Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2012, 16:25   #71
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Jeanowi nie podobało się to. Nie powinien odczuwać szacunku i cienia sympatii, do osoba która de facto, była przedstawicielem wrogiej nacji. Co prawda Conlimote i A’loues nie prowadziły ze sobą wojny. Ale nadal żyły ze sobą niczym pies z kotem. Nie powinien więc przejawiać sympatii do Jacka Aubry’ego. Ale... nie miał wyboru.
“-Chyba polubiłam tego całego Aubrey’a.-”rzekła Seravine. A gnom musiał się z nią zgodzić. Jacka ciężko było nie lubić. No chyba, że uwiedzie mu pannę Savoy. Bądź co bądź szlachcianka okazała się na tyle interesującą kobietą, że o jej względy warto było powalczyć.
Na szczęście, Jack Aubrey udał się w jednym, a Seravine... w drugim kierunku.
A Jean Battiste...

Jean był rozdarty. Z jednej strony chciał podejrzeć Seravine pudrującą nosek, z drugiej ciekawość go ciągnęła w kierunku ambasadora Conlimote. W sumie, był po służbie, a mimo wszystko ciekawszym od Jacka obiektem do podglądania była jednak właścicielka najgroźniejszego obuwia świata. Nie było to co prawda rycerskim zachowaniem podglądać kobiety, ale... gnom nie był szlachetnie urodzony. Z drugiej strony, przy całej swej szlachetności Jack Aubrey był przedstawicielem państwa, co najmniej “niechętnego” ojczyźnie gnoma.
Jean Battiste zaklął cicho pod nosem, przywołał pstryknięciem palców pierwszego lepszego sługę i przedstawił żądania. I po chwili miał do dyspozycji pióro i atrament.
I szybko skreślił kilka słów na jedwabnej chusteczce.
Pewne obowiązki odrywają mnie na moment od twego uroczego towarzystwa. Ale postaram się zakończyć je szybko. Obejrzyj więc owe fajerwerki, a potem jeśli jeszcze nie będę przy tobie, to mój kot będzie ci przewodnikiem w labiryncie ogrodu.
-Tylko tego nie spapraj.-przestrzegł Sargasa gnom, zamierzając zmusić go by trzymał pysku piękny kwiat na którego łodyżce zawiązał wiadomość i ignorując wściekłość jaką czuł od kota.


I niemy protest “wypisany na pyszczku”
Sargas nie lubił być słodziutki kiedy nie zyskiwał w ten sposób ryb lub mleka... lub kotki.
Ale nie miał wyboru. I z kwiatem w zębach oraz z urażoną dumą czekał na Seravine.

Jean z bólem serca opuścił taras i ruszył za ambasadorem, korzystając z tego co nauczył się przy swym chowańcu. Miał dużo przewag w tej sytuacji, niski wzrost, lepszy wzrok i umiejętności. Wtapiał się w cień niczym rasowy złodziej niemalże.
W dodatku eksplozje fajerwerków na niebie praktycznie całkowicie zagłuszały kroki gnoma, a liczne zarośla uczyniły śledzenie kapitana Aubrey'a dziecinnie łatwym. Sam mężczyzna co prawda rozglądał się co jakiś czas ale nie dostrzegł Jeana, robiącego mu za ogon.

I po spokojnym spacerze doszedł do stojącej na brzegu ogrodu altany o fantazyjnie zdobionym wnętrzu i po wcześniejszym wytarciu butów wszedł do niej.

Gnom podkradł się bliżej kryjąc wśród krzewów i zdejmując przy okazji kapelusz, za bardzo rzucający się w oczy.
Ukrywszy się czekał wraz z ambasadorem na drugiego gościa tej altany.
Szkoda, że nie zabrał ze sobą przekąski. A nuż podejrzy jak to wojują dzielni admirałowie w alkowie... oczywiście w przenośni. Bowiem sytuacja wyglądała na romantyczną randkę.
I faktycznie, kapitan Jack zaczął na szybko poprawiać rozpiętą koszulę, zapinać mankiety płaszcza i poprawiać klamry na butach. W końcu z zadowoleniem strzepnął jakiś niewidzialny pyłek z rękawa i westchnął.

Uśmiechnął się, gdy za jego plecami rozległ się melodyjny, kobiecy głos.

-I co się tak poprawiasz? Widziałam jak łaziłeś przy wszystkich rozchełstany jak nieludzkie stworzenie.

-Amanda.-
Aubrey obrócił się, susząc zęby, gdy do altany weszła hrabina de Periguex we własnej osobie.

A była to całkiem gładka bestyjka. Mimo przepisowej sukni i pudru na twarzy prezentowała się wcale nie brzydko w kremowej kreacji upstrzonej wstążkami i złotych włosach, opadających grubym warkoczem na jej ramię. Spokojnie poprawiła czerwoną kokardę na jego końcu by odrzucić włosy na plecy.

-Słyszałam że wywołałeś jakieś poruszenie u moich gości...

-Wiesz, jak to ja.-
pewnym krokiem zbliżył się do dziewczyny, z rękami założonymi za plecami.

No tak.. romantyczne spotkanie. Równie dobrze mógł zrobić to co oni i zaciągnąć do altanki Seravine. Co prawda te obcasy jej były złowieszcze, ale cała reszta... warta ryzyka.
Na razie gnom nie zamierzał jednak odpuścić, tylko siedział i obserwował w nikłej nadziei, że coś ciekawego się dowie. W końcu skoro tyle poświęcił i ryzykował, to chciał mieć z tego jakiś zysk. Choćby w postaci widoków negliżu jednej z najbardziej wpływowych arystokratek w mieście.

Jack zbliżył się do hrabiny, objął ją ręką w talii i przymierzył się do pocałunku. Jakże było zaskoczenie mężczyzny, a jeszcze większe ich małego podglądacza, gdy dłoń dziewczyny wystrzeliła do góry a wargi kapitana dotknęły nie ust jego kochanki a... grubego pliku kopert.
Amanda uśmiechnęła się leciutko.

-No, Jack. Znasz zasady. Najpierw praca, potem przyjemności. Rozumiem, że zabrałeś je ze sobą?

Mężczyzna westchnął, uśmiechnął się bezradnie by cofnąć się o krok i sięgnąć dłonią pod kamizelkę.

-Jak miałbym ich zapomnieć?

Sam Jean zaś zamarł, gdy poczuł za sobą jakiś ruch. Następnie dłoń o delikatnej skórze zamknęła mu usta, a zapach róż zabarwił powietrze dookoła swoim słodkim aromatem.

-Ładnie to tak podglądać... beze mnie?- Seravine uśmiechnęła się leciutko, omiatając oddechem ucho gnoma.
Jeana przeszedł dreszczyk zarówno ekscytacji, jak i strachu. Co będzie jeśli ich nakryją na podglądaniu. Gnom miał wszak jeszcze w arsenale kilka sztuczek, ale Savoy... to co innego.

-Właściwie to powinienem przeprosić za to, że nie ciebie podglądałem moja droga.- rzekł cicho gnom nie przejmując się tym, że “bezczelnie przyznaje się do swego brzydkiego hobby “ i dodał.- A teraz kucnij i bądź przez chwilę nieruchomo, przerobię cię za pomocą iluzji w ładny krzaczek, co byś mniej rzucała się w oczy.
-Spokojnie, nie ma takiej potrzeby...-
rzuciła, całkiem zgrabnie podkulając pod siebie nóżki i bez problemu mieszcząc się pod krzakiem obok Jeana.

W tym samym czasie zaś Jack wyjął spod pazuchy gruby plik kopert, podał go hrabinie a samemu schował pod ubraniem te które otrzymał od dziewczyny.

-I co planuje książę Blackhorn?

Amanda uśmiechnęła się lekko, zadając to pytanie, a Jean zastrzygł uszami. Książę Blackhorn, Żelazny Regent Południowego Conlimote oraz jeden z ewentualnych następców tronu był co najmniej dobrze znany w odpowiednich kręgach. Przede wszystkim słynął ze swojej pogardy dla A'loues.

Jack pokręcił głową.
-To co zawsze. Uważa się za złego, okrutnego i przebiegłego złoczyńcę knującego swoje podłe intrygi...


Hrabina zaśmiała się tylko perliście, siadając na ławeczce i lustrując swojego gościa wzrokiem.-Skąd ja to znam? Nasz drogi Rosforque też uważa się za jakiegoś nieszczęsnego mistrza zbrodni...

To nazwisko też nie było obce Le Courbeu. Hrabia Roushe Rosforque, potentat handlowy i jedna z najważniejszych figur w polityce A'loues, posiadacz własnego pułku Gwardii Pistoletowej oraz niezliczonych majątków ziemskich. I osoba wielce nienawidząca Conlimote.

Seravine uniosła brew.

-Myślałam że będą się tylko migdalić...
-Wygląda na to, że nie... Och...czyżby i ciebie oczarowała wizja męskiego torsu bohatera spod pod Verriere?-
spytał szeptem w udawanym oburzeniu gnom.- Tak jak pozostałe panienki, które mdlały na jego widok na tarasie?
Seravine uśmiechnęła się leciutko.
-Zazdrosny?
- Tak. Zazdrosny.- rzekł z uśmiechem gnom patrząc wprost w oczy Servine.- Chyba cię to nie dziwi.

Aubrey zaś usiadł na ławce obok dziewczyny i westchnął.

-Cóż, przynajmniej formalności mamy już za sobą...

-Formalności?- hrabina De Periguex położyła dłoń na piersi, a miała na czym ją położyć, i spojrzała z oburzeniem na... współkonspiratora?
-Mój drogi, gdybyśmy nie szczuli ich na siebie nawzajem, to wyobraź sobie jaki chaos wybuchnąłby gdyby ci dwaj nienawidzący się kretyni zabrali się do poważnej polityki?

-Hmmm... Wojna w ciągu dwóch tygodni?-
uśmiechnął się i spojrzał na dziewczynę z uśmiechem, za co otrzymał pieszczotliwe ale karcące uderzenie dwoma palcami w policzek.
-Bądź poważny.

-Przy tobie? Nigdy.-
Jack uśmiechnął się, objął kochankę i tym razem już pocałował ją. Hrabina zaś nie zareagowała oburzeniem na te poufałości, obejmując go ręką dookoła szyi.

Seravine zaś przewróciła oczami.
-Poprawka. Jednak się migdalą...
A Jean rozejrzał się za kotem.- Podkradniesz się i wykradniesz te dokumenty Sargas. Przejrzymy je, gdy... oni zajmą się sobą.
Sarvas obrażony na cały świat, a zwłaszcza na swego pana nie miał wcale zamiaru narażać swojej kociej skóry na mieszanie w sprawy dwunogów, dopiero obietnica sporej ryby zmieniła jego zdanie.

Oczywiście najpierw admirał musiał się wykazać że potrafi coś więcej poza wzdychaniem i romantycznymi dyrdymałkami.Cóż, a do pokazu zdolności Jacka Aubreya doszło po niespełna dwóch minutach, kiedy do w powietrzu zaczęły latać buty, spodnie, pończochy i inne części męskiej oraz damskiej garderoby.
Gnom na ten widok uśmiechnął się ironicznie. Ludzie zawsze się spieszą... Nie potrafią rozsmakować się w chwili i skorzystać z wrodzonej wszak wszystkim rasom ciekawości.
Ale dzięki temu kot miał ułatwione zadanie.
Sargas w ciągu kilkunastu sekund zgarnął oba pliki kopert i z szelką od pończochy wiszącej mu na uchu wrócił do swojego pana.

Seravine zdjęła z kota paseczek materiału i uśmiechnęła się lekko.
-No co jak co, ale ma dziewucha gust.
-Szelkę możesz zatrzymać... ciekawe ile im zajmie jej szukanie.-
rzekł z ironią gnom otwierając ostrożnie pierwszą kopertę i przeglądając jej zawartość. Dodał też przy okazji. -Masz u mnie łososia Sargas.

Koperty zawierały długie, szczegółowe i całkiem nieźle spreparowane listy. Jean szczerze wątpił, by Rosforque ręcznie wypisywał rozkazy dla swoich ludzi przeciwko Blachornowi, i żeby Blackhorn był na tyle lekkomyślny, by pisać do swoich podwładnych w tak błahych sprawach jak spisek przeciwko znienawidzonemu szlachcicowi z A'loues.

Chociaż biorąc pod uwagę nienawiść jaką darzyli się ci dwaj, było wielce prawdopodobne by łykali dowody spisku jak leci z rąk dwójki pseudo szpiegów, splecionej na chwilę obecną w miłosnym uścisku.

Ogółem, schemat był prosty. Na każde doniesienie o jakimś działaniu Blackhorna, donos otrzymywał Rosforque. Wzór ten działał też w drugą stronę, a Jean szybko odkrył jego cel. Trzymać tą dwójkę zamknięta w hermetycznym kręgu własnej nienawiści, z dala od pól dyplomacji politycznej, gdzie ich wzajemna zawiść faktycznie mogłaby narobić szkód.

Seravina także czytała, gnomowi przez ramię, unosząc brew.
-Ciekawe, ile oni zostają za to złota... ?- zapytała szeptem, kątem oka obserwując baraszkującą parę.
- Sporo, sporo... wystarczająco dużo zapewne, by opłacić zabójców na tych, którzy chcieliby ich tym szantażować. Najbezpieczniej moja droga będzie zaspokoić więc tylko ciekawość i zachować ten sekret dla siebie. -rzekł w odpowiedzi Jean chowając listy do koperty i podając kotu.- Odnieś.
Bowiem nie miał wszak powodu by burzyć tej mistyfikacji, opłacalnej nie tylko dla dwójki szpiegów, ale i dla obu krajów.

Seravine pokiwała głową, w zamyśleniu pukając palcem we wzdęte wargi. W pewnym momencie dziewczyna uniosła brwi, widząc pięty szacownej hrabiny w okolicach uszu kapitana.-Tego jeszcze nie znałam... Ale lepiej stąd chodźmy. Pewnie ten cholerny kamerdyner już zauważył że nas nie ma, a po tym tekście że kto idzie z nami, gapił się na ciebie jak sęp w zdychającego konia...
Sargas natomiast nie miał zbyt trudnej misji. W końcu na miejscu Aubry'ego, Jean też nie zwracałby uwagi na taki szczegół jak koperty.
- Cóż... Nie tylko szlachetny ambasador zaciąga do altanek piękne kobiety w niecnych celach. - Korzystając z okazji, oraz tego, że gdy kucała mógł dosięgnąć... gnom wsunął pieszczotliwie palce we włosy kobiety.- Lekko je rozczochrać i wpleść gałązki bluszczu, a będziesz miała czym szokować szacowne matrony.
Spojrzał na kochającą się parkę.- A tą pozycję... pokazywała mi pewna krasnoludka... to znaczy pokazywała po pijaku. I jeszcze była ubrana. Tak się brodacze za nie biorą, jak chcą udawać światowców. Przynajmniej tak twierdziła...
Seravine uśmiechnęła się, bynajmniej nie mając nic przeciwko pieszczotom gnoma.
-Skoro tak mówisz.... Może i mnie nauczyłbyś czegoś interesującego, panie Le Courbeu... ?
- Z największą ochotą, jestem bowiem pewien, że to nie jedyna altanka w tym ogrodzie przeznaczona do... figli i zabaw towarzyskich.-
rzekł z błyskiem w oku Jean.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline