Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2012, 13:08   #14
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Heschke z nieco głupią miną, podobnie jak duża część zebranych, przypatrywała się gadającemu przez bardzo długie chwile krasnoludowi. Prawdopodobnie nawet ci, co khazadów w życiu nie widzieli, nie spodziewali się, że rasa ta potrafi wyrzucać z siebie takie potoki słów. potem jednakże drugi z brodaczy podsumował, co wreszcie rozładowało impas. Poborca nie namyślał się długo.
- Wierzę ci baronie, skoro honorem ręczysz. Wierzę też, że każdy zdaje sobie sprawę, że jeśli coś mi się stanie, to zbyt wiele osób wie gdzie się udałem, aby się to po kościach rozeszło.
Potem zwrócił się do pozostałych czterech mężczyzn.
- Wynajmijcie pokoje w tych Trzech Lochach, dla was wspólny, dla mnie osobny, za lepsze sami dopłacacie. Zerknę na te księgi i będę wiedział ile pracy wymagają, ale pewny jestem, że kilku dni przynajmniej, może i więcej. Zaległości były duże. Potem ustalimy, jak i czy będzie potrzebna wasza bezpośrednia obecność przy mnie.
Zmierzył spojrzeniem von Stauffera i obaj przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Potem baron lekko skinął głową i wskazał drogę poborcy. Jeszcze na chwilę odwrócił się.
- Przypominam o kolacji, po zachodzie, w mojej rezydencji. Bardzo bym chciał was tam widzieć.
Była to prośba, ale wypowiedziana takim tonem, że jej odmówienie... byłoby niewskazane. To były ziemie tego człowieka i każde śledztwo czy zbrojne wystąpienie musiały być przez niego zatwierdzane. Obronność Fauligmere nie była wielka, ale nawet z obecnego miejsca widzieli kilku członków milicji spacerujących po palisadzie.

Tłum szybko zaczął się rozstępować, główne widowisko tego dnia zostało zakończone. Każdy tu miał coś do zrobienia, toteż szybko zeszli z nabrzeża, taszcząc swoje oraz Gustavowe tobołki. Wiliard dodatkowo miał konia, szybko dochodząc do wniosku, że zwierzę nie będzie miało tu dobrej opieki. Niewielu podróżowało tu konno, wszędzie były rzeczki i bajora, bagna w końcu pokonywało się łodzią, nie na grzbiecie wierzchowców. Na szczęście przy Trzech Lochach znajdowała się mała przybudówka, na upartego mogąca uchodzić za stajnię. O pachołku, coby się zwierzęciem zajął, mógł zapomnieć.

Zanim weszli do karczmy, przeszli obok jednego z budynków, na którego dachu znajdował się mężczyzna, wbijając gwoździe w nowo kładzione deski. Być może to był właśnie budynek, który podpalił wiedźmiarz, ale zanim zdążyli choć przejść obok, zagapiony na krasnoludy chłop nagle krzyknął i runął w dół, ciężko upadając na ziemię. Co gorsza, ciężki młotek podążył za nim i był niezwykle celny. Gereke już chciał ruszyć z pomocą, gdy uprzedziła go jedna z przechodzących przez plac kobiet. Mała i drobna, o długich włosach koloru pszenicy, sprawiała sympatyczne wrażenie. Wyjęła coś ze swojej sakwy i przyłożyła do rany, odwracając się do nieznajomych. Kiedyś musiała być piękna, ale uroda szybko przemijała.
- Spokojnie, jestem Saskia, tutejsza zielarka. Poradzę sobie.

Na samym placu do podziwiania, teoretycznie przynajmniej, były tylko dwie rzeczy, obie związane z bogami. Świątynia Mannana była imponująca, chociaż nieco już zaniedbana i niewątpliwie stara. Galeon musiano tu jakoś przeciągnąć, bo nie wydawało się, że możliwe byłoby wybudowanie go w tym miejscu. Natomiast statua, nieduża, z niewielkim ołtarzykiem przed nią, była poświęcona Sigmarowi i najwyraźniej jego miała uosabiać. Tak czy inaczej, weszli do karczmy, przechodząc pod wiszącym nad wejściem szyldem, nieco już wytartym, za to odpowiadającym nazwie przybytku.

Oberża w środku wyglądała lepiej niż na zewnątrz. Była przestronna, raczej czysta, a tych kilku klientów, których miała o tej porze, wyglądało na zaciekawionych nowo przybyłymi. Okazało się też, że prowadząca ją rodzina de Goede była całkiem liczna. Tomas, mężczyzna po czterdziestce, o rumianej twarzy i najbardziej wesołych oczach, jakie spotkali w tej bagiennej dziurze, szybko posłał syna do konia, gdy tylko usłyszał, że ktoś takowego przyprowadził do niewielkiej stajni. Poza nimi dwoma była jeszcze urocza, choć także niemłoda już żona oraz trzy córki. Szybko podano piwo, a gospodarz zagaił niezobowiązującą rozmowę.
- Jak trafiliście do naszej osady, panowie? Rzadko zdarzają nam się tu obcy, ostatnio nawet kupcy zawitają może raz na miesiąc.
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 21-11-2012 o 16:56.
Sekal jest offline