| Gregor spokojnie podszedł do wąsatego staruszka w purpurowym płaszczu, uznając go za kogoś wyższego rangą.
- Dzień dobry. Nazywam się Gregor Eversor. - ukłonił się delikatnie, mówiąc niezwykle grzecznym tonem - Poszukuję komendanta twierdzy. Zakładam, że to pan?
-Tak, to ja.- Mężczyzna spojrzał oceniająco na przybysza i podrapał się po szczęce.- To w czym mogę pomóc, panie Eversor. Przynosi pan kaucję za jakiegoś bogatego obszczymura w moim areszcie, czy coś jeszcze bardziej trywialnego, ale wymagającego obecności mojej osoby?
Gregor uśmiechnął się delikatnie.
- Wyjątkowo trywialne sprawy. A konkretnie, ciała. Dla mistrza Flicka. Powiedział że to z wami należy załatwić sprawę. Sztuka złota od trupa, z według jego słów.
-O!- Mężczyzna uniósł brwi i jeszcze raz spojrzał na Gregora.- No cóż, nie wyglądasz mi na któregoś z gryzipiórków przysyłanych mi przez tego dziwacznego pierdołę, ale skoro tak... Chodź, Flick się ucieszy, mamy ciała kilku seryjnych morderców, handlarzy ludźmi, gwałcicieli... W sumie będziesz mi musiał wypłacić 20 sztuk złota.
Gregor podążając za komendantem odezwał się spokojnie
- Najpierw jednakże chciałbym sprawdzić... - spauzował, szukając odpowiedniego słowa - towar. Nie żebym wątpił w waszą uczciwość, ale mistrz nalegał. A ja, no cóż, muszę spełniać jego polecenia by otrzymać moją zapłatę.
-Tak, tak, tak. Raz jeden z jego posłańców zaczął narzekać że są nieświeże, bo szare. Mniejsza, że trupem był półork, ale co ja się tam znam...- Komendant prychnął, wkraczając wraz z magiem bojowym do jednego z bocznych korytarzy więzienia. Tutaj nie było słychać już głosów strażników ani zawodzenia więźniów. Powietrze zaś stało się chłodne i pachnące wilgocią.
- Na trupach się, co nieco znam. - odparł skromnie Gregor - A badania które przeprowadza mistrz Flick to delikatne sprawy. Każdy błąd może mieć ponure konsekwencje. - wzruszył ramionami - Lepiej być ostrożnym, niż później żałować i zeskrobywać ze ścian tych mniej inteligentnych uczniów.
-Wiem, czarnoksięskie wynalazki, magia bojowa, nekromancja i inny syf o którym przeciętny człowiek nie chce nic wiedzieć, ale jednocześnie cieszy się gdy słyszy o magu bitewnym, który jednym czarem zmiótł cały pułk wrogiej kawalerii.- mężczyzna zaśmiał się, jakby widział takie rzeczy na własne oczy. Z uchwytu na ścianie zgarnął pochodnie.- Nie zmienia to faktu że wielu bardzo wrogo podchodzi nawet do zwykłych magów, a o nekromantach nie wspomnę...
W końcu zatrzymał się przed mocnymi, żelaznymi drzwiami zabezpieczonymi z zewnątrz żelazną sztabą.
-To dla bezpieczeństwa. Kilka razy okazało się że więzień na tyle przekonująco udawał trupa, że chłopcy zanosili go do kostnicy. Stąd jest co prawda równie trudno uciec co z celi, ale idioci dalej próbują.
Gregor ponownie wzruszył ramionami.
- Ludzie są głupi. Przeciętny mag może uczynić tyle szkód co przeciętny kapłan czy też na przykład lord. Poza tym, nie są w stanie żyć bez nas. Jesteśmy, można powiedzieć, złem koniecznym. - uśmiechnął się delikatnie - Uniwersytet jest jedną z najpotężniejszych broni królestwa, a obecny król dobrze to rozumie. A kto wie, może uda nam się wynaleźć sposób na niszczenie zombie z pomocą pstryknięcia. - zaśmiał się cicho - W każdym razie, my tu sobie rozmawiamy, a praca czeka. Ciała, proszę.
Komendant skinął głową, podniósł sztabę i otworzył drzwi. Wbrew jego słowom, nikt nie wyskoczył ze środka. Zamiast szalejących uciekinierów, Gregor zobaczył długi, żelazny stół z szeregiem ciał okrytych od kostek do szyi płótnem. Dwie kobiety, siedemnastu mężczyzn, jeden chłopiec o pokrytej krostami twarzy.
-Za niego mógłbym zażądać podwójnej stawki.- mężczyzna wskazał na ciało smarkacza.- Gdy łapaliśmy go za morderstwa, zaszlachtował dwóch moich ludzi. Nie znamy jego imienia, lecz na ulicy nazywali go Wściekły Kundel.
Nawet Eversorowi obiło się o uszy to przezwisko. Morderca, zabijający nie dla złota czy własnego życia, ale dla własnej przyjemności. W Ironbridge wybuchła mała panika gdy okazało się że to młody chłopak z dobrego domu.
Gregor spojrzał z ciekawością na ciało.
- Ach. Słyszałem o nim. Głupi dzieciak ze zbyt dużą ilością przywilejów. Jeden z tych co lubią to co robią. - prychnął z pogardą - Nigdy nie spotkałem żadnego profesjonalisty który lubiłby zabijać. Nienawidzę idiotów - wyznał szczerze - a nie ma nic głupszego niż zabijanie dla przyjemności. W każdym razie, jest martwy, więc teraz przynajmniej przysłuży się nauce. A pozostali?
-Żołnierze z gangów, dilerzy zakazanych substancji, złodzieje którzy zostali złapani zbyt wiele razy, by pozwalać im wracać do zawodu po odsiadce... i ona.- głową wskazał na leżącą pomiędzy zwalistymi cielskami kobietę. Ta, w przeciwieństwie do swojej "towarzyszki" z końca stołu, miała zadbaną, ładną buzię, długie włosy i ogółem przypominała damę z dobrego domu.- Otruła męża, teścia oraz szwagra. Doniosła na nią pokojówka. I tak miała szczęście. Normalnie karą za trucicielstwo jest śmierć przez ugotowanie w gorącym oleju. Ją powieszono.
Gregor ruszył wzdłuż ciał, oglądając je dokładnie, i oceniając według swojej najlepszej wiedzy czy spełniają one standardy badawcze.
- I dobrze że ją powieszono. Dzięki temu ja i mistrz Flick będziemy mieli z niej użytek. - milczał przez moment, kontynuując inspekcję ciał - A tak z ciekawości, czemu postanowiono odejść w jej przypadku od normalnej kary?
-Bo miała dość pieniędzy by opłacić sędziego, który ją na tą karę skazał.- komendant wzruszył obojętnie ramionami.- O ile dobrze wiem, chciała nawet kupić sobie wolność, ale w przypadku tak nagłośnionej sprawy byłoby to niemożliwe. Więc kupiła coś, na co było ją jeszcze stać. W miarę bezbolesną śmierć. Ja na jej miejscu wolałbym ścięcie mieczem katowskim, ale niektórzy w obliczu śmierci na myślą zbyt jasno.
Ciała zaś były... ciałami. Żadne nie było manekinem, lub co gorsza gnijącym ochłapem. Dzięki chłodzie kostnicy, denaci utrzymani byli w dobrym stanie.
-To jak, panie Eversor. Płacisz i wieziesz truchła swojemu pracodawcy?
Mag skinął głową.
- Wszystko wydaje się w jak najlepszym porządku. Więc owszem, płacę i zabieram trupy na Uniwersytet.
Komendant skinął głową, odebrał od maga sakiewkę z dwudziestoma sztukami złota i rzucił ją na stolik znajdujący się przy drzwiach, prowadzących w głąb kostnicy. Tabliczka na nich głosiła ni mniej, ni więcej, jak "Polegli na służbie". Kiedy Gregor posłał mężczyźnie badawcze spojrzenie, ten roześmiał się tylko.
-Chłopcze, chyba nie sądziłeś że złoto za trupy będzie mi zapychać kabzę, co? Nie.- pokręcił głową, wskazując kilka podobnych mieszków leżących na stoliku.- To na wdowy i sieroty. Korona nawet nie myśli ich wspomagać, więc sami musimy robić zrzutki.
Gregor skinął głową ze zrozumieniem. Sam, będąc w pozycji komendanta robiłby dokładnie to samo. Nie z dobrego serca, ale z praktyczności. Strażnik, który wie że ktoś zadba o jego rodzinę po jego śmierci, to strażnik który nie opuści posterunku z powodu strachu o swoich najbliższych.
- Ile zajmie przygotowanie ciał do transportu?
-Chłopcy zaraz przyślą tu parobków, a oni wezmą zawiną ciała w płótna i przeniosą do windy. Rozumiem że nie ma pan gotowego wozu i musimy dać panu własny.- komendant spokojnie ruszył ku drzwiom. Mniej więcej w połowie korytarza obaj minęli kilku ponurych posługaczy, niezbyt zachwyconych swoimi obowiązkami.
- Niestety tak. Zostałem poproszony o wykonanie tego zadania nagle, nie było czasu na przygotowania.
Komendant skinął głową, wyraźnie przyjmując wyjaśnienie Gregora. Już w milczeniu, kontynuowali swoją wędrówkę przez lochy. Ku wyraźnemu zdziwieniu maga, schodzili w dół inną drogą niż wcześniej, nie kwestionował jednakże kompetencji lorda tej twierdzy. Jak się okazało, słusznie, gdyż droga zaprowadziła ich na jedno z niższych pięter twierdzy. Tam czekał już na nich wóz pełen zwłok, przykryty plandeką, powożony przez chudego, wyraźnie przestraszonego, chłopaka. Ukłonił się delikatnie w stronę komendanta na pożegnanie, a następnie wskoczył na kozioł obok szczeniaka. Uśmiechnął się do niego delikatnie, położył mu dłoń na ramieniu, i powiedział cicho.
- Jeśli cokolwiek kombinujesz, spalę cię żywcem. A teraz naprzód, do Uniwersytetu.
__________________ Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli |