- A skąd i dokąd zmierzacie? - zapytał - Może w tym samym kierunku zmierzamy? Razem zawsze bezpieczniej. Mgła dzisiaj strasznie gęsta i nie zanosi się, by zechciała opaść.
- Złe dni idą - odezwał się drugi mężczyzna, który właśnie zbliży się do obozowisko - To pewne.
- Złe dni? - spytał Atuar, unikając odpowiedzi na zadane pytanie. - Wojna?
- Kto to wie? - odparł filozoficznie drugi mężczyzna - Taka mgła nigdy nie zwiastuje nic dobrego.
- Taaa... - westchnął jego towarzysz - Pamiętam ostatnią taką mgłę. Przeklęta zaraza wymordowała pół wyspy.
- A jeszcze wcześniej, pamiętasz? Głód i pożoga na całej wyspie. Brat brata chciał zjeść. Tak było. Taka mgła nigdy nie zwiastuje nic dobrego.
- Jestem Unthar, a to mój brat Nills - przedstawił się zdeformowany człowiek, wyciągając powykrzywianą dłoń na powitanie.
Dopiero co obudzona Chui rozejrzała się nieprzytomnie po okolicy. Jej wzrok przeleciał po dziwnych gościach i zatrzymał się na siedzącej obok dziewczynce.
- Papusza! Tak się cieszę, że nic ci nie jest. Napędziłaś mi strachu. - Mówiąc to, elfka przytuliła małą.
Dziewczynka tylko w milczeniu kiwnęła głową. Najwyraźniej obecność obcych krępowało ją dość mocno. Elfka nie widział, aby Papuszy cokolwiek dolegało.
Po chwili zwróciła się w stronę niecodziennych mężczyzn:
- Jestem Chui.
Póki ich zachowanie nie wskazywało na posiadanie wobec nich złych zamiarów, kobieta starała się zachowywać przyjaźnie. Również ich wygląd jej nie odstraszał. Jedną z lekcji, jaką dał jej Sentis, było nie ocenianie książki po okładce.
- To dokąd zmierzacie? - zapytał ponownie Unthar.
- Atuar - przedstawił się kapłan. - Trudno powiedzieć, dokąd idziemy. Na razie przed siebie, żeby wydostać się z tego lasu. Dość łatwo się tu zgubić.
Uścisnął dłoń Unthara.
Mężczyzna o imieniu Unthar, przyjął te wyjaśnienia z lekkim zdziwieniem, ale nie skomentował słów kapłana.
Jego brat jednak nie dał się jednak zbyć półsłówkami.
- To dziwne. A zanim trafiliście do lasu, to gdzie szliście? Przecież nie zgubiliście się na wyprawie po grzyby. Nie wyglądacie na takich, co to po grzyby do lasu wyszli.
- Właściwie też przed siebie - odpowiedziała elfka. - Morze wyrzuciło nas na brzeg, a ponieważ nie znamy wyspy, to nie mamy dokąd pójść.
- Podobno jak się idzie stale przed siebie - dodał Atuar - to można gdzieś dojść. Nam by się przydało jakieś miasto.
- Hmmm... - mruknął Unthar - My zmierzamy do Ghallgard. Jeżeli więc chcecie możemy podróżować razem. Tak zawsze będzie bezpieczniej.
Z mroku i z mgły zaczęli wychodzić kolejni członkowie grupy. W sumie w obrębie coraz mocniejszego ognia stanęło tuzin mężczyzn. Wszyscy byli w jakiś sposób zdeformowani i pokraczni.
- A możesz nam coś opowiedzieć o tym miejscu? - spytał kapłan. - Kto tam rządzi na przykład?
- To największe miasto wyspy. Siedziba lorda Ghalla, miłościwie nam panującego władcy.. Największe i najwspanialsze miasto, jakie kiedykolwiek powstawało. Tak przynajmniej mówią, bo ja to ani Ghallgard jeszcze nie widziałem, ani żadnego innego miasta.
- Miejsce dobre, jak każde inne. Jeśli moi towarzysze nie mają nic przeciwko, to ja bym się chętnie tam wybrała - odparła Chui, patrząc po swoich towarzyszach.
Dla siebie zachowała fakt, że miasto rządzone przez wroga ich wroga może dać im pewne schronienie - ich nowi towarzysze nie muszą znać ich wcześniejszych przygód.
- Powiecie nam coś więcej o sobie? - rzuciła bardziej w powietrze niż do konkretnej osoby.
- A co tu mówić? - westchnął filozoficznie jeden ze zdeformowanych mężczyzn.
- Właśnie, co? - dodał drugi - Myśliwymi jesteśmy i tyle.
Słowa te wzbudziły niepokoju całej drużyny, gdyż co prawda wszyscy mężczyźni którzy pojawili się przy ognisku byli uzbrojeni, to nie mieli ze sobą żadnej zdobyczy. Dodatkowo Chui i Noa zauważyły już wcześniej, że ten las jest podejrzanie martwy i pozbawiony jakiejkolwiek zwierzyny poza wilkami. |