| Wieczór był pełen wrażeń, to przyznałby nawet najodporniejszy na rozrywkę i zabawowe potańcówki. Bankiet z trucizną zaserwowaną jako danie dnia, salkalteńska elita najeżona bełtami i teraz to, co przed felixowymi i anzelmowymi oczami miało miejsce. Norsmeńskie drakkary przybijające do brzegu, z żadną krwi załogą na pokładzie, w chwili obecnej przeprowadzającą desant na piaszczystej plaży. Ta, dzisiaj nikt na brak wrażeń narzekać nie mógł. Strażnicy i obrońcy miasta mieli nieźle przesrane. A dzwonnicy, którym pewnie przyjdzie naparzać w dzwony do białego rana - jeszcze bardziej.
Felixa wryło w ziemię; stał jedynie, podziwiając kunszt norsmeńskiego okrętownictwa z ustami uformowanymi w idealne "O". Nigdy w życiu nie pomyślałby, że przyjdzie mu zobaczyć drakkary i barbarzyńców z północy na własne oczy. Widać Fortuna miała inne plany wobec chłopaka i jego towarzysza, bowiem w ich stronę zmierzały już kolejne atrakcje wieczoru. Może byli awangardą, może zwyczajnie jakimiś maruderami, którzy odłączyli się od pobratymców w poszukiwaniu jakiejś baby do zgwałcenia i okazji do szabrownictwa. Gdyby tak było, Felix mógł pokierować ich we właściwym kierunku, gdzie dobra walały się po podłodze, a kobiety były niezbyt ruchliwe i nie miały prawa stawiać jakiegoś oporu. Ale zarośnięte gęby, skrwawione oczy i topory błyskające w ciemności dawały do zrozumienia, że zderzenie kultur nie nastąpi w sielankowej atmosferze.
Toteż i Pawie Piórko nie miał jakichś skrupułów, by nie przestrzegać etykiety spotkań dyplomatycznych. Wypalił z kuszy dwa razy i pac, pac, dwóch Norsmenów już gryzło piach, tak w przenośni jak dosłownie. To najwyraźniej podkurwiło jednego z ich towarzyszy, który gnał w chwili obecnej w stronę Felixa, zostawiając w tyle resztę swych północnych braci.
Pawie Piórko odrzucił kuszę na bok i dobył noża, obracając go powoli w dłoni. Ciemne oczy wbite były w nacierającą górę mięśni, a usta chłopaka, o dziwo, wyszczerzone w uśmiechu. Wyglądał, wbrew okolicznościom, na zadowolonego. I w sumie był; Norsmen szarżował na niego niczym w szale bojowym, a on nic sobie z tego nie robił. Tylko czekał cierpliwie.
A następnie, gdy przyszła na to pora, odchylił nogę do tyłu i kopniakiem posłał chmurę piachu w górę, w stronę przeciwnika. Drobinki poleciały ku zarośniętej gębie, wbijając się w oczy. Wybity z rytmu i częściowo oślepiony chłop był łatwiejszym celem, aniżeli norsmeńska wersja taranu. Felix zanurkował pod świszczącym w powietrzu toporem i pchnął nożem. Ostrze weszło głęboko, niemalże po samą rękojeść. Wykręcone felixową dłonią, wydobyło z barbarzyńskiego gardło zachrypnięty okrzyk bólu. Pawie Piórko nie czekał na ripostę; chwytając uchwyt noża oburącz, sprowadził je w dół całym ciężarem ciała, otwierając norsmeński żołądek. Jucha i flaki zabarwiły piach i przód felixowej tuniki na szkarłat.
Chłopak wyprostował się, z przekrzywioną głową i uśmiechem podziwiając tańcującego w przedśmiertnych podrygach Norsmena. Kiedy już ostatni spazm wstrząsnął ciałem wybebeszonego mężczyzny, Felix odwrócił się w stronę Wujaszka.
Nawet nie zauważył, kiedy wokół nich zaroiło się od żołnierzy. Kilkoro z nich kotłowało się wokół Anzelma, który najwyraźniej uciął sobie drzemkę w środku potyczki. Większość jednak ruszyła na spotkanie bandzie Norsmenów, wzbijając w powietrze tumany piachu i drąc się wniebogłosy, każdy ze swoim własnym okrzykiem bojowym. Felix natomiast, nieniepokojony przez nikogo, doczłapał się do swojego towarzysza i widząc żołnierskie braki w temacie pierwszej pomocy, odepchnął któregoś z nich na bok. Kucając obok Wujaszka, pokazał im jak należy cucić nieprzytomnych. Trzasnął Anzelma z liścia, że echo poszło i uśmiechnął się, kiedy jego powieki wyrwały ku górze.
Któryś drakkar płonął, z ogniem trzaskającym ku górze, gdzie łuna już rozświetlała piaszczysty skrawek lądu oraz spokojną morską taflę. Nikt z plażowych bojowników nie zwracał na to uwagi. Dopiero gdy rąbnęło jak z armaty, a okręt zaczął się fajczyć jak stos pod czarownicą, zapadła chwila ciszy. Zamarły bronie, zamarły okrzyki, zamarła i mieszana norsmeńsko-salkalteńska kotłowanina. Za chwilę jednak wszystko wróciło do normy. Latały kończyny, jucha sikała na wszystkie strony. Krzyczano o pomoc - do bogów, do medyków, czasami nawet do matek. Krzyczeli Norsmeni, krzyczeli Salkalteńczycy. Ale nikt nie słuchał krzyków. Rzeź rządziła się swoimi świętymi i nienaruszalnymi prawami.
__________________ "Information age is the modern joke." |