Niby taki chmyz, pomyślał Morhan, a potrafi uciec spod miecza. Cóż, zobaczymy.
Nilfgaardczyk bardzo nie lubił takich, co to umieją uniknąć tak ładnie wyprowadzonego ciosu, nawet jeśli wychodzą z spod oręża nieco pokaleczeni. Jako że Morhan uważał się za wprawnego szermierza, ba, nawet bardzo wprawnego, nie przyjmował do wiadomości, że taki zwykły, plugawy łotr, jakich pełno na ulicach, może zwyczajnie nie nadziać się samemu na ostrze. Cóż, widocznie nawet tacy zbóje czegoś się uczą...
Nilfgaardczyk zanurkował pod wnoszącą się nad nim pałką bandyty i ciął błyskawicznie w bok, wkładając w to wystarczająco dużo siły, by miecz zazgrzytał o kręgosłup. Miał nadzieję, że jest to ostateczny, kończący walkę cios, że będzie miał okazję poprzyglądać się jeszcze walce tych, którzy nagle pojawili się na placu i spowodowali aż takie zamieszanie. Ale tylko pooglądać - każdy miał już adwersarza, toteż nie wypadałoby przeszkadzać w takiej radosnej sieczce. |