Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2012, 15:27   #13
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Jednak ogólna radość połączona z pewnym rozluźnieniem atmosfery na dłuższą metę była niedopuszczalna. Porucznik wydarł się, przekrzykując wrzawę, a ludzie momentalnie się uspokoili. Ci którzy mieli z tym problemy dostali po łbie od towarzyszy.

******

Hangar zamieniony w pole treningowe służył na zmianę każdej z kompanii. Prowizoryczne pole bitwy przygotowane ze skrzyń i różnego śmiecia tworzyły niewielkie pole bitwy, na którym poszczególne plutony lub oddziały mogły ze sobą się potykać. Na uboczu odgrodzone grubą ścianą znajdowały się jeszcze strzelnica, siłownia oraz niewielki oczyszczony skrawek terenu gdzie można było ćwiczyć walkę wręcz. Większość żołnierzy korzystała z tych dobrodziejstw, a inni.. cóż... inni stali z boku “odpoczywając” i zakładając się o to kto wygra w potyczkach.

Oczywiście protokoły bezpieczeństwa surowo zabraniały używania niektórego rodzaju oręża na okrętach i podczas treningów. Mogło to wyglądać dziwnie, jednak tutaj rozwiązano to poprzez wykorzystanie słabych laserów i wydanie tak zwanej miękkiej broni - specjalnie spreparowanych tępych ostrzy. W ten sposób żołnierze mogli zdrowo się okładać i strzelać, a dowódcy mogli szlifować działanie na niewielkim obszarze z osłonami.

Kapelan kucał przyklęknięty za kontenerem ściskając w pancernych dłoniach miecz. Poparzeni przez lasery żołnierze wycofali się poza pole walki. Jego mała drużyna liczyła sobie teraz wikarego oraz trzech innych żołnierzy.
+Mardock. Przygwoździli nas. Spróbuj ich oskrzydlić, albo odwrócić uwagę.+
+ Minuta... + stwierdził Redd i odezwał się po kilku sekundach + Podaj dokładną pozycję! +
Mardock praktycznie prowadził oddział siedmiu gwardzistów. Nie była ustalana żadna hierarchia przed rozpoczęciem, ale nikt nie kwestionował decyzji starszego kolegi, który wydawał się stary jak świat w przyrównaniu do przeciętnej długości życia gwardzisty.
- Panowie! - zakrzyknął do nich, gdy już wiedział wszystko - Nasi chłopcy, z misjonarzem na czele potrzebują pomocy! Freeward. Zapewnicie osłonę ogniową - polecił bliźniakom - reszta za mną. Chrońcie medyka! - rozkazał, a Yeva znów poczuła się jak by była specjalnie traktowana, a Redd, po prostu, postępował zgodnie z procedurami każącymi robić to co właśnie robił.
Wychylił głowę za róg kontenera by rozeznać się dokładnie w sytuacji i ocenić odległości. Druga drużyna kryła się w przeciętym zbiorniku, teraz służącym za okop. Redd załadował puszkę do granatnika i strzelił mamrocząc pod nosem swego rodzaju obliczenia. “Granat” wleciał do okopu, a gwardziści, mający traktować go jak prawdziwy, po prostu go wyrzucili. No tak... skoro nie było eksplozji to skąd mieli wiedzieć, że prawdziwy wybuchł by na ułamek sekundy przed wylądowaniem na ziemi? Cóż... trening nie jest w stanie oddać tego co się dzieje na polu bitwy, bo nie chce się nikogo zabić.
Jednak to nie o to chodziło. Granat miał odwrócić tą odrobinę uwagi by Freewardowie mogli zająć pozycję strzelecką i to właśnie zrobili. Wiązki laserowe zalały okop z wyższego gruntu. Redd gestem wydał rozkaz. Chłopcy ruszyli sprintem do kolejnej przeszkody. Sam Mardock osłaniał ich dodatkowo i przebiegł na końcu. Teraz to jego oddział wspinał się na wyższą pozycję. W dwóch niewielkich starciach stracił trzech ludzi eliminując tylko dwóch z przeciwnej drużyny. Zły wynik. Ale cóż... tak jest gdy ma się jakiś cel ponad zwykłe zabijanie. Alma zaciągnęła Victora, którego rana nie byłaby śmiertelna, w bezpieczne miejsce i została przy nim, zgodnie z zasadami symulując udzielanie pierwszej pomocy. Dotarli do pozycji. Widział stąd przygwożdżonego ojca Drustara z trójką innych. Rzeczywiście byli w paskudnej sytuacji. Kolejna seria gestów prawej dłoni. Migowy jest szybszy niż słowa i hałas bitwy go nie zagłusza. Wszyscy padli na glebę i wsparli ogniowo Magnusa.
Gdy tylko przeciwnik został związany ogniem kapelan wychylił się lekko po czym kiwnął głową na swoich towarzyszy. Wyskoczyli zza osłony i ile sił w nogach, pochyleni ruszyli na przeciwnika. Ktoś zdołał to zauważyć, gdyż część laserowych promieni zostało skierowane na rodzącą się właśnie szarżę duchownych i ich podopiecznych. Lucius oberwał w nogę, więc wskoczył za którąś z osłon, aby zająć pozycję niezdolny do dalszego biegu. Jeden z gwardzistów dostał promieniem prosto w hełm co nim zachwiało. Dopiero po chwili zrozumiał co się stało, więc musiał przypaść do ziemi i oddalić się poza pole bitwy do bezpiecznej strefy. Słychać było jak klnie. Reszta zdołała jednak dobiec do pozycji wroga i wskoczyć między nich. Przekleństwa i bolesne jęki przeciwników dały o sobie znać, że Magnus nie szczędził sił na okładanie gwardzistów podobnie jak jego towarzysze.
Bitka się zakończyła. Wrogowie w przykucnięciu ruszyli do bezpiecznej strefy, rozcierając obolałe ramiona i żebra. Z pośród drugiego plutonu tak stało się z Magnusem, który przyjął na siebie większość ciosów. Pomimo tego kapelan uniósł pięść z wyprostowanym kciukiem do Redda.

*******

Przeciągając się kapelan przemierzał hangar. Przez chwilę pobył na strzelnicy po zejściu z pola bitwy, ale jak zwykle nie szło mu strzelanie. Nie miał dobrego cela dlatego preferował zdecydowanie bronie takie jak miotacze ognia. Przy nich trzeba było dobrze pokierować strumień, a promethium już robiło swoje. Magnus mógł w sumie obejrzeć do końca walkę między plutonami, jednak nie czuł się na siłach w tej chwili. Od taktyki był kto inny. On miał za zadanie podtrzymywać oddział w wierze i na duchu. Motywować ich do większego wysiłku, aby zobaczyli na co naprawdę ich stać.

Dlatego też skierował się na pole gdzie żołnierze trenowali walkę wręcz. Część z nich tłukła się normalnie, część z miękkimi nożami... Oficerowie i paru indywidualistów ćwiczyło posługiwanie się orężem. Magnus z przykrością stwierdził, że w śród egzemplarzy ćwiczebnych nie ma młota. Wybrał więc poczciwy miecz jednoręczny i tarczę ćwiczeniową. Widział kiedyś porządne egzemplarze tarcz gwardyjskich. To były dopiero cacka. Pozwalały przetrwał prawdziwą nawałnicę ognia. Nie mogły się jednak równać one z szokowymi tarczami arbites, posiadającymi masę dodatków. Ach... zbrojenia. To była jedna z najlepszych rzeczy bycia w świcie Rogue Tradera... można było przebierać w różnorakim sprzęcie. Teraz nie ma tak dobrze.

+Lucius. Jak wam idzie?+ spytał przez vox Magnus
+Jeden z sanitariuszy zajął się mną. Niedługo będziemy kończyć.+ oparł mu Lucius przekrzykując wrzawę panującą wokół niego.
+Jakby co będę czekać przy mordobiciu.+ odpowiedział kapelan

Kolejny młyniec mieczem. Drustar rozejrzał się czekając na kogoś kto chciałby się z nim zmierzyć.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 24-11-2012 o 15:46.
Stalowy jest offline