Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2012, 22:41   #22
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
- Ja... nie wychodziłam.
Tomas odsunął córkę, zanim ta zdążyła coś dodać. Widać było, że przed obcymi je chroni.
- One nic nie widziały, tylko ja z żoną wyszliśmy przed karczmę, ale i tak daleko było. Ci co byli blisko powiadali, że oczy najpierw mu się świecić zaczęły, potem dłonie i ręce całe, i wtedy przeszło na chałupę, co ją zapalił. Po drugiej stronie placyku. Widzieć nigdy żeśmy go nie widzieli, obcy jakowyś.
Emma zajęła się przygotowywaniem jedzenia i wkrótce pojawiła się z talerzami z jajkami i czarnym chlebem. Gospodarz szybko wyjaśniał.
- Niestety, nie możemy was zanadto ugościć, suto tak, ale różnorodność... odkąd zabito kapłana Mannana, kilka lat temu, Fauligmere ma problemy z żywnością z rzeki, zwłaszcza rybami. Musimy wyprawiać się na bagna, po coś konkretnego.
Westchnął, patrząc jak jedzą. Wrócił jego syn, którego przedstawił jako Karela. Był już dorosły, a jeśli nie - to niewiele mu do tego brakło. Musiał usłyszeć kilka ostatnich zdań, bo swoje wtrącił.
- Z obcych to, prócz was, pojawiła się tylko ta dziwna elfia kobieta, co u barona przesiaduje. Podobno jakiegoś wraku statku szuka czy coś...

Ojciec skarcił go spojrzeniem, wracając do swoich gości.
- To prawda, ale z wiedźmiarzem nie może mieć nic wspólnego. Przybyła dopiero wczoraj. A bab u nas dostatkiem, ględzić tylko potrafią. Ale konkretów od nich nie usłyszycie, co to to nie - spojrzał jednakże przepraszającym wzrokiem na żonę i córki. - Saskia to dobra kobieta. Zajęła się nim, ponoć się wykaraska. Ostatnio sam się porządnie nożem zaciąłem a dzięki niej nawet blizny nie widać.
Na każde niemal zadane pytanie odpowiadał chętnie, widać, że był gadatliwy, a dawno do ludzi i nieludzi z obcych stron odezwać się nie mógł.
- Całe to śpiewanie dziwne było. Niby pamiętam, a nie pamiętam. Wydaje się, że w naszym języku, ale potnijcie mnie, a słowa sobie z tego żadnego nie przypomnę.
Nad pytaniem Helvgrima zadumał się dłużej, a potem skinął głową.
- Był taki, przyjechał do nas. Długo nie był, u barona nocował, a potem na bagna się wybrał, razem z innymi łowcami. Na ośmiornice i inne takie polować. Gdy nie ma ryb tylko tak się utrzymujemy, a i baron dodatkowo płacić się stara. Nie wiem, czy zwał się tak jak mówicie, ale to jedyny krasnolud, prócz was panowie, który nas odwiedził od... od dawna.
Szybko dokończyli posiłek, a co ciekawe - ani karczmarz, ani jego żona wcale nie prosili o zapłatę za niego.

***


Do kuźni trafić było łatwo. Po wyjściu z karczmy usłyszeli uderzenia metalu o metal, a odpowiedni szyld jeszcze dodatkowo doprowadzał do miejsca. Było to jedyne takie miejsce w Fauligmere, ale i jego właściciel, tworzący coś właśnie w nagrzanym, dusznym pomieszczeniu, wyglądał na kompetentnego. Głównie przez olbrzymie rozmiary, bowiem człowiek był niemal gigantem, mógł mieć nawet ponad dwa metry wzrostu, a wyrobione ciężką pracą mięśnie mogły zawstydzić nawet krasnoludy. Miał jasną, równą brodę i tylko burza blond włosów nie do końca pasowała do prostej twarzy.
- Bram Wiegers, w czym mogę pomóc?

***


Budynek, z którego spadł wcześniej ten biedny mężczyzna, był właśnie tym, który został podpalony. Teraz prawie całkiem już go naprawiono, więc nie bardzo dało się przypatrzeć jakimś śladom. Dach wymieniano właśnie, trochę na balach ściany widać było jeszcze sadzy i spalenizny. Poza tym nic ciekawego. Za to w drodze powrotnej, przechodząc obok statuetki Sigmara, znikąd chyba wypadł srogo wyglądający, średniego wzrostu mężczyzna o ściągniętych wargach i wąskich, wściekłych oczach. Na barkach nosił, chyba zrobione z metalu, młot i kometę.
- Won stąd, poganie! Wasze wstrętne łapska nie mogą dotykać świętej kapliczki Sigmara!

***

Saskia von Oort, bo tak brzmiało pełne jej imię i nazwisko, mieszkała na uboczu. Jej prosta chata umiejscowiona była niedaleko palisady, i chociaż wioska nie była wielka, to trzeba było poświęcić chwilkę, aby do niej przejść, przedzierając się przez błoto, które słabo próbowały ogarnąć zbudowane z bali ścieżki. Po wejściu do środka, spotkali kobietę oraz pechowego mężczyznę, którego właśnie owijała bandażem. Uśmiechnęła się do nich sympatycznie.
- Cóż mogę dla was zrobić?
Wnętrze jej domu było typowym wnętrzem chaty zielarki. Było tu mnóstwo ziół, suszonych warzyw i przeróżnych innych komponentów. Miała także półkę, na której stało sporo przeróżnych flaszek, głównie glinianych, ale kilka z nich było też ze szkła. Poza tym również spore palenisko i duży wybór kociołków, noży, misek czy moździeży. Słowem - wszystko czego potrzebowała.
 
Sekal jest offline