Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2012, 18:56   #69
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Jeśli chodzi o podróże, wygoda i szybkość są ważniejsze od kosztów.


Posiłek z królika, zjedzonego na surowo w całości. Wygodny konar na drzewie. I drzemka.
Niewiele trzeba by uszczęśliwić dużego czarnego kota. Fateus zapomniał już jak to jest, pomrukując cicho w kociej postaci i siedząc na konarze. Wiedział w którą stronę ma iść i wiedział że jego... towarzysze, że oni też wiedzą i że po ucieczce z płonącego przybytku rozpusty pewnie się tam udali.
Wiedział i dlatego wylegiwał się na drzewie, powoli przechodząc z postaci kociej w ludzką.

Fateus nie zamierzał bowiem pojawić się nad Czarną Wodą wraz z resztą grupy. Mroczne jezioro czy też bagnisko wszak musiało zostać pokonane wpław. A więc zapewne na tratwie... A kto zostanie zagoniony do jej budowy?
Oczywiście pomagierzy Gorta, do których Fateus w teorii się zaliczał. Tyle że sztukmistrz nie lubił wody i ciężkiej pracy fizycznej... ergo... Nie miał interesu by spotykać się z drużyną po tej stronie bajora.
On sam już wiedział, jak się przedostanie na drugi kraniec. Ale wpierw zamierzał dokonać zwiadu.
Siedząc koronie wysokiego drzewa wyjął z kapelusza kilka talii. I pogwizdując pod nosem patrzył jak kolejne karty łączą się ze sobą i splatają tworząc misterną konstrukcję.


Sporego papierowego orła. Ptak był bardziej skomplikowany niż zwykłe origami i znacznie silniejszy. Fateus wygodniej się ułożył w konarach drzewa. A ptak... ożył. Rozłożył skrzydła i odezwawszy się przenikliwie pofrunął w górę. Powietrzny zwiadowca miał się rozejrzeć za drużyną, sprawdzić jak rozległa jest Mroczna Woda i jak daleko jest drugi brzeg.
Ptak wzleciał dla niepoznaki wraz z kilkoma innymi, które przepłoszył jakiś potężny huk ze strony bajora. Papierowy sokół szybko jednak zweryfikował źródło dźwięku, była nim potężna kamienna kula stworzona przez Gorta, którą to rozgniótł jakieś olbrzymie błotniste stworzenie, które najwyraźniej drużyna wywlokła z dna jeziora na brzeg. Co ciekawe nie było widać śladów budowy tratwy, a jakaś niebieskoskóra kobieta, poruszająca się aktualnie w samych majtkach i mokrej koszuli, stworzyła znikąd dziwaczny przezroczysty hełm jak i butlę która przerzuciła sobie przez plecy. Po chwili skakała ona już potężnymi susami nad powierzchnią wody, odbijając się stopami od powietrza, by dać nura w okolicach środka jeziora. Spora kamienna kula, otwarta do połowy i pusta w środku czekała na brzegu jeziora, zaś siedział w niej jakiś elf oraz zbierali się tam pomagierzy Gorta.
Czyżby drużyna samozwańczych bohaterów, nie miała zamiar przepływać przez jezioro...a zejść na jego dno? Tylko po co?

I co go to obchodziło? Tym bardziej, że schodzenie pod wodę było czymś czego jego kocia natura nie tolerowała. Fateus uśmiechnął się do siebie, siedząc prawie nieruchomo na drzewie.
Dobrze uczynił zostawiając ich. Przebywanie z nimi byłoby męczące i kłopotliwe.
Więcej trudu i strat niż zysków. Przynajmniej obecnie.
Sokół zatoczył jeszcze kilka kółek na jeziorem by ocenić jego rozmiar.
Nie zadziwiało ono wielkością. Było to przeciętne jeziorko, które można było piechotą obejść w pół dnia, przepłynięcie tratwą zajęło, by raptem parę godzin. Jednak to pozwalało dostać się do traktu, który biegł prosto do Witlover, docelowego miejsca podróży drużyny.
Ptak zawrócił do swego pana, a Fateus już zdecydował się na kolejne kroki. Nie zamierzał bynajmniej płynąć po jeziorku, ani też wchodzić w jego głąb i jeszcze niżej.

Gdy sokół doleciał, do kotowatego rozpadł się na pojedyncze karty, które zmieszały się kolejnymi dziesiątkami kart wysypującymi się z kapelusza Faetusa i mieszającymi się ze sobą olbrzymim wirze. Karty te łączyły się w nową konstrukcję, która rozłożyła szeroko duże skrzydła i poderwała się do lotu z Fateusem na grzbiecie.
Iluzjonista zamierzał pokonać jezioro w najwygodniejszy sposób, przelatując na nim.
Skrzydlaty stwór unosił coraz wyżej swego pana trzymającego jedną dłoń w papierowej konstrukcji, a drugą trzymającego kapelusz. Wiatr świstał mu w uszach, a jezioro zbliżało się z każdą sekundą. Przemknęli tuż nad jego czarną taflą i wylądowali na drugim brzegu. Skrzydlaty stwór stał się znów bezładną kupą kart zaścielających cały brzeg. A Fateus poprawiwszy kapelusz i wsadziwszy dłonie w kieszenie ruszył spacerowym krokiem do Witlover. Nie musiał się spieszyć, zresztą... może tamci zdążą go dogonić. A może nie?
Tę sprawę pozostawiał losowi, sam mało się tym przejmując.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline