Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2012, 18:57   #70
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Calamity

Wróg w ciemnościach


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=6C_h0-Du8-E&feature=related[/MEDIA]

Rycerz kroczył przez ciemność, chlupocząc cicho przy każdym kroku. Woda tryskała na boki spod jego ciężkich kroków, gdy co jakiś czas zapadał się głębiej wkraczając w dziurę, lub miejsca bardziej zalane przez przeklętą ciecz. Fioletowa krew co jakiś czas z sykiem uderzała o jej powierzchnię, jednak nie natrafiła na ciało żadnego z wrogów, przez co wykrywanie przeciwników tym sposobem nie przyniosło efektów.
Ci zaś potrafili w skuteczny sposób odnaleźć rycerza, który teraz mógł polegać tylko na swoim bojowym doświadczeniu. Właśnie ta cecha ostrzegła rycerza, przed zrobieniem kolejnego kroku, usłyszał on bowiem cichy plusk, oraz dźwięk jak gdyby coś nabierało powietrze. Opuścił on nagle głowę, w samą porę by zobaczyć twarz znajdująca się w kałuży tuż przed nim.


Okrągły łysy pysk, ociekający wodą, z malutkimi oczkami i płaskim nosem. Istota miała w sobie coś oślizgłego i żabiego, aż chciało się ją rozgnieść pod metalowym butem. Stwór jednak też dostrzegł rycerza, bowiem jednym susem wyskoczył z wody, ukazując swe małe grube ciało, oraz dzierżony w oślizgłych łapkach trójząb, którym to zaatakowało rycerza. Calamity jednak odskoczył w bok, przed atakiem, a gdy unosił już pazurzaste rękawice do kontrataku, dostrzegł że stwór ponownie zanurkował i sądząc po chlupotach oddalił się by ponownie czekać na atak z cienia.
Więc tak zamierzali walczyć przeciwnicy. Podstępem, bez honoru, licząc tylko na śmierć wroga nie zaś na chwałę w boju. Był to sposób jakiego zbrojny najbardziej nienawidził, metody których używali złodzieje, zabójcy i wyrzutki.

- Wybacz, nam metody, ale mam rozkaz by Cie pojmać… –rozległ się nagle kobiecy głos dochodzący gdzieś z okolic czubka lokomotywy. Był on miły i słodki dla ucha, typowo uwodzicielski.
- Lantern.- dodała jeszcze i ciemność przeszył dźwięk pstryknięcia palcami. Nad głową rycerza pojawiły się zaś trzy świecące jasno płomienie, które zdradzały jego pozycje, zaś nie pozwalały odkryć przeciwników. A dokładniej nie pozwalały odkryć większości, bowiem dzięki światłu Calamity dostrzegł tego, kto przyprawił go o dziurę w boku.


Potężnie zbudowanego mężczyznę w przepasce biodrowej i turbanie. Był on gdzieś wzrostu Gorta, a potężne muskuły prężyły się, gdy ten celował włócznią w dzierżyciela rozpaczy.
Calamity nie miał szans zareagować, kolejny pocisk uderzył go prosto w brzuch, pękła zbroja, ciało zostało rozdarte, a okropny okrzyk bólu wyrwał się z jego ust. Wrzask godny prawdziwego potwora, ryk który wstrząsnął całą jaskinią.
Dzierżyciel rozpaczy osunął się na kolana, chwytając się za metalowy pręt wystający z brzucha, nie miał już siły walczyć, nie miał broni a wróg znał teren. Zniknęły szanse na wygraną.
- Idziesz z nami… –usłyszał jeszcze sykliwy głos nad sobą, gdy łańcuch owinął się dookoła jego szyi i zacisnął się mocno podduszając wojownika, na tyle mocno że ten utracił przytomność.

~*~

Gdy Calamity otworzył oczy wszystko go bolało. Chwile zajęło nim udało mu się skoncentrować wzrok na otoczeniu. Pierwszym co dostrzegł był brak włóczni, w brzuchu, jego rana została opatrzona brudnymi bandażami, tak samo jak ta na boku. Drugim mniej przyjemnym spostrzeżeniem były to, że grube łańcuchy przykuwały wojownika, za ręce i nogi do ściany, nie był pewny czy w tym stanie jego monstrualna siła wystarczy do zerwania metalowych więzów .
Zlustrowanie otoczenia wskazało na to, że zbrojny znajduje się w jakiejś małej salce, zapewne starym składziku, z którego wyniesiono wszystkie graty, wstawiając biurko oraz kilka najpotrzebniejszych do życia przedmiotów. Ponadto znajdowała się tutaj kotara, prowadząca do kolejnego pomieszczenia, za którą teraz majaczyły dwie sylwetki, jedna wyraźnie kobieca, druga zaś należąca zapewne do jakiegoś wychudzonego mężczyzny.
Szczęk łańcuchów jak i jęk po przebudzeniu, przywykł jednak uwagę osób za kotarą, bowiem szybko zakończyli rozmowę, a zasłona odsunęła się wpuszczając do pomieszczenia…


…bardzo chudego mężczyznę o bujnej brodzie i twarzy kojarzącej się z kozą. Ubrany w luźne białe spodnie i koszulę, łypał z zainteresowaniem an rycerza spod swoich malutkich okularów, zaś olbrzymia czapka była prawdziwym domem dla jego czupryny.

- Szybko wstałeeeeś. – rzekł mężczyzna przysuwając sobie krzesło. – Myśleeeliśmy żele pośpisz jeeeszczeeee z godzinęęę- dodał, z akcentem przypominającym prawdziwego barana. Beczenie było wręcz namacalne.
- Możeee powieeeeesz mi czeeego tu szukałeeeś? –dodał chwytając kubek i nalewając do niego czerwonej cieczy. – Wina? –zapytał podsuwając naczynie zbrojnemu pod nos, z szerokim uśmiechem.

Fateus

Świński los


Szuler kroczył samotnie szlakiem oddalając się od czarnej wody a tym samym od drużyny. Miał swoje cele, a skoro wiedział gdzie reszta idzie był pewien że jeszcze się spotkają. A może i nie? Co to za różnica, ważne, że był wolny i przynajmniej wiedział gdzie iść.
Gorzej jednak, że skończyła się już dobra pogoda z ostatnich paru dni, przeradzając się w typową jesień. Wiał zimny wiatr, który chciał porwać ze sobą kapelusz, liście opadały coraz gęściej z drzew, a kropelki deszczu opadające na rondo nakrycia głowy jak i ciemne chmury zwiastowały nadejście nawałnicy.
Jednak los lub się bawić szczególnie z tymi którzy często z nim igrają, stawiając na ich szlakach coraz to nowe wyzwania, które często mogą przynieść duże profity… jak i straty.
Tym razem zaś przeznaczenie pokierowało wzrokiem Fateusa jaskini niedaleko tego zapomnianego traktu. Idealne miejsce by schronić się przed nadchodzącą ulewą i by rozpalić ognisko i coś sobie upichcić.
Ktoś chyba pomyślał podobnie, bowiem na skalną ścianę padało światło ogniska, a po chwili z jaskini wyłoniła się…


świnia! Wieprzyk ubrany w poplamioną koszule i stare spodnie, opuścił te drugie i bezprecedensowo zaczął oddawać mocz na trawkę przed grotą. Oczywiście widok zwierzołaków nie był może czymś niezwykłym, ale świńscy przedstawiciele tej grupy, nie często wypuszczali się daleko od miast. Z natury byli leniwi i dość niechlujni, ten jednak wydawał się być tutaj całkiem sam, a przypięty do pasa myśliwski nóż wskazywał na to, że nie jest to zwykły turysta.
Tylko czy warto było przeszkadzać dziwnemu podróżnikowi, czy może po prostu los podłożył Fateusowi świnię?

Reszta

Stalowy tytan.


Shiba doniosła (albo doniósł co zależy od punktu widzenia) raport dość szybko. Calamity zniknął gdzieś w głębi poszukiwanego przejścia, pozostawiając swój miecz jako drogowskaz dla reszty grupy. Nie było więc co zwlekać, możliwe że rycerz potrzebował pomocy. Wszyscy stanęli na skraju wapiennej tratwy stworzonej przez Gorta, a bard wydobył z plecaka zwój. Wypowiedział kilka magiczny słów, a bańki powietrza otoczyły wszystkich z cichym pyknięciem.
- No to hop!-zakrzyknęła Saschi i wskoczyła do wody, za nią zaś reszta drużyny.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=aCyPapIW6Vc[/MEDIA]


Wszyscy poczęli opadać powoli w ciemne odmęty, przeklętego jeziora. Bańki spowolniły dotarcie do dna, więc drużyna mogła podziwiać „z lotu ptaka” las glonów rozciągających się po mułowatym dnie, kilka dziwnych ryb które płynęły gdzieś w dal przestraszone, pojawieniem się całej zgrai wielkich baniek. W oddali majaczyły kolejne mułowe górki, które tylko czekały by wypatrzeć czerwonymi ślepiami swą zdobycz i pochwycić w objęcia lepkich macek. Kości poległych nad jeziorem najemników, jak i ich pordzewiały ekwipunek przewalał się po dnie tworząc jedyną pamiątkę po ich wcześniejszym życiu.
Grupa w ciszy opadła na muł i ruszyła powolnym krokiem w stronę podziemnego korytarza, który to miał prowadzić do dawnej Sali badań naukowców z Witlover. Faust zatrzymał się na chwile by zerknąć na kamienne kolumny podtrzymujące wejście, wyglądały na tyle solidnie by przetrwać kolejne setki lat… zresztą w razie czego mieli Gorta, pewnie umiałby je podnieść , gdyby coś sprawiło iż te odcięły by im drogę powrotu.
Murzyński pirat, po drodze w głąb jaskini chwycił ostrze „puszki” silnym ruchem wydobywając je ze skały. Bard uprzedził go wcześniej, że bańki są na tyle wytrzymałe by móc wciągnąć do nich jeden czy dwa przedmioty. Pirat wiedział natomiast, że skoro miecz jest dla Calamitiego tak ważny to nie można go tutaj zostawić.

Gdy drużyna dopłynęła w końcu do górnego wyjścia z kanału, bańki zostały rozproszone przez Elfa, a ciemny tunel stanął przed grupą z rozłożonymi rękoma. Dwóch pomocników Gorta, Sashi jak i Madred chwycili za pochodnie i odpalili je uderzając o ścianę, mechanizm był pomysłowy ale Technokraty nie zaskoczył, w jego kraju już dawno opracowano taki system.
Drużyna ruszyła korytarzem który wcześniej oczyścił Calamity by w końcu stanąć przed zapierającym dech w piersiach widokiem.
Znalaźli się oto w podtrzymywanym przez kolumny pomieszczeniu, z którego stropu kapała woda, zaś posadzkę pokrywała jej warstwą sięgająca gdzieś do kostek. Znajdowało się tu kilka stołów kreślarskich, niektóre powywracane inne zaś dalej z duma utrzymująca leżące na nich papiery. Z komnaty po za wejściem z którego skorzystała drużyna wychodziło pięć innych mniejszych przejść, oraz jedno wielkie niczym kamienna brama którą tutaj dopłynęli. Wielki tunel wyłożony był torami, które niegdyś miały być drogą dla stojącej w samym środku lekko zalanej sali, stalowej potężnej lokomotywy.


Nad tym stalowym gigantem, w jednej ze ścian znajdował się otoczony szybami pokój, siedząc w nim obserwator mógłby oglądać całą hale w pełnej krasie, zapewne jeden z korytarzy prowadził w tamto miejsce.
Madred musiał przyznać że był pod wrażeniem, lokomotywy dopiero wchodziły w jego państwie do codziennego użytku, ta zaś prezentowała się naprawdę dobrze. Jeżeli faktycznie miał ją odpalić i mu się to uda jego dobytek naukowy poszerzy się o naprawdę potężne osiągnięcie. Teraz skrzypce należały do naukowca, trzeba było znaleźć w papierach tu leżących plany lokomotywy, oraz najlepiej jakieś narzędzia no i spojrzeć co w niej trzeba naprawić. Tylko Madred mógł rozdysponować grupie zadania, by ożywić stalowego tytana do jego pierwszej podróży.
Martwiło tylko jedno. Gdzie podział się Calamity?
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline