Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2012, 21:40   #23
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
W klinice Ryozo nie zabawił długo, wyszedł zaraz po rozmowie z młodym magiem i ruszył do czarnego jak smoła samochodu.


Firmowej toyoty land cruiser z najnowszej rocznika. Bycie szychą w firmie samochodowej miało swoje dobre strony. Jak choćby nowiutki model samochodu co rok. Z kieszeni marynarki Japończyk wyjął telefon komórkowy. Co prawda teraz w Japonii królowały smartfony, to jednak Ryozo niechętnie używał tego wynalazku, którego powstanie przypisywano wpływom Technokracji.

Aidan Ives mu nie pomógł. Po prawdzie Sakamoto nie oczekiwał tego. To, że się znali z widzenia i byli Magami, nie znaczyło, że Ives miałby mu wyświadczyć jakąkolwiek przysługę. Ryozo odpowiadał taki dystans. Powoli wystukał numer podany mu przez młodego recepcjonistę i połączył się z Mirimanoffem.-Halo, halo?
Szybko wypowiedziane dwa słowa. Moshi, moshi... w jego ojczystym języku. Tym się zawsze rozpoczynało rozmowy.
-Klinika odwykowa, biuro Muama Mirimanoffa, Gabriele Yuan, czym mogę służyć?- ciepły głos i wyuczona formułka. Usłyszawszy te słowa, mag rzekł.- Dzień dobry, nazywam się Ryozo Sakamoto i chciałbym się umówić na spotkanie z panem Mirimanoffem, w sprawie powiązanej z kliniką i... mną.
Japończyk próbował brzmieć jak potencjalny klient tego przybytku.
- Chwileczkę. - Słychać było jak kobieta uderza w klawiaturę. - Mogę panu zaproponować... - Podała jakiś przyszłotygodniowy termin, z rana.
-To sprawa pilna, jestem... dyrektorem całej fillii Toyoty na Hawajach.- westchnął Ryozo smutnie mając nadzieję, że kobieta zorientuje się. że klinika może złowić całkiem grubą rybkę. - Jeśli nie ma wcześniejszych terminów... będę musiał rozejrzeć się... za inną.
- Może w takim razie, hmmm... - Ponownie dał się słyszeć dźwięk uderzania o klawiaturę. - To może jutro? Też w porannych godzinach?
- Idealnie. Dziękuję bardzo.- rzekł w odpowiedzi Ryozo do słuchawki.
- Życzę miłego dnia, do widzenia. - Powiedziała uprzejmym głosem kobieta.
Ruszył z miejsca po drodze wystukując kolejne dwa numery, jeden do wróżki, drugi do domu.

Korzystanie z usług Mirandy zdarzało mu się od czasu do czasu, choć głównie jako gest przyjaźni i kurtuazji wobec wpływowej osoby w tutejszym światku. Rzadko sprawy z którymi się do niej zwracał były ważne dla niego lub dla fundacji. Zazwyczaj dotyczyły firmy, nigdy spraw osobistych... aż do teraz.
Szybko się umówił i natychmiast po tej rozmowie, połączył się z domowym numerem. Kasumi odebrała i... zdziwiła się jego pytaniem. Za ich wspólnego życia, Ryozo nigdy nie jeździł na zakupy. Bądź co bądź, gotowanie leżało w obowiązku żony. Taki podział ról akceptowali, Ryozo nie zmywał co prawda talerzy, ale za to sprzątał. Niemniej kuchnia i zakupy do lodówki leżały zawsze w gestii Kasumi. Po jej odejściu to się nie bardzo zmieniło.
Mimo słów zachęty i mimo zapewnień Riku-sama o swej wiedzy kulinarnej, Ryozo nigdy nie skusił się do nauki gotowania. Jadał posiłki w restauracjach i na wynos. Tym razem jednak, musiał gotować dla siebie i dla żony. Choć ten pomysł podany przez komórkę wywołał chichot Kasumi i rozdrażnienie Ryozo starannie przed żoną skrywane. Japończyk nie widział w tym nic śmiesznego. Niemniej Kasumi obiecała mu przesłać na komórkę listę zakupów.
Pozostało więc ruszyć do antykwariatu Mirandy, po wróżbę. Ryozo nie liczył na wiele, ale każdy ślad się liczył. Niestety to co się wydarzyło na miejscu zdecydowanie przerosło... oczekiwania Ryozo. Choć”przerosło” było tu słowem nie na miejscu.

Wydarzenia potoczyły się w sposób nieprzewidziany. To co się stało Mirandzie zszokowało Ryozo. Młody mag po całym tym wydarzeniu musiał samotnie opanować sytuację. I w tym celu musiał widzieć więcej, musiał wpuścić światło dzienne do środka... musiał uchylić drzwi.

Po uchyleniu drzwi, ruszył w kierunku wróżki, która zemdlona leżała na podłodze. Mógł ją ocucić posyłając za pomocą magyi silny impuls do jej umysłu. Ale uznał takie działanie za zbyt drastyczne. Kucnął więc przy niej i bardzo delikatnie pacnął kobietę w policzek.
Miranda otworzyła oczy. Zamrugała. Prawą ręką dotknęła skroni. Zamruczała coś pod nosem i spróbowała się podnieść. Nie wyszło jej to najlepiej. Zachwiała się. Musiała przytrzymać się stołu, by nie upaść ponownie.
Ryozo miał pewne opory wynikające z wychowania. W Japonii bardzo szanowano i nie naruszano bez powodu czyjejś przestrzeni osobistej. Niemniej... westchnął pod nosem i podał dłoń kobiecie, pomagając jej wstać. Wróżka przyjęła pomoc, choć niechętnie.

To doświadczenie było dziwne. Ryozo starał się ukryć zdziwienie i zaskoczenie, jakie pojawiło mu się na twarzy wraz z tą wizją. Ale kiepsko mu to wychodziło. Niepewnie zerknął na Mirandę, którą zarabiając wróżeniem na życie, zapewne miała większe doświadczenie z wizjami.
-Co to... było? - spytał ostrożnym tonem.
- Wizja. - Odparła siadając na krześle.
- Acha... ale nie taka jakiej poszukiwaliśmy.- stwierdził Ryozo oczekując od Mirandy czegoś więcej, niż tylko stwierdzenia oczywistych faktów.
Miranda uśmiechnęła się do niego ironicznie.
- To nie kino, tu nie wyświetla się filmików na zamówienie. - Odchrząknęła. - Miałeś już kiedyś podobną?
- Nie miewam wizji. - zaprzeczył Ryozo. - W każdym razie nie tak, dziwacznych.
- Dziwacznych? - Przyjrzała się uważnie swojemu gościowi. Studiowała wnikliwie jego twarz. Postać. Zachowanie.
- Moje wizje związane z rozwojem duchowym, dotąd były... jak to określił mój sensei... nudne.- rzekł spokojnym głosem Ryozo.
- Widocznie twój sensei sam był nudny. - Pokręciła głową z dezaprobatą. - Ale chyba o nim prawić nie będziemy? Dobrze. - Sama sobie odpowiedziała. - Zastanów się, co ci duchy chciały powiedzieć.
- Ja... Moje Bractwo nie ma wiele wspólnego z Mówcami Marzeń. Nie przywiązuję wielkiej uwagi do duchów, poza moim przewodnikiem duchowym.- rzekł w odpowiedzi Ryozo czując się niekomfortowo. Dobrze, że nie wspomniał o tym, że uczono go, jak do duchów strzelać, choć nigdy nie miał okazji sprawdzić tej nauki w praktyce.- Nie jestem pewien, czy duchy w ogóle chciałyby do mnie przemówić. Może ta wizja dotyczyła ciebie? Hawaje to wasz teren.
- Negacja. - Znów ironia w głosie. - Jakież to typowe. Gdyby duchy chciały ze mną porozmawiać, na pewno nie wybrałby kogoś takiego jak ty na świadka takiej rozmowy. - Wyraz jej twarzy zmienił się. Stała się całkiem poważna. - Coś sprawiło, że to ciebie wybrano. To ciebie poproszono o pomoc. Widzisz. Czasami to, co dostajemy, jest tym, o co prosimy, tylko nie możemy tego dostrzec w pierwszej chwili.
- A jakież to duchy poprosiły mnie o pomoc?- spytał uprzejmie Ryozo, jakoś nie ciesząc się z bycia wybranym. Wszak miał na głowie dość kłopotów ostatnio.
- A co widziałeś? Opisz mi dokładnie. - Odparła głosem nauczyciela udzielającego reprymendy uczniowi.
- Wilka albo wilczura wołającego o pomoc na brzegiem jakiejś zatoczki i...kałamarnicę wyłaniającą się z morza i porywającą tego psa w odmęty morskiej toni. Tak jak w filmie Szczęki tylko z kalmarem w roli rekina i psem czy też wilkiem w roli opalającej się... plażowiczki.- Ryozo próbował uporządkować to, co widział, choć nie szło mu to za dobrze.
- Nie wiem jakie byty cię o tę pomoc poprosiły. Nie znam się na mitologii Japonii.
- Okami... wilki były posłańcami górskich Kami. Lokalnych bóstw powiązanych ze szczytami górskimi. Kałamarnice...- tu Ryozo urwał. W swym szkoleniu bardziej skupiał się na własnym rozwoju duchowym i mentalnym niż na folklorze własnego kraju.-... nie jestem pewien co może oznaczać kałamarnica. Pewnie jakiś potwór morski.
- W mitologii hawajskiej kałamarnica jest symbolem Kanaloa. Ale wilki w niej nie występują.- Powiedziała po chwili zastanowienia Miranda Haraway.
- W mitologii japońskiej jest jeszcze kilka innych psowatych, ale żadne z nich nie robią za karmę dla kałamarnic. To mało... tradycyjne.- odparł Ryozo poprawiając okulary.- Czy ta wizja, miała coś wspólnego z moją prośbą względem wydarzeń z Japońskiego Miecza ?
- Na pewno. - Odparła z pełnym przekonaniem.
- Czy te duchy... czy to... tutejsi magowie nie powinny się w te sprawy zaangażować? W końcu to problem na waszym podwórku.- spytał Ryozo mając wrażenie, że ten problem jest na niego spychany przez miejscowych.
- Waszym? Kochaniutki, teraz to twój problem, że tak to ujmę. - Wycelowała w niego swój palec. - To ty usłyszałeś wołanie o pomoc.
“-Ciekawe czy te duchy wiedzą, że mogę w nie wpakować ołów i to tak. by go poczuły.” - westchnął w duchu Ryozo nie ośmielając się jednak rzec tych słów wprost Mirandzie. Wróżka wydawała się być bardziej uduchowiona. niż Japończyk kiedykolwiek zamierzał.
Uśmiechnął się bardzo urzędowo i wstał od stołu.-Pozostaje mi więc... ich posłuchać, tak?
Po czym sięgnął po portfel.- Standardowa stawka za seans?
- Widzę, że zrozumiałeś. - Uśmiechnęła się, nawet przyjaźnie. - O nie, na koszt firmy. - Ruchem ręki odmówiła przyjęcia zapłaty.
-Domo arig... Dziękuję.-skłonił się Ryozo i wyszedł. Trzeba było przyznać, że Japończyk słabo nadawał się na wybrańca. Ryozo nie wierzył w duchy, bo je widział już kilka razy. Dla Japończyka duchy i bakterie niewiele się różniły, oba rodzaje istot otaczały świat ludzi, żyły w nim, ale obu nie widywał codziennie i traktował tak jakby nie istniały. Były nieistotnym elementem w jego codziennej rutynie. A teraz... duchy ośmieliły się wkroczyć. A on nie wiedział co z tym zrobić.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline