- Zbadam posąg - odezwał się, dotychczas milczący, Razvan, po czym wrócił do posiłku. Tyle wystarczyło, nie musiał im nic więcej mówić, prawda?
W duchu przeklinał kapłanów, że miast bełtów zostawili strzały. Wszyscy wiedzieli, że bełty o wiele lepiej nadają się do zabijania nieumarłych! Ale nie, znaleźli strzały! Jak by to była krypta jakowyś chędożonych elfów! - O ile żaden z tych wieśniaków nie zadeptał śladów... - Dodał jeszcze, ku zaskoczeniu zgromadzonych. Czyżby trochę się przed nimi otwierał? W jego głosie słychać było pogardę, jakby łowca gardził mieszkańcami Ravengro. Może w istocie tak było?
Prawda była taka, iż Harrenton nie szanował większości ludzi. Większość była zwykłymi tchórzami, którzy poddaliby się w obliczu niebezpieczeństwa. Albo, co gorsza, uciekliby. Takimi osobnikami gardził. Miał szacunek jedynie do tych, którzy potrafili podjąć wyzwanie, ludzi takich jak profesor Lorrimor - i może członkowie jego kompanii? Choć trudno było część z nich nazwać ludźmi, podobnie jak jego.
Uśmiechnął się lekko. Cóż za ironia, nieprawdaż? Ludzkości broniła banda półludzi, których ci "czystej krwi" najchętniej by się pozbyli. No i gnom, nie zapominajmy o gnomie. |