Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2012, 16:28   #206
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Samotnik nie był chętny do pomagania gospodarzom. Nie był zainteresowany rozmową z nikim. Nie był … miły. Chłodny i zdystansowany, odkąd usiadł przy stole prawie się z niego nie ruszał.
Nie spieszył się też do kąpieli, ustępując innym miejsca.
Trochę żałował, że dał się wciągnąć w pogaduszki z tym Wulframem. Jałowe prężenie muskułów.
Dziwne jednak, że Tarin nie wystąpił w obronie “honoru” swej damy. Honoru w żaden sposób niezagrożonego. Raetar miał jednak... dosyć... kobiet podobnych Aislin. I niechęć tą spotęgowała zarówno niedawna znajomość z Zinnaellą, jak i obecność Balama. Upadły anioł gardził gorliwymi wyznawcami wszelkich religii, szczególnie zaś nienawidził kapłanów bóstw wszelakich jak i paladynów. Nic więc dziwnego, że źle znosił obecność Yenica jak i kapłanki.
Sam Raetar miał jednak jego fochy w nosie. Już dawno nauczył się trzymać w ryzach swych “ tymczasowych lokatorów”. Nauczył się płacić cenę za ich usługi. Ale... nie zdołał osiągnąć swego celu.

Raetar siedział przy stole, blisko kominka. Tuż za nim stał niczym kamienny posąg, żywiołak ziemi. Obaj wydawali się być rzeźbami. Cisi i nieruchomi. Ignorujący obecność osób dookoła.


Foraghor kończył napełniać kałdun. Ilisdur oddalił się, by zażyć przyjemności kąpieli. Takie drobnostki Raetar zauważał instynktownie, tak jak i przemykającą do stajni elfkę.W głowie tocząc spór.
“-Nie boisz się... tak zrażać do siebie tych ludzi?- “szeptał cicho głos nieco przypominający dudniącym tonem mowę planu żywiołu.
“-Mam w rzyci ich urazy i uprzedzenia. Nie muszą mnie lubić, by słuchać. A jeśli przekora w nich jest silniejsza od rozumu, to zasłużyli by zginąć od swej głupoty.”- westchnął w myślach mag.
“-Nie mów tak. Każdy ma prawo by żyć. Każde życie jest cenne.”- odparł czuły i ciepły kobiecy głos, zmieniający swą barwę co chwila.
“-Nie jestem niczyim opiekunem i niańką. Mierzi mnie to...-”odparł zmęczonym tonem Samotnik.
“-Chcesz opuścić tą wyprawę, tych ludzi? I dobrze...-” kolejnemu głosowi towarzyszył szelest skrzydeł.-” Nie zasłużyli na twoją pomoc. Zawierzyli bogom, niech ich bogowie ratują.”
“-Ale... Nie zostawia się sojuszników w potrzebie.”
- przypomniał dudniący męski głos.
“-Oni. Nie są moimi sojusznikami. Nie są moimi ludźmi. Ten Wulfram widzi siebie wodzem, choć... wątpię by dowodził czymś więcej niż zgrają najemników i przewidywał dalej niż na ruch czy dwa.”- parsknął w irytacji Samotnik.-”Nie chcą mnie tu. A ja nie chcę tu być.”
“-Ale... paru ci zawierzyło... nie godzi się ich zostawiać.”
- rzekł kobiecy głos.
“-Zamilczcie...wszyscy.”- Samotnik potarł czoło.-”Sami zawiedliście. Na nic zdała się wasza moc. Poświęciłem wiele dla zemsty... i koniec końców, co z tego wyszło? Ubiłem sztylety, ale dłonie nadal żyją. Zmarnowałem czas... na marne. Jestem zmęczony. Jutro będzie kolejna podróż kolejna jatka bez celu, kolejny dzień z dala od domu.”
Spojrzał na wino, pod jego zimnym spojrzeniem kielich pokrył się drobinkami lodu. Upił nieco trunku... Nie zdołał osiągnąć swych celów uprawiając sztuki zakazane i mroczne. Ale... coś tam jednak zyskał.

Dookoła niego w karczmie toczyło się życie. Inni jedli, pili, rozmawiali, gzili się po kątach i knuli. Mało to jednak obchodziło Raetara. Pułapki w karczmie się nie bał.Unikną tej to wpadną. Kiedyś wrogowie... ci prawdziwi wrogowie zaatakują ich. Samotnik nie wątpił, że ich mała wyprawa jest znana władcy Żelaznej Wieży. I im bliżej niej dojadą, tym bardziej stanowczo będzie musiał zareagować. Im bardziej stanowczo zareaguje tym... bardziej się ujawni. Pozostawało więc jechać i czekać na ruch.
Ale tymi przemyśleniami nie miał się z kim podzielić. Uważał, że pewne sprawy po prostu przerastają jego “towarzyszy broni”. Większość z nich dała mu tego dowód podczas ostatnich walk i wydarzeń.
Pozostała jeszcze kąpiel i legnięcie w łożu. Zawsze pod okiem jego kamiennego ochroniarza. Legnięcie z dala od reszty drużyny, którym bynajmniej nie zamierzał zdradzać kulisów swej sztuki. Przekraczała bowiem ich pojmowanie rzeczywistości.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 24-11-2012 o 17:26.
abishai jest offline