Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-11-2012, 14:45   #143
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Wieczór był pełen wrażeń, to przyznałby nawet najodporniejszy na rozrywkę i zabawowe potańcówki. Bankiet z trucizną zaserwowaną jako danie dnia, salkalteńska elita najeżona bełtami i teraz to, co przed felixowymi i anzelmowymi oczami miało miejsce. Norsmeńskie drakkary przybijające do brzegu, z żadną krwi załogą na pokładzie, w chwili obecnej przeprowadzającą desant na piaszczystej plaży. Ta, dzisiaj nikt na brak wrażeń narzekać nie mógł. Strażnicy i obrońcy miasta mieli nieźle przesrane. A dzwonnicy, którym pewnie przyjdzie naparzać w dzwony do białego rana - jeszcze bardziej.

Felixa wryło w ziemię; stał jedynie, podziwiając kunszt norsmeńskiego okrętownictwa z ustami uformowanymi w idealne "O". Nigdy w życiu nie pomyślałby, że przyjdzie mu zobaczyć drakkary i barbarzyńców z północy na własne oczy. Widać Fortuna miała inne plany wobec chłopaka i jego towarzysza, bowiem w ich stronę zmierzały już kolejne atrakcje wieczoru. Może byli awangardą, może zwyczajnie jakimiś maruderami, którzy odłączyli się od pobratymców w poszukiwaniu jakiejś baby do zgwałcenia i okazji do szabrownictwa. Gdyby tak było, Felix mógł pokierować ich we właściwym kierunku, gdzie dobra walały się po podłodze, a kobiety były niezbyt ruchliwe i nie miały prawa stawiać jakiegoś oporu. Ale zarośnięte gęby, skrwawione oczy i topory błyskające w ciemności dawały do zrozumienia, że zderzenie kultur nie nastąpi w sielankowej atmosferze.

Toteż i Pawie Piórko nie miał jakichś skrupułów, by nie przestrzegać etykiety spotkań dyplomatycznych. Wypalił z kuszy dwa razy i pac, pac, dwóch Norsmenów już gryzło piach, tak w przenośni jak dosłownie. To najwyraźniej podkurwiło jednego z ich towarzyszy, który gnał w chwili obecnej w stronę Felixa, zostawiając w tyle resztę swych północnych braci.

Pawie Piórko odrzucił kuszę na bok i dobył noża, obracając go powoli w dłoni. Ciemne oczy wbite były w nacierającą górę mięśni, a usta chłopaka, o dziwo, wyszczerzone w uśmiechu. Wyglądał, wbrew okolicznościom, na zadowolonego. I w sumie był; Norsmen szarżował na niego niczym w szale bojowym, a on nic sobie z tego nie robił. Tylko czekał cierpliwie.

A następnie, gdy przyszła na to pora, odchylił nogę do tyłu i kopniakiem posłał chmurę piachu w górę, w stronę przeciwnika. Drobinki poleciały ku zarośniętej gębie, wbijając się w oczy. Wybity z rytmu i częściowo oślepiony chłop był łatwiejszym celem, aniżeli norsmeńska wersja taranu. Felix zanurkował pod świszczącym w powietrzu toporem i pchnął nożem. Ostrze weszło głęboko, niemalże po samą rękojeść. Wykręcone felixową dłonią, wydobyło z barbarzyńskiego gardło zachrypnięty okrzyk bólu. Pawie Piórko nie czekał na ripostę; chwytając uchwyt noża oburącz, sprowadził je w dół całym ciężarem ciała, otwierając norsmeński żołądek. Jucha i flaki zabarwiły piach i przód felixowej tuniki na szkarłat.

Chłopak wyprostował się, z przekrzywioną głową i uśmiechem podziwiając tańcującego w przedśmiertnych podrygach Norsmena. Kiedy już ostatni spazm wstrząsnął ciałem wybebeszonego mężczyzny, Felix odwrócił się w stronę Wujaszka.

Nawet nie zauważył, kiedy wokół nich zaroiło się od żołnierzy. Kilkoro z nich kotłowało się wokół Anzelma, który najwyraźniej uciął sobie drzemkę w środku potyczki. Większość jednak ruszyła na spotkanie bandzie Norsmenów, wzbijając w powietrze tumany piachu i drąc się wniebogłosy, każdy ze swoim własnym okrzykiem bojowym. Felix natomiast, nieniepokojony przez nikogo, doczłapał się do swojego towarzysza i widząc żołnierskie braki w temacie pierwszej pomocy, odepchnął któregoś z nich na bok. Kucając obok Wujaszka, pokazał im jak należy cucić nieprzytomnych. Trzasnął Anzelma z liścia, że echo poszło i uśmiechnął się, kiedy jego powieki wyrwały ku górze.

Któryś drakkar płonął, z ogniem trzaskającym ku górze, gdzie łuna już rozświetlała piaszczysty skrawek lądu oraz spokojną morską taflę. Nikt z plażowych bojowników nie zwracał na to uwagi. Dopiero gdy rąbnęło jak z armaty, a okręt zaczął się fajczyć jak stos pod czarownicą, zapadła chwila ciszy. Zamarły bronie, zamarły okrzyki, zamarła i mieszana norsmeńsko-salkalteńska kotłowanina. Za chwilę jednak wszystko wróciło do normy. Latały kończyny, jucha sikała na wszystkie strony. Krzyczano o pomoc - do bogów, do medyków, czasami nawet do matek. Krzyczeli Norsmeni, krzyczeli Salkalteńczycy. Ale nikt nie słuchał krzyków. Rzeź rządziła się swoimi świętymi i nienaruszalnymi prawami.
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline