Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2012, 22:40   #35
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Willam wpatrywał się w Starego i sam dziwił się sobie, że tak to wszystko spokojnie znosił. Chyba chwile ze Skagijką wprawiły go w lepszy nastrój… nastrój, który zazdrośni bracia za wszelką cenę starali się mu pogorszyć. Najpierw Kruk a teraz Pająk. – Kupić nie kupić. W zadku mam jej motywy… pięć dziesiątek wierzchowców to pięć dziesiątek braci w siodłach. Jak z tym ci tak źle to możemy je oddać. Uśmiechnął się do Marbran’a bo nie lubił takich insynuacji… tym bardziej, że kto jak kto ale Stary wiedział co zaszło kilka lat temu z tą Skagijską szychą.

- Straż nie jest dumna. Bierzemy, co dają, niezależnie od tego, kto daje. Skoro i ty dumą się nie unosisz, Willam, to konie zostają - odparł poważnie Marbran. - Czasami jednak dobrze wiedzieć, co stoi za hojnością.

– Jak na mój gust to jej tunel to nie moja sprawa… jak chce rozmawiać o jego drożności to Półręki będzie bardziej odpowiedni.

- Ekhm... Nie. Ja go na kurhan nie puszczę.

Wyłożył Lordowi Dowódcy jak to widzi. A widział to w ciemnych kolorach bo jak taki złotousty Lannister słabo sobie z nią radzi to co dopiero taki bękart z północy jak on. Jednak jak taki był rozkaz to cóż z tym zrobić. – Potrzebuję instrukcji. Jak mam się dowiedzieć, spróbuję… ale muszę wiedzieć co. Jak mam coś jej zaoferować, spróbuję ale muszę wiedzieć czym mogę jej oczy mydlić… no albo czy tylko grać na zwłokę. Wszystko da się zrobić, no ale pamiętaj ja tutaj jestem od koni. Zgodził się z opinią na temat wykorzystania rabunkowego wybryku Skagosów. Jednak nie był taki skory do odpowiadania na krotochwilę na temat rozmawiania z rannym. Dla niego doba też miała tyle samo godzin co dla innych… a przecież musiał jeszcze napocić się żeby wydobyć te informację z Erin. A jakby na to nie patrzeć miała je schowane głęboko.

- Na razie, Willamie, mamy w garści plotkę. Plotkę, która jeśli okaże się prawdą, zmusi nas do szybkiego działania. Moruad nie może poślubić Czaszki. Ze wszystkich sojuszy, które mogłaby zawrzeć, ten jest dla Straży najgorszy i nie możemy do niego dopuścić. Jeśli okaże się to prawdą, Willamie, Tocząca się Czaszka będzie musiał zginąć, albo i on, i Moruad... Chciałem posłać na Raymunda Jorana, ale zmieniłem zdanie. Na dzikich pójdzie Ulmer. A ty, Joran i inni dowiecie się na kurhanie... komu Moruad zamierza wydzierżawić swój tunel. Jeśli obróciła się przeciwko nam, będziecie musieli rozwiązać problem, i to po cichu, aby nikt nas z tym nie połączył. Niezależnie zaś od wszystkiego, musicie dowiedzieć się, co stało się na wybrzeżu. I niezależnie od wszystkiego, Straż musi zostać wyplątana z zabójstwa córki magnara. Albo to, albo czarny kozioł ofiarny, jak sugerował Półręki. Co możesz jej obiecać? - Lord Dowódca zaplótł dłonie razem. - Nie wiem, Snow. Nie wiem, czego ona pragnie, ale czegoś przecież musi. Jeśli małżeństwa obłożonego splendorem, obiecaj jej takowe. Do wszystkich diabłów, sam pojadę do Boltona albo Starków i będę za swata robił, jeśli łyknie taką propozycję. Ziemi na stałym lądzie? Obiecaj i to. Nie ubędzie nam, gdy wykroimy jej kawałek. I ostatnia rzecz, jeśli już nic nie pomoże. Dobrze się składa, że ci Skagosi tu trafili, akurat jak ktoś zechciał bawić się w truciciela, będzie miała wieści z innej ręki niż nasza. Półrękiego znajdziemy i miejmy nadzieję, że wyżyje. Tym razem. Ale kto wie, kto wie, czy taka sytuacja się nie powtórzy, i tym razem ze skutkiem śmiertelnym?

Potem jeszcze Willam pozwolił sobie na komentarz co do dość egzotycznego składu wyprawy… a właściwie pytania. – Kto przy komendzie?

- To nie jest zwiad ani wojna, jeszcze, Snow. Sprawisz się, a wojny nie będzie - odpalił Qorgyle, a Willam dostał najgorszych przeczuć. - Ty.

Skinął głową na potwierdzenie tego, że zrozumiał. Próżno w tym było szukać entuzjazmu… no ale bez wątpienia Staremu latało to koło dupy…

***

Jak się okazało Erin musiała dość bezpośrednio poinformować Tyra o jego rzekomym ojcostwie… bo się chłopisko z leksza zapiekliło. Tak z leksza, że gdyby nie reakcja postawionych przez Jorana strażników to skończyłoby się w najlepszym wypadku mordobiciem. Dlatego też Septa jednemu z nich polecił przekazać informację, że biorą rannego do maestra bo byłoby niedobrze gdyby mu się coś stało… a kto jak kto ale Aemon znał się na ranach. Mieli też przekazać tej skagoskiej rozpustnicy, żeby była przy tym obecna jakby trzeba coś tłumaczyć.
Spotkali się parę kwadransów później. Odizolowanie rannego było konieczne żeby go przesłuchać. Odizolowanie Erin też było przydatne. Jednak póki co miała zrobić co obiecała… przepytać go na okoliczność spotkania zwiadu Benneta i Toczącej się Czaszki no i czy aby Moraud o tym nie wiedziała… Wszystko byłoby dobrze gdyby ta dzierlatka co chwila nie czyniła mu jakiś dwuznacznych aluzji z których maester w trymiga połapał się co między nimi zaszło… albo za chwil parę zajdzie. No ale… póki co słuchał śpiewu ich ptaszyny… a raczej charkotu.

Aemon opatrzył rany wojownika, choć Erin beztrosko mu wskazała, że nie warto, bo zaraz wspólnie z Willamem będą mu we flakach grzebać. Na chwilę porzuciła pastwienie się nad Willamem, by pozachwycać się jakąś płaskorzeźbą na ścianie nad biurkiem meastera, na której jakaś kura nauczyła się latać i sunęła ponad falami z czymś na kształt męskiej kuśki w pazurach, co wezwany do współpodziwiania Septa uznał ponuro za rodzaj przepowiedni swej własnej kondycji. Erin bowiem wyznała mu szeptem, że jakby go zawiało na kurhan, to ona tam ma kuzynkę, ładną bardzo. Więc w trójkę, Willam, Erin i owa ładna kuzynka, mogliby sobie pokazać kilka ciekawych rzeczy.

- Dobra, zaczynamy! - zakomenderowała w końcu, minęła Aemona, złapała za prześcieradło i zwaliła rannego na zasłaną sitowiem posadzkę. Bandaże zerwała mu z piersi jednym szarpnięciem i uraczyła wojownika przemową w skagoskim barbarzyńskim języku. Aemon popatrzył chwilę i uciekł na korytarz, a ranny milczał.
- Powiedziałam mu - przetłumaczyła Erin Sepcie - że masz dobre serce i chcesz go ocalić. Że Jakym i Moruad to go za te wrony ubite i oskubane zamęczą, a ty tylko obwiesisz. Ha, dobrze rzekłam, co?

Ranny wybuchnął słowotokiem, a z każdym słowem mina Erin rzedła coraz bardziej.

- O ja pierdziu - oznajmiła, gdy wojownik skończył, i uraczyła go jeszcze kopniakiem dla pewności, czy to aby na pewno koniec. - Ty to mnie chyba za głupią pizdę jednak masz, Willamie Snow - zacisnęła zęby. - Gadaj mi tu zaraz, o co chodzi, bo nici z kuzynki, a Tyrowi powiem, żeś mnie siłą wziął, choć broniłam się! On mówi, że wy wrony wiecie o tym całym do Hargi chodzeniu!

- Słuchaj mnie ty klaczko piękna... lubię tą twoją dzikość ale na sianie a nie w myśleniu. Powiedział lekko poirytowany Willam. - Nigdy mnie nie strasz i zrozum, że nie wiem coś usłyszała ale uwierz mi nie mam pojęcia o czym mówisz i dalej sądzę, że lepiej będzie dla nas abyśmy to załatwili tutaj i teraz miast czekać aż za sprawę wezmą się i Moraud i Pająk. Więc z łaski swojej powiedz mi co powiedział, co za wrony, i niech mówi nim to stanie wielkim murem między Skagosami z kurhanu i Nocną Strażą.

- I mam niby uwierzyć, że o niczym nie macie pojęcia? - Erin nabuzowała się jak kowalskie palenisko z miechów pociągnięte.

- Jeśli łżę to niech moja kuśka już nigdy nie zakosztuje żadnego łona! Podkreślił swoją szczerość doś poważnym argumentem.

Skagijka wytrzeszczyła oczy. Chyba chciała mu po gębie dać na zakończenie tych politycznych rozmów na szczycie, ale zamiast tego parsknęła krótkim śmieszkiem.
- No iście zgryz - wydusiła przez łzy rozbawienia - Ufać czy nie ufać słowom człeka, co ze mną osobiście słowo dane złamał. Dwa razy - podkreśliła ten jakże istotny dla sprawy fakt, ale spojrzenie jej zmiękło.

- Złamał dwa a i pewnie złamie trzeci i jak za poprzednimi razami żałować tego nie będziesz mogła… Odgryzł się Septa.

- Dobrze, Willamie, zostawmy to. Moruad ci zawierzyła, to i ja powinnam. Tak? - złapała go oburącz za brodę i wycisnęła na ustach siarczystego całusa na zgodę. - Ten tutaj gada, że popłynęli ze Skagos z polecenia magnara Endehara, oby żył wiecznie. Do Raymunda Toczącej się Czaszki szli, z ładunkiem soli. Na rozmowy i paktowanie. Przewodził im Grigg z klanu Magnar... nie znam gagatka, pierwsze słyszę. Ale, ale... słuchaj. Jako się po dzikiej stronie z łodzi wypakowali i obozem na noc rozłożyli, przyjechała konno wrona. Jedna. Ten tu z mordy go nie znał, ale on to ogólnie mało co zna i widział w życiu. Ale gada, że ta wrona ślicznego konia i piękny płaszcz miała. Lepsiejszy niż twój. Ta wrona z Griggiem pogadała i pojechała, a Grigg potem powiedział naszej ptaszynie, że pomysł mu strażnik ten podsunął. Aby Czaszkę zmiękczyć obietnicą obalenia Hargi na kolana. I jak z Czaszką gadki już szły potem, to Grigg z namiotu wylazł, skrzyknął naszą ptaszynę i jeszcze paru i kazał im jechać Hargę zastraszyć. I tyle. No wychodzi, żeście jednak o sprawie wiedzieli, hm?

- Wychodzi, że ktoś ze Straży wiedział i to taka wrona co sra do swojego gniazda… Septa nie znał się na płaszczach nawet tych drogich ale znał się na koniach szczególnie tych ze straży. Zacnych to większość potrafił wymienić z imienia… Ten jak się okazało był dość charakterystyczny – srokacz z chudymi nóżkami i małym łebkiem. Willam znał może cztery takie wierzchowce. Jeden w Wieży Cienia, jeden od Wyntona Stouta w tutejszej stajni a dwa pozostałe… od Bettley’a. Niestety ten cwaniak z opisu nie pasował ani do jednego ani do drugiego. Więc być może to ktoś z Wieży Cienia.

Jak dla koniuszego to sprawa pogaduszek z rannym była zakończona… a konsekwencją jej będzie kruk do zarządcy z Wieży Cienia z pytaniem kto dosiada tego srokacza, raport dla Lorda Dowódcy i … podziękowania dla Erin.

***

Willam ledwo co wyszedł ze stajni a zobaczył tego suczego chwosta jak gdzieś przemykał w stronę kwater. – Roddard ty kozojebie jeden! Krzyknął dając upust swojej złości. – Coś ci się we łbie pozamieniało i chyba zapomniałeś, że zwiadowca to nie rajfur a tunel pod murem to nie murwia picza, w którą się wpuszcza wszystkich mających ochotę w nią wleźć. Dzieliło ich co najmniej trzy dziesiątki metrów więc trochę braci słyszało tą mowę miłości jaką Septa obdarzył swojego Brata. – Jeżeli ten basior choćby powącha jednego z moich koni to zapewniam cię ty niedojdo, że na kolejny zwiad będziesz zaiwaniał na tych twoich chudych szkitkach!

***

Szlag go trafiał na samą myśl, że przez tyle godzin nikt nie dopadł tego basiora. Mało tego, że skurczybyk zaszył się na Czarnym Zamku miast pognać dalej na południe to jeszcze miał czelność chapsnąć w dupsko jakiegoś nieszczęśnika. Niby to tak go nie powinno obchodzić bo przecież w zamku było jeszcze bydło, trzoda i inne żyjące mięsko… no ale jakoś Willam nie mógł spokojnie iść spać wiedząc, że gdzieś tutaj czai się wilk. Drapieżnik, który chciałby skosztować jego koniki… a nawet jak nie chciał to sprawił że te szalały w stajni i będzie z tego jakieś nieszczęście.

Snow nie miał pojęcia skąd wiedział, że ten sierściuch nie pitną… ale czuł, że jest tutaj. Nie pozostawało nic innego jak się tym zająć samemu… No i rzecz jasna wykorzystać daną mu przez Lorda Dowódcę władzę i zaprzątnąć do tego paru chłopaków. Trochę zajęło mu nim znalazł Todd’a Łosia. Ale wiedział, że powinien zacząć od niego. W końcu tego śmierdziela Boltonowie mało co ze skóry nie obłupili za kłusowanie, a w Straży to już przy aprobacie wszystkich swój proceder uprawiał wiele lat. W ocenie Septy to Łoś się znał na polowaniu jak mało kto… a jak się znał za murem to i tutaj też powinien się znać. Wzięli jeszcze dwóch młodych i ruszyli na poszukiwania. Łoś miał psy co to niuchać zaczęły…

Żeby nie było mieli też pochodnie jakieś drągi, a Septa łaził z włócznią. Trochę się tak poszwendali po nocy. Ba nawet więcej niż trochę. Złazili ładny kawałek zamku… a właściwie tych mniej uczęszczanych jego kawałków. Pies to łapał trop to go gubił. Łoś też się raczej nie popisał. Niby raz czy dwa udowadniał że basior był w danym miejscu ale w końcu nie o to chodziło. W końcu po paru godzinach większość zaczęła się skupiać bardziej na marudzeniu niż na szukaniu. Właściwie Sepcie też nogi właziły w rzyć a harce z Erin za dnia sporo sił z niego wyssały. Pewnie też by się położył do wyra… ale ciągle czuł niepokój koni.

Usiadł w jednej z biesiadnych izb. Paru braci tam jeszcze było ale widać, że to już ostatki. Pochylił się nad grzańcem i gorącą, gulaszową polewką. Bardzo szybko się z nimi uporał i pozwolił sobie cieszyć się ciepłem rozpływającym się po jego ciele od brzucha. Wyłożył nogi na stołek. Tylko na chwile. Przymknął oczy… tylko na chwilę. Był zmęczony… oddech miał ciężki. Ale spokojny. Było tutaj ciepło… dużo zapachów jakich nie znał…. Wiele zwierzyny… i wielu dwunogich. Duże zamieszanie… obserwował. Widział jak ludzie od czasu do czasu przemykają obok sterczącego na środku polany drzewa… bez gałęzi i bez kory…

Septa się poderwał. Ucapił włócznię a przy wyjściu sięgnął po pochodnię. Tym razem ta pożywka dla moli mu nie zwieje. I pognał na złamanie karku na mniejszy dziedziniec, zwany tutaj pieszczotliwie Krowim Targiem, pomiędzy oborami a rzeźnią umiejscowiony, na którym od paru lat tkwił sobie suchciel obumarłego buka. Engan drzewu wprawdzie co i rusz popieszczenie siekierą obiecywał, ale jakoś nigdy nie zebrał się w sobie, i dobrze. Willam biegł, a obok posmaku ziół i cytryny po grzańcu rozlał mu się po mordzie trudny do pomylenia z czymkolwiek innym smak szpiku. Jak już wypadł przed obory i złapał oddech, mógłby przysiąc, że... ząb mu się w szczęce obluzował i zaraz wypadnie, zaraza na to wszystko.

Dwóch zarządców, Chudy Hyck i jakiś nowy rekrut trzymało twardo wartę przed zaryglowanymi wrotami obory.
- Kiś wilczur nam tu biega, Willam - szepnął Hyck przerażonym szeptem. - Trza kogoś wezwać!

Otom jest, cisnęło się na wargi Willama, i wtedy z ciemności rozległ się trzask miażdżonych gnatów, a szczęka Septy eksplodowała bólem. - Tam jest - wyszeptał świeżak, pokazując drżącą ręką w mrok.

I był tam. Stał przy stosie starych kości, pizgniętych malowniczo za rzeźnią. Przytrzymywał sobie pozieleniałego gnata jedną łapą i międlił zawzięcie zębiskami, starając się dotrzeć do szpiku. Uniósł łeb, gdy Willam się zbliżył.

Zwiadowcy mówili, że Szary może być posłańcem starych bogów. Jeśli była to prawda, bogowie nie mieli do powiedzenia nic szczególnie wesołego. Basior był stary. Nie był to smukły, zwinny cień, jakie Willam zwykł widywać. Był wielki i krępy, lecz o zapadłych bokach i kościstych nogach. Jego sierść tknęła siwizna, tak że zdawał się oprószony szronem. Jeden oczodół miał zasnuty białawą, gładką błoną, a gdy wypluł obrabianą kość i wyszczerzył się, Willam zobaczył, że zębów również nie ma w komplecie. Jednak te, które nadal tkwiły w wilczej szczęce, wyglądały na pierońsko ostre.

Wiedział, że jest wkurzony ich obecnością… ale nie dlatego, że się ich bał albo chciał ich zagryźć… o nie… był gotów walczyć o tego cholernego gnata. Willam wiedział to wszystko… Nie miał pojęcia skąd. Ale wiedział to wszystko!

***

Bawiła się włosami na jego klacie… i kiedy już prawie zasypiał po nocy wypełnionym wszelaką aktywnością nagle wyrwała mu jednego. Senność od razu przeszła. Plaśnięcie w brzuch też mu w tym dopomogło. Kiedy otworzył zdziwiony oczy Erin wpatrywała się w niego. Zdążyła już usiąść niechlujnie nakrywając się jakimś pledem… a może specjalnie pozwoliła spoglądać na Septę swoim ciężkim piersiom. – No miałeś mi powiedzieć ty niewdzięczniku co z tym basiorem?


- Zaczynam podejrzewać dziewko, że ty albo się gździsz albo paplasz! Poskarżył się Willam. – No jak to co? Ucapiliśmy go wedle starej obórki. Tam łapserdak obżerał się gnatami co to jeszcze pamiętają poprzedniego Lorda Dowódcę… No i zagoniliśmy go we trójkę do jednej obórki a jak się młody przywlókł z siecią to hyc w nią i do klatki. Szarpał się skurczybyk tak, że trochę nas napsował no ale w końcu dowlekliśmy go i teraz czeka tam i straszy rekrutów.

- Jak to nie zatłukliście go? Zapytała zdziwiona Skagijka.

- Ano nie…

- A to czemu drapieżcę trzymasz. Dociekało dziewczę.
- Pomyślałem, że dam go w darze Tyrowi… Z dziką wilczycą mu nie wyszło to może basior go zadowoli. Tym bardziej, że ma mniej kudłów na nogach. Odwrócił się na bok chcąc odespać nocne łowy. Dostał kuksańca… jednak już po chwili poczuł jak ciepłe kobiece ciało przywiera do niego.

***

- Nie jest wściekły to i nie ma co ubijać. Futro też już raczej nie warte wyprawki a wiesz jak to z nim jest… niejeden zwiad pożegnał i niejeden powitał pod Murem. To trochę jak jeden z nas. I strach ubić czy jakiego nieszczęścia to nie przywlecze. Wiesz co mówią… że posłaniec Starych Bogów. Ulmer z niedowierzaniem słuchał Septy. – Jutro rano wyruszam. Pojedzie ze mną przez tunel i wypuścimy go na drugą stronę… coby tutaj nie broił. A teraz dam mu jakieś żarcie i nakryj klatkę z powrotem żeby nie szalał za bardzo.

- Oj robisz się Willamie miękki na stare lata. Za miękki. Zwiadowca Podsumował zachowanie kompana.

- Erin się nie skarżyła.

Septa przyglądał się wilkowi. Stał blisko i przyglądał się… zastanawiają się co takiemu staremu wyjadaczowi strzeliło do głowy aby pchać się między ludzi… Patrzył i nie rozumiał. Ale co tu rozumieć… robił się miękki. Rzucił mu krwisty kawał wieprzaka z solidnym przerostem tłuszczu. – Masz. Najedź się jutro wyruszamy za mur. Szary.

***

Dzień mijał na przygotowaniach do wyprawy… jakby na to nie patrzeć na piknik nie jechał. No i musiał mieć pewność czy Qorgyle zakonotował co mówił więzień, czy reszta dzielnej drużyny odpowiednio się wyrychtuje, czy stajnie będą odpowiednio zaopiekowane, czy wierzchowce na wyprawę są w odpowiedniej kondycji i czy ma ciepłe kalesony!
 
baltazar jest offline