Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-11-2012, 10:28   #88
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Muza
Rozdzwonił się jej holofon. Z angielskiego wzbogaconego o pojedyncze hiszpańskie słowa przeszła płynnie w hiszpański wzbogacony o słowa angielskie.
- Reszta babskich spraw musi poczekać - zawyrokowała Felipa nie złażąc z motocykla. - Mam cynk w sprawie Roya. Zadekował się w jednym bloku na Bronxie. Już wcześniej myslałam aby sprawdzić wszystkie mieszkania ale to zbyt czasochłonne. On nadal siedzi w środku ale jego amigo wylazł na zakupy. Nie cackamy się, comprende? Masz broń Annie?
- Mam - odpowiedziała panna Ferrick sięgając pod kurtkę i wyciągając niewielki pistolecik.
- Bien. Próbujemy polubownie. Jeśli to nic nie da przechodzimy do mniej eleganckich metod, si?
Ann pokiwała głową i z powrotem schowała broń. Wolała nie rzucać się zanadto w oczy.

W ciągu kwadransa dotarły na miejsce. To był zwykły sklep, głównie ze spożywką.
- Obstaw drzwi - rzuciła Felipa i sama minąwszy kasy zafundowała sobie szybki marsz między regałami. Bez problemu wypatrzyła faceta. Był jedynym białasem jeśli nie w promieniu kilku przecznic to w budynku na pewno.
- Hola - Felipa stanęła obok mężczyzny, który walczył właśnie z życiowym dylematem wyboru płatków śniadaniowych. - Możemy pogadać? - zafundowała mu swój firmowy uśmiech i zaczepnie puściła do niego oko. Wiedziała, że robi dobre pierwsze wrażenie na ludziach. A w tej chwili wolała, aby hombre pozytywnie się nastawił zanim wytoczy działa kalibru, który już mniej mu się spodoba.

Mężczyzna, a może chłopak, bo więcej niż dwudziestu pięciu lat to nie miał na bank, zagapił się na nią, a potem spuścił wzrok, znów próbując ukryć się pod kapturem. Robił zakupy szybko i sprawnie, wrzucając rzeczy zdecydowanie dla więcej niż jednej osoby.
- Nie mam czasu, nie robię nic złego, daj mi spokój.
- Chciałabym amigo - Felipa ruszyła za nim dość swobodnym krokiem i nie pomniejszając szerokiego uśmiechu - ale muszę pomówić z Royem. Jego siostra ma problemy.
- Nie znam żadnego Roya - zaprzeczył szybko i bez zastanowienia, biorąc ostatnie towary i kierując się do kasy.
- Oczywiście, że znasz - powiedziała z niewymuszoną pewnością siebie nie odstępując go na krok. - Posłuchaj amigo, jest jeden plan. Mój albo chuj.
Poklepała się po wybrzuszeniu pod kurtką przy lewym ramieniu.
- Na Bronxie ginie co dzień jakiś biały. Po większość policia nawet się nie fatyguje żeby zgarnąć ich do worka. Ja i tak znajdę Roya, znam blok i piętro. Wolałabym abyś wprowadził mnie do środka i zminimalizował niepotrzebne straty, ale jestem na nie gotowa, comprende? To nie tak, że jesteś mi absoluto niezbędny, ale nie czerpię przyjemności z bezsensownej przemocy - błysnęła zębami w nieco cynicznym uśmiechu. - Jeśli mogę coś doradzić martw się o siebie nie o Roya.

Doskoczył do niej błyskawicznie. Był szybki. Nie dotknął, ale spojrzał prosto w jej oczy. W swoich miał coś na kształt fanatycznego błysku.
- Myślisz, że rzadko nam grożono? Ale tu nikomu nie wadzimy. Myślisz, że tego nie sprawdziliśmy, hę? Nie groź mi laska, bo na groźby jestem odporny. Przyjdź, a pogadamy. Raczej nie słownie. Co masz do mnie? Co masz do Roya? Możesz przekazać wiadomość. Jak uzna, że prawdziwa, to może się odezwie. Ale niech będzie czymś więcej niż “siostra ma kłopoty”. Myślisz, że rzadko takie próby były, co?
Może był szalony, może gorącokrwisty, ale w oczach nie miał strachu, a gniew. Remo mówił, że Roy należał do grup anarchistycznych, takie zachowanie, zwłaszcza u młodych, to pewnie u nich nic niezwykłego.

- Wyluzuj carino - Felipa odstąpiła krok w tył. Za późno zrozumimała, że załatwiała to w niewłaściwy sposób. Potrafiła przekonywać, namawiać ich czy kusić nie gorzej niż sam diablo ale kiedy schodziło na groźby zazwyczaj temat się sypał. Szantaż był drogą na skróty, którą podjęła przez zmęczenie i ogólne wkurwienie. Dotarło do niej, że jeśli się wreszcie nie wyśpi będzie popełniać coraz więcej i więcej błędów.

- Załatwialiśmy z Jack fuchę dla pewnej dużej korporacji - wyciągnęła przed siebie dłonie w zapewnieniu, że nic nie knuje. - Roy prosił ją o coś. Coś co miało związek z organizacją Miracle. Wczoraj w nocy jej faceta zaatakowano w jego mieszkaniu. Jack pojechała sprawdzić co z nim i nie wróciła. Wystarczająca ilość detali? Muszę pomówić z Royem.

Przyglądał się jej, wciąż wrogo, a może tylko wściekle, a potem skinął głową.
- Przekażę mu. Daj swój namiar, albo poczekaj w budynku.
Ruszył znów do wyjścia, gdy zatrzymał się nagle.
- A te pajace... to od ciebie? Lepiej żeby tak. Odwołaj ich.
Poklepał się po wypukłości pod bluzą. Może był gorącokrwisty, ale także spostrzegawczy.

Felpa zerknęła na chłopców na zewnątrz. Cóż, nie byli moze przesadnie dyskretni ale tez nie rzucali się ordynarnie w oczy. Facet był bystry. Z tego co pamiętała z akt Evansa byli chyba jakimiś buntownikami wobec systemu. Osobiście miała wiele szacunku do takich ludzi, przedkładających ideaologię ponad dinero. Ale w tej chwili nie była to kwestia sympatii. Miała dług do spłacenia. Obiecała Remo, że dostarczy mu Roya i nie pozostawało nic jak wywiązać się z tej umowy. W jej zawodzie nie można sobie pozwolić na utratę wiarygodności.

- Bien. Niech to będzie wyrazem moich dobrych intencion - Felipa wyciągnęła przed siebie nadgarstek z holofonem. - Zczytaj mój numer carinio i przekaż Royowi wiadomość

Białas pochylił się nad własnym holofonem i chyba nawet dostrzegła cień ulgi na jego twarzy. Stała na tyle blisko, że czuła subtelny zapach jego wody kolońskiej i widziała bladoniebieskie tęczówki oczu. Na tyle blisko by znalazł się w zasięgu strzałki.
Stojąca przy wejściu Ann widziała jedynie plecy stojącej w bezruchu Felipy a później osuwające się na podłogę ciało zakapturzonego mężczyzny.
Kiedy latynoska odwróciła się twarzą do kas z jej twarzą było ewidentnie coś nie tak. Miejsce gdzie do niedawna znajdowało się lewe oko skrywało skomplikowany melanż pulsujących zielonym światłem diod, metalu i biosyntetycznej skóry.

- To sprawa Rustlersów - powiedziała dość głośno i prześlizgnęła się wzrokiem po klientach i obsłudze.
Gestem dała znać Ann żeby do niej dołączyła. Sama pochyliła się nad chłopakiem, najpierw wyciągnęła z jego szyi cienką i ostrą igłę, którą schowała do foliowego woreczka i ukryła w kieszeni kurtki.
Fałdy skóry, gałka oka i powieka zaczęły wracać na swoje miejsce a Felipa nieszczególnie przejęta całą sprawą robiła swoje.
Przepięła holo mężczyzny na swój nadgarstek i zaczęła przeglądać jego listę kontaktów. Nie znalazła niczego w stulu "Roy" lub "Evans". Jedynie długą listę dziwacznych ksywek.
- Pomóż mi go przenieść - dodała gdy Ferrick zdążyła dołączyć - Zick powinien mieć wóz na zewnątrz.

Ann popatrzyła na latynoskę, potem na leżącego mężczyznę i powiedziała spokojnie:
- Rozumiem, że uznałaś ilość naszych problemów za niewystarczającą? I jak ja niby mam taskać tego byczka? Nie zauważyłam by mi ostatnio jakieś mięśnie przybyły. Idź poszukaj umięśnionego kumpla niech ci pomoże. Ja tutaj poczekam.

Felipa głośno cmoknęła obchodząc ciało dookoła. Ostatecznie złapała delikwenta za nogi i zaczęła ciągnąć w stronę drzwi. Widząc jak dziewczyna szarpie się z facetem, Ann westchnęła podeszła do niego od przodu, chwyciła za ubranie na ramionach i uniosła je lekko. Może lepiej by sobie nie rozwalił dodatkowo głowy, gdy rustlerka będzie ciągnęła bezwładne ciało po betonie.

Felipa zastanawiała się czy jej akcja była słuszna czy dragi i zmęczenie miesza jej we łbie. Czy aby nie postąpiła zbyt pochopnie? Jeśli amigo wróciłby do Roya i nie zechcieliby jednak nawiązać współpracy mogli opuścić budynek a nawet dielnicę i Felipa zostałaby w czarnej dupie. Z drugiej strony wbrew oczekiwaniom nie ma namiaru na Roya a to oznacza, że męska część rodzeństwa Evans nabierze podejrzeń kiedy jego kumpel nie wróci i zmyje się z obecnej mety - patrz punkt pierwszy, Felipa jest w dupie. Wiele gorączkowych myśli przetoczyło się przez umysł latynoski ale refleksjami na głos się nie podzieliła.
Na zewnątrz budynku zawołała po hiszpańsku w kierunku grupki nastoletnich gangsterów.
- Zick, hola! Wrzucisz go na tylne siedzenie?
Sama usiadła na krawężniku i zapaliła papierosa.
- Mam dług u Remo i nie wracam bez Roya Evansa. Myślę, że chwilowo na twoich barkach leży sprawa Aleksandra, ja zostaję na Bronxie.

- Hmm. - Ann popatrzyła na leżącego faceta - Jak zdążyłam poznać Remo, to chyba nie do końca o taki sposób spłacenia długu mu chodziło. Może jeszcze jest czas by go przeprosić i się dogadać? - Popatrzyła z nadzieją na Felipę.
- Mój dług wobec Remo to sprawa pomiędzy mną i Remo - Felipa wstała rzuciwszy niedopałek na asfalt. - I nigdy nie mów, że zdążyłaś poznać faceta, którego znasz od trzech dni.
- Ok. Ty tu rządzisz. Co do Aleksandra mam wiadomość od ojca. Wojsko szukało go w domu i nic nie znaleźli.
- Skontaktuj się z Remo, może ma jakieś inne tropy.
Ann skinęła głową i napisała wiadomość do hakera.

Felipa wsiadła na tylne siedzenie samochodu gdzie przed momentem chłopcy rzucili ciało białasa. Pogrzebała chwilę w swoim plecaku i ostatecznie zdecydowała się na coś mocnego, otumaniającego i silnie rozweselającego. Przyda się żeby hombre obudził się w dobrym humorze.
Przystawiła mu metalowy walec do szyi i zaaplikowała dawkę. Igła wysunęła i wsunęła bezszelestnie.
- Dobra Ferrick... - zaczęła Felipa ale w tym czasie na jej holo doszła wiadomość. Czytała ją w skupieniu przygryzając dolną wargę w wyrazie zdenerwowania.
- Evans mnie szuka - skomentowała. - Jest umówiona z moim wujkiem. Ja... - podrapała się po nasadzie nosa. - Puta... jedź pierwsza. Dojadę jak skończę tutaj.

- Gdzie mam jechać? Myślisz, że to dobry pomysł bym próbowała się sama dostać do szefa jednego z tutejszych gangów? - Ann była wyraźnie zaskoczona.
- Po prostu odbierzesz stamtąd Evans - Felipa coraz wyraźniej zdradzała ogólną nerwowość. - Uprzedzę ich, że jesteś w zastępstwie. Staraj się... - wykonała kilka energicznych gestów rękami. - Niech Evans będzie grzeczna i nie szarżuje. Nie mów o sobie zbyt dużo... W zasadzie... w ogóle mów jak najmniej. Przyjadę jak będę mogła.

Facet na tylnym siedzeniu zaczynał się wybudzać. Latynoska wyjęła mu broń z kabury na piersi i wetknęła za swój pasek i dalej przeszukała czy aby nie ma skitranych innych niespodzianek.
- Wezmę amanta a Zick zawiezie cię do wujka. Prawda Zick? - spojrzała na latynosa o ładnej, niemal dziewczęcej buzi.
Chwilę postukała w panel swojego holofonu.
- Dzięki za cynk chłopcy. Zick przelałam ci dwie stówy, pobawicie się, wypijecie moje zdrowie. Jakby kroiła się jakaś inna robota to się odezwę.

* * *

Hombrebył zdrowo naćpany. Jeśli akurat się nie śmiał i nie gadał bez ładu i składu to potykał się o własne sznurowadła. Felipa prowadziła go pewnie pod ramię nie zwracając większej uwagi na jego lepkie palce i komentarze na temat jej cycków i bioder. W zasadzie cieszyło ją jego beztroskie zachowanie. Szedł grzecznie, nie szarpał się, zdawał się nie żywić urazy lub zwyczajnie o niej nie pamiętał. Szło nawet gładko jednak kiedy dotarli do bloku amigo popadł w nieoczekiwany popłoch. Zaczęli się szarpać na obdrapanej klatce schodowej kiedy to on oprócz zdecydowanego oporu powtarzał w kółko jedną śpiewkę.
-Nie zaprowadzę cię. Chłopaki mnie zabiją. Mowy nie ma..

Ta cała sprawa podcinała jej skrzydła. Była zmęczona samą myślą,że będzie gringo taszczyć przez dwadzieścia pięter. I niby co? Walić pięściami do każdego mieszkania i liczyć, że chłopaki otworzą?

-Puta – jęknęła i zwolniła uścisk. Koleś usiadł na betonowych schodach a Felipa do niego dołączyła. Wyciągnęła z kieszeni woreczek w białym proszkiem i wysypała na kciuk.

- Jak ci na imię? - zapytała i pociągnęła nosem.

-Andrew.

-Świetnie Andrew. Podaj mi numer do Roya. Proszę.

-Nie mogę - hombre oparł się czołem o upstrzoną graffitti ścianę. Odpłynął chyba do innego wymiaru. Felipa przez ułamek chwili miała wrażenie, że była tam z nim ale kiedy minęło pierwsze uderzenie wróciło poczucie normalności, może z tym wyjątkiem, że znów przepełniała ją siła i chęć działania.

- Tylko z nim pogadam carino - ciągnęła. - Zawsze będzie mógł przerwać połączenie i tyle.

- Sam nie wiem...

- Posłuchaj. Przecież nie chcesz żebyśmy trafili na waszą metę, si? Jeśli pogadam z Royem przez holo to nie będę musiała się z nim widzieć w cztery oczy. Wilk będzie syty i owca cała.

Andrew miał wątpliwości mimo jego stanu nieważkości. Musiała przyznać, że chłopak ma niezłomną wolę i jest mierda uparty. Typ idealisty. Wszystko dla sprawy, lojalność przede wszystkim. Wystukał z ręki numer na swoim holofonie i podał urządzenie Felipie.
- Odbierze ktoś inny ale może poda ci Roya.
Skinęła i rzeczywiście, ktoś zaraz odebrał. Najpierw odezwało się nagranie z automatu a później męski spokojny głos.
- Hola – latynoska odezwała się zadziwiająco pokornym głosem. - Mogła bym rozmawiać z Royem?

-Kto mówi, gdzie chłopak? - Najwyraźniej tylko jednaosoba na zewnątrz ten numer znała.

- Nic mu nie jest, słowo - Felipa mówiła spokojnym a nawet skruszonym głosem. - Trochę dałam ciała, jest naćpany, ma głupawkę i lepi się do mnie ale za parę godzin mu przejdzie.Wiem, nie powinnam była ale nie chciał mnie słuchać a ja muszę porozmawiać z Royem. To bardzo... importante. Jestem koleżanką Jack. Chcę tylko pogadać.

- Jakiej znowu Jack? - tu chyba zakrył mikrofon i przez chwilę gadałz kimś innym. - Jak chcesz tylko pogadać, to wjedź na dziesiąte piętro i wyjdź na schody. Chłopak ma być z tobą i nikt więcej. Ręce widoczne, broń schowana.

- Dobra.

* * *

Posłuchała. Na dziesiąte piętro wjechali windą bo Andrew był wystarczającym balastem bez ciągnięcia go po schodach. Wyszli ze zdezelowanej kabiny i Fellipa uniosła ręce nad głowę. Adrenalina jej podskoczyła ale dopalacz niwelował stres i strach, miała to głupie wrażanie, że jest kuloodporna i czegokolwiek dotknie zamieni się w złoto. Poczucie nieograniczonych możliwości.

Pojawiło się ich trzech, dwóch z dołu i jeden z góry. W kapturach, nie przyglądali się jej zbytnio, raczej szukali czegokolwiek innego. Ktoś zablokował windę. Jedenz tych dwóch na dole wszedł szybko i pchnął chłopaka ku swojemu kumplowi. Widać było, że nie był zadowolony, ale zdjął kaptur, słusznie uznając, że skoro o nim wiedzą, to twarzy ukrywać nie ma co. Był taki, jaki na zdjęciach. Oparł się obarierkę.
- Dobra, gadaj o co chodzi.

- Tak w ogóle to cześć - latynoska schowała głowę w ramionach jak dzieciak, który zdaje sobie sprawę, że nabroił i czeka go lanie lub co najmniej awantura. - Mam na imię Felipa. Pracujemy razem z Jack. Chodzi o to, że... chcę żebyś opowiedział mi o Miracle. Dowiedzieliście się czegoś konkretnego o tym mierda i teraz musicie się ukrywać, si? Sęk w tym, że my też w tym tkwimy. Próbujemy poskładać sprawę do kupy i dlatego chciałabym... żebyśmy wymienili informacion. A konkretnie to chciałby to zrobić pewien facet z którym pracuję a który najwięcej wie o Miracle i ich powiązaniach z tym... co się dzieje dookoła - zakonczyła pokrętnie.

- Niewiele o mnie wiesz, dobrze. Miracle nie ma tu nic do rzeczy. Siostra mówiła, że pracuje dla korporacji, czyli ty też. Dobrze rozumuję? - spojrzał jej głęboko w oczy. - Nie przez firmę się kryjemy, skoro mnie sprawdziłaś, to musisz wiedzieć, że korpo mnie szukają. Estoy en lo cierto?
I jeszcze zna hiszpański, kto by pomyślał...

- Dla korporacji robię fuchę, nie jestem z nimi związana długoterminowo - Felipa zaczęła się tłumaczyć jakby osobiście ją ubodło jego stwierdzenie. Zaraz później westchnęła ciężko. - No dobrze, od rana zaliczam pasmo porażek. Niespecjalnie cię sprawdziłam ale i nie to było moim zamiarem, ja miałam cię tylko odszukać. Wiem, że jesteście jakimś ruchem anarchistycznym. Spokojnie, mam dużo szacunku do buntowników - uśmiechnęła się w ten swój zwyczajowy seksowny sposób przy okazji taksując Roya Evansa od stóp po czubek głowy. A było, puta, co taksować. - Ale nie w tym rzecz. To znaczy nie do końca... - pozornie bezwiednie oblizała usta. - Posłuchaj... Sęk w tym, że ma dług. U pewnego faceta z którym ja i Jack pracujemy. A on myśli, że możecie wiedzieć coś o Miracle i chce koniecznie z tobą gadać. Możesz to dla mnie zrobić? I dlaczego como diablos szukają was korpo jeśli nie z powodu Miracle?

- A dlaczego niby korpo szukają anarchistów, którzy rozpieprzają im tyle, ile tylko mogą? - uniósł pytająco brwi. - Co to za koleś i dlaczego chce ze mną gadać? I dlaczego pojawiłaś się tu ty, a nie moja siostrzyczka, która to miała dla mnie coś spróbować załatwić i bardzo pasuje to do tego kolesia, co chce gadać o naszych powiązaniach z M., o których to wiedzieć nie mógł?
Roy nie tracił czujności, zresztą jego pytania były pytaniami lekkiego paranoika, żyjącego w ciągłej obawie o wykrycie. Co jednak nie przeszkadzało mu patrzeć na Felipę w ten sam sposób, co większość facetów.

- Koleś jest... hakerem - zaczęła ostrożnie. - Gwarantuję, że nic nie knuje. Chce tylko z tobą pogadać. A co do Jack... - Felipa wywróciła niewinnie oczami. - Zgarnęli ją wczoraj. A w zasadzie to zgarnęli jej faceta a ona pognała go ratować i sama wpadła... Sygnał jej holo zniknął i mieliśmy problem jak ją odnaleźć. Ale wlasnie dostałam cynk, że odnalazła się sama.

Przyglądał jej się spokojnie przez kilka sekund, nic nie mówiąc.
- Daj mi coś, co pozwoli mi w to wszystko uwierzyć. Bo na razie to jakaś bajka, typu "idź tam, będziesz łatwy do zgarnięcia". Postaw się w mojej sytuacji i posłuchaj samej siebie - uśmiechnął się ironicznie, jedynie jednym kącikiem ust.

- Oddałam ci Andrew. Gdybym miała wrogie zamiary nie przyszłabym tu sama. To niewystarczający wyraz dobrych intencion? - nerwowym ruchem odgarnęła z twarzy włosy. - Spójrz na mnie. Jestem siostrzenicą wujka Li. W pierwszym rzędzie robię dla Rustlersów a oni w zasadzie popierają anarchistów. Mniejsze wpływy korporacji dobrze robią na szarą strefę. Po co miałabym ci zaszkodzić? Prawdę mówiąc to właśnie wujek Li wyciągnął pomocną dłoń do Jack. Są właśnie razem na kolacji. Jeśli chcesz zadwonię tam i z nią pogadasz. Upewnisz się, że nic jej nie jest i nie pieprzę bzdur.

Skiną łgłową.
- To niegłupi pomysł. Jak miałbym się skontaktować z tym hakerem?
Felipa posłała mu rozbrajający pełny ulgi uśmiech.
- Moglibyśmy pójść razem na drinka. A jemu dam znać żeby do nas dołączył.
- Jak pogadam z siostrą i ona potwierdzi, to dlaczego nie. Tyle razy przechowywała moją dupę, że ufam jej jak samemu sobie.

* * *

Odeszła dwa kroki dalej i wybrała połączenie na swoim holofonie.
- Dzień dobry wujku. Możesz podać mi numer do Jack Evans?
- Felipo, gdzie jesteś?
- Niedaleko. Trochę się spóźnię, przepraszam.
- Możesz z nią porozmawiać tutaj.
- Muszę teraz.
- Dlaczego?
- Wyjaśnię jak się spotkamy. Stawię się tak szybko jak będzie to możliwe.
- Nie każ mi czekać w nieskończoność.

* * *

Poszło jako tako. Pogadała z Jack, oddała holo jej bratu, jednym uchem słuchała jak toczy się gadka. Roy dostał to czego chciał i Felipa liczyła, że pozytywnnie rozważy teraz jej prośbę.
Po rozłączeniu Roy przesunął palcami po kilkudniowym zaroście.

- I co ja niby mam z tym zrobić? Moja siotra zupełnie nie zna się na konspiracji, ale jej wierzę.
- A co mówiła? - zapytała niewinnie Felipa podchodząc na wyciągnięcie ręki i nie zdejmując z ust przyjemnego uśmiechu.
- Potwierdziła, że pracujecie razem. Ale to jedyne, co potwierdzała. No i mam nie myśleć tym, czym nie powinienem przy tobie. Myślę, że tu mogła mieć rację.
Wzruszył ramionami, ale mimo swobodnej postawy widać było, że się zastanawia.

- Niestety kawka w takim razie może nie wypalić. Mogę się jednak z nim skontaktować w inny sposób, jeśli coś zaproponujesz.
- To haker. Jeśli macie bezpieczne połączenie po prostu pogadajcie na wizji. Spłacę swój dług. A co do kawy... Nie często mężczyzna mi odmawia ale jeśli tak postanowisz to jakoś to przełknę - jej uśmiech mówił coś zupełnie innego.
- Widzisz, co robi zaufanie do siostry? - też wyglądał, jakby żałował. - Nie podam ci numeru, a ten, na który dzwoniłaś już nigdy nie będzie dostępny. Daj mi kontakt do niego.
- Szkoda - wzruszyła ramionami. - Zaraz do niego zadzwonię i podam ci numer albo spotkacie się jakoś w sieci, przez anonimowe konta, prawie twarzą w twarz.
- Zgoda. Być może jeszcze będzie okazja - bezczelnie przesunął wzrokiem po jej ciele. Coś z siotry jednak miał.
- To duże miasto. Ciężko dwa razy wpaść na tą samą osobę - puściła mu oko i wybrała na holo numer Remo.
- Chyba, że bardzo się nie chce, wtedy dana twarz pojawia się cholernie często - mrugnął raczej zawadiacko. Mógł jej nie ufać, ale zachowywał się swobodnie.
Jedna sprawa odhaczona. Miała nadzieję, że Remo uzna dług za spłacony.

Zanim odpaliła motocykl wysłuchała nagranej na holo rozmowy Roya z Jack. Nie lubiła gdy omijały ją jakieś szczegóły.

* * *

Gdy dotarła do klubu obie dziewczyny siedziały przy stoliku w towarzystwie wujka Li. Felipa nie trwoniąc czasu od razu poprosiła o rozmowę w cztery oczy. Jack i Ann oddaliły się pozostawiając im wolną przestrzeń.

Felipa poprawiła nerwowo okulary. Zastanawiala się czy je sobie darować chociaż tak czy inaczej wyszłoby na jedno. Jeśli zobaczyłby jej źrenice wiedziałby, że pofolgowała sobie z proszkiem. Ciemne szła mówiły mu to samo. Patowa sytuacja.
- Słucham - zaczęła pokornym tonem.
Wpatrywał się w nią przez chwilę, prosto w oczy, tak aby nie mogła uniknąć jego spojrzenia.
- Rozumiem, że nie chcesz pokazywać się pewnym osobom. Czy ja ostatnio również do nich należę?
- Wiesz, że nie. Zawsze masz mój numer. Wystarczy zadzwonić i się pojawię. Zawsze się pojawiam.
Wujkowi zadrgała warga, a potem roześmiał się chrapliwie, aż zaczął od tego kasłać. Trwało to chwilę.
- Zawsze masz na wszystko odpowiedź. Chciałem cię zobaczyć, bo wiesz, że nie lubię rozmawiać na odległość. Chodzą za tobą ludzie. Mało brakowało, a twoją arogancką koleżankę potraktowano by jak innych. Co mam z tym zrobić? Praca dla korporacji...
Pokręcił głową, karcąco niemal.

- To tylko dodatkowa fucha. Nic co mogłoby zaszkodzić wujka interesom. A co do ludzi... zawsze za mną jacyś łażą. Tylko ci, którzy nic nie robią nie mają wrogów.
Nie skomentował tego, uznając za oczywiste. Ale jego spojrzenie stało się twardsze i już nie wyglądał na rozbawionego w żaden sposób.
- Chodzą po moich lokalach, trafili do twojego mieszkania. Martwię się. To nie są ludzie, których można wyeliminować. Boję się, że wtedy pojawi się ich więcej i już nie będą pytać. A wiesz, że swoje już przeżyłem. Za dużo wiedzą. Jesteś pewna, że możesz sobie z tym poradzić?
- Nie było moimi intencjami aby mieszać w to wujka. Może najlepiej będzie jeśli do tych ludzi dotrą plotki, że nie działam z ramienia Rustlersów ale solo. Może nawet, że popadłam w niełaskę? Dałam ciała, że w ogóle poznali moje dane ale wpadki się zdarzają.
Westchnął i wyjął z ust fajkę, kładąc ją uważnie na stole. Potem znów uniósł wzrok.
- Nie mogę ci nic zabronić, Felipo. Mogę nawet zrobić co mówisz, ale to nie w moim stylu, jak wiesz. Nie wypieram się swoich, jeśli na to nie zasłużą. Prędzej czy później okaże się, że jesteś w tym zupełnie sama - jego oczy na chwilę przesunęły się na Evans. - Spytam więc po raz ostatni. Poradzisz sobie?
Powolnym ruchem zdjęła okulary i spojrzała staruszkowi prosto w oczy.
- Nie wiem.
Niemal niezauważalnie skinął głową.
- Wiesz, jak cenię szczerość. Ją i lojalność. To pozwoliło zbudować to wszystko. Spróbujemy uniknąć wojny, a ciebie mogę prosić tylko o uważanie na siebie. A gdy zrobi się źle... - miała wrażenie, że się uśmiechnął, ale może to tylko błysk w jego oczach? - …wtedy wróć. Porozmawiamy.
Mimo, że i teraz rozmawiali, to Felipa wiedziała, że wtedy będzie już musiała opowiedzieć ze szczegółami o wszystkim.
- Dziękuję za twoją wyrozumiałość wujku Li - Felipa przelotnie dotknęła pobrużdżonej starczej dłoni i wtała od stołu. - Będę w kontakcie. I postaram się unikać holofonu i zjawiać się osobiście - błysnęła zębami w łagodnym uśmiechu.
Podeszła do dziewczyn kładąc dłonie na ich ramionach w swodobnym zdawać by się mogło geście.
- Idziemy.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 30-11-2012 o 10:59.
liliel jest offline