Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2012, 00:18   #109
Betterman
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Jeszcze wydmucham – odpowiedział krasnoludowi chwacko, jakby podbechtany trochę jego słowami, chociaż argumenty nawet we własnym mniemaniu miał w tej chwili dość liche. Kto zresztą wie, czy nie dlatego wydał mu się ten moment właściwym na porzucenie wreszcie czczego gapiostwa i twórcze włączenie się do zabawy. Chwilę wcześniej nie było wszak na barce dużo trudniej o kawałek liny, a pusta beczka też powinna się bez większego problemu znaleźć...

– Niech Konrad przyciśnie tego obsrańca, żeby wyprowadził łajbę na kotwicę – mruknął do Płomiennego, zaciskając z przekonaniem węzły na pękatych klepkach. – Że niby jak pizdnie, to nas wszystkich rozniesie po okolicy. Potem może się tłumaczyć przed swoim kapitanem, że w porcie bili alarm czy jak tam chce. Ale ma tym pudłem wyjść z przystani.
Drugi koniec liny związał w obszerną pętlę, potem zzuł buty i kazał Szczurowi razem z kurtką schować je pod pokładem. Wyłuskane z cholewy zawiniątko ze szlachetnymi drobinkami upchnął w sakiewce, a tę rzucił Gomrundowi.
– Przypilnuj, z łaski swojej.
Brzytwę z kolei ukrył w kieszeni portek, chociaż za pas z tyłu zdążył już wetknąć toporek. Jedno i drugie przy pomyślnym rozwoju wypadków tachać powinien co prawda na darmo, ale wolał już oba narzędzia nieszczęśliwie utopić, niż dać się zaskoczyć złośliwym przypadkiem z pustymi rękami.
Przynajmniej o odwrócenie uwagi nie musiał za bardzo się martwić. Więcej zamieszania niż korespondencyjna spółka Sylwia-Erich (z bardzo ograniczoną odpowiedzialnością), mógłby w porcie wywołać chyba tylko spory pożar. Który, zważywszy zebrane do kupy uzdolnienia załogantów Świtu, był swoją drogą groźbą całkiem realną. A i bez tego tak cesarscy żeglarze, jak porządkowi z przystani, mieli na głowie ważniejsze sprawy niż niewinna krzątanina Spielera.

Jakby z obsrańcem nie szło, rąbcie cumy – rzucił już z cienia na rufie, zanim przełożył pętlę przez bark i z tęgim stęknięciem opuścił niepostrzeżenie barkę.

Bez ciągnącej do tyłu liny potajemna wędrówka wzdłuż wysokiej burty byłaby pewnie łatwiejsza, ale Spieler w zasadzie nie miał wyboru. Z tego co pamiętał, Sylwia nie umiała pływać, a on sam wcale nie radził sobie w wodzie lepiej. Trzeba więc było jakoś skłonić poręczną beczułkę, żeby nie tylko po odejściu galeonu zeskoczyła z pokładu Świtu, ale i podryfowała w stosownym czasie w odpowiednią stronę.
Bo że tak czy inaczej wylądują w wodzie, był w zasadzie pewien. Miał tylko cichą nadzieję, że z własnej woli, bez wiedzy i udziału cesarskiej załogi, za to z dyskretnym wykorzystaniem tej cholernej liny.
Chociaż z każdą durną ozdobą, która została mu w palcach, dziwił się temu niezdrowemu optymizmowi bardziej. I dosadniej.
 

Ostatnio edytowane przez Betterman : 26-11-2012 o 00:27.
Betterman jest offline