie tyle fakt, iż kudłaty człowiek znajduje się w jaskini (aczkolwiek wcześniej nie do końca był pewien, że do jego legowiska udało im się trafić), co spokojem lokatora tej stworzonej przez naturę izby. Co prawda tamten mógł trzymać jakąś broń, na przykład pistolet, ale i tak ‘napastników’ było dwóch. Dwoje, dla ścisłości.
- Witaj, przyjacielu - powiedział, tonem (miał nadzieję) przyjaznym. Nie liczyły tu się słowa, których tamten z pewnością nie mógł zrozumieć, ale właśnie ton. Opuścił trzymaną w doni pałkę. Kątem oka dostrzegł, że Shane chowa za plecy toporek.
- Witaj - powtórzyła za Kevinem. - Lepiej nie pchajmy się od razu do środka - stwierdziła miłym głosem, kierując swą wypowiedź raczej do niego, niż do gospodarza jaskini.
Nie była pewna, co zrobić z toporkiem. W końcu nie chciała, żeby ten drugi niewłaściwie zrozumiał to najście. Z drugiej strony zawsze istniało ryzyko, że odłożenie broni będzie drobnym błędem, który może się krytycznie odbić na ich najbliższej przyszłości.
- Kevin. - Pokazał na siebie, wymawiając swoje imię.
Cóż miała począć? Wymachiwanie toporkiem przed oczyma Neandertalczyka nie byłoby absolutnie na miejscu w tych okolicznościach. Dalsze trzymanie go w podejrzanym celu za plecami również. Uznała zatem, że najlepiej będzie jeśli zatknie go z powrotem za pas.
- Shane - powiedziała i uwolnioną od toporka dłonią, podobnie jak przed chwilą Kevin, wskazała na siebie. - Wołałeś nas. Jesteśmy więc.
Światło było dość kiepskie, ale Kevin by się założył, że ‘włochaczek’ wytrzeszczył oczy ze zdumienia. A w każdym razie pokręcił głową. Całkiem jakby zrozumiał. Czyżby źle odczytali jego wcześniejsze gesty? Pewnie wolał prowadzić życie samotnika i wcale ich nie zapraszał. Może trzeba było wybrać większą jaskinię? W każdym razie nie pokazał im drzwi. A raczej wyjścia.
- Nie mamy złych zamiarów - dodała uspokajająco dziewczyna, wyciągając otwartą dłoń przed siebie w odwiecznym geście oznaczającym pokój. Na ich, na starym świecie. Miała nadzieję, że tutaj oznacza dokładnie to samo.
Być może tak było, bowiem mieszkaniec skalnej kwatery jakby się lekko odprężył pod wpływem uspokajających gestów. A może był to wpływ tego, że grzecznie zatrzymali się w progu, zamiast wtargnąć do środka i zrzucić właściciela tego lokum z jego legowiska.
Pod płową czupryną Shannon powoli zaczęły rodzić się pewne wnioski. To zaskoczenie widoczne w oczach brodacza, bo o wyrazie twarzy pod warstwą zarostu i kołtunów trudno było cokolwiek powiedzieć. Potrząsanie głową. To, że nie ruszył się z miejsca, choć pewnie dostrzegł ich wcześniej, niż oni jego. Najbardziej zastanawiała ją jednak ta ukryta pod odzieżą ze skór ręka. Cóż wadzi spróbować?
- Szukamy schronienia przed deszczem - powiedziała powoli, wskazując na zewnątrz. - Pozwolisz nam przeczekać?
Odpowiedziało jej wzruszenie ramionami.
Nie tędy droga. Zastanawiała się przez chwilę, co dalej.
- Jest nas więcej. - Pokazała na Keva i siebie. - Shane, Kevin.
Brak jakiejkolwiek reakcji był odpowiedzią na jej wysiłki.
- Tam - wskazała za siebie - jeszcze dwóch. Rond i Ari. - Pokazała dwa palce, a potem wykonała gest przyzywania kogoś do środka jaskini. Jeszcze raz pokazała na siebie i towarzysza wymieniając ich imiona, a potem wskazując na otwór wejściowy wymieniła imiona Ronda i Ariego dodając kolejne dwa palce do przed chwilą prezentowanych. Teraz było ich już cztery.
‘Włochaczek’ podrapał się po kolanie.
- Nie bardzo wiem - stwierdził Kevin - czy to oznacza ‘tak’, czy może ‘nie’. Nie wiem również jak pokazać, że chcemy przyprowadzić kolejne dwie osoby.
Zdało się, że kudłaty wydał z siebie coś w rodzaju powstrzymywanego parsknięcia, czy też zduszonego śmiechu.
- Wiesz co, Kevin? - Odwróciła się do niego uśmiechając się jakoś tak niezupełnie szczerze. - Za chwilę szlag mnie trafi.
- Nie dziwię ci się. Czuję się jakby ktoś sobie ze mnie kpił w żywe oczy - odparł Kevin. Eremita... - Nie dokończył, pomijając niebyt pochlebne określenie.
Kudłacz patrząc na Kevina podrapał się po brodzie, po czym obejrzał to, co zdrapał. Ruszało się. Rozgniótł o kolano.
Shane mrugnęła nieznacznie do Kevina.
- To nie ma sensu - powiedziała przyjaznym tonem. - Dajmy sobie spokój z negocjacjami.
- Wiesz... milczenie oznacza zgodę - odparł Kevin.
Kudłacz skwitował tę wypowiedź prychnięciem.
- Mam lepszy pomysł. - Shane wyszczerzyła się jakby bardziej. - Po prostu poderżnijmy mu gardło i razem z tymi jego wszami rzućmy tamtym misiom na kolację.
Włochaczek zerwał się na równe nogi wyciągając spod ubrania krzemienny nóż.
- Potem trochę posprzątamy, bo śmierdzi tu jak w szalecie - dokończyła dziewczyna zwracając się tym razem do brodacza. - Jak można było się tak zapuścić - zapytała z naganą.
Oskarżony o brak porządku mieszkaniec kamiennego lokalu wydał z siebie jakiś bulgot-gulgot-warknięcie i pomachał nożem. Pokazał w kierunku Shane, jakby chciał powiedzieć: spójrz lepiej na siebie.
Nie strasz nie strasz, bo się... chciała już odpowiedzieć, ale powstrzymała się chwilowo.
- Chyba nie chcesz się tu zatrudnić jako sprzątaczka - zakpił Kevin. - Plamy z krwi kiepsko się zmywa, tak na marginesie. Rozumiesz wszystko, co mówimy, prawda? - zwrócił się do ‘włochaczka’.
W odpowiedzi padło kilka wściekłych warknięć i bulgotów.
- Skoro to myśląca istota, to może poderżniecie mu gardła będzie nieodpowiednim czynem - głośno zaczął się zastanawiać Kevin.
- Masz zamiar darować mu robienie z nas durniów? - zapytała.
- Zastanawiam się. Ale na razie tylko się zastanawiam. W końcu może się okazać, że masz rację - stwierdził Kev.
Na słowa Shane włochaczek popukał się z wściekłością w głowę.
- A możeś milczenie ślubował? - Kevin wbił wzrok we włochaczka.
Kudłacz wypuścił powietrze wyraźnie rozluźniony. Uniósł wzrok do góry i rozłożył obie ręce układając dłonie w kształt kielicha.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 18-11-2012 o 12:32.
Kerm jest offline  
Stary 19-11-2012, 15:34   #29
 
Kardan's Avatar
 
Reputacja: 1 Kardan nie jest za bardzo znany
Arivald, zdenerwowany zlekceważeniem, jego zdaniem świetnego, pomysłu z wyciągiem i z lekka znudzony gapieniem się na dziwacznie gestykulujących przyjaciół, zaczął przechadzać się po wąwozie. Tak po prostu, raz w jedną, raz w drugą. Przez dłuższy czas chodził tak bez celu, aż w pewnym momencie poczuł ogromny ból w prawej stopie, mało przyjemny skutek łażenia boso po skałach. W oczywistym odruchu złapał się za nogę i przez chwilę podskakiwał tylko na jednej. Po chwili jednak stracił równowagę i złapał się rachitycznego drzewka wyrastającego ze ściany wąwozu. Biedna roślinka nie wytrzymała uwieszonego na niej ciężaru i wyrwała się ze skały pociągając za sobą kilka całkiem sporych kamulców. Ari twardo wylądował na ziemi, podczas gdy kamienie z łoskotem staczały się w kierunku większej jaskini.

- Ups - powiedział, w pierwszej chwili nie mogąc podnieść się z ziemi, na której z impetem wylądował.

Arivald powiódł wzrokiem na wielka jaskinię i w świetle pioruna zauważył duży, bury kształt, w który wtulały się dwa mniejsze.

- Hehehehehe... natura... hehehe, dobra natura, nic nie zrobi biednemu Ariemu, prawda? Hehehehe... Ari już sobie idzie. - bełkocząc do siebie oddalał się na czworaka w kierunku Ronda i mniejszej jaskini. Wtem coś przed nim błysnęło - O nóż, dobry nóż, obroni Ariego przed złą naturą. Hehehehehe... - w końcu doczłapał się do Ronda. - Cześć Rond, wiesz tam jest natura, taka duża i groźna, to może ja już sobie pójdę, co? - zignorował co najmniej dziwne spojrzenia przyjaciela i dotarł pod ścianę wąwozu. - Hej, przyjaciele! Halo! Spuście linę biednemu przyjacielowi! Nie zostawiajcie mnie tak! - Medyk, bliski histerii, podpierając się skał wstał na jedną nogę. - No haloooo! Zrzućcie mi tę linę, no proszę!
 
__________________
Wiecie że w człowieku ukryte jest zło?? cZŁOwiek...
Kardan jest offline  
Stary 19-11-2012, 20:52   #30
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Shane zdało się, że w ciszy jaka zapanowała, można było usłyszeć łomot, kiedy z wrażenia opadła jej szczęka.
Po chwili omal nie parsknęła śmiechem.
- Zanim się coś ślubuje - prychnęła - powinno się pomyśleć o konsekwencjach. W porządku, compadre, nie musisz się obawiać. Nie mieliśmy i nadal nie mamy wobec ciebie złych zamiarów. Ot tak po prostu nie było łatwo się z tobą dogadać, więc uciekłam się do bardziej drastycznych środków przekazu. - Uśmiechnęła się czarująco do właściciela mieszkanka na piętrze. - Mam nadzieję, że nie masz do mnie żalu?
Włochacz wzruszył ramionami, po czym usiadł na skórach.

Kevin przymknął, a potem otworzył oczy. Albo miał omamy, albo też udało się im nawiązać nić porozumienia z pierwszym napotkanym tubylcem. Wyjątkowo małomównym tubylcem. A ten gest... Pamiętał go ze swojego świata, ale czy tutaj znaczył to samo?

Pomijając bezsensowne jej zdaniem ślubowania brodacza, Shane była w sumie zadowolona z siebie i osiągniętego sukcesu. Sądząc z jego zachowania, jemu także było to na rękę. Porozumienie było w tej chwili najważniejsze. Opracowanie systemu dogadywania się nie było już teraz takie trudne. Skoro gospodarz słyszał i rozumiał o czym się mówi, wystarczyło tak formułować pytania i wypowiedzi, by mógł je potwierdzać lub im zaprzeczać.

- Możemy rozpalić ogień? - Kevin wskazał palenisko i leżącą obok niego garść polan. Przy istniejącej ‘doskonałości’ sposobu porozumiewania się wolał nie wypytywać o znaczenie gestu polegającego na uniesieniu rąk w charakterystyczny sposób.
Włochaczek, jakby nie słysząc pytania, spoglądał na Kevina obojętnie, którą to obojętność Kevin miał zamiar uznać za pozwolenie. Nim jednak zdążył zrealizować swoje zamiary z dołu rozległy się rozpaczliwe nawoływania Arivalda.

- Boże, co znowu?! - Shane westchnęła, tym razem z absolutnie nie udawaną rozpaczą.
Nie drzyj się, lebiego, chciał już powiedzieć Kev, ale jednak zrezygnował z tego zamiaru. W gruncie rzeczy można było uznać, że Ari ma trochę racji.
- Rzucę im tę linę - powiedział do Shane, bynajmniej nie zamierzając potraktować tej zapowiedzi dosłownie.
Zbyt daleko iść nie musiał. Złapał mocniej ‘swój’ koniec liny, drugi opuszczając na dół.
- Przywiążcie worek, a potem wchodźcie - powiedział.
Po chwili zarówno bagaż, jak i przyjaciele, znaleźli się na górze. Choć w trochę innej kolejności, niż zadysponował z góry Kevin. “Dzielny” Arivald w akcie desperacji nie zamierzał oddawać pierwszeństwa bagażowi.
- Ostrożnie tam w środku. - Kevin powstrzymał ręką pierwszego ‘wspinacza’. - Tam jest ktoś, kto nie mówi, więc proszę chwilowo bez zbyt wielu pytań i dziwnych zachowań - poprosił.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172