Administrator | - Co to za hałasy? - mruknęła Julita, wychodząc na pokład Świtu. - Spać człowiekowi nie dają.
Baczne przyjrzenie się mówiącej łacno prowadziło do oczywistego wniosku, iż Julita wykorzystała pobyt w mieście na poczynienie pewnych zakupów, a przed chwilą zajmowała się czynnością ze spaniem niewiele mającą wspólnego.
- Ano złodziej im się trafił, nieborakom - wyjaśnił jej Szczur.
- I nie wiedzą co czynić? - zdumiała się Julita. - Obwiesić na rei na postrach dla innych i już. Ich okręt, ich prawo.
Prawo rzeczne, nie do końca oficjalne, dawało dość szerokie uprawnienia kapitanom. O jednego powieszonego złodziejaszka nikt larum nie czynił. A na dodatek to był okręt cesarski, którego kapitan mógł prawo jeszcze swobodniej interpretować.
- Ano nie do końca go capnęli, lebiegi. - Szczur, choć się wyszczerzył w szyderczym uśmiechu, wcale nie wydawał się rozbawiony.. - Ganiają go pod pokładem. Znaczy się oną. Tak mówią.
Julita przymknęła oczy i ponownie je otworzyła dopiero po chwili, czując jak opary alkoholu opuszczają ją wraz z nadciągającą falą strachu. Kogoś na pokładzie Świtu brakowało...
- Co tak zęby suszysz, durniu? - Gdyby nie to, że dokoła była kupa obcych świadków, rozdarłaby się na całe gardło, a tak ograniczyła się tylko do wycedzenia tych słów. - Na kąpiele ci się znów zebrało, głupku? Co tak w mokrych gaciach stoisz? Dalej pod pokład, przebrać się. Co ty myślisz, że za ciebie będę wachtę trzymać, jak se klejnoty przeziębisz? Już cię tu nie ma. I wracaj zaraz, tę wodę wytrzeć. - Wskazała kałużę wody, jaka się zrobiła w miejscu, gdzie stał przemoczony do suchej nitki Szczur.
- Aye, aye! - Szczur udał, że salutuje, potem czmychnął pod pokład.
Konrada owa wymiana zdań niezbyt rozbawiła. Co do owej tajemniczej ‘onej’, grasującej pod pokładem cesarskiej jednostki, miał swoje podejrzenia. Poważne podejrzenia. I nie tylko on, sądząc po tym, co widział w oczach Dietricha. A i Julii zdaje się owe myśli przyszły do głowy. Zaś Szczur... Ten coś dziwnie lubił kąpiele.
Najlepiej by było odbić od brzegu i opuścić miasto, zostawiając na lądzie resztę załogi, zanim złodziejka trafi w ręce cesarskiego okrętu. To jednak zdałoby się wszystkim dość dziwne. I wyruszenie w środku nocy, i pozostawienie załogi. Równie dobrze mógłby od razu oddać się w ręce straży. Lepiej było udawać, ze nic wspólnego z tajemniczą złodziejką nie mają. A okazja była, bowiem zjawili się niespodziewani klienci z niespodziewanymi ofertami. Jedna cuchnęła alkoholem, druga - szemranymi interesami...
- Julita, zaopiekujesz się naszym drogim gościem. - W końcu dziesięć sztuk złota piechotą nie chodziło. - Jak tylko dostanę zapłatę zaprosisz go pod pokład, do ostatniej kajuty. - Ściszył głos, odprowadzając ją na chwilę na bok. - Zamkniesz go i nie wypuścisz, aż nie wytrzeźwieje. Jeszcze tego by nam brakło, by się utopił w pijanym widzie. A potem się nim zajmiesz. Płaci za przewóz. Za specjalne usługi płaci dodatkowo.
- Specjalne? - Julita spojrzała na Konrada spode łba. - Co ty se myślisz? Nie jestem panienką na godziny.
- Śpisz jeszcze, żeś niekumata? Śniadanko do łóżka i inne takie tam - wyjaśnił Konrad. - Za wszystko ma płacić i to nie w naturze. Śpiewem na przykład - dodał, widząc w oczach Julity niebezpieczne błyski. - No i jeszcze jedno. Zabezpieczysz przed nim wszystkie swoje zapasy gorzały, czy co tam jeszcze chomikujesz.
- Ja? Zapasy? - Julita spojrzała na Konrada niewinnymi oczętami. - Skąd...
- Dobra, dobra. - Niewinna mina na kapitanie świtu wrażenia nie zrobiła. - Pamiętaj tylko, że taki szarpidrut wywęszy wszystko, co ma procenty.
- W ryj prędzej dostanie, niż flaszkę - zapewniła Julita. - A ty lepiej z Gomrundem pogadaj, co by go nie spił.
- Ty to jedno, Gomrund co innego - stwierdził Konrad. - Z nim sobie też zamienię kilka słów, ale ty byłaś pierwsza w kolejce. Tylko się pozbądź tych morderczych zapędów.
- Wielcem zaszczycona - mruknęła załogantka i przeniosła wzrok na mistrza Zimmera. - Zrobi się.
Po chwili złoto przeszło w ręce Konrada, a trubadur w ręce Julity i Szczura, który zdążył się przebrać i wyjść na pokład. Gdy nowy ‘ładunek’ znalazł się bezpiecznie pod pokładem Konrad zwrócił się do Gomrunda.
- Jak tylko się ogarniesz nieco - powiedział cicho - wybierzesz się z jednym tych dżentelmenów - wskazał na obwiesiów, co przytargali wielce podejrzaną paczkę - do kapitanatu. I zawrzesz umowę. Wiesz... kto nadaje, kto odbiera, co jest w środku i takie tam. Przypieczętują to i będziemy kryci.
- A potem zmieniamy miejsce postoju, zanim cesarska łajba wyleci w powietrze - dodał. - Jeśli, chrońcie bogowie, tamta franca swe groźby spełni, to Morr się nami zajmie. |