Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-11-2012, 17:34   #32
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Ze zbyt krótkiego, jak zwykle, snu zbudził go gwar podniesionych głosów. Nie był pewny przyczyny zamieszania, ale nie wyglądało to na jarmark, ani jakieś lokalne święto. Otworzył okiennice i zamarł. Uzbrojone pospólstwo nie było tym, co chciałby oglądać każdego ranka. Jeśli miałby wybierać, to zdecydowanie preferował objecia gorących kobiet. Szybko się ubrał i opuścił izbę, nie zapominając o wzięciu ze sobą końskich juków z drobiazgami. Wybiegając na podwórze, rzucił juki w pobliże wrót do stajni. Gdyby przyszło się ewakuować wolał nie tracić czasu na zbieranie swojego dobytku z płonącego zajazdu, czy też mając na karku bandę potworów.

Wyglądało na to, że przynajmniej część towarzystwa już dołączyła do zbiegowiska na placu. Ktoś, prawdopodobnie sołtys zdawał się dowodzić lub też próbował dowodzić grupą niezdyscyplinowanych chłopów. De Ayolas wiedział, że to próżny trud. Walka nie była domeną rolników i zapewne pierzchną, gdy tylko brama zostanie wyłamana. Czas działać!

Usłyszawszy o muszkietach i innym orężu, rzucił się biegiem pomiędzy zabudowania. Nieco większa od innych chałupa znajdowała się rzut kamieniem od zajazdu, a drzwi stały otworem. Widać mieszkańcy wybiegli w pośpiechu. Poszukał wzrokiem wejścia do piwnicy i znalazł ukośnie osadzone drzwi na lewo od chaty. Kopnięciem odsunął rygiel i wbiegł do środka. Chwilę musiał przyzwyczaić oczy do panującego wewnętrz mroku i zaczął rozglądać się w poszukiwaniu oręża, o którym wspominał sołtys.
- Są! - zawinięte w płócienne worki podłużne przedmioty spoczywały na specjalnym stojaku przy ścianie. Obok, na zbitym z desek chybotliwym stole leżał pozbawiony zdobień miecz w wysłużonej pochwie, nieduża sakwa z nieznaną zawartością, dwa nadżarte rdzą sztylety oraz łuk, którego bliższe oględziny pozwoliły odkryć zerwaną cięciwę.

Nieduży worek, jak się okazało, zawierał kilka gotowych ładunków do muszkietów, a także róg z prochem, ołowiane kule, pakuły i kawałki pergaminu. Po co to było tylko się domyślał, bowiem z bronią palną jak dotąd miał niewiele do czynienia. Kiedyś miał okazję podróżować z oddziałem rajtarów i pamiętał, że takimi właśnie materiałami można było nabić lufę, czy też sporządzić gotowy ładunek.
Przypiął pochwę z mieczem do pasa, podobnie zrobił z sakwą z ładunkami, po czym chwycił dwa pakunki z muszkietami i wybiegł na zewnątrz. Na dziedzińcu przed karczmą było jeszcze więcej ludzi, ale wciąż nie było widać zwierzoczłeków.
"Jeszcze się nie przebili..." - pomyślał z ulgą.

Ramirez zajął pozycję w pobliżu stajni, skąd mógł obserwować zarówno bramę, jak i spory fragment palisady. Był zdenerwowany, jak przed każdą walką, jednak czas spędzony na ćwiczeniu szermierki, a także dotychczasowe wydarzenia pozwoliły mu opanować drżenie rąk i żołądek podchodzący do gardła. Szybko, ale bez zbędnego pośpiechu rozsupłał jeden z pakunków, wydobywając z jego wnętrza niezgorzej utrzymany muszkiet. Drugi, wciąż zawinięty oparł o drzwi stajni, tuż obok leżącego bagażu.

Po chwili namysłu zmienił pozycję, stając przy drabiniastym wozie z resztką siana, postawionym nieopodal. Stanowił świetną podporę dla lufy - niestety pakunek nie zawierał forkietu. Wyciorem sprawdził, czy lufa jest pusta, po czym wsunął jeden z gotowych ładunków. Poprawił tym samym wyciorem, nie za mocno, by nie zniszczyć pakunku. Odwiódł kurek - zamek na szczęście był skałkowy - i podsypał nieco prochu na panewkę. Tutaj ręce mu już drżały, bowiem nie chciał nieczego spartolić. Nie będąc pewnym swoich umiejętności obsługi tego ustrojstwa czekał na dalszy rozwój wypadków.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline