Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2012, 22:40   #27
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Tomas ramionami wzruszył, historia wyraźnie była stara i już o niej dawno nie plotkowano i domysłów nie snuto.
- Zatruto go, takie moje zdanie. Znaleziono go w świątyni, całego w swojej ślinie i pianie jakiejś, bladego na twarzy. Morderstwo jak nic! I nie wierzcie tym, co mówią, że się czegoś złego nażarł. Winnego nie znaleziono, od tego czasu połowy ryb marne a na dodatek nowy kapłan tylko zapija się w trupa. Bieda powiadam wam panowie, bieda!
Na drugie pytanie pytanie krasnoluda aż się uśmiechnął, jakby pytanie należało do tych retorycznych.
- Oczywiście, że są tacy ludzie. Wielu ich nawet, choć przyznam, że większość to teraz poza Fauligmere. Możecie spróbować u Pieta van Palinga, jest przewoźnikiem, często pływa po Przeklętych Bagnach. Ale tylko na łodzi, na ląd ani rusz go wyciągnąć... - ściszył głos - ...a jeśli o same bagna popytać, to Stefana Vissera, tam w rogu siedzi.
Dyskretnie wskazał głową na muskularnego, siedzącego przy piwie mężczyznę. Ponura, ogorzała i silna twarz, burza czarno-siwych włosów i stalowoszare oczy tworzyły obraz bardzo doświadczonego łowcy.
- On jedyny teraz we wsi, reszta poluje. A i on został tylko dlatego, że ranion poważnie na poprzedniej wyprawie. Nie ma za dobrego humoru, to i uważać radzę w razie co.
O pozostawione monety nie kłócił się. Ale i od innych nic nie prosił.

***

Saskia nie była ani panienką, ani kobietą słabą, mimo niewielkiego wzrostu. Popatrzyła na obcych w swoim domu, szacującym, ale bardziej przyjaznym niż podejrzliwym wzrokiem. Najmniej ciepła wykazała patrząc na Wiliarda, młodszego od niej pewnie o jakieś piętnaście lat. I jemu nieszczególnie kwapiła się odpowiedzieć, bardziej kierując słowa ku Gereke.
- Nie wiem dlaczego uważacie, że wiem cokolwiek o tym wydarzeniu, a przynajmniej więcej niż inni. Chata moja oddalona od placu, a tam wszystko się działo. Tyle, co zdołałam wybiec i ogień zobaczyć. Na magyi to ja się nie znam, bo niby skąd? Jeno na ziołach, maściach i ranach, jak ta biednego Berta.
Chłop był niezłej postury, nie atletycznej, ale właśnie niezłej - jak to czasem bywało, był grubokościsty i chyba czaszkę także miał grubą. Patrzył na brodacza z dość szeroko otwartymi oczami, a potem syknął, jak Saskia mocniej zacisnęła bandaż.
- Bert jestem. Skąd mi wiedzieć? Ot, wypadł żem na zewnątrz i widzę to pachole, nagie prawie. Psy wyły, ale ja żem ten ogień widział, i śpiew słyszał no a potem chata się zajęła, Pirn go włócznią rzucił i tyla. Się potem wszystko posrało, a dach zajął, bo blisko. Mój akurat, co pech był, najbliżej był tego ognia plugawego!
Nie wyglądali w żaden sposób na przestraszonych, niewiele chyba jednak mogli dać im odpowiedzi, powtarzając to co i Tomas powiedział im ledwie chwilę wcześniej. Saskia pogoniła ich nawet.
- Ale teraz spokoju potrzebujemy, on zwłaszcza. Sporo krwi stracił, ziół mu muszę zaparzyć. No już, przyjdzie potem to w razie co pogadamy, zwłaszcza ty.
Tu uśmiechnęła się wcale sympatycznie do Jutzena.

***

Bram ramionami wzruszył. Do gadatliwych najwyraźniej nie należał, ale za to do konkretnych.
- Kuflem piwa nie pogardzę, nawet jak lepsze by być mogło. Wiele nie chcesz, a skoro sam umiesz, to paleniska użyczę. Rzadko waszą rasę widuję, acz nigdy z mieczem. Za opowieść ostrzałki użyczę.
Może nie mówił, ale słuchał dobrze. Po wysłuchaniu opowieści khazada, przeszedł do swojej, znacznie prostszej, w końcu był tylko kowalem na końcu świata.
- Robota jest, to się robi. Czeladnika mam tylko jednego, kowala za to tu innego nie uświadczysz. Odkąd ryb nie ma to i żyć godnie się da.
Wskazał na ścianę, o którą opierało się sporo broni, ale prawie sama drzewcowa. Haki, włócznie, gizarmy, halabardy.
- Wszystko do polowań na bagienne ośmiornice. Bestie paskudne, ale ryb nie ma, a ludzie dokąd mają się przeprowadzać? Żyć trzeba. A baron? Czasu trudne, więc co narzekał będę. Von Staufferowie rządzą tą wioską od pokoleń. Ojciec barona Eldreda, Edrik, zginął walcząc z Norsmenami na Morzu Szponów. Inna sprawa, że nie jestem w stanie wyobrazić sobie jego syna ginącego śmiercią bohatera. Przez trzy lata żył w Altdorfie, a jak wrócił, to bardziej uważa na swoje gołębie, niż ludzi. Tyle tylko, że czasami coś zrobi, żebyśmy z głodu nie pozdychali. Żonaty jest od piętnastu lat bez mała, ale nie wchodźta lepiej na temat żony. Kłócą się ciągle, jak słyszałem.
Więcej do dodania nie miał, zajmując się swoją robotą.

*****

Rezydencja von Staufferów była zdecydowanie największym budynkiem we wsi, co nie znaczyło, że była monumentalna, albo chociaż porównywalna do szlacheckich dworów z Reiklandu. Wykonana z grubych bali, kryta dachówką, nie wyróżniała się niczym, prócz może stada gołębi, latającego w kółko tuż nad nią. Po drodze napotkali grupkę wygłodzonych dzieciaków, które próbowały kamieniami, bez skutku, strącić jakiegoś ptaka. Na widok nadchodzących uciekły i schowały się za jakąś stertą drewna, czekając aż obcy przejdą.
Byli oczekiwani. Tuż po zapukaniu, drzwi otworzyły się, ukazując starego sługę w czarnej liberii, na której wyraźni widać było ślady gołębich odchodów.
- Jego lordowska mość oczekuje was w jadalni.
Odwrócił się i zaczął prowadzić przez korytarz. Wnętrze rzecz jasna także wykończone było drewnem, ze smakiem, ale wszędzie czuć było brak pieniędzy i upływ czasu. Dywany i chodniki były już stare, obrazy i gobeliny potrzebowałyby odnowienia, kandelabry choć rzeźbione, to wytworzone z miedzi lub brązu. I co i rusz ślady po gołębiach, od piór po odchody.

Sługa otworzył drzwi jadalni, rzeźbione, w jakżeby inaczej, gołębie, otwierając przed nimi widok na dużą salę z wielkim stołem, mogącym pomieścić ze dwadzieścia osób. Pierwsze jednakże co zobaczyli i usłyszeli, to były ptaki, latające po sali i gruchające w swoim prymitywnym sposobie porozumiewania się. Baron wyglądał tak jak wcześniej na nabrzeżu. Podniósł się szybko z uśmiechem.
- Witajcie przyjaciele! Zasiądźcie.
Przy stole siedziały jeszcze trzy osoby. Pierwszą, wielką matronę obwieszoną religijnymi symbolami, Eldred przedstawił jako Lady Thodorę, swoją matkę, która patrzyła na nich, wyraźnie oceniając. Dalej, bez entuzjazmu, przedstawił swoją żonę - Wandelinę, chudą, siwą już, lecz siedzącą prosto kobietę o zaciśniętych ustach, która tylko zerknęła na wchodzących, szybko spuszczając wzrok. Jej ubranie, choć wyraźnie szlacheckie, miało już najlepsze lata za sobą. Trzecią z osób był Gustav, który powitał ich skinieniem głowy.
- Niestety, pani Voluria nie zechciała przyjść, uznając, że woli uniknąć konfliktu. Ale kto chciałby ją poznać, zapraszam po kolacji.
Oczywistym było, że wszystko to ze względu na dwa krasnoludy, podobnie jak inni zasiadające teraz przy stole. Baron nie podejmował tematu elfki, za to słudzy wnosili potrawy, na srebrnych, zakrytych pokrywami tacach, dzięki czemu jedzenie uniknęło gołębich ataków z powietrza. Kobiety były dodatkowo chronione parasolami, trzymanymi przez dodatkowych służących. Inni niestety nie mieli tego komfortu. Podano mięso z ośmiornicy, pieczone i podane z ziołami, a także coś wyraźnie roślinnego oraz orzechowy chleb i butelka całkiem niezłego wina, choć jedna tylko. Poza tym do picia była tylko woda, wysoko urodzeni nie uważali piwa za godne, a wieczerzy za popijawę. Było to dość skromne, jak na szlachtę, ale bogate jak na warunki i klątwę nad Fauligmere.
- Pomińmy na razie temat wiedźmiarza, nie przy niewiastach - odezwał się Eldred, zanim jeszcze zaczęli. - Będzie na to czas później.
Zaraz potem weszła mu w słowo jego matka. Miała niski, pasujący do postury głos.
- Pewnie niezbyt podoba się wam w naszym nudnym Fauligmere? - z wyraźną niechęcią odbierała mlaskanie ze strony krasnoluda, swoich min nie kryła. - Skąd pochodzicie?
W jej ustach zabrzmiało to raczej jako “czy płynie w was jakaś arystokratyczna krew?”, w co jednak chyba zdawała się nawet niezbyt wierzyć.
 
Sekal jest offline