Taaak ja też jestem właścicielem kota…właściciel to chyba niewłaściwe słowo…ja jestem współ lokatorem. Zwierzak z którym mam przyjemność/nieprzyjemność (wszystko zależy od tego jaki on ma humor) mieszkać zwie się Tiger
ale wszyscy mówią na niego tak jak im się najbardziej podoba. Można by już nawet napisać książkę z imionami jakie miał…oj grube by to było tomisko.
Jest dość duży. Samiec. Pręgowane futro, białe „skarpety”, ogólnie dość unikatowe umaszczenie. Ale całe jego piękno przyćmiewa jeden fakt: jest terrorystą. Wszystko na mnie wmusza. Leży tam gdzie mu się najbardziej podoba (drukarka, schody, oparcie fotela, moje biurko, a w szczególności upodobał sobie książkę od fizyki), a ja nie mam nic do gadania. Jest fanatykiem wszelkich pudełek, do których zawsze stara się wcisnąć, jakie małe by to opakowanie nie było. Inną jego pasją jest narkotyzowanie się zapachem reklamówek i zwykłych foliowych worków. :P
Jedyną rzeczą, którą lubi tak jak ja jest słuchanie muzyki
. Zawsze jak siadam przed komputerem i puszczam jakieś dynamiczne fragmenty, Tiger zajmuje miejsce obok mnie na krześle (czy też wskakuje na klawiaturę czego ja znieść nie mogę) i (chyba) wsłuchuje się w brzmienie perkusji i mocne gitarowe wstawki.
Pomimo tych wszystkich kaprysów jakie miewa, bardzo go lubię. To jego głębokie spojrzenie, którym jest w stanie zahipnotyzować człowieka. Magiczna bestia…
:P