Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2012, 08:14   #77
Sierak
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
Pochód składający się z kilku inkwizytorów i prowadzonego na obwiązanym wokół szyi sznurze starca rozganiał stłoczonych mieszkańców Piwnicznej. Oh, nie musiał on używać do tego rąk, w żadnym wypadku. Generalnie większość szarych mieszkańców Miasta Atlas wolało pozostać niewidocznymi dla świętej straży i oszczędzić sobie ewentualnych kłopotów, tym bardziej że sądząc po minach odzianych w specyficzne uniformy żołnierzy, dziś odnieśli swój wielki sukces. Pokonanie drogi z powrotem do wyższych dzielnic i wreszcie samej akademii wlokło się Marco niemiłosiernie długo, głównie z poczucia winy i mimo faktu bycia doskonałym aktorem, co jakiś czas adept rzucał przepraszające spojrzenie w kierunku jeńca. W przeciwieństwie do trzech pozostałych osiłków, on nie popychał co rusz więźnia i ograniczył swój udział w pochodzie do dumnego wypięcia piersi i kroczenia obok Knotte’a, co jakiś czas zastanawiając się jak właściwie skończył Thane.

Komnata gdzie Marco miał złożyć raport Blameworthowi oraz mistrzowi Knotte była dla chłopaka co najmniej zaskakująca. Młodzi adepci uczeni byli żyć w surowych, niemal ascetycznych warunkach. Dormitoria mieściły w sobie tylko niewygodne łóżka, proste krzesła oraz stoły.

Zaś pokój w którym Wielki Inkwizytor przyjmował interesantów wręcz raził w oczy luksusem. Egzotyczne dywany, hebanowe meble, gobeliny na ścianach i liczne posążki świętych. Do pełnego wystroju brakowało tylko jednego i po kilku minutach Marco zrozumiał czego. Książek. Nigdzie w gabinecie nie można było dostrzec żadnego woluminu.


Stojący obok adepta Knotte spojrzał na swoje buty i skrzywił się.

- Żeśmy tu trochę nabłocili...

Nim Eleadora zdążył odpowiedzieć, boczne drzwi otworzyły się i do środka wkroczył Wielki Inkwizytor we własnej osobie, odziany w jedwabne szaty wysokiego kleryka. Zignorował gnących się w pokłonach podwładnych i usiadł za biurkiem, lustrując wzrokiem Marco i Knotte'go.

- Hmmm... Więc mogę się dowiedzieć jakież to zamieszanie jest w twoim mniemaniu warte mojej uwagi, Knotte...

- Mistrzu, ten młody adept...

- Adept?! - Blameworth poczerwieniał, co na jego woskowej skórze wyglądało dość niezdrowo. - Zawracasz mi głowę kimś kto nie jest nawet w pełni bratem?!

- Mistrzu...- inkwizytor pochylił głowę, lecz Marco dostrzegł ze krzywi się przy tym lekko. - Wybacz moją zuchwałość ale obecny tutaj młody Eleadora w moim mniemaniu...

- Twoim mniemaniu?! Od kiedy to...

- Samemu dopadł heretyka od dawna ukrywającego się w Piwnicznej. - cóż, Knotte prawdopodobnie zrobił sobie wroga tym zuchwałym wejściem w słowo przełożonemu, lecz w końcu udało mu się wysłowić. Marco był świadom że gdyby jego tymczasowy mentor próbował zrobić to według etykiety, i godzina minęłaby nim rozdrażniony Wielki Inkwizytor miasta Atlas dopuściłby go do słowa.

Blameworth zaś uniósł brew i spojrzał na Eleadorę.

- No proszę proszę... Opowiedz chłopcze, jak ci się to udało...- uśmiech starzejącego się mężczyzny wywołał na plecach przyszłego inkwizytora ciarki.

- Od czego zacząć... - Rozpoczął niepewnie adept - był miejscowym cyrulikiem, zacząłem wypytywać miejscowych z piwnicznej, gdzie mogę znaleźć chorą siostrę. Koniec końców trafiłem na trójkę drabów, która po chwili perswazji słownej zaprowadziła mnie na miejsce. Niestety weszli mi w drogę podczas pochwycenia i udało mi się sprowadzić tylko samego heretyka - Marco miał pomysł jak przeprowadzić rozmowę, miał nadzieję że Knotte i Blameworth kupią jego blef.

Knotte już otwierał usta by o coś zapytać lecz Wielki Inkwizytor uniósł dłoń i samemu zadał pytanie.

- Ot tak ci o nim powiedzieli? Nasi szpiedzy przeczesywali Piwniczną od trzech miesięcy a nie potrafili dotrzeć do nikogo oprócz kilku wyznawców zakazanych bóstw i jednego sztukmistrza z granicy doków. A! Była jeszcze ta stara wiedźma z Piwnicznej i jej zakazane wywary i maści, ale jej proces był raczej czystą formalnością...

Knotte spojrzał na przełożonego i odchrząknął.

- Mistrzu...?

- Hmmm? Co znowu?

- Marco... - głową wskazał na chłopaka a Blameworth jakby przypomniał sobie po co tam jest.

- A, no tak. Więc? Jak tego dokonałeś chłopcze?

- Cóż... Oficjalnie mówiąc... - Zająkał się lekko - Cała trójka uległa mej charyzmie. Nieoficjalnie... Po prostu postawiłem im kilka głębszych w lokalnej knajpie i po pijaku stali się bardziej rozmowni, przypuszczam że wzięło ich na współczucie na wieść o mojej siostrze, no i miałem sporo szczęścia, że trafiłem od razu na nich - odpowiedział już nieco pewniej.

- Widzisz, Knotte? - Blameworth uniósł dłoń i wskazał na Marco jakby był on przykładem jakiegoś zaniedbania ze strony inkwizytora. - Sam się przyznał że miał szczęście, a ty mi przyprowadzasz żółtodzioba jakby był wart mojej uwagi...

- Szczęście czy też nie, zakończył nasze poszukiwania...

- Szczęściem czy też nie, coraz bardziej sobie grabisz swoim bezczelnym zachowaniem. Jestem Wielkim Inkwizytorem a nie jakimś idiotom z prowincji który dałby smarkaczowi licencję bez zastanowienia!

- Bez niczyjej pomocy wykonał zadanie dla wykwalifikowanego agenta. Zadanie, którego nigdy przez owych agentów nie zostało ukończone!

Blameworth poczerwieniał i zacisnął zęby. Po chwili uśmiechnął się jednak, a w jego oczach Marco wciąż mógł dostrzec błyski wściekłości.

- Dobrze... - wycedził powoli, przejeżdżając dłonią po twarzy. - Niech będzie. Testy w Akademii zdał?

- Tak. Inaczej by go do mnie nie dopuścili.

- I uważasz że niby się nadaje.

- Świetnie. Dostanie tymczasową licencję... - Wielki Inkwizytor uśmiechnął się leciutko. - Ale będzie to licencja tymczasowa, z twoim patronatem.

Na twarzy Knotte'go nie drgnął ani jeden mięsień, ale Marco wiedział co to znaczy. Co on zwali, to spadnie na głowę jego opiekuna. Blameworth znów spojrzał na chłopaka.

- Dokończ więc swoją... opowieść, chłopcze...

- Wewnątrz było kilku chorych, nie wyglądali zbyt dobrze, trójka która mnie przyprowadziła zaczęła stawiać opór. Zaczęła się szamotanina, koniec końców ci trzej zebrali chorych i zostawili starego pod osąd. Szczerze mówiąc, jeżeli można coś wtrącić, będąc w piwnicznej i widząc to, co było w klinice heretyka zacząłem się zastanawiać... Może potrzymać go kilka dni, przedstawić walory prawdziwej wiary i wypuścić z powrotem? Nie, żebym był litościwy... Brzydzi mnie sam jego widok, ale piwniczna to siedlisko chorób, nie wyobrażam sobie pozostawienia tego bajzlu bez tych kilku cyrulików, bo brudna zaraza rozniesie się nam po ulicach...

- I co? Myślisz że heretyk może się nawrócić?! Heretycy mogą zaznać odkupienia tylko przez cierpienie i oczyszczenie w ogniu! - tym razem Wielki Inkwizytor nie wytrzymał i z twarzą purpurową ze wściekłości zbliżył się do Knotte'go, obryzgując jego twarz drobinkami śliny. - Jakiego bęcwała żeś mi tu przyciągnął, Knotte?! Jesteś skończony za to zniewagę!

- Czy chłopak ma licencję?

Blameworth wytrzeszczył oczy i stracił rezon.

- C... Co?

- Czy chłopak ma licencję?

- T... Tak. Tak jak powiedziałem, tymczasową z twoją opieką. Co ty mi tu... ?! Knotte! Możesz żegnać się z godnością Inkwizytora! Słyszysz mnie?!

Krzyczał jeszcze długo za mężczyzną który wyprowadził Marco z komnaty i zamknął za sobą drzwi. Westchnął i spojrzał na chłopaka.

- Nigdy nie mów takich idiotyzmów przy kimś wyższym rangą. A że jesteś na okresie próbnym, lepiej w ogóle się nie odzywaj. - mówiąc to, wepchnął Eleadorze żelazny medalion inkwizycji i ruszył na dół, po schodach. - Przenieś się do skrzydła dla Inkwizytorów. Przydzielą ci jakiś wolny pokój. Jutro rano czekaj na mnie pod drzwiami Akademii. My dopiero zaczynamy, chłopcze.

Mówiąc to, przystanął u stóp schodów i zadarł głowę do góry.

-Obyś się okazał wart tych petycji, które Blameworth wyśle na mnie do Arcyhierofanty...

- Ktoś tu ma problemy - pomyślał Marco w odniesieniu do Blamewortha, medalion zaś nie sprawiał mu takiej radości, jak myślał jeszcze rano. To dopiero początek prześladowań... Adept bez słowa odwrócił się na pięcie i ruszył się przekwaterować. Nowy pokój, mimo że w zupełnie innej części akademii i kosztował go kilkadziesiąt spojrzeń w stylu wbiję ci nóż w plecy, od osób które uważał za znajome, był dużo lepszego standardu niż prycze dla uczniaków. Łóżko było o dziwo miękkie, zaś pomieszczenie w mniejszym stopniu przypominało celę. Marco rzucił niedbale swoje rzeczy na stolik i runął na świeże posłanie, miał sporo do przemyślenia...
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline