Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2012, 23:59   #21
Zara
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Morhan, mocno poirytowany bezczelnym zachowaniem stojącego naprzeciw z wyciągnięta pałką draba, ruszył z kolejnym atakiem, tym razem tnąc go od dołu, celując pod pachę. Nie na darmo jednak zbir czekał wpierw na ruch łowcy nagród, bo teraz mógł wykonać kolejny, niezgrabny, acz prawie skuteczny unik. Ostrze miecza nie trafiło pod pachę, a przejechało po jego ręce, od nadgarstka, do przedramienia. Co prawda jeszcze szczęśliwie uniknął przecięcia którejś z głównych żył i tętnic, ale mocno zakrwawiona ręka nie zdawała się zdatna do użytku. Tym razem to mięśniak się wkurwił i z tępym spojrzeniem zamachnął się pałką w stronę Morhana...

Bewekho, rozwścieczony tym, że ludzie zbiegli się dookoła i zaczęli podbierać krasnoludowi ofiary pod topór, na chwilę mógł poczuć się zadowolony. Gdzieś, lekko lawirując na polu walki, zbliżyła się do niego jedyna kobieta w całym gronie. Samo w sobie mogło to być uciechą, że dziewka się zbliżyła, choć wielkością biustu nie imponowała. Dla krasnoluda istotniejsze nawet w tym momencie mogło być to, że nadciągnęła za sobą trzeciego draba. Teraz miał już trzech przeciwników, nawet karczek hańbiący jego ukochaną broń zdążył się podnieść z ziemi. Co prawda dalej wypadałoby powiedzieć tylko, ale lepszy rydz, niż nic. Teraz mógł się postarać ich wszystkich ładnie zaszlachtować, najlepiej starając się przy tym oszczędzić ludzką kobietę. No chyba, że miał ją gdzieś, to wtedy ona wpadłaby z deszczu pod rynnę, znajdując się w jeszcze gorszym gąszczu walki.

Orm z Maecht, mag, który troszkę przejmował się wielkością tutejszej rzeźni, nie postanowił wystrzelić swojego pocisku w na tyle ryzykowny sposób, by zranić kogoś poza pędzącym w jego stronę, rozpędzonym drabem. Wystarczyło poczekać na odpowiedni moment, by zobaczyć, jak pocisk uderzając draba dokładnie tam, gdzie miał, czyli w mostek, odpycha go do tyłu, mimo całej rozpędzonej masy. Problemem co prawda okazała się pałka, która puszczona przez draba siłą jego rozpędu poleciała w stronę Orma, uderzając go w prawą dłoń. Ale nawet nieszczególnie zabolało, co najwyżej pojawi się jakiś siniak. Tymczasem zaczął przygotowywać kolejny pocisk, chociaż tym razem nie wyglądało na to, aby szykował się mu kolejny przeciwnik. Poprzedni bowiem leżał na ziemi, bezwładnie, choć wydawało się że żyje. Chociaż kto takie kupy mięcha wie.

Jakby hałasu pochodzącego z powodu brzęku stali i magicznych pocisków było mało, okolicznych mieszkańców dodatkowo mógł obudzić krzyk kapłana, pragnącego zakończenia niepotrzebnej walki. Jak już jednak zauważył, wszyscy dalej mieli go w głębokim poważaniu, nikt nie raczył wysłuchać jego rozkazu. Niektórzy już padli i nie mieli takiej sposobności, ale na jego okrzyk jedyną odpowiedzią było zachowanie tego, który razem z nim przybył w to miejsce, czyli Dunkena. Ten zajmował się dwoma drabami, a jednocześnie miał zamiar właśnie wycofać się do kapłana. Jego cios jednak nie mógł trafić, bowiem jakiś instynkt samozachowawczy podpowiedział jego wrogom, by spróbować go wziąć w kleszcze i przez to jego cięcie przecięło tylko powietrze. Wycofać jednak się udało. Tym razem i Daveon mógł zauważyć, że jeden z mięśniaków z uśmiechem spogląda w jego stronę. Ale był to uśmiech z gatunku tych, kiedy ktoś ma nadzieję, że zaraz mocno okaleczy kogoś znacznie słabszego od siebie. Czyli podły. Ale co zostało Daveonowi, jak nie starać się bronić także samemu? Nie wiadome było, czy Dunken sam da im radę.

Kayleth szybkim ruchem sięgnął pasa i rzucił nóż w stronę draba, który go atakował. Miał pewność, że trafi, planując już następny ruch. Akurat w tym wypadku okazał się nie być w błędzie, bowiem nóż zatopił swe ostrze w okolicy prawej napastnika. Ten atak może nie tyle rozproszył przeciwnika, co zadał mu spory ból, bowiem skrzywił się w grymasie, którego akurat za uśmiech w żadnym wypadku nie można było uznać. To pozwoliło doskoczenie półelfa i zadanie cięcia od pachwiny do dołu. Celnego, chociaż jego miecz nie wbił się zbyt głęboko w cofającego się do tyłu przeciwnika. Ale zadał mu kolejną, poważną ranę. Widział, że wróg słania się na nogach. Prawdopodobnie, wystarczyło już tylko go wykończyć. Chyba, że miał jakiś inne zamiary co do niego.

Samuela, jak to typowego błędnego rycerza, podczas walki poniosła fantazja. W myślach już dawno rozegrał wygraną walkę, planując każdy ruch do przodu, ale okazało się, że to nie takie łatwe. Owszem, odskok w bok rzeczywiście pozwolił mu uniknąć ciosu przeciwnika, może i jego kunszt w walce szablą umożliwił mu także wykonanie swych akrobatycznych ciosów, doprowadzających do rozcięcia kaftana wroga, ale czy to rozcięcie, powodujące tylko lekkie krwawienie miało od razu powodować, że drab rzuci się na niego z toporem jak szczerbaty na suchary? Mimo, że wirtuozem swego oręża mięśniak nie był, to zimną krew zachować potrafił i odpowiedział tylko jednym cięciem, które Samuel robiąc obrót uniknął. Cios w odpowiedzi szablą również chybił, bo i przeciwnik nawet poruszać się umiał. Zaszedł go z innej strony i szybkim machnięciem wprowadził w jeszcze gorszy stan ubranie szlacheckie, którego właściciel poczuł się zbyt pewnie. Tyle, że żadnych ran nie odniósł. Ale przeciwnik także nie zamierzał płakać z powodu jednego rozcięcia.


***

- Znajomy!? To kurwa mój brat! - Potwierdził domysły Deslana drab. Przy tym gwałtownie powstał, aczkolwiek nie zrobił nic alchemikowi, wbrew jego obawie. A przynajmniej nie w momencie powstawania. Po kolejnej chwili patrzenia bowiem bez ceregieli chwycił za płaszcz, po czym zaczął ciągnąć za sobą. - Skoro tyle skurwieli przyszło, zobaczymy, jak sobie poradzą ze mną! Stój blisko mnie i się nie wychylaj. - Po czym pociągnął go w stronę drzwi. Tuż przed nimi puścił alchemika, a sam wyciągnął miecz, wywijając nim kilka młynków i pokazując, że jego kunszt jest znacznie wyższy, niż zwykła kupa mięśni, która tak łatwo traciła na zewnątrz życie. Dopiero wtedy ruszył przed siebie, kopnięciem otwierając sobie drzwi, nie zerkając już nawet na Deslana. Ale czy pozostawiało to jakąkolwiek furtkę na spróbowanie czegoś innego, niż słuchanie wkurwionego mięśniaka, któremu chwilę wcześniej zabito brata?
 
Zara jest offline