Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2012, 13:20   #173
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Kareta dony do Todos zatrzymała się przed zborem Tremerów. Kostaki pierwszy wyskoczył. Pomógł Luise wysiąść z powozu. Niechętnie, i to na wyraźne polecenie dony, podał również rękę Cykadzie. Ta jednak odrzuciła jego pomoc prychając jednocześnie z pogardą. Góral spojrzał z wyrzutem na Ventrue.
Dona Luisa Ignacia de Todos ruchem ręki zasugerowała swej towarzyszce, aby to ona szła pierwsza. Ale Gangrelka nie miała zamiaru ruszyć się pierwsza. Żadna z cór Kaina nie chciała przyjąć palmy pierwszeństwa. Gagnrel z dezaprobatą patrzył na to wszystko. Jednakże obie bynajmniej w miejscu nie stały małymi kroczkami do przodu postępowały.
Kostaki począł walić pięściami w drzwi, gdy już obie koło niego znalazły się.
Drzwi się otworzyły, i Luisa znalazła się twarzą w twarz z tremerskim sługą. A Cykada zrobiła krok w tył i z krzywym, pogardliwym uśmieszkiem poczęła się przyglądać co też stara Ventrue pocznie.
Luisa widziała kątem oka ów uśmieszek na twarzy swej towarzyszki.
- Z drogi. - Luisa odepchnęła służącego nim ten zdążył cokolwiek wypowiedzieć.
Biedak zatoczył się i upadł.
Dona de Todos nie zwracał już na niego więcej uwagi. Cykada podążyła z nią.
- Widzę, że dzika krew nie tylko w Gangrelach, ho ho ho. - Rzuciła mijając podnoszącego się z ziemi sługę.
Ów sponiewierany człowieczek poczekał spokojnie aż minie go Góral i pobiegł gdzieś prędko, z pewnością na skargę do swych panów.
- Partycjuszko. - Cykada pokazała swoim ślicznym paluszkiem gargulce na dachu. - Patrzą. Obserwują. Jak myślisz, kogo??
- Boisz się ich?? Pani na Oku Zachodu?? - Spytała Luisa przyglądająca się maszkarą na dachu.
- Co najwyżej brzydzę.
- To ich nie dotykaj. - Rzuciła Luisa. - Zachowujesz się jak patrycyjska córa.
Tymczasem z drugiej strony ktoś nadchodził. Powoli, krok za krokiem zbliżał osobnik wielce nie pasujący do tego miejsca. Zelota.
Na widok obu kobiet Giordano uśmiechnął się i skłoniwszy dworsko rzekł.- Widać, że Iblisa głos nie jest wart uwagi, skoro dwie najbardziej wpływowe kobiety Ferrolu zdecydowały się go... zignorować?
Luisa wydała z siebie pogardliwy pomruk.
- Nie tylko my. - Dodała uśmiechając się ironicznie.
-Ja? Żebrak z dalekiego kraju? Primogen bez pobratymców. Ja się nie liczę w tutejszej polityce.- rzekł z wesołym uśmiechem Zelota.-Co was tu panie sprowadza? Plotki głoszą, że inkwizycja straciła ważną personę ostatnio.
- Bynajmnie nie oni nas tu sprowadzają. - Rzekła bez zająknięcia Ventrue. - I nie kłam młodzieńcze. - Wycelowała w niego swój suchy i pomarszczony palec.
-Nie kłamię. - uśmiechnął się bezczelnie Giordano.-Nie twierdzę, że nie mam sojuszników i pomocy, ale... gdzież mi tam do twoich wpływów pani czy lady Moshiki.
Tu skłonił się towarzyszącej Luisie Pani Zwierząt.
- Sojusznicy... brzmi jak jakaś cudzoziemska potrawa, z dużą ilością kardamonu - rozdwojony język pani na Oku Zachodu przesunął się po czerwonych wargach. - Do rzeczy, Giordano. Ktoś porwał syna Fulgencia, wierszokletę zasranego po pachy uwielbieniem piękna przyrody, piękna kobiet i piękna jako takiego... Tremerzy coś wiedza, czy tak sobie, nic szczególnego?
Zelota zamarł słysząc te słowa. Powoli łączył ze sobą to co powiedzieli lirnik celestinowi i Astrolog. Tak, tak, tak! To miało sens!
-Nie mieli poety. Ali nie pojawił się po śmierci na statku. Z jakiegoś powodu... nie odrodził się. Potrzebowali poety. Porwali więc syna Fulgencia!- rzekł dochodząc tego wniosku. -Zabrali więc go w zastępstwie. Statek jest wtedy silny, gdy załoga jego pełna.
- Kto porwał?? - Wtrąciła się Luisa. - Gdzie go trzymają?
-Celestin. Mehmed, poprzedni Książę... porwali by załogę uzupełnić.- stwierdził krótko Zelota.
- A mówiłaś, że oni się w pył rozsypali?? - Dona spojrzał z wyrzutem na Panią Zwierząt.
- Bo się rozsypali. Trzeba wpierw zemrzeć, by dołączyć do załogi. Każdy w Ferrolu ci potwierdzi, że nikt z nich istnieć już nie powinien. Jedynie Ali uciekł od tych więzów w śmierć ostateczną.-wtrącił się Giordano zanim Cykada miała okazję odpowiedzieć.
- Chyba się twoja zemsta jak ten proch posypała, Pani na Oku Zachodu. - Rzuciła sakrastycznie Luisa.
- Z rozkoszą rozgniotę łeb żmiji po raz kolejny - Cykada wzruszyła ramionami. - Wolałabym jednak, aby był to raz ostatni. Zabijanie nie nudzi się nigdy, ale może zmęczyć, nawet dzieci Kaina.
- Doprawdy?? - Spytała ironicznie Luisa. - Nawet wrogów pozbyć się nie potraficie. Widać mój braciszek kochany dobiera sobie godnych siebie towarzyszy.
Kostaki skoczył przed Luisę, jakby dostrzegł jakąś zapowiedź ataku. Spojrzał w oczy Pani Zwierząt i skurczył ramiona, zmalał jakby, zwijając się do jej stóp. Cykada parsknęła tylko z pogardą.
- Dokonaj tu czegokolwiek, zabij kogokolwiek, choćby i wstać miał potem, a potem ozorem kuj, dona Luisa - zaśmiała się. - Wielkie obietnice szły za twym imieniem, wielkich czynów i wielkiej polityki. Tymczasem tylko gadasz, odkądś w Ferrolu stanęła, a jak się już do czynów wzięłaś, zabiłaś jeno pionka inkwizycji, niepotrzebnie i głupio, z konsekwencjami się nie licząć.
- Zanim dwie kotki skoczą sobie do oczu, powinny wiedzieć, że olbrzym bez głowy kroczy do miasta. Zeloci z gór ruszyli, ale bez przywództwa. Hamilkar w tremerskich lochach siedzi, los tego drugiego jest mi nieznany. Salome się skryła i być może zamierza dołączyć do upiornej załogi. Takoż i Rabia, tylko w jej przypadku to jest pewnik. Ja odszukam primogenkę Ravnosów i może przekonam do zostania w mieście... może nie.- rzekł Giordano zasypując dwójkę kłócących się ze sobą kobiet nowinami.-Takoż i radzę mniej wzajemnego dogryzania, a więcej działania.
- Zeloci mają przywódcę. - Powiedziała dona de Todos, ale bardzo cicho. Po czym odezwała się głośniej. - Głupio to wrogów narobiliście sobie. Głupio to postąpiliście wierząc, że Damaso na książęcym krześle zasiadający to dobre rozwiązanie. Może i masz rację, że niepotrzebnie pionka inkwizycji wysłałam do jego boga. Może. Ale to mój problem. I to nie najważniejszy. - Po czym zwróciła się bezpośrednio do Giordano.- O jakim statku mówisz??
- O statku... z wczoraj, o statku upiorze o burtach z ludzkich paznokci. O statku i załodze... i krakenie, którego owa załoga raczyć sprowadziła.- rzekł w odpowiedzi Giordano zdziwiony jej pytanie.
- Znam plotki. - Odpowiedziała spokojnie. - Czy ktoś widział ten statek?? I gdzie??

- Jam go widział.-

Astrolog stał wysoko, u zwieńczenia schodów. Giordano nie zdziwiła jego aparycja, bo przecież w takim stanie go już oglądał, ale uwadze gości z pewnością nie uszło parę szczegółów. Tremere ubrany był w powłóczystą, lśniącą bielą szatę, o kroju z pewnością wschodnim. Gdy nieruchomo stał przodem do nich, zdawała się całkiem biała, lecz gdy po pierwszych słowach Manuel ruszył schodami na dół, boki szaty zdradzały bogate barwne hafty, które musiały przeobrażać się w jakiś wielki ornament na całe plecy. Kaptur szaty był opuszczony, i teraz jasność ubioru kontrastowała z twarzą i rękoma Tremere. Wyglądało to tak, jakby najpierw Gaudimedeus pokrył sobie skórę czymś oleistym, o kolorze ciemnych oliwek, a dopiero na tym stworzył barwnymi farbami niepokojące malunki. Były to kolorowe pasy, grube, malowane prawdopodobnie palcami, przypominające do złudzenia plemienne wzory, ich zawijane esy-floresy ciągnęły się też po szyi oraz przedramionach, znikając odpowiednio za kołnierzem i w szerokich rękawach. Do wizerunku astrolog uznał za stosowne dołożyć sporo biżuterii, co pasowało do wschodniego sznytu. Na palcach tkwiły pierścienie o różnych wielkościach, a z szyi, czasem na łańcuchach a częściej na rzemieniach, zwisał pęk wielu wisiorów, drewnianych i kościanych amuletów. Największa ozdoba, na grubym rzemyku, wyglądała po prostu jak zawieszony na wysokości brzucha duży nieregularny kawał lustra,w którym tańczyły odblaski gdy ktoś z oczekujących się poruszał.

- Widziałem go w moim śnie. - dokończył astrolog, stanąwszy wreszcie przed przybyłymi gośćmi. Teraz dopiero można było dostrzec jego oczy, oraz stężałą twarz. Sprawiał niepokojące wrażenie, prawdopodobnie był pod działaniem jakichś środków odurzających, pobłyskujące pośród ciemnych barw białka oczu buzowały wątpliwą świadomością, to pojawiającą się nagle z przenikliwym wejrzeniem, to znikającą pod powierzchnią mętnego spojrzenia - w tej fazie usta astrologa mamrotały cichutko jakieś obco brzmiące frazy. W przerwie między nimi zaczął wyrzucać z siebie kolejne słowa.
- O statek pytacie u progu, a rzecz to niełatwa. Bo też niełatwe jest życie. Życie to żegluga. Zdążamy do portu któremu wieczność na imię. Egipt, Babilon, Hellada...- gorączkowo tłumaczył, przeplatając słowa dziwnymi wtrętami - …imperium Romulusów także, i inni też, wszyscy przedstawiali żywot jako żeglowanie, trudną przeprawę pośród burz. Podczas potopu Noe z rodziną i zwierzętami znalazł w arce ocalenie, skąd wysłał gołębia, który powrócił z gałązką oliwną w dziobie. W czasach wczesnochrześcijańskich mały statek z gołębiem, trzymającym gałązkę, umieszczany na grobowcach był symbolem duszy, która dotarła do bezpiecznego portu zbawienia. Teologia Europy mianem statku określa Kościół Chrystusa. Kościół Chrystusa ze statkiem, który podąża przez niebezpieczne morze życia do bezpiecznego portu – raju.

Zatrzymał się, błysk świadomości zakwitł w nieprzytomnym spojrzeniu.
- Mógłbym tak dłużej. - lekki uśmiech przeznaczony był dla dam - Ale nie godzi się gości o pustym żołądku przy dysputach trzymać. W imieniu zboru Tremere pragnę powitać tak znamienite osobistości w naszych skromnych progach. Zapraszam do naszych najlepszych komnat, gdzie oczekuje już przednie jadło i stosowny do waszych podniebień napitek. Pani Graziana niebawem do nas dołączy. Proszę za mną.

- Co za pieprzenie. - Odezwał się Góral. - Luisa, ty weź idziemy od tych...
Dona de Todos uciszyła go ruchem ręki.
- Ucztę mam już za sobą. - Odezwała się dona. - A chłodne, nocne powietrze dobrze wpływa na umysł. - Za zapytaniem spojrzał na Cykadę.
- Pani na Oku Zachodu niezwykła chyba, by opuszczać uczty na swoją cześć wyprawione? - przesunął się lekko Gaudimedeus - Po co zatem wpadacie do mojego domu jak po ogień? Tremere zasad protokołu przestrzegają, jako przyjaciół was w klanowej siedzibie witając. - popatrzył bezosobowo na donę de Todos - Mimo że już od progu patrycjuszowska krew od zniewagi zaczyna, zbyt śmiało sobie nie z własną przecież służbą poczynając. Jeśli naszymi sojusznikami się mienicie, Dom Tremere o szacunek sojusznikowi, ale bardziej jeszcze gospodarzowi krewny, się przez usta mojej osoby upomina. Jeszcze raz zatem...Szacownych gości witam, i na ucztę prosimy, gdyż w progu nikogo, a zwłaszcza rodów znamienitych, nie zwykliśmy przyjmować.
-Ja na uczcie nie zabawię. Inne mnie zobowiązania ciągną w miasto, acz... żałuję, iż mnie nie będzie na niej.- Giordano skłonił się kobietom w pas i pożegnawszy się w ten sposób, zamierzał się oddalić.
- Primogenie...- astrolog z zawodowym szacunkiem, oszczędnym skinieniem głowy cicho pożegnał Giordano.
Cykada powiodła spojrzeniem od Zeloty do Uzurpatora.
- Prowadź zatem - skinęła Manuelowi. - I nie obwijaj prawdy w symbolikę, z łaski swej. Głowa mnie od tego boli wierutnie.
Gaudimedeus skłonił się w odpowiedzi, po czym skinął na służbę, ci już otworzyli drzwi ukazując szeroki korytarz prowadzący dalej, ku schodom wyłożonym dywanem.
- Tędy, raczą panie się kierować. - wykonał powolny, ale zamaszysty gest pomalowaną dłonią. - Czujcie się jak u siebie.
Ruszył jednak dopiero, gdy i goście zwrócili się ku komnatom, zrównując krok z Cykadą.
- Racz wybaczyć, pani. - rzucił zwiewnie, nie przestając bezgłośnie stawiać stopy za stopą - Ale trzeba będzie się zdecydować. Albo brak bólu głowy...- chwilę mamrotał swoje dziwne, niezrozumiałe terminy - ...ale i brak prawdy... Albo prawda, prawda i ból.
- Prawda?? Prawda zawsze stoi po stronie silniejszego. To co dziś nam powiesz i będziesz zapewniał, ze to najświętsza prawda jutro może kłamstwem się okazać.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline