Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2012, 12:25   #53
Issander
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Sav

Mechanik zirytowany tym wszystkim, nieświadomie zainteresował się wariatem, który zaczepił go, gdy przybyli na miejsce. Przypomniał sobie tamtą sytuacje. To naprawdę musiał być wariat, skoro robił to już wiele razy. Sav już miał pójść dalej, ale coś jakby go tchnęło. Tutaj nie miał nic do roboty, to mógł sprawdzić, co też ten wariat wyprawia na zewnątrz. Zawsze to ciekawsze, niż łażenie bez celu. Ruszył w stronę bramy, a dokładniej do kombinezonów, by zabrać jeden z nich. i po ubraniu go, wyjść na zewnątrz. Jeszcze nie oszalał do tego stopnia, aby próbować wychodzić bez kombinezonu.

Kombinezony były tak skonstruowane, że zakładało się je błyskawicznie. Sav przeszedł przez bramę. Strażnik był zdziwiony, ale nie protestował. Najwyraźniej goście mogli wychodzić na wycieczki, ale nie robili tego zbyt często.

Śluza była całkiem nowa i działała bezgłośnie - co pewnie umożliwiało starcowi wymykanie się. Sav zanotował to w pamięci - byli wszak ścigani i taka wiedza mogła się przydać.

Kiedy wyszedł na zewnątrz, uderzyło go zimno. Mimo dodatkowej warstwy ubrania, chłód był tu przenikliwy. Z drugiej strony w powierzchni Marsa było coś urzekającego i z tej perspektywy było to o wiele lepiej dostrzegalne niż zza szyb helikoptera.

Jednak Sav nie miał czasu podziwiać widoków, gdyż tuż obok wyjścia stał oparty o ścianę kopuły Stef.

- Życie ci niemiłe? - zapytał mechanik, podchodząc do Stefa. Rozejrzał się, częściowo obserwując okolicę, a częściowo licząc na jakąś odpowiedź. - Czy to takie niezwykłe przeżycie znaleźć się na skraju śmierci w takim miejscu? - zadał kolejne pytanie. Chciał się dowiedzieć, czy to zwykłe szaleństwo kierowało tym osobnikiem, czy chodziło o coś innego. Być może sam z czasem znajdzie się w takim stanie, więc przynajmniej dowie się, co go czeka. Biorąc pod uwagę te wszystkie problemy, ześwirowanie mogło być naprawdę dobrym pomysłem. Przynajmniej jako świr nie przejmowałby się już tym wszystkim i miał spokój.

Sav zadał swoje pytania. Najpierw przez chwilę czekał na odpowiedź. Gdy ta nie przyszła, najpierw się zdenerwował i już miał potrząsnąć starcem, gdy zorientował się, że ten najwyraźniej stracił przytomność po oddechu wypełnioną dwutlenkiem węgla atmosferą Marsa. To, że nie upadł zawdzięczał oparciu w postaci kopuły.

- Oczywiście, a cóż innego mogło się stać? - zapytał Sav sam siebie, gdy zobaczył, że starzec jest nieprzytomny. Pozostało mu tylko zabrać go do środka, bo inaczej jeszcze oskarżą go o zabójstwo czy coś. Przerzucił starca przez ramię i udał się z powrotem pod kopułę. Wyglądało na to, że wycieczka na zewnątrz skończyła się bardzo szybko.

Sav nie miał żadnych problemów z podniesieniem starca. Już pomijając mechaniczne ramię, grawitacja na Marsie była dużo słabsza niż na Ziemi. Gorzej z tym, co potem - gdy już dostali się do środka i Sav położył bezwładne ciało na gruncie, przez chwilę obawiał się, że będzie musiał sam przeprowadzić resuscytację, co byłoby co najmniej obrzydliwe, lecz szybko okazało się, że strażnik przy drzwiach zorientował się, co się dzieje. Był już najwyraźniej przygotowany na taką możliwość, gdyż szybko pojawiła się drużyna z ambulatorium i przystąpiła do działania.
Najwyraźniej Stef miał szczęście - po raz kolejny - gdyż udało się go uratować.

- Mądrość przyszła do mnie. Przyjdź... do ambulatorium. - Wychrypiał jeszcze do Sava, gdy zabierano go na noszach.

Mechanik zdjął kombinezon i odstawił go na miejsce. Wyglądało na to, że uratował komuś życie. Rozbawiło go to, bo nigdy by nie pomyślał, że mógłby zrobić coś takiego. Pokręcił głową i bez pośpiechu udał się do ambulatorium. Może w końcu dowie się, co to za mądrość i czy w jakiś sposób mogłaby się ona mu przydać.

Wejście do ambulatorium nie było trudne. Pielęgniarka - jedna z niewielu kobiet w tym miejscu - nie chciała go wpuścić do środka, ale tylko z początku. Najpierw Sav spróbował skłamać, że martwi się o staruszka, ale pozostała niewzruszona. Najwyraźniej nie obchodził jej jego stan, a jedynie zasady, więc Sav użył kolejnego blefu - powiedział, że kazano mu sprawdzić, co ze Stefem na miejscu zdarzenia, bo kapitanowi nie chciało się przyjść, by to zrobić. Łatwo było w to uwierzyć i Sav wszedł do środka, tym razem bez problemów.

Było tu tylko kilka łóżek i trochę sprzętu medycznego, do korzystania z którego nie był niezbędny lekarz. Tylko jedno z nich było zajęte.

- Uważasz mnie pewnie za świrniętego starucha? - Odezwał się Stef. - No jasne! Co też się teraz z tą młodzieżą porobiło... Posłuchaj. Oni wiedzą, że ja wiem. Chcesz, żeby wiedzieli, że ty wiesz? Uwierz mi, że nie chcesz... Musiałem z wami porozmawiać w samotności, a to jest jedyne miejsce... Najpierw chciałem was zwabić do lodowych łóżek, ale oni mnie śledzą, mają tam kamery, a tego się nie spodziewali. No dobra, a teraz szybko, zanim się zorientują. Raz na jakiś czas skrzynki ze skafandrami blokują się i nikt nie może wyjść na zewnątrz. Niby zwykła awaria, no i przede wszystkim ciężko się zorientować, bo nikt o tym nie mówi, ale ja zawsze wychodziłem często i to zauważyłem. Więc zacząłem udawać, że odbiła mi szajba, no, może nie do końca udawać, wiesz jak to jest - 90% udawania, a 10% tego co naprawdę w człowieku siedzi, wtedy jest się bardziej przekonującym, ale to jest akurat nieważne. Ważne jest to, że zacząłem swoje wypady bez kombinezonu. A potem zacząłem wychodzić w czasie tych "awarii". I wiesz co? W tym czasia na lądowisko trafiają transporty. Nie byle jakie - z helikopterów wychodzą dzieci! Tak, dobrze słyszałeś! Zwykle jest ich tylko jedno czy dwa, ale są prowadzone niczym więźniowie. Później są prowadzone do tego białego helikptera, a on rusza nad lądolód. A teraz idź, zanim się zorientują, że rozmawiamy. Być może będziesz w stanie im pomóc. Aha, jeszcze jedno. Nigdy nie widziałem, żeby zdarzył się transport powrotny.
 
__________________
"My heart is neither black nor do I fear for my life. The fact remains that I do not wish him to forget me."
Issander jest offline