Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2012, 23:21   #87
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Okazało się że pomysł był trafiony. Jedno ze zdjęć pasowało na Roya, na następnym prawdopodobnie był facet Jack. Cóż... gust jeśli chodzi o mężczyzn Evans miała całkowicie inny niż Ann. No, ale może był wybitnym intelektualistą albo fascynującym naukowcem? Nie należało oceniać ludzi po wyglądzie, nawet jeśli ktoś wyglądał na notorycznego pensjonariusza państwowych zakładów resocjalizacyjnych, niekoniecznie musiał nim być.
Ann wysłała kopię zdjęć do Remo. Mógł wrzucić w sieć i zobaczyć co z tego wyniknie.

Najpierw załatwiły sprawę portretów pamięciowych. Choć musiały trochę poczekać na specjalistę ostatecznie efekt wizyty był całkiem zadowalający. Kolejna porcja ludzkich fizjonomii trafiła do hakera. Zdecydowanie nie powinien się nudzić do ich powrotu.
W czasie gdy czekały na rysownika Ann załatwiła jeszcze jedną sprawę. Odeszła na chwilę w miarę odosobnione miejsce. Ponownie włożyła do holofonu starą kartę i zadzwoniła do Dirkuera informując go o potencjalnym problemie z Evans. Od niego dowiedziała się z kolei, że Jack nie zgłosiła się z chęcią podjęcia kolejnego zadania w wyznaczonym terminie. Została więc skreślona z listy.

Kiedy wyszły z komisariatu Ann stwierdziła:
- Zanim zrobię zdjęcie. Chciałabym nieco zmienić w swoim wyglądzie. Potrzebuję soczewek kontaktowych i ciuchów, które będą całkowicie różne od tego co teraz noszę. Pewnie znasz miejsca gdzie można dyskretnie robić zakupy?

***


Felipa zdążyła spalić papierosa do filtra zanim Ann wyszła ze sklepu.
- Masz soczewki? - zapytała dławiąc niedopałek butem.
- Nie, to mój naturalny kolor oczu. Nie mam też problemów ze wzrokiem.
- Nie jestem ślepa. Ani głupia
- mimo ostrych słów Felipa miała pogodny wyraz twarzy. - Zauważyłam, że masz zielone oczy. Jesteś... żółta tylko w połowie?
- Można tak powiedzieć. Choć dla niektórych, nawet odrobina krwi innej niż biała oznacza, że dany delikwent jest w stu procentach, czarny, żółty lub czerwony.
- Mnie to po jednym
- latynoska wzruszyła ramionami. - W każdym razie kupiłaś te szkła? Jeśli naprawdę chcesz bawić się w zmianę imagu i inne ciuchy, po prostu pożyczę ci coś mojego. Nie ma co trwonić czasu na bieganie za szmatami - Felipa przetarła twarz i ziewnęła.
Ann zmierzyła uważnie figurę Felipy:
- Pewnie coś się nada jak tu i tam powypycham. - powiedziała w końcu - ale z pewnością potrzebuję własnej bielizny. Muszę sobie większe atrapy cycków zafundować - dodała z uśmiechem patrząc znacząco na kobiece atrybuty latynoski.
Felipa otaksowała Ferrick spojrzeniem. Azjatka była od niej przynajmniej o głowę niższa, o drobnej chłopięcej figurze. Bez cycków ani wcięcia w talii.
- W takim razie potrzebny ci będzie na prawdę dobry stanik aniołku.

Podjechały pod sieciówkę z dużym wyborem bielizny, od typowo sportowej po seksowną żeby nie powiedzieć wyuzdaną.
- Dziesięć minut - rzuciła latynoska. - Poradzisz sobie?
Felipa była może kobietą interesu ale przede wszystkim była też kobietą. Dłoń bezwiednie powędrowała do stanika z czerwonych koronek.
- Co za pech... Mój rozmiar - westchnęła w udawanym żalu.

- Chciałabym coś wygodnego, niekrępującego ruchów i nieuwierającego - Powiedziała tymczasem Ann do kręcącej się obok sprzedawczyni. - Najlepiej czarne... chyba? - Popatrzyła niepewnie na Felipę. W oczach miała wyraz całkowitego zagubienia.
- Mmierda - latynoska przewróciła oczami. - Twój padre rozumiem, ze w tej kwestii cię nie przeszkolił.
Ann wzruszyła ramionami:
- Nie noszę staników. Są strasznie niewygodne.
- Taaak. To wiele wyjaśnia. Zdejmij bluzę.

Zdjęła posłusznie szeroką bluzę ukazując drobne ciało odziane w obcisłą czarną bluzę. Na powierzchni tkaniny odznaczały się dwa niezbyt obfite choć kształtne wzgórki.
- Lene - Felipa nie kryła błądzącego po ustach uśmiechu. - To ci dopiero... problemo.
Skinęła na ekspedientkę.
- Potrzebujemy porządny push up. Myślę, że pięćdziesiąt pięć A to optymistyczne założenie, si?
Panna Ferrick wzięła do ręki podana jej część bielizny:
- Mogę to przymierzyć?
- Śmigaj do przymierzalni. Doniosę ci jakieś wkładki silikonowe. Albo najlepiej... kilka.

Wybrany przez Felipę rozmiar był za luźny pod biustem. Jednak o dziwo kiedy Ann założyła pięćdziesiątkę, okazało się, że sam push up wystarczająco dopasowuje się do biustu dziewczyny.
- Myślę, że wkładki nie będą potrzebne do tego rozmiaru, ale może powinnam kupić większy? Jak zmieniać to chyba lepiej na całego?
- Dobra, zaszalej
- Felipa znów ziewnęła a nawet uderzyła się w policzki by się nieco otrzeźwić. - Seniorita, możemy prosić o B? Albo nawet C!
Kiedy ekspedientka przyniosła nowy stanik Felipa wzięła od niej wieszak i wślizgnęła się do przmierzalni zajmowanej przez Ferrick.
- Puta, kupię tylko jeden
- przekonywała chyba samą siebie. Zdjęła przez głowę obcisłą koszulkę i czarny stanik i przez chwilę Ann mogła obejrzeć w całej okazałości tatuaże rozsiane po jej plecach, na żebrach, dekolcie, karku i oczywiście całej długości ramion. Czekoladowa skóra była ozdobiona kolorowymi malunkami i napisami jak ściana umiłowana przez grafficiarzy.
- Widzę, że lubisz tatuaże - Stwierdziła saperka zakładając nowy biustonosz. Zmarszczyła nos oglądając pustkę jaka się w nim wytworzyła:
- Marnie to wygląda. Dawaj wkładki.
Zmieściła po dwie do każdej miseczki. Stanęła bokiem wyprężyła pierś i roześmiała się w głos:
- Hahahaha, ojej hahaha wyglądam jakby mnie zaraz miało przewrócić z powodu źle wyważonego punktu ciężkości. Hahaha To jednak przesada!
- Wcale nie
- odparła szczerze latynoska, która poprawiła właśnie swój stanik i zagapiła się na lustrzane odbicie własnego biustu. - Zostaw jak jest. Dobra, kupuje ten jeden i wychodzimy.
- Pozwól że zapłacę za twój zakup w podzięce za to, że mi pomagasz i za pożyczenie ubrań
- Ann uśmiechnęła się do Felipy. Jej uwagi mimo, zaambarasowania koniecznym zakupem, nie uszedł szczególny ton dziewczyny gdy dotykała koronkowego cacka, a wiedziała przecież, że zasoby finansowe de Jesus nie są zbyt wielkie. Przecież wcale się z tym nie kryła.
- Bien - wprawnym ruchem zdjęła koronkowy fatałaszek i podała Ferrick. - W zamian za pożyczenie ciuchów.

***


Niestety dalsze zakupy zostały niespodziewanie przerwane. Wiadomość od obserwatorów z Bronxu, potwierdzająca tożsamość Roya zmusiła je do skorygowania dalszych planów.
Działania Felipy nieco skonsternowały Ann. Nie miała jednak za wiele czasu by się zastanowić nad rozwojem sytuacji. Nim zdążyła się obejrzeć siedziała w samochodzie z śliczniutkim latynosem i jechała na spotkanie z zaginiona Evans.

Bar do którego ja zawiózł o tej porze dnia był dość pustawy. Ze względu na kolor skóry mogła się tu jednak poczuć zupełnie swobodnie. Istny „kolorowy” świat. Zack wskazał jej osobę z która miała się spotkać.
Ann nie zaskoczył widok starszego mężczyzny zdecydowanie chińskiego pochodzenia. Ktoś nazywający się Li, powinien być Azjatą. Z drugiej strony ona sama była zaprzeczeniem tej logiki.
Podeszła do niego i pochyliła się lekko z szacunkiem. Mimo niecodziennego wychowania, chińska część jej natury, nakazująca poszanowanie starszych ludzi, była w niej mocno zakorzeniona.
- Dzień dobry szanowny Li - Powiedziała płynnie po chińsku.
Przypatrywał jej się spokojnie, lekko odpowiadając na ukłon. Pyknął dwa razy z fajki, gestem sugerując, by usiadła.
- Witaj, młoda damo. Felipa jak zwykle próbuje się wywinąć... Twoje imię sugerowało kogoś innego.
Ann usiadła i uśmiechnęła się lekko:
- Tylko w połowie jestem Chinką. Mam wielką prośbę szanowny Li.
Pyknął z fajki, patrząc na nią uważnie.
- Nie jestem tak dobra jak Felipa w zaglądaniu w ludzka duszę. Jack Evans udała się kilka godzin temu na spotkanie, które mogło okazać się pułapką. Teraz nie wiem czy możemy jej ufać i nie jestem w stanie tego ocenić. Czy mogę się zdać na Twoją mądrość?

W jego oczach pojawiło się coś na kształt uśmiechu lub rozbawienia, chociaż twarz wydawała się nie drgać, prócz kolejnych pociągnięć z fajki i wydmuchiwaniu kłębów dymu.
- Po coś tu jesteśmy. Brakuje tylko mojej siostrzenicy.
- Zatrzymał pewien problem, ale mam nadzieję, że niedługo do nas dołączy.

Zadzwonił nagle holofon i odebrał jeden z ochroniarzy, podając go staruszkowi, który odpowiadał cicho. Rozmowa trwała krótko.
- Właśnie dzwoniła. Myślę, że dołączą do nas obie. Zamów coś, nie krępuj się. Chwilę może im to jeszcze zająć.
Dziewczyna skinęła głową. Zamówiła w barze filiżankę Lap Senga i usiadła u boku staruszka. Przez dłuższy czas oboje delektowali się ciszą.

Miejsce wujka Li było doskonale wybrane. Mógł z niego śledzić wszystkie wchodzące i wychodzące osoby. Jack weszła do środka pewnym krokiem. Omiotła wzrokiem salę i skierowała się do ich stolika. Nie zawracając sobie głowy grzecznościami, usiadła bez pytania nie przywitawszy się z panem Li, a w zasadzie zignorowawszy go całkowicie.
Cóż... brak kultury niekoniecznie bywał wyznacznikiem jakości człowieka, czasami jednak mógł stanowić cenną wskazówkę.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 29-11-2012 o 23:45.
Eleanor jest offline