Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2012, 16:06   #75
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
To była owocna noc. Oczywiście dla niektórych bardziej owocna niż dla innych. Seravine okazała się bardzo namiętną kochanką. I gnom musiał się wysilić by się przed nią wykazać. Bo i warto było.
Ale nie na darmo po zamtuzach Periguex, krążyła piosenka o “Kocie co twardy ogonek ma...”.
A którego ukryty sens znany był tylko części ślicznotek pracujących w Domu Negocjowalnego Afektu.
I Jeanowi Battiste oczywiście.
Szkoda tylko, że kochanka tak szybko znikła mu z oczu. Seravine zaintrygowała gnoma, zdecydowanie taka osóbka nadawała się na coś więcej niż tylko łóżkową znajomość.
Jean Battiste miał do niej nosa.
A nos u gnoma był ważną sprawą. Co prawda nie każdy gnom miał nos wydatny... tak jak nie każdy krasnolud miał brodę, a elf włosy po pas.
Niemniej wrażliwy na zapachy gnomi nos, był czymś ważnym. Kierowanie się nosem było określeniem dość częstym i oznaczało nie mniej nie więcej, tylko podążanie za intuicją.
Jean Battiste miał do niej nosa. Czuł że jest wyjątkowa.

I jak się okazało, była... wyjątkowo bezczelna podając się za hrabinę, gorsząc pod tym nazwiskiem gości, wodząc za nos Jeana, podglądając gospodynię knującą i figlującą z ambasador, oraz... dokonując lubieżnych aktów w miejscach do tego nie przeznaczonych z przygodnie napotkanym gnomem i... na koniec okradając gospodynię.
Była bezczelna, ale za to w jakim stylu!
Nic więc dziwnego, że Jean Battiste wyszedł z domu Hrabiny Amandy Wilhelminy de Periquex w znakomitym humorze. Czego nie można było powiedzieć o Sargasie.


Kocur jeszcze przeżywał wczorajsze upokorzenie, jakim było bycie słodziutkim z zielskiem w pysku.
-Och, dajże spokój. Dla niektórych samiczek warto się upokorzyć.-rzekł do chowańca. Kot był co prawda tego samego zdania, ale wolał się upokarzać dla własnych samiczek. A nie dla panienek gnoma.
Jean poprawił kapelusz na głowie i spojrzał na niebo. Było jeszcze dość wcześnie, ale... wkrótce trzeba będzie spotkać się z Jaccopo. Wszak szykowała się kolejna misja. A do tej, w której będzie występował samotnie... należało się przygotować. I w tym celu wybrać do pewnej alchemiczki i najlepszego wytwórcy eliksirów w mieście. Przynajmniej wedle zdania Jeana.
Guenereweryjalana była oczywiście członkinią jego rasy i była równie pokręcona jak jej imię. Dlatego w powszechnym użytku było krótsze jej określenie. Panna G. Ta ambitna kobietka zaprzęgła do tworzenia eliksirów, technologię parową. Warzyła swe specjały w olbrzymich garach pod wysokim ciśnieniem.
I ciągle bredziła coś o “produkcji masowej”, na razie bez większego skutku.
Panna G. uwielbiała kota... i nie przepadała za jego właścicielem. Co gorsza Jean miał wrażenie, że gnomka lepiej rozumie Sargasa niż on sam.

W przeciwieństwie do innych sklepów, przybytek panny G. znajdował się pod ziemią. Ze względów bezpieczeństwa. Alchemiczka często eksperymentowała, co zwykle kończyło się paroma eksplozjami. Dobrze, że świątynia Garla była tuż obok, kapłani szybko docierali do tej ekscentrycznej kobietki za każdym razem, gdy jej eksperymenty kończyły się... widowiskowo i głośno.



Po zejściu schodami w dół do podziemnej sali handlowej Jean i Sargas napotkali Pannę G., rudowłosą ślicznotkę o middelandzkich korzeniach o czym świadczył ekstrawagancki dość strój alchemiczki.
-Sargas, mój koteczku...chodź do panci.-rudowłosa alchemiczka entuzjastycznie zareagowała na kota, podobnie jak zwierzak na nią. Od razu popędził w jej ramionach i wtulił się w jej dekolt, przyjmując z wyraźnym zadowoleniem pieszczoty panny G.-Opowiadaj opowiadaj, co też ci twój straszny pan zrobił. Doprawdy ? Co za brutal. Ale teraz jesteś bezpieczny, mój ty pieszczochu.
Spojrzała karcąco w stroną Kota w butach.-Jak ty go traktujesz? Powinieneś się wstydzić, to delikatne stworzenie.
-Powiedz to okolicznym psom, którym nosy to delikatne stworzonko zmasakrowało.- Jean miał bardziej trzeźwe poglądy jeśli chodzi o swego chowańca, prawdziwą furię kłów i pazurów.
-I jeszcze cię do walk z psami wystawia. I naraża co chwilę.-prychnęła Panna G.
-On sam...- to że Panna G. jakimś niezrozumiałym zrządzeniem losu rozumiała Sargasa. Nie oznaczało to bynajmniej, że go dobrze znała. Jean miał wrażenie, że jego kot wciska jej kit w żywe oczy. A ona wierzyła... we wszystko.
-To co cię tu sprowadza? Jeśli znowu jakieś romantyczne porywy serca, to daruj sobie jestem za-ję-ta... Nie mam czasu na randki. Niektórzy pracują, wiesz?- burknęła gnomka, po czym ignorując Jeana zwróciła się do Sargasa.-Ale dla ciebie mój skarbie zawsze znajdę czas. Chce kotek mleczka ze słodką śmietanką?
Sargas miauknął w odpowiedzi i zamruczał przymilnie.
On tu zawsze dostawał za darmo, natomiast Jean.
-To ile masz przy sobie gotówki i czego potrzebujesz ?- rzuciła przez ramię gnomka przeszukując szafki w poszukiwaniu fiolek przeznaczonych na sprzedaż.

Nie minęło pół godziny, a gnom wyszedł z kilkoma fiolkami dyndającymi mu z pasa, a Sargas z ogonem ryby wystającej mu z pyska.
Dwa eliksiry leczenia lekkich ran, eliksir odporności żywiołowej na ogień, eliksir przełamanie strachu i olejek magicznej broni. Oraz eliksir tarczy wiary.
Guenereweryjalana ponarzekała przy tej okazji, na jego skąpstwo i fakt że omijał najdroższe eksperymentalne fiolki. Te jednak nawet w promocji kosztowały krocie, a choć efekty ich wypicia były ponoć niezwykłe, to skutki uboczne były nie do końca... zbadane.

Niemniej wyposażony w pełni na akcję bojową Jean ruszył do miejsca w którym zamierzał napotkać agenta gildii złodziejskiej, czyli do „Kufla Świetlistozłotego”

Gdy gnom wszedł do karczmy, jego spojrzenie przesunęło się po zapełniających ją gościach. Jaccopo siedział przy jednym stoliku. Tym samym, przy którym zdarzyło im się ostatnio rozmawiać. Ciekawiło Jeana, czy niziołek ma ten stolik na własność. Czy gdyby zerknął pod niego znalazłby wyryty nożem napis: "MÓJ CI ON, TEN STOLIK"?
Tak czy siak Jean Battiste ruszył w kierunku stolika i usiadłszy naprzeciw Jaccopo spytał.- No i jak tam interesy? Jak tam przygotowania?
-Interesy jak najlepiej.-
Jaccopo skinął Jeanowi głową, pałaszując właśnie śniadanie. Jajecznica, chleb, spalony bekon, kufelek ciemnego na przepłukanie gardła oraz wędzona ryba. Niziołki miały to do siebie że jadły tyle co przeciętny człowiek, a nawet więcej.- A przygotowania ograniczają się do upewnienia, że w czasie akcji nikt nas nie zaskoczy małym działkiem pokładowym czekającym za drzwiami.
-A wiesz coś może...-
gnom zamówił kielich rozcieńczonego wina, jako że nie chciał się upijać.-... o kradzieży u hrabiny De Periguex ? Zginął jej bodajże naszyjnik z diamentami.
-Może wiem, może nie wiem.
- spokojnie nadział na widelec spory kawałek bekonu i włożył go do ust.- Tobie mogę powiedzieć tylko tyle że pewna młoda i ambitna osoba pojawiła się kilka dni temu u jednego z naszych... opiekunów dzielnic i uprzejmie zapytała o możliwość działania na terenie naszego pięknego miasta. A co?
-Powiedzmy, że w moim interesie jest, żeby owa młoda i ambitna osoba nie miała kłopotów z waszej strony.-
odparł w odpowiedzi Jean splatając ze sobą palce i uśmiechając się enigmatycznie.
-Do tej pory nie pogwałciła żadnych zasad półświatka i do tego okazała nam szacunek, nie wchodząc z butami jak na swoje więc nie masz się o co martwić...- złodziej zmarszczył brwi.- Czyżbyś się spotkał z tą osobą... ?
-Może tak, może nie...
- odparł enigmatycznie gnom uśmiechając się ironicznie. A Sargas zareagował na jego słowa znaczącym miauknięciem.
Zaś Jean szybko zmienił temat.- Ilu ludzi bierzesz ze sobą na tą akcję?

-Ja, ty, Haggard Wyrwidąb, Simon... i Jaś.- głową wskazał na masywnego półorka siedzącego pod ścianą. Sam Jean nie miał pod ręką drzewa genealogicznego osiłka, ale w jego mniemaniu Jaś mógł być pół orkiem, z czego jego druga połowa musiała być bardziej ogrem niż człowiekiem.
Gnom gwizdnął pod nosem z podziwu.- Sporo osiłków. Spodziewasz się dużego oporu? Kto będzie szefem tej małej wyprawy?
-Och, to że powiedziałem że ma to związek z magazynem, wcale nie znaczy że będzie to wymiana. O nie. Będzie to ordynarny włam z ewentualnością zabicia paru głupców którzy mieli za nic niepisane zasady ludzi żyjących w cieniu
.- niziołek uśmiechnął się lekko.- Myślisz że czemu mówiłem o brudzeniu rączek?
-Wiesz... Z takim gościem to nie idzie włam.-
Jean wskazał kciukiem Jasia. -Tylko do jaskini smoka po torbę ze smoczej skóry. Jak silny opór spodziewasz się zastać ?
Po czym podkręcił wąsa mówiąc. -I nie martw się. Nie zamierzam spietrać. Po prostu chcę wiedzieć czego się spodziewać.
-Spodziewaj się informacji na temat tajemniczego maniaka książek, chowającego się w cieniach jakby to były lisie nory.-
niziołek roześmiał się, upijając łyk z kufla.- Bo magazyn wskazał nam nikt inny jak kurier, którego to złapaliśmy w tamtej dziwacznej rezydencji.
-Tjaaa... i łupów też. Bądź co bądź wystawne życie trzeba opłacić, a i ryby ostatnio podrożały.-
rzekł żartobliwie Jean drapiąc pod szyją Sargasa. Patriotyzm patriotyzmem, a kochanki same się nie opłacą... Przyjemność wymaga inwestycji.
-Masz już wszystko czego ci potrzeba? Bo niedługo ruszamy. Wiem że taka akcja wiąże się zwykle nocą, ale paradoksalnie, za dnia jest tam najmniej straży. Zwłaszcza że magazyn należy podobno do "wpływowej szychy" jak powiedział to nasz kabel...
-Wpływowa szycha...-
zamyślił się gnom, pocierając podbródek. Po czym rzekł z zawadiackim uśmiechem.- Dobrze żem nie dziewoja, bo wiesz jak mnie podejść.
Dopiwszy wina gnom dodał.- Jestem gotów.
Jaccopo wstał spokojnie, dopił piwo i ruszył w stronę drzwi. Po drodze dołączyli do niego trzy wspomniane zabijaki. Niziołek zaś obejrzał się jeszcze na Jeana.

-No to do roboty...
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 25-11-2012 o 17:00. Powód: poprawki
abishai jest offline