Vilgret, Razvan i Dortul
- Dortul zmiażdży człowieczka jak ładnego owada! - chwycił przelatującego obok motyla i zgniótł w ręce.
Gibbs aż się zagotował. Zrobił się cały czerwony, zaczął szybko i płytko oddychać.
-Że co?! KURWI SYNY! DUPOŻERCY! GNOJOJADY! ŚCIERWOSRACZE! -
Gibbs widać niewiele sobie robił z gróźb, tylko go rozwścieczyły.
Usłyszeliście kroki, ktoś biegł w waszą stronę. Po chwili, zza rogu stodoły wyszedł szeryf
Caeller.
- Co tu się dzieje? Podobno węszycie w okół monumentu a nie dręczycie starców. - szeryf skrzywił się spoglądając na
Gibbsa. Nie darzył go raczej sympatią.
- Te diabelskie dziwki przyszły tu, na moją ziemię, i zaczęły mi GROZIĆ! Na MOJEJ ziemi! Aresztujcie ich, aresztujcie ich wszystkich i tę wiedźmę - Kendrę. Gdyby nie jej ojciec Ravengro byłoby spokojne, a ja nie miałbym tych przeklętych koszmarów i bólu głowy! - zaczął wymachiwać rękoma, i co za tym idzie widłami. Szeryf cofnął się nieco do tyłu, nie chcąc przypadkiem o nie zahaczyć. Westchnął.
- Czy to prawda? -spytał was.