Wątek: Wyprawa
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2012, 22:08   #9
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
- Kossuth nie jest tu mile widzianym bogiem, kapłanie. Modły możesz odprawić tak, aby ludziom we wsi to nie przeszkadzało.
Głos Lady Savras był jak wyjątkowo mroźny powiew wiatru, który poczuł przede wszystkim Beliar. Kobieta przewierciła go wzrokiem na wskroś. Lord popatrzył na niziołka tuptającego niepewnie nagimi, owłosionymi stopami. Chyba się nie spodziewali, że będzie im tłumaczył czego mogą się spodziewać w podróży.
- Nie doszły nas słuchy o jakimś szczególnym niebezpieczeństwie czyhającym w tamtym rejonie. Zapewne standardowo spotkacie to co zwykle w górach i pod ziemią. To, jak się podzielicie ekwipunkiem i jak zorganizujecie wyprawę to wasza sprawa. Nie będziemy się do tego mieszali. Możecie odejść.
Skinął niedbale dłonią dając im do zrozumienia, że posłuchanie skończone.

Strażnicy zareagowali błyskawicznie, stając już bezpośrednio przed “poszukiwaczami przygód” i kierując ich do wyjścia, gdzie czekał już na nich sierżant. Wysłuchał bardzo krótkiej listy potrzeb i bez zbędnego gadania skinął głową. Dundragon dostrzegł na jego piersi niewielki znak Helma, który to mógł świadczyć też trochę o niechęci do jego własnego boga. Sami strażnicy byli bardzo podobnie ubrani i sprawiali wrażenie dobrze wyszkolonych najemników, zniechęcając do wszczynania burd. Zresztą te i tak przecież się pojawią, prędzej czy później.
- Prowiant zostanie dostarczony do karczmy, cała reszta również. Lord dał jednoznacznie do zrozumienia, że macie iść wykonać zadanie, a nie się uchlać, więc alkoholu nie będzie..
Ostatnie dodał na wzmiankę o beczce trunku, wspomnianej przez krasnoluda.
Tego wieczora więcej do roboty nie mieli, prócz powrotu do karczmy, z której przegonili większość miejscowych i nie poprawił tej sytuacji nawet bard. Wygląd i zachowanie połowy tej grupy to było za dużo, aby szanujący spokój chłop mógł to znieść. Za to mogli się objeść i opić przed wyruszeniem. To ostatnie rzecz jasna za własne pieniądze.

***

Poranek przyszedł pogodny, chociaż zimny wiatr, rozpędzony na równinach, chłostał ciała z dużą mocą, pozwalając jednak przy tej okazji dojść do siebie po nocy spędzonej w karczmie, której piwniczka była zaopatrzona wcale nie tak źle, również w te mocniejsze alkohole. Zgodnie ze słowami sierżanta, czekał już na nich ekwipunek, który zamówili. Prowiant na jakieś dwanaście dni dla pięciu osób, zapakowany nawet w niezłej jakości plecaki. Do tego bukłaki, niestety puste i wymagające napełnienia wodą, lub tym, co zdobędą już we własnym zakresie. Otrzymali także cztery małe flakoniki z mlecznobiałą miksturą, którą kapłan zidentyfikował jako napoje leczące lekkie rany. Lunetą nie dysponowano, lub nie chciano się podzielić, podobnie jak tajemniczymi zębatkami, były za to dwie dziesięciometrowe liny, solidnie splecione, do których dołożono także haki. Dorzucono także ciężką kuszę i dwadzieścia bełtów do niej, co miało być zastępstwem za ową potencjalną balistę. Najwyraźniej uznano, że zachowujący się dziwnie krasnolud i tak nie byłby w stanie jej wykonać własnoręcznie. No i była jeszcze mapa, z zaznaczeniem kilku tylko miejsc, w tym zamku, znajdującego się u podnóża gór, oraz kopalń - chociaż w tym przypadku oznaczenia miały być tylko prawdopodobne. Swoje własne symbole mieli dodać na mapę, jeśli ktokolwiek się na niej znał, już po odnalezieniu wejść do wnętrza gór.

Zamek Duart znajdował się blisko gór, co nie znaczyło, że “blisko” faktycznie oznaczało “tylko kilka godzin drogi”. Należało najpierw przebić się przez kilometry wzgórz, na początku niewielkich, nieosłoniętych drzewami, niczym lekko pofałdowana równina. Według mapy, do gór mieli trzy dni, a do pierwszej zaznaczonej kopalni - cztery. Oczywiście nie było mowy o traktach czy wierzchowcach przyspieszających podróż, zresztą krasnoludy i tak nie chciały o tym słyszeć. Ruszyli więc w większości tak jak stali, szybko pokonując kolejne mile. Przez większość drogi dość daleko od siebie, zwłaszcza od Wolfa. Ten bowiem prócz normalnego ekwipunku niósł też dodatkowy worek, który mówiąc najbardziej delikatnie, jebał brudnym trupem.
Tak czy inaczej, do podnóża gór dotarli pod wieczór trzeciego dnia. Wzgórza powiększyły się już, zagajniki zdarzały częściej, a przed nimi była już tylko zdecydowanie górska wspinaczka po ścieżkach zwierząt, które barbarzyńcy odnaleźli bez większego trudu.

Zaczęli przygotowywać obozowisko, gdy zza jednego zagajników, u podnóża wzgórza, na którym się usadowili, wyjechało pięciu jeźdźców, prowadząc jeszcze trzy luzaki. Zbliżali się szybko, trzech z nich trzymało w rękach krótkie łuki. Niscy, ogorzali, o krzywych nogach, chociaż tego nie było widać, gdy siedzieli w siodłach. Zbliżyli się na pięćdziesiąt kroków, a jeden z nich wysforował się jeszcze kilka do przodu. Czarnowłosy, a bujnej brodzie, wyglądał na najstarszego i najbardziej doświadczonego z nich - pozostałych czterech zdawało się być znacznie młodszymi, a jeden wręcz chłopakiem.
- Co robicie na naszej ziemi? Za przejście należy zapłacić!
Krzyknął donośnie, unosząc trzymaną w ręku włócznię. Konie i łuki dawały im dużą przewagę na tym terenie, zresztą wyglądali na pewnych siebie.
 
Sekal jest offline