Z indagacji łajno wyszło. No prawie, bo wprawdzie nie z pierwszej ręki, ale coś się tam dowiedzieli. Dla przykładu, że Tomas to tatusiek, który chce swą turkaweczkę chronić, a przecie dziewka roznosząc jadło pewnikiem nieraz podszczypana i obmacana była. Jak sama sobie nie poradzi, to tatusiek jej nie pomoże. Ale to były pierdoły.
Wieść o ukatrupieniu kapłana Mannana zdawała się istotniejsza, a w połączeniu z wiadomością, że u barona kręci się jakaś elfka szukająca wraku było to wręcz zwiastunem kłopotów.
Ketila nie zdziwiła reakcja Helva. Sam nie pałał miłością do szpiców. - Wszystko co złe, to przez elfy. – stwierdził z naciskiem.
Właśnie pociągnął z kubka miejscowy specjał, gdy Noel zadał swoje pytanie. Krasnolud omal się nie zakrztusił, gdy je usłyszał. - Willard? Czyś Ty oczadział? Toż Tomas mówi, że kapłana zamordowano, a może myślisz, że da się człeka zabić naturalnie? – spytał poirytowany. - Młokos. – mruknął pod nosem. - Chodźmy lepiej do tej zielarki. Rad bym pogawędzić z tym chłopem co się zwalił z dachu. Jego chałupę wiedźmiarz podpalił, może co pamięta.
Kuzynowi tylko skinął głowa na znak zgody. - Jako rzekłeś. Spotykamy się przed domem barona o zmierzchu.
Nie dane im było jednak spokojnie dojść do celu. Po drodze gdy przechodzili koło statuetki Sigmara wyskoczył na nich jakiś głupek. - Kogo nazywasz poganinem? Chyba żeś się z kobyłą na łby pozamieniał. Nie widzisz żem krasnolud? Grungni mym bogiem. Idź precz pókim dobry. – Ketil wymownie położył dłoń na rękojeści topora. - Poganina sobie znalazł matoł. – warknął rozeźlony.
U zielarki milczał dając się wygadać ludziom. Nieco później podszedł do rannego mężczyzny. - Witaj. Pamiętasz może co z tej nocy? Widziałeś tego wiedźmiarza? Jak myślisz dlaczego akurat Twój dom chciał spalić? Naraziłeś się komuś? Ktoś Ci źle życzy, hę? – spytał uważnie spoglądając na mężczyznę. – A w ogóle coś za jeden? |