Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2012, 22:16   #60
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Zamiana partnerów tanecznych, tu i ówdzie zwana potocznie "odbijanym", wyszła na lepsze najemnikom. Uwinęli się z ellyriańską parą, nie tyle szybko, co skutecznie. Chociaż nie obyło się bez jakichś pomniejszych zawirowań; w końcu bądź co bądź, fechtunek cała czwórka miała opanowany w mniejszym lub większym stopniu.

Pierwsi starli się Vonmir ze Żmijką. Sunveryjczyk natarł szybko i z determinacją, a dziewczyna ruszyła mu na spotkanie, wywijając nożem w dłoni. Zaśpiewała stal i mógłby przysiąc, że nie miał prawa nie trafić. A jednak, pannica zdołała się jakoś wywinąć i przejechać mu nożem po biodrze. Vonmir, niewiele myśląc, odwinął się szerokim cięciem. Żmijka, która nie miała czasu się odwrócić, oberwała w plecy. Miecz przeciął skórę i koszulę jednakowo łatwo, a uderzenie posłało dziewczynę na podłogę.

W międzyczasie blondyn skoczył ku góralowi, świszcząc zakrzywionym ostrzem w powietrzu. Mimo że zacięciem dorównywał swemu przeciwnikowi, to jakoś nie mógł go sięgnąć. Yngvar, którego zapał bojowy trochę się ostudził, powoli i spokojnie cofał się, zbijając kolejne uderzenia chłopaka toporem. Trwali tak w tym impasie przez kilka sekund, może mniej. Kto by tam liczył. Najważniejsze, że góral w końcu zbił cios blondyna tak, że ten stracił na moment równowagę. Specjalnego zaproszenia Meintyńczyk nie potrzebował; doskoczył to chłopaka i huknął go trzonkiem od topora, rozkwaszając i prawdopodobnie łamiąc mu nos. Blondyn nie miał nawet czasu zakląć. Yngvar ściął mu głowę lepiej niż niejeden kat.

Vonmir również uporał się ze swoim przeciwnikiem. Co prawda Żmijka, leżąc i klnąc na podłodze, w ostatnim akcie desperacji próbowała jeszcze rzucić swym nożem, ale niewiele jej to dało. Sunveryjczyk jakimś cudem zdołał odbić lecącą broń; klingi jęknęły przy zderzeniu, a żmijkowe ostrze poszybowało gdzieś w kąt sali. Po krótkiej chwili, ciało dziewczyny już tańcowało w ostatnich, przedśmiertnych spazmach.

* * *

Kiedy już odsapnęli odrobinę po starciu z ellyriańską parą, przyszła kolej na kontynuowanie wędrówki. Chociaż tym razem za daleko wędrować nie musieli. Schody w górę znaleźli niemalże natychmiast po wyjściu z jadalni, a coraz głośniejsze odgłosy walki utwierdziły ich w przekonaniu, że są na dobrej drodze.

Wspinaczka nie powinna trwać długo, jednak obydwoje zdecydowali się na ostrożność. Zwłaszcza, że jeden z wybuchów wstrząsnął okolicznymi ścianami, a z sufitu posypał się tynk. Chociaż prawdziwa kakofonia zaczęła się, gdy dotarli do szczytu schodów.

I w sumie przedstawienie w końcu odbywało się w odpowiednim miejscu; znajdowali się w sali balowej, na galerii. W dole natomiast... Cóż, w dole trwało w najlepsze istne battle royale.

Yngvar widział tą czarnowłosą z burdelu, ciskającą skwierczącymi masami energii w, jak podejrzewał, pozostałości ochroniarzy czarownicy. Z tego co było widać, padli jak muchy w otwierających salwach bitwy i ostali się tylko ci najlepsi. Vonmir natomiast wbił wzrok w Sinilina Noisilho w towarzystwie jakiejś kobiety, tak wysokiej i szczupłej jak sam mag. Stali pośrodku migoczącej, błękitnej kopuły od której odbijały się zaklęcia. Towarzyszka czarownika natomiast trzymała w dłoniach samopowtarzalną kuszę, z której posyłała bełty pokryte runami. Wokół nich co i rusz przewijały się ciemne postacie, poruszając za szybko, by za nimi nadążyć. Zdawały się być zbudowane z dymiących cieni.

Mogli przyjrzeć się takiemu kształtowi z bliska, kiedy zaklęcie tej czarnowłosej z burdelu posłało go na galerię właśnie. Przypominał człowieka, jednak był całkowicie ciemny; może rzeczywiście był stworzony z cienia. Chociaż nie mogli go zbyt długo podziwiać, bowiem rozpłynął się w powietrzu. A zaraz potem dopadła ich bojowa atmosfera.

Ktoś - może er Fresn, może Noisilho - zafundował im ekspresową podróż w dół, rozrywając zaklęciem kolumnę tuż pod ich stopami. Polecieli w dół, przy akompaniamencie przekleństw i latającego gruzu. Pozbierali się raz dwa, bowiem nie mogli za długo się ociągać. I stanęli jak wryci.

Powietrze na dole było ciężkie od wszechobecnej magii. Stawiało włosy na głowie i pozostawiało metaliczny posmak w ustach. Oddychali normalnie, jednak czuli się jakoś... Inaczej. Zdawało się im również, że tu i ówdzie mogli niemalże dostrzec fałdy powietrza i pęknięcia. Zupełnie jakby coś zaczynało opadać, jakby energia magiczna zaczynała burzyć jakiś mur między rzeczywistościami.

Ale to nie to zdziwiło najbardziej najemników i zmusiło ich do zbierania szczęk z podłogi. Nie, największą niespodzianką przyjęcia był jeden z gości specjalny. Wywijający teraz mieczem w stronę cienistej postaci, dźgający ją włócznią splecioną z samego światła. Okuty w jasną zbroję, okrytą białym płaszczem. Tja, ser Coriag tr'Estyn prezentował się okazale i, ku zaskoczeniu dopiero co przybyłych, całkiem żywo. Nie mieli co do tego wątpliwości, to był on. Mieli całkiem dobry widok.

Nie tylko zresztą na najwyraźniej zmartwychwstałego rycerza Zakonu. Widzieli również jedną postać, której nie kojarzyli i do której próbowali dostać się chyba wszyscy uczestnicy imprezy. Czarownica w sumie nie wyglądała na niebezpieczną, a co dopiero na morderczynię - była młoda, za młoda. Mogła mieć może z czternaście wiosen na karku. Chociaż coś podpowiadało najemnikom, że nie należało oceniać książki po okładce. Zwłaszcza, gdzie magia była zaangażowana.

Dziewczyna była jednak niebezpieczna. Co prawda ogniste zaklęcia nie trafiały swych celów, znajdując ujście gdzieś w górze, to słała je mimo to jedno za drugim. Bez wyraźnych śladów zmęczenia powoli, acz skutecznie rozłupywała magiczną tarczę Noisilho. Zmuszała er Fresn do cofania się i koncentrowania bardziej na defensywie. Nawet ser Coriag musiał co i rusz odbijać jakieś zaklęcie, jednocześnie stawiając czoła cieniowi.

Ta, potańcówka była całkiem żwawa. Vonmir i Yngvar mieli na nią całkiem dobry widok ze swojego miejsca gdzieś na tyłach, niezauważeni jak na razie przez nikogo. Chociaż czasu nie mieli za dużo; prędzej czy później i oni zostaną porwani w tan.
 
__________________
"Information age is the modern joke."

Ostatnio edytowane przez Aro : 23-11-2012 o 22:19.
Aro jest offline