Wątek: Wyprawa
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2012, 20:30   #3
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Miasto Kazan.

Stary, przykryty zszywaną wielokrotnie płachtą wóz zatrzymał się na rynku miasta Kazan. Bose, owłosione stopy woźnicy plasnęły w błoto, gdy zeskoczył z kozła, aby przyjrzeć się z bliska ogłoszeniu przyczepionemu do słupa. Wielkie złote litery cokolwiek już wyblakły w słońcu.

- Dudli pudli zupka z kundli - zamruczał wesoło odsuwając w tył kaptur.

Wbrew pozorom nie było mu jednak do śmiechu. Odkąd opuścił Willowhill już kilkakroć zatrzymywał wóz i kilkakroć zamierzał zawrócić. Za każdym razem jednak, gdy pękało w nim postanowienie, że nie pokaże się w swojej rodzinnej wiosce nim nie znajdzie receptury na wytworzenie złota, ukazywała mu się wykrzywiona w szyderczym uśmiechu twarz jego kuzyna po kądzieli, niejakiego Galdo, psia jego mać, Gavebolda. Wtedy prawie słyszał jego drwiący głos:
- Belmo, popaprańcze, jeśli ci się uda choćby ziarnko złota wyczarować, to niech mnie zawszały skunks pokąsa!

Zagryzał w tym momencie mocniej zęby, ocierał łzy rękawem i poganiał kuca trzaskając batem nad jego uchem.

~Niedoczekanie twoje Galdo! ~ odgrażał się w myślach. ~ Jeszcze zobaczysz, na co stać Belmo Goodmana! Nie na darmo brałem nauki u samego Gizdroły, kiedy ty uganiałeś się w tym czasie za Balbiną Putzlich, najładniejszą dziewczyną w Willowhill.

Na wspomnienie jej blond loków robiło mu się cieplej na sercu a stopy przebiegało mrowienie.

Jego liczna rodzina, wujowie, ciotki, kuzyni, kuzynki, pociotki, nawet stary, poczciwy dziadunio Malvi Goodman kręcili głowami, gdy oznajmiał im swoje zamiary.

- Beli - mruczał staruszek masując powykręcane reumatyzmem nogi - czego ty tam w szerokim świecie będziesz szukał? Wszystko, czego potrzebujesz jest tutaj, w Willowhill.

Belmo jednak wiedział swoje. Gizdroła, parający się alchemią, gdy nie zajmował się już mieszaniem nowych mikstur, snuł opowieści o swych przygodach, podczas których Beli Goodman wyobrażał sobie wysokie równe baszty Vienstadt, czy też potężne zaśnieżone szczyty Gór Krańca. Siła i wielkość trolli budziła w nim grozę, zaś sprawność i szybkość kohort Westlandzkich podziw.

Pamiętał lamenty matki załamującej ręce, gdy zapakowała mu na drogę ostatniego pieczonego indyka w sosie szafranowym.

Otrząsnął się z zadumy.

- Lord Savras, Pan na Zamku Duart poszukuje dzielnych ochotników - przeczytał na głos początek i zagłębił się w lekturze ogłoszenia.

Poprawił portki i kiesę, w której znajdowało się kilka ładnych, odpowiedniej wielkości otoczaków i dodawszy sobie odrobinę werwy mrucząc:

- Ele mej, w drogę hej! - wdrapał się na kozła i cmoknął na kuca, który ruszył dalej wyboistą drogą. Drogą do zamku Duart.

Zamek Duart.

Zamek... Pojedyncza budowla na pustej przestrzeni.

~Samotny jak palec w... nosie ~ pomyślał. Co skusiło budowniczych tego zamku by wznieść tę warownię właśnie tutaj? Może właśnie nieprzebrane bogactwa ziemi, które mieli znaleźć?

Jakże to wszystko smutne w porównaniu do zielonego Willowhill.

W gospodzie przyjęto go z otwartymi rękoma, co przyjął za dobrą monetę. Okrąglutki karczmarz był człowiekiem miłym i otwartym. W stodole znalazło się miejsce dla jego wozu. Kuca wyprzężono i zaciągnięto do boksu, w którym dostał obroku. Jeść jednak dawano dość podle, co zauważył od razu.

Sam zamek zrobił na nim jednak duże wrażenie.

- Ołli szmołli - stęknął spoglądając na wysokie mury.

Nigdy nie widział zamku. Co prawda mistrz Gizdroła opowiadał mu o nich sporo ale co innego opowiadanie a co innego ujrzeć smukłe baszty obsadzone strażnikami na własne oczy.

Sama sala tronowa też była wspaniała. Nigdy nie widział tak dużej izby. Toż tutaj można było w chowanego się bawić! Przecisnął się przez spory tłumek do przodu, żeby cokolwiek widzieć. Tyle wielkich, umięśnionych mężczyzn. Każdy z jakimś niebezpiecznym narzędziem. Blizny na ich ciałach znaczyły, że niekoniecznie umieli się bezpiecznie z tymi narzędziami obchodzić. Zapalił fajeczkę i pykając słuchał.

- Macie jeszcze jakieś pytania? - Zapytał lord przesuwając lekko dłonią po pochwie miecza.

- Tego ten... - zaczął niziołek. - Jakie bogactwa właściwie spodziewamy się znaleźć? A... no i... jakich niebezpieczeństw mamy się obawiać?
 

Ostatnio edytowane przez GreK : 25-11-2012 o 21:24. Powód: Usunięcie pogrubień.
GreK jest offline