Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2012, 19:43   #172
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Sytuacja była na swój sposób zabawna. Wampir, pan i władca ghuli był dosłownie obsobaczany przez swą niewolnicę teoretycznie spętaną więzami krwi.
Co więcej kobieta, stanu niższego, cyganka w dodatku ośmieliła się go spoliczkować.
Giordano był zazwyczaj szarmancki wobec kobiet i na tyle młody jak na wampira, by ludzkie nawyki nadal były w nim silne. Niemniej Dolores przekraczała wszelkie granice swym zachowaniem. W Zelocie zawrzał gniew.
Giordano wysłuchał w spokoju co miała do powiedzenia mała ghulica, po czym chwycił Dolores za pukle i delikatnie przyciągnął jej twarz przed swe oblicze. Po czym zaczął mówić zimnym głosem.- Miła moja... coś ci wyraźnie pomyliło. Nie jestem Saban, nie jestem gładkim kuglarzem, ni poetą... Nie jestem twoim gachem, by ci nadskakiwać. I nie jestem kimś... kogo możesz sobie policzkować i bezkarnie obrażać. I nie jestem twoją marionetką Dolores. Jestem Giordano... Zelota. Pamiętaj o tym. Obiecałem ci moją krew i dostałaś ją. Obiecałem ci krew Celestina. I zamierzam go znaleźć i ubić wraz z całą tą bandą z okrętu Mehmeda. I nie obiecałem ci nic innego.
- Doprawdy? - wysyczała. - Doprawdy?
Nie miała z nim żadnych szans, i doskonale to wiedziała. Toteż i wcale nie próbowała walczyć, wyrywać się z uścisku czy szamotać - stężała jak słup soli, i tylko ciemne oczy w zeszpeconej odpychającym grymasem twarzy płonęły ogniem gniewu i buntu.
- Doprawdy? To cóżeś nad jeńcem deklarował? Bo mi wychodzi, że zemsty zaprzestanie! Wychodzi mi, że komuś kłamiesz - nam albo czarownikom, i inaczej wyjść nie chce. I w sumie za jedno, komu... i tak i tak twe słowo okazuje się gówno warte! Jak mam ci ufać? Co? CO?!
Katalina wodziła niechętnym spojrzeniem od Zeloty do jego ghulicy, i wstrzeliła się w wyrzuty Cyganki, gdy ta brała oddech:
- To wiejemy czy nie? Cykada jedzie z siostrą książęcą. Jak pryskamy, to teraz...
-Moja zemsta, moja sprawa. Nie twoja.- mruknął w odpowiedzi Giordano, delikatnie głaszcząc szyję Dolores.- Nic ci do Hamilkara. A Tremere potrzebujemy. Jeśli chcesz dorwać Celestina to potrzebujemy wszelkich sojuszników. Mogę poświęcić moją zemstę ku temu. Bo wiedz moja słodka, nie ścigam Celestina z powodu Sabana. Mehmeda, Celestina i resztę zarazy z okrętu chcę zniszczyć, bo to wynaturzenia gorsze niż my. I żeby ich pokonać, trzeba wznieść się poza zemstę czy babskie fochy.
Puścił cygankę i spojrzawszy na staruszkę w ciele smarkuli, rzekł.- Jeśli ci droga skóra to uciekaj, znajdź Sarę... zabierz Dolores, jeśli jej zemsta się wypaliła i tylko żal pozostał. Ja zostanę w Ferrolu. Będę walczył z upiorną załogą, choćby u boku szaleńców.
Rzekł z uśmiechem obnażając kły.-Dotrzymam tobie słowa Dolores, albo zginę próbując. Ale ty nie musisz na to patrzeć. Jedź z Sarą i dziewuszką. Uciekaj z miasta. To już nie miejsce na
delikatne kwiaty. Osty się jeno ostaną na tej ziemi.
Splótł dłonie i rzekł.- Ale wpierw, powiedz mi malutka czy słyszałaś może Aznarze Idoyi ? I czy domyślasz się może czemu Ekkehardowi tak zależy na jego rychłym zgonie?
- Nigdy cię nie opuszczę - szepnęła Dolores, a jej słowa zlały się z odpowiedzią staruchy uwięzionej w ciele dziecka.
- Książęcy syn... syn Malafreny. Nie zawsze w zgodzie z ojcem, póki Lasomobra żył. Teraz jeden z przywódców buntowników z wąwozów. Czemu Ekkehard chce go zabić? Hm? Bo się ruszyli?
- Co? - szepnęła Dolores, zatykając usta dłonią.
- Zeloci opuścili wąwozy.
-Chcą zdobyć miasto, czy uciekają tak jak i reszta?- spytał zaciekawiony Giordano. W jego głosie nie było bowiem słychać ni cienia strachu, jedynie ekscytację. Bo czyż wampir rzucający wyzwanie stworom, którzy uciekli z objęć Tanatosa miałby się bać jeszcze śmierci... nawet tej ostatecznej? Szanse na to że zginie w walce były ogromne..
- Na razie to ponoć nie wiedzą. Na razie bardzo brakuje im przywództwa. Dwóch im się zgubiło, Hamilkar i Bajjah... wiecie coś o tym, hę?
-Nie bardzo... A co z Sarą?- spytał Giordano ignorując próbę wyciągnięcia od niego informacji.
- Tu leży pies pogrzebany! Nie wiem! Nie było jej w jej schronieniu.
- Acha... To liczysz, na to że teraz będziemy jej gorączkowo poszukiwać, skoro ty jej nie znalazłaś?- spytał retorycznie Giordano próbując przejrzeć intrygi dziewczęcia.
- No... skoro jesteśmy w jednej bandzie... to tak. Właśnie tak, jak primogen był łaskaw zauważyć!
Giordano tylko się uśmiechnął.-Dolores roześle swoich ludzi na jej poszukiwania, ja sam jestem tu raczej piątym kołem w naszym wozie. Zresztą... muszę się jeszcze rozmówić i astrologiem i prigomenką Tremere.
- Eh - skomentowała Katalina i wzniosła oczy ku nocnemu niebu, a Dolores zapytała, czy to znaczy, że ją odprawia.
-Trzeba rozesłać ludzi, niech większość szuka zaginionej Sary, a kilku pilnuje dróg do miasta. Jeśli rebelianccy Zeloci się zbliżą do bram Ferrolu, chcę o tym wiedzieć. Poszukam zaginionej Ravnoski jak tylko zakończę sprawy w zborze.-zadecydował Giordano i skierował swe kroki do budynku.
- Dzięki ci, primogenie - odparła Katalina i zabrzmiało to nawet szczerze.

Giordano skinął głową i nawet uśmiechnął się zawadiacko, po czym ruszył do komnat astrologa by rozmówić się z nim. Nie wiedział czy uda mu się spotkać z primogenką Tremere, ale mężczyzna wydawał się być bardziej chętny ku spotkaniu.

I jak się okazało na miejscu, bardziej... bardziej podobny do Iblisa.
Astrolog zjawił się, przychodząc z głębszych komnat.Poobwieszany amuletami i z magicznymi zapewne malunkami na obliczu. Jego dziwne spojrzenie przywodziło wzrok szaleńców, a usta jakby cały czas coś cicho mamrotały, pomiędzy normalnymi zdaniami...

- Primogen... - szepnął na powitanie Gaudimedeus, stając za wykonanym z czarnego drewna biurkiem - Cokolwiek masz do powiedzenia, spieszsz się. Spieszsz.. One zaraz tu będą.
-One?- zdziwił się Giordano maskując pewien niesmak. Nie lubił być określany mianem primogena. Bo zważywszy na sytuację w mieście to określenie było kpiną z jego sytuacji.
- One. - potwierdził, kręcąc jednak głową na boki - Siostra. I morski wąż. Nie turbuj się mianem, widzę że wysokie aspiracje chwilowo nie znajdują pokrycia w sprawach doczesnych. Ale czymże bylibyśmy bez ambicji. Tak jak przesądy zrodziły astronomię, tak ambicja wytwarza elokwencję a wielokroć rodzi rzeczy daleko większe. Sztuki i nauki zawdzięczają często swoje powstanie naszym wadom, można zaryzykować takie stwierdzenie.
Dłonie poruszające się powoli wraz ze słowami astrologa, znikły nagle w obszernych rękawach.
- Jako mówią, armia twoich ziomków niebawem będzie pod murami, drogi Giordano. - odezwał się znowu, głosem jakby trzeźwiejszym - Armia bez dowódcy. Cóż stoi na przeszkodzie byś to dziś odmienił swe miano primogena z czysto nominalnego, na rzeczywiste?
-I ja o tym myślał. Ale nie wiem czy ten zamiar się powiedzie. Zeloci za wroga mają Panią Zwierząt, za wroga mają Księcia. A jam primogen z jego woli, a sojusznik jej. I wróg porządku, który oni wspominają z sentymentem.- rzekł w odpowiedzi Włoch. Po czym uśmiechnął się drapieżnie.- Choć... zamierzam ich przekonać do swej sprawy. Siłą jeśli będzie trzeba. Bądź co bądź... Nie zostanie kamień na kamieniu w Ferrolu jeśli będziemy się kryć, zamiast zbrojnie wystąpić.
Potarł podbródek mówiąc.- Alem nie po to tu przyszedł, tylko w sprawie upiornego okrętu i mian ich władców. I legendy. Skoro walczyć zamierzam z potworami z opowieści, to i opowieść i słabości znać muszę. Celestinowy ghul wiele opowiedział, ale ty... patrzący w gwiazdy i w przeszłość, wiesz pewnie więcej o tym przeklętym okręcie. Znasz legendy o nim.
- Okręt to figura jeno...- oczy astrologa znowu się zamgliły - Ważni ci, którzy stoją u steru. Jako w istotach, dusza i ciało. Ciało bez duszy upadnie, okręt bez sterników w toni się pogrąży. Chcesz wiedzieć o ich słabości? Zdradzę Ci największą. A imię jej: jedność.
-Celestinowy sługa wspominał, że Ali na okręcie się nie zjawił. A Rabia jeszcze nie umarła powtórnie. Jeśli złapiemy kapadocjankę i zakołkujemy jeno. Okręt niepełny będzie.- rzekł Giordano uśmiechając się triumfalnie.
- Wielu próbowało Rabię odnaleźć...- zauważył znów zaskakująco przytomnie Manuel - Nikomu się nie zdało...Trzeba widocznie sprawniejszego myśliwca...- popatrzył czujnie na Giordano - Łowczy skonał, niech żyje łowczy.
-Nie powiedziałem, że łatwo będzie. Myślę jednak że schroniła się w Niebla del Valle. Ja bym się tam skrył na jej miejscu. No i jeszcze Salome... Ją też trzeba złapać. -rzekł w odpowiedzi Włoch ni to do siebie, ni to astrologa, głośno zastanawiając.
Jego rozmyślania przerwały hałasy z ulicy, Giordano podszedł do okna i spojrzał przez nie.
I widząc co się dzieje, skomentował ten widok słowami.-Popularny stał się wasz zbór ostatnimi czasy.
Nie czekając na odpowiedź astrologa, szybko opuścił jego komnatę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 29-11-2012 o 18:14. Powód: uzupełniony o spotkanie z Astrologiem
abishai jest offline