Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2012, 15:10   #12
JPCannon
 
JPCannon's Avatar
 
Reputacja: 1 JPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputacjęJPCannon ma wspaniałą reputację
Drużyna postanowiła iż rozdzielenie się będzie dobrym pomysłem. Tak jak zostało ustalone Max i Finrod udali się do portu, natomiast Enyo wraz z Braxem zdecydowali się przepytać osoby znajdujące się w karczmie.

Max i Finrod

[media]http://soror.w.interia.pl/PortC.jpg[/media]

Po dojściu do portu w wasze nozdrza uderzył odór mieszających się zapachów spalenizny i zgniłych towarów nie dawno wyciągniętych z wody. Przy kejach stało kilka okrętów, jednak większość z nich była wyraźnie wcześniej strawiona przez ogień. Bywaliście czasami w porcie przed tą całą sytuacją. Zwłaszcza Max dobrze pamiętał, że do Miasta przybijało zwykle znacznie więcej okrętów. Domyślaliście się, że część z nich zapewne zatonęła zanim zdążyła dopłynąć do celu. Reszta marynarzy zaś zapewne po całym zajściu zdecydowała wycofać się z przypływania do stolicy na jakiś czas. Wieści szybko się rozchodzą. Szliście jakiś czas wzdłuż portowych alejek, gdy nagle przy jednej ze spalonych łajb zobaczyliście starszego mężczyznę, okrytego kocem z kufelkiem ciepłego napoju w dłoni. Okazało się iż był to jeden z ocalałych marynarzy.

-Panowie, szczerze wam powiem, chodź pewnie nie uwierzycie. To było jak jakieś piekło. Płynęliśmy od dłuższego czasu bez najmniejszych problemów, jak zwykle zresztą. Szlak morski z Królewskiego Portu do Kos zazwyczaj należał do bardzo bezpiecznych. Flotylla naszych sąsiadów zawsze wystarczała jako ochrona dla transportu w tamte rejony. Tym razem zresztą kilka ich okrętów również nam towarzyszyło. Gdyby nie to pewnie nikt z nas by nie wrócił. No więc płynęliśmy tak jakiś czas, aż tu nagle całe morze pokryło się mgłą. Mleko w powietrzu było takie, żeśmy prawie resztę okrętów z oczu gubili. Zrobiło się strasznie cicho, aż tu nagle jak nam gigantyczna bestia nad głową nie przeleci. Jak nas ogniem ze swojej paszczy nie poczęstuje. Od razu każdy wiedział, że nas smok na cel wziął. Myślimy sobie już po nas, trzeba się ratować, gdy tu nagle kolejna bestia przecięła niebo. Chwilę potem kolejna. Każdy stracił już nadzieję i sądził, że gorzej być nie może. Gdy tu nagle na horyzoncie pojawił się gwóźdź do naszej trumny. Cały kordon pirackich statków. Całe były pokryte ich symbolami, a z ich dział wylatywał żywy ogień. Niczym wróciliśmy z dwudziestu okrętów, ostało się cztery które tu widzicie. To było piekło Panowie. Żeglowałem od wielu lat, ale po tym co tam przeżyłem nie wiem czy nie rzucę tej roboty.

Marynarz wziął głębszy łyk napoju by uspokoić nerwy. Po paru chwilach zaczął nad czymś głęboko rozmyślać, by zaraz potem dodać parę słów do swojej opowieści

-Aż do diabła, a jeszcze łeb mi ciągle zaprząta myśl. Jasne, każdy wie, że wszystko to co nas zaatakowało pochodziło ze Smoczych Wysp. Jednak raz, co te bestie robiły taki kawał drogi od swego domu. Po drugie zaś jakim do diaska cudem mogły tak sprawnie współpracować z piratami. Smoki to nie głupie bestie, ale to wyglądało jak jakiś szczegółowo zaplanowany atak. A niech tam. Z życia mi kupa spalonych desek została, nie będę takim cholerstwem sobie myśli jeszcze mącił.

Po tych słowach postanowiliście nie męczyć dalej pytaniami tego marynarza, widząc wyraźnie, że niczego więcej się już od niego nie dowiecie. Spotkaliście jeszcze później kilku innych portowców, jednak nie byli oni w stanie wam powiedzieć niczego więcej w interesującym was temacie.
 
__________________
"Miłość której najbardziej potrzebujesz to Twoja własna do siebie samego"
JPCannon jest offline