Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2012, 22:16   #73
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Zrytą tysiącami stóp ziemię zasnuwał osiadający z wolna i niesiony wiatrem pył, pokrywając również ciała kultystów i skradających się tropicieli. Petru chronił twarz maską, nie wpuszczając dławiącej gardło zawiesiny w płuca. Miał zamiar jeszcze trochę pożyć bez wstrząsającego całym ciałem kaszlu. Skuldyjczyków również napomniał by ochraniali twarze przed wszechobecnym pyłem.

Uśmiechał się pod nosem słysząc ciche przekomarzanie się nieoczekiwanych sprzymierzeńców. Rolf trafił w sedno z tym kanibalizmem, ale tego co budziło odrazę tropiciela z Palenque było wiele - jak choćby niszczenie ziarna i roślin. Spojrzał na niesiony, zakrwawiony worek. Nie szukał już dla niego skrytki po walce, świadom że trudno by mu było zamaskować to miejsce, zamiast tego zabrał go po prostu ze sobą.

Eliminowanie kolejnych maruderów sprawiało tylko gorzką satysfakcję - gorzką, bowiem Petru ciągle miał przed oczami niezliczone szeregi Grzeszników, brodzących w zoranej na proch ziemi. Tylko w jednej chwili rozgorzał morderczą furią gdy dojrzał przeciwnika którego zabicie byłoby czymś znaczącym - ale tego jednego nie mógł właśnie zrobić, nie bez wielkiego ryzyka dla siebie i towarzyszy...

Czempion Sześciorękiego Geryona był masywny a jego oczy płonęły żądzą mordu. Dary jego bożka wyraźnie odznaczały się na ciele, które jeszcze nie przekształciło się do końca na obraz i podobieństwo jego pana - ale dwie bliźniacze pary ramion o dłoniach zakończonych długimi jak sztylety szponami, bezwłosa i beznosa czaszka, szczęki wypełnione zębiskami godnymi ghula a nade wszystkim niegasnąca wściekłość i żądza krwi którymi promieniował dawały dowód przychylności Geryona. Petru pragnął zmierzyć się z bestią, ale nie mógł tego uczynić bez ryzyka poważnych ran i zaalarmowania pobliskich kultystów. Z bezsilną złością obserwował z ukrycia wraz ze Skuldyjczykami jak czempion Sześciorękiego posuwa się w ślad za maszerującą armią, bez wątpienia szukając przeciwnika godnego jego kłów i pazurów. Tropiciel mógł się jedynie zastanawiać dlaczego potworność została na tyłach armii; krew plamiąca szpony dawała jakąś podpowiedź co do powodów.






- Wiesz… W czasie rozmowy ze Starym po prostu bądź sobą… Chociaż nie… Sam nie wiem…
- Ze Starym nic nie wiadomo. Raz polubi cię za kolor trzewików, a raz będzie się ciebie czepiał za wszystko, jeśli usłyszy akcent który mu się nie spodoba.
- W sumie, racja. Chodźmy.

Petru słuchał ze zdziwieniem … rad? obserwacji? obu Skuldyjczyków. Na końcu języka miał odpowiedź że to oni chcieli się spotkać ze staruszkiem, nie on, i że nic komukolwiek do niego. Zaraz jednak ugryzł się w język - Rulf i Aust podzielili się z nim jadłem i walczyli ramię w ramię z nim, ratując mu skórę. A to nie było mało.
- W porządku, “będę sobą”. Jeśli ten “Stary” nie jest kanibalem - błysnął kpiąco zębami w uśmiechu do Rulfa pamiętając jak bardzo brzydziły go obyczaje kultystów - jakoś się dogadamy.
W duchu jednak nie był taki spokojny i rozbawiony. Wędrówka przez szlak przemarszu armii sprawiła że nerwy miał napięte do granic, no i ciągle nie wiedział czego spodziewać się po “Starym”. Jakoś tak odruchowo łapał się na zerkaniu na miecz. A może przyczyna niepokoju była zupełnie inna? Wspomnienie czempiona Geryona natrętnie nasuwało mu się na myśl.



Przypomniał sobie gdzie widział taką zieleń. W kotlinie Nemertes, gdzie woda biła spod ziemi i gdzie potężna zasłona iluzji skrywała jej małą domenę. To przywróciło wspomnienia o kobiecie gdy z szacunkiem zbliżył się do drzewa. Tym bardziej był zaskoczony gdy … przemówiło.

- Precz z łapami.

- Staruszku, przestań straszyć tubylców…

- Ech. Zero zabawy. Wiesz ile się wynudziłem, czekając za wami? To kogo żeście mi tu przyprowadzili, co?

Petru odzyskał równowagę i puścił rękojeść miecza, słysząc uspokajające słowa Austa. Nie lubił gdy traktowało się go niczym nietoperza, mylonego rzuconym kamieniem. Poza tym nadal nie wiedział czego Stary może od niego chcieć.
- Jestem Petru. Z Palenque - dodał niechętnie gdy przypomniał sobie że tak przedstawił się Rulfowi i Austowi. Przyjrzał się mężczyźnie … jakiemuś czarownikowi zapewne. A to nie wróżyło dobrze.
- Kim jesteś, panie? - zapytał grzecznym tonem.

- Ja? Cóż, te dwa bałamuty już pewnie naopowiadali ci o mnie historii niestworzonych..​.

- W sumie to nie do końca prawda...- Rulf skubnął wąs i uśmiechnął się lekko, widząc jak mężczyzna macha z irytacją dłonią.

- Tak czy inaczej nazywam się Ceth Eap Craith i jestem... byłem, wsparciem taktycznym dla oddziału, w którym to służyli również ci dwaj. Mógłbym ci długo tłumaczyć, chłopcze, czym się zajmuję, ale w najprostszych słowach... jestem druidem. Słyszeliście tu o druidach, Petru?

- Po prawdzie nie było okazji do opowieści ... - tropiciel mówił powoli, zastanawiając się o co chodziło Skuldyjczykom. Z drugiej strony po kilku zdaniach nie było co wyciągać wniosków.

- Słyszałem o druidach. Tyle że ... - ruchem ręki ogarnął pustkowie naokoło - ... niewiele tu dla nich zajęcia...

- I tu się właśnie mylisz, mój przyjacielu. - Ceth uśmiechnął się, szeroko rozkładając ręce.- Jeszcze niedawno w tym miejscu było pustkowie jak każde inne. Wystarczyła jednak niewielka pomoc mojej skromnej osoby, by natura znów się tutaj pojawiła w bardziej lub mniej obfitej formie. No i rzecz jasna musiałem chronić to miejsce, bo dowolni kultyści dla zasady spaliliby każde źdźbło trawy jakie znalazło by się w ich polu widzenia...

Jeśli Petru myślał wcześniej że rozmowa ze Starym nie będzie go w ogóle interesowała, to Ceth w pełni zawładnął teraz jego uwagą.
- Jak ... jak to? - wyszeptał. - To twoje dzieło?! - wskazał zieleń pod stopami i naokoło. - Jak można tego dokonać?!
Zaraz jednak się zreflektował.
- Ale nie możesz tutaj długo zostać, prawda? - zapytał wracając do równowagi psychicznej.

- Cóż, ja tu siedzę dobre dwa tygodnie i jakoś nie planowałem się stąd jeszcze wynosić.- druid wzruszył ramionami, opierając się na kosturze.- Ale fakt, będę musiał poszukać innych miejsc podobnych do tego... Widzisz te kamienie?

Głową wskazał na stojące w oddali menhiry. Po dłuższej chwili do tropiciela dotarło że to właśnie one są środkiem otaczającego ich kręgu zieleni.

- To one są ... nie, nie są źródłem. Ale zapewne wzmagają działanie twojej magii, panie? - Petru zapytał z szacunkiem.

Obejrzał się na pozostałych Skuldyjczyków.
- Co zamierzacie teraz zrobić?

- Zamierzamy? To brzmi jak planowanie. Nienawidzę planowania.- mężczyzna wzdrygnął się i przeszedł kilka kroków.- Co nie zmienia faktu że jakieś plany byłyby wskazane... Na przykład... hmmm... Dla mnie jedynym sensownym krokiem będzie powrót do Skuld, żeby powiadomić mój krąg o moim odkryciu. Jednak jeśli tu wrócę, nie chcę zaczynać szukania do nowa...

Rust westchnął.
- Staruszku, znów mówisz do siebie.

- Głośno myślę! I wymyśliłem.- spojrzał z uśmiechem na Petru.- I tak się szlajasz po tym zadupiu piekła, prawda? Wiesz, od wioski do wioski.

Palenquianin uważnie przypatrywał się mężczyźnie, nawet jeśli było to mamrotanie do siebie i nic co jego osobiście powinno dotyczyć.
- Tak - pochylił głowę z szacunkiem gdy Ceth Eap Craith zadał mu pytanie - Niosę opatrunki, maści lecznicze i inne materiały na wymianę za dobry metal potrzebny w Palenque - z tego wszystkiego zapomniał o ostrożności i o tym "zadupiu piekła", jak jego krainę nazwał druid.

- Skoro tak, to sądzę że przy okazji będziesz mógł pomóc i mojej sprawie. Chociaż szczerze mówiąc moja sprawa, to głównie wasza sprawa.- mówiąc to, druid sięgnął pod płaszcz i wyjął spod niego pękatą sakiewkę nasion.- Dla ciebie mogą być to zwykłe strączki. Dla mnie i dla innych druidów jednak, będą to swojego rodzaju znaczniki. Zgadzasz się zabrać je ze sobą i zagrzebywać w ziemi w miejscach które uznasz za odpowiednie do odnowy, takiej jaka zaszła tutaj? Kręgi, osady, czy chociażby miejsca gdzie nie kręcą się kultyści.

Naturalna dla mieszkańca Naz'Raghul nieufność powróciła, ale Petru wyciągnął dłoń po sakiewkę.
- Trudno będzie. Mam na myśli to żeby znaleźć takie miejsca, bezpieczne miejsca, ale zrobię co będę mógł. Obiecuję.
Spojrzał po wszystkich Skuldyjczykach.
- Co wtedy? - zapytał, bo myśl sama natrętnie mu się nasuwała - Nie, inaczej. Co by się stało gdyby do Naz'Raghul powróciło życie? Gdyby, daj mi Pelorze dożyć takiej chwili, wyznawcy demonów zniknęli z powierzchni ziemi? Czy zamiast nich tę nieszczęsną krainę zajęliby Skuldyjczycy albo lud z Esomiji? Co wtedy stałoby się z nami, wyznawcami Prawdziwych Bogów? - pytał z dłonią zaciśniętą na sakiewce.

- Szczerze? Skuld nie będzie się kwapić do kolonizowania tego miejsca, no chyba że gdzieś odkryliby obszar gdzie jest złoto, srebro lub węgiel. Wtedy może założyliby tu kilka miasteczek górniczych. Esomia zaś... Cóż, sądzę że oni raczej uznaliby powrót życia do Naz'Raghul jako przejaw woli demonów i pogańskich bóstw, więc znów zaczęliby wojnę, ale tym razem z wami, a nie z kultystami...

Druid wzruszył ramionami, siadając na korzeniu drzewa które pod wpływem jego woli jeszcze przed chwilą udawało ludzką twarz.
- Ale nie wybiegaj w tak odległą przyszłość. Chwilowo, sukcesem będzie jeśli kilka wiosek otrzyma możliwość życia w miarę ludzkich warunkach. Moi bracia planują wyprawić się tutaj w swego rodzaju ekspedycji badawczej. A przynajmniej tak nazwaliby ją jajogłowi z jakiegoś uniwersytetu. W istocie, będziemy po prostu sprawdzać czy cokolwiek da się z robić z tym wypalonym pustkowiem. Jak sam widzisz, są pierwsze sukcesy.

Głową wskazał na otaczającą ich zieleń.

- Ojciec Valerian zawsze powtarza by rozważyć nie tylko to co blisko, ale i to co czai się za horyzontem - tropiciel skinął na to - zwłaszcza gdy istnieje szansa że "to coś" chce odgryźć nam głowę. Ale masz rację, panie - przyznał uczciwie, choć nie było co ukrywać że słowa Skuldyjczyka niespecjalnie przypadły mu do gustu.

Niespokojnie rozejrzał się w każdą stronę, szurnął nogą nie patrząc druidowi w oczy.
- Mam pytanie - mruknął - W Esomiji wyznają Pana Światła ... a my tu Pelora, Ojca-Światło. Ten ... Pan Światła ... to Pelor?

Ceth spojrzał najpierw na mężczyznę, potem na dwóch towarzyszy swojej niedoli po czym zaśmiał się, zginając w pół. Śmiał się długo, i za każdym razem gdy wydawało się że zaraz wyspokojnieje, znów wybuchał rozbawionym rechotem.

W końcu jednak uspokoił się.
- Wybacz, chłopcze, wybacz.... Po prostu w moich stronach to pytanie byłoby absurdalne... I nie, Pelor to zupełnie inne bóstwo od Pana Światła. A sam Pan Światła to już nie tyle bóg, bo jego przykazania zostały całkowicie zmienione przez głowy jego kościoła, a powód dla którego Esomijskie władze terroryzują swoich poddanych.

Wstał i klepnął Petru po ramieniu.
- Nie, nie martw się. Nikt nie splugawił wiary w twoje bóstwo.

Mieszane uczucia. Inaczej Petru nie mógł tego określić - z jednej strony ulżyło mu, z drugiej jakieś nieokreślone rozczarowanie wkradło się w jego myśli.
- To nie tak ... - mruknął pod adresem Cetha. - Nieważne.
Otworzył woreczek i przyjrzał się nasionom, rozejrzał się naokoło po zieleni, podziwiając, zdumiewając się ... czując nadzieję.
- Zaprowadzę cię gdzie trzeba i zajmę się nasionami. I dziękuję, to naprawdę ... coś niespotykanego.

Wysypał nasiona na dłoń.



- Może, może... - wyszeptał.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline