Ramirez z ciekawością wsłuchiwał się w opowieści. Nawet historia snuta przez dzikiego z wyglądu krasnoluda zdała mu się interesująca i wysłuchał jej do końca. To, że najpewniej był w tym osamotniony, nie miało znaczenia. Podróżujący po Starym Swiecie Estalijczyk chłonął wiedzę na temat innych nacji i ras zakładając, że takie doświadczenia pozwolą mu uniknąć niepotrzebnych problemów. Poza tym był zwyczajnie ciekawskim typem i tyle.
Z tego wszystkiego nawet nie zauważył, kiedy w jego kubku zamiast wina znalazła się siwucha. Zanim zakończył wieczór, w głowie pojawił się szum, świat zwolnił, a jego ruchom towarzyszyła dziwna ociężałość. Właściwie nie było w tym nic dziwnego - po prostu wstawił się, a do stanu, w którym rano nie będzie pamiętał dalszej części biesiady brakowało niewiele.
Walcząc z chęcią kontynuowania i nawalenia się w trupa wstał wreszcie od stołu z miną wyrażającą niekłamany żal, że wieczór już dobiega końca. - Gracias, senores - skłonił się wciąż siedzącym przy stole Francowi i Imrakowi.
Chwiejnym krokiem ruszył do wyjścia, w ostatniej chwili zbierając z ławy swój dobytek, po czym udał się do części sypialnej gospody. Zapłacił, dostał klucz i ruszył na poszukiwanie właściwych drzwi. Pierwsze, których zamek próbował otworzyć, okazały się niewłaściwe, to samo było z kolejnymi. W końcu, klucz obrócił się w zamku i pokój stanął otworem. Cisnął swoje rzeczy na kufer stojący przy łóżku, nawet nie fatygując się otwieraniem wieka. Zanim jednak zdecydował, czy powinien zrobić, drzwi otworzyła dziewka z wiadrem gorącej wody. Parę chwil później Ramirez z lubością zanurzył się w balii, nad którą unosił się przyjemny zapach różanego mydła.
Obudził go przeraźliwy ziąb. Prychając wodą, niczym morski zwierz wygramolił się z balii, rozchlapując dookoła zimną wodę. Zamroczenie alkoholowe gdzieś wyparowało. Z grubsza osuszywszy się ręcznikiem, wczołgał się do łóżka nie czekając, aż rozbudzi się zupełnie. - Spać... - mruknął, ponownie zasypiając.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |