Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z dziaÅ‚u Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-11-2012, 13:26   #31
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Detlef spał spokojnie, bez sennych majaków czy koszmarów. Dość miękkie łoże, dach nad głową - wszystko to sprzyjało należytemu odpoczynkowi.
Mimo takich luksusowych niemal warunków obudził się dość wcześnie. Przez szpary w okiennicach przesączały się pierwsze oznaki świtu, delikatnie sugerując, że można zacząć powoli wstawać. Kto wcześnie wstaje...
Detlef skorzystał z sugestii. Odświeżył sie, ubrał, powalczył z cieniem. Już miał iść sprawdzić, jak wygląda sprawa ze śniadaniem, gdy nagle z zewnątrz dobiegły go jakieś hałasy. Czyżby który z gości protestował przeciwko gwałtownemu budzeniu? A moze to było ogólne wezwanie gości na śniadanie? Zaiste, dziwne to by były obyczaje.
"Wsi spokojna, wsi wesoła" pisał pewien poeta. Pewnie inną wioskę niż Wildbaum miał na myśli...
Lokalne stosunki w wiosce, w której nie zamierzał dłużej przebywać, niezbyt go obchodziły. tak długo przynajmniej, dopóki ktoś nie mieszał w to wszystko właśnie jego.

Jak się okazało, nie była sąsiedzka sprzeczka o miedzę z kłonicami w roli głównej Sprawa była nieco poważniejsza. Wizyta zwierzoludzi była gorsza, niż odwiedziny poborców podatków. Po wizycie tych ostatnich zwykle coś zostawało. Choćby całe chaty i ich mieszkańcy.
Do sposobu obrony wioski w zasadzie nie zamierzał się wtrącać. Albo chłopi obronią bramę i nie będzie się czym martwić, albo nie i wtedy będzie powód do zmartwień. Ale paru rad mógł udzielić.

- Zastawcie bramę jakimś wozem - polecił. - I dajcie niewiastom jakąś broń. W kupie dadzą radę każdemu zwierzoczłekowi.

Ruszył w stronę krasnoludów. Wolał walczyć przy boku kogoś, kto potrafi machać mieczem i toporem. I nie trafi sojusznika w ferworze walki.
 
Kerm jest offline  
Stary 30-11-2012, 17:34   #32
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Ze zbyt krótkiego, jak zwykle, snu zbudził go gwar podniesionych głosów. Nie był pewny przyczyny zamieszania, ale nie wyglądało to na jarmark, ani jakieś lokalne święto. Otworzył okiennice i zamarł. Uzbrojone pospólstwo nie było tym, co chciałby oglądać każdego ranka. Jeśli miałby wybierać, to zdecydowanie preferował objecia gorących kobiet. Szybko się ubrał i opuścił izbę, nie zapominając o wzięciu ze sobą końskich juków z drobiazgami. Wybiegając na podwórze, rzucił juki w pobliże wrót do stajni. Gdyby przyszło się ewakuować wolał nie tracić czasu na zbieranie swojego dobytku z płonącego zajazdu, czy też mając na karku bandę potworów.

Wyglądało na to, że przynajmniej część towarzystwa już dołączyła do zbiegowiska na placu. Ktoś, prawdopodobnie sołtys zdawał się dowodzić lub też próbował dowodzić grupą niezdyscyplinowanych chłopów. De Ayolas wiedział, że to próżny trud. Walka nie była domeną rolników i zapewne pierzchną, gdy tylko brama zostanie wyłamana. Czas działać!

Usłyszawszy o muszkietach i innym orężu, rzucił się biegiem pomiędzy zabudowania. Nieco większa od innych chałupa znajdowała się rzut kamieniem od zajazdu, a drzwi stały otworem. Widać mieszkańcy wybiegli w pośpiechu. Poszukał wzrokiem wejścia do piwnicy i znalazł ukośnie osadzone drzwi na lewo od chaty. Kopnięciem odsunął rygiel i wbiegł do środka. Chwilę musiał przyzwyczaić oczy do panującego wewnętrz mroku i zaczął rozglądać się w poszukiwaniu oręża, o którym wspominał sołtys.
- Są! - zawinięte w płócienne worki podłużne przedmioty spoczywały na specjalnym stojaku przy ścianie. Obok, na zbitym z desek chybotliwym stole leżał pozbawiony zdobień miecz w wysłużonej pochwie, nieduża sakwa z nieznaną zawartością, dwa nadżarte rdzą sztylety oraz łuk, którego bliższe oględziny pozwoliły odkryć zerwaną cięciwę.

Nieduży worek, jak się okazało, zawierał kilka gotowych ładunków do muszkietów, a także róg z prochem, ołowiane kule, pakuły i kawałki pergaminu. Po co to było tylko się domyślał, bowiem z bronią palną jak dotąd miał niewiele do czynienia. Kiedyś miał okazję podróżować z oddziałem rajtarów i pamiętał, że takimi właśnie materiałami można było nabić lufę, czy też sporządzić gotowy ładunek.
Przypiął pochwę z mieczem do pasa, podobnie zrobił z sakwą z ładunkami, po czym chwycił dwa pakunki z muszkietami i wybiegł na zewnątrz. Na dziedzińcu przed karczmą było jeszcze więcej ludzi, ale wciąż nie było widać zwierzoczłeków.
"Jeszcze się nie przebili..." - pomyślał z ulgą.

Ramirez zajął pozycję w pobliżu stajni, skąd mógł obserwować zarówno bramę, jak i spory fragment palisady. Był zdenerwowany, jak przed każdą walką, jednak czas spędzony na ćwiczeniu szermierki, a także dotychczasowe wydarzenia pozwoliły mu opanować drżenie rąk i żołądek podchodzący do gardła. Szybko, ale bez zbędnego pośpiechu rozsupłał jeden z pakunków, wydobywając z jego wnętrza niezgorzej utrzymany muszkiet. Drugi, wciąż zawinięty oparł o drzwi stajni, tuż obok leżącego bagażu.

Po chwili namysłu zmienił pozycję, stając przy drabiniastym wozie z resztką siana, postawionym nieopodal. Stanowił świetną podporę dla lufy - niestety pakunek nie zawierał forkietu. Wyciorem sprawdził, czy lufa jest pusta, po czym wsunął jeden z gotowych ładunków. Poprawił tym samym wyciorem, nie za mocno, by nie zniszczyć pakunku. Odwiódł kurek - zamek na szczęście był skałkowy - i podsypał nieco prochu na panewkę. Tutaj ręce mu już drżały, bowiem nie chciał nieczego spartolić. Nie będąc pewnym swoich umiejętności obsługi tego ustrojstwa czekał na dalszy rozwój wypadków.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 01-12-2012, 10:45   #33
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Imrak z trudem ocknął się, bez zrozumienia przyglądając się otoczeniu. Koński zad sterczał z metr od niego, dobrze, że akurat nie srał. Przesunął ciężką i obolałą głowę nieco dalej, dostrzegając wymiociny. Powąchał i skrzywił się.
- Skurwiel, znów ci się ulało. Mówiłem ci, żebyś nie rzygał przy mnie.
Przepity głos khazada był chrapliwy i cichy, zupełnie też nie poruszył psa, stojącego w wejściu do stajni i warczącego wściekle. Do umysłu brodacza zaczęły wreszcie docierać i inne odgłosy z placu, coraz skuteczniej odganiając sen i spychając kaca nieco w bok, aby mogła zastąpić go wściekłość i nienawiść, kotłujące się tam zawsze.

Wstał chwiejnie, wytężając uszy. Chwilę później wsadził palec do jednego z nich i przetkał nieco z brudu i słomy, która jakoś wlazła tam w nocy. Czy słyszał słowo "pomocy"? Nie żeby chciał komuś pomagać, tyle, że coraz bardziej wkurwiały go te uderzenia. We łbie słyszał je jeszcze kilka razy, gdy powtarzało je skacowane echo. Wziął swój ekwipunek i wytoczył się przed stajnię.
O tak, ktoś tłukł w bramę! Imrak zawarczał, niemal identycznie jak robił to Skurwiel.
A potem szybko wrócił do środka, rozglądając się w pośpiechu. Wreszcie jest, dojrzał ją! Mocno osłabiona decha trzymała się ledwo, więc dopadł do niej i jął wyrywać razem z gwoździami. Kilka chwil później pędził już ku placowi przez bramą, przebierając małymi nóżkami i trzymając nad głową dłuższą od siebie ze trzy razy sztachetę.

Khazad był już obudzony. Wyszczerzył zębiska, słuchając tych, co przywódcami chcieli być. Te, a może to tylko jeden był? Zresztą, nieważne.
- Skoroście nad bramą, jełopy, nie wybudowali podestu, aby ich razić, to otwórzcie te całe bramisko. Po co ma się popsuć? Skurwiel za mną!
Nie było tu dla niego mowy o finezji czy wielkich przygotowaniach i odliczaniu sekund do przebicia się zwierzoludzi przez bramę. Zresztą, Imrak musiał być szalony. A może zwyczajnie łeb napieprzał go za mocno i chciał przerwać to jak najszybciej? Ustawił się obok bramy, tak, aby nie uderzyły to, ale i trochę zasłoniły, wbijane do środka wrota. Przygotował dechę. Celne uderzenie w kolana mogło położyć pokotem całkiem sporą liczbę paskudztw i na to khazad liczył.
Za paskiem miał przecież topór, którym mógł ich grzecznie dobijać.
- Ej, tylko nie spierdalajta, jak oni tu wlezÄ…, tylko na nich! Na nich!
Zachęcał swoim sposobem zebranych wieśniaków.
 
Sekal jest offline  
Stary 02-12-2012, 14:30   #34
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Poranek był jak zawsze chujowy. Człowiek budził się nieprzyzwoicie, boleśnie trzeźwy a do tego, dla kontrastu, miał głowie ten błogi stan szczęśliwości, który był jego udziałem przed zaśnięciem. Na szczęście był prosty sposób, aby temu zaradzić.

- Chuj by to wszystko strzelił! -

Zaklął paskudnie, stwierdzając, że nie ma przy sobie żadnej, choć w połowie pełnej flaszki. Nienawidził tego. W dodatku jakieś bydło darło mordy, jakby ich ze skóry obdzierali. Jak się nie zamkną, to faktycznie może stać się to ich udziałem. Maurer zabrał swoje graty ze stodoły, ominął rzygowiny i ruszył w stronę źródła dźwięków. Tam wszystko stało się jasne. Oooo, jak on nienawidził takich poranków! Zwłaszcza na trzeźwo. W dodatku jakiś pierdziel próbował mu rozkazywać.

- Pierdol się. Sam se kurwa ich na wieże. -

Co on małpa jest, coby się po wysokościach wspinać. Niby jak ma tam ucinać łby? Zostawiając towarzystwo samym sobie, ruszył wzorem Imraka w kierunku bramy. Zatrzymał się kilka metrów przed nią i obrzucił krytycznym spojrzeniem. Nie utrzyma się, nie ma szans. Znów zaklął pod nosem. Nienawidził walczyć na czczo.

Przy bramie było trzech przerażonych pachołków próbujących blokować ją plecami. Głupcy, ale mogą się do czegoś przydać.

- Ty! Podpal no te pochodnie, Ty szykuj się przy bramie a Ty! - Franc wskazał najmniejszego, któremu się najbardziej nogi trzęsły - Przynieś mi gorzały. Dużo i szybko. - Wszyscy trzej popatrzyli na niego, jakby nagle zobaczyli samego Imperatora, w dodatku w damskich gaciach. - JUŻ!!! -

Podziałało. Franc zdjął z pleców Scyzoryk i wbił go w ziemie jakieś dwa metry od pozycji, jaką zajął Imrak ze swoja morderczą deską, po czym sięgnął po wręczoną mu pochodnie. Zdjął z pleców wór, wypełniony glinianymi słojami z naftą i podszedł do coraz bardziej skrzypiącej bramy. Ustawił się prawe pod samą bramą, ocenił wysokość i odległość, po czym podpalił worek od pochodni, rozbujał go solidnie i wyrzucił w górę. Ten poszybował wysoko w powietrze, po czym spadł w dół, tuż z bramą. Zza ogrodzenia doszły ich dźwięki wybuchającej nafty i ryki palonych żywcem potworów.

- Uwielbiam zapach palonego mięsa o poranku, hehehehehe! -

Franc zaśmiał się szaleńczo, po czym wrócił na miejsce gdzie wbił w ziemie Scyzoryk. Chwycił za garłacz i oparł lufę o jelec miecza. Plan był prosty. Kozojebcy wpadną przez wrota i na powitanie dostaną z garłacza. Franc ustawił się tak, aby stożek objął mniej więcej całą bramą. Ci co nie padną, stanął się ofiarą Imrakowej deski a wtedy Franc będzie już na nich czekał ze Scyzorykiem. Najpierw chlaśnie tych obalonych na ziemie a potem już standardowo, będzie ścinał łby. Brakował mu tylko jeszcze jednej rzeczy...

- No gdzie ta gorzała... A nareszcie. Dwaj! - Maurer wyrwał chłystkowi flaszkę z łapy po czy jednym solidnym pociągnięciem osuszył ją prawe do połowy. - Od razu lepiej. Wiesz, mordownie na trzeźwo, to nie to samo hehehehe. - Dla wiejskiego parobka, to było już za wiele i wziął nogi za pasa. Franc popatrzył tylko za nim obojętnie, gestem zaproponował flaszkę Imrakowi, chwycił pewniej garłacz i spojrzał na tego przy bramie.

- Otwieraj! -
 
malahaj jest offline  
Stary 03-12-2012, 13:25   #35
 
Blackvampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Blackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwu
Elf udał się do swojego pokoju, kiedy już wszyscy jego towarzysze zmęczeni dniem ułożyli się do spoczynku. Na docinki khazada nie reagował, mogło mu być jedynie żal tego brodacza. Wydawał się o wiele bardziej ignorancki i zagubiony niż reszta jego rasy. Może z czasem zmądrzeje, a przynajmniej Cal miał taką nadzieję. Drużyna zdawała się unikać rozmowy z nim w ostatnich dniach, czuli się nieswojo w towarzystwie istoty z legend i mitów, nie wiedząc czego mogą się spodziewać i węsząc jedynie podstęp, smutne. Pocieszenie znajdował w rozmowie z Draxem, który przybył ostrzegając tutejszych przed zwierzoludźmi. Osadnicy, co nie zdziwiło szczególnie elfa, zignorowali zagrożenie. Czas pokaże czy mogli sobie na to pozwolić.

Tak jak polecił w jego pokoju czekała bala z gorąca wodą. Z lubością więc zanurzył swoje ciało w oczyszczającej wodzie. Wypuścił powietrze z ulgą, tego mu było potrzeba. Przyjemne ciepło rozluźniało spięte mięśnie a olejek owocowy, który zabrał ze sobą z ambasady skutecznie oczyszczał skórę usuwając wszelkie ślady brudu. Wylegiwał się w bali nieco dłużej niż powinien, ale zasłużył sobie na tę chwilę relaksu. Jednakże mimo tego, iż ciało zaznało spokoju, umysł nie potrafił. Zastanawiał się czym jest ów przedmiot, który znaleźli przy umierającym człeku. Franc nie chciał mu go przekazać nawet na krótką chwilę, oby nikt nie musiał zapłacić życiem za tę pozbawioną wyobraźni decyzję.

Cal wyszedł powoli z bali wycierając dokładnie pozostawionym przez służbę ręcznikiem. Teraz przyszedł czas na wyczyszczenie jego szat, co też uczynił przy pomocy szczotki, własnych rąk i wiadra czystą wodą, o które także przed opuszczeniem sali biesiadnej poprosił. Wyczyszczone i nieco wilgotne ubranie pozostawił na komodzie aby wyschło. Do wschodu Słońca powinno być w miarę suche, a nawet jeśli nie, to promienie Słoneczne w trakcie dnia wysuszą je na pewno. Sam Elf zaś pogrążył się na krótką chwilę w zadumie, odpowiedniku snu tej rasy, polegającym na zapadnięciu w trans, podczas którego elf wspominał dzieje swojego życia i rozkoszował się najcenniejszymi wspomnieniami.

Złe przeczucie sprawiło, iż Cal wyszedł z transu, a krzyki, które dobiegły go z zewnątrz tylko wzmocniły obawy i potwierdziły słuszność owego przeczucia. Czym prędzej narzucił na siebie wilgotne jeszcze ubranie, przypiął do pasa miecz a w dłoń wziął zdobioną laskę. Resztę dobytku zapakował do swojej podróżnej torby i czym prędzej ruszył na dół. Jak się okazało spora grupa zwierzoludzi próbowała forsować bramę, a przestraszone pospólstwo uzbrojone na prędko w niezbyt skuteczny oręż stało nie wiedząc za bardzo co czynić. Jeden człowiek, wyglądający na gwardzistę, starał się jeno opanować sytuację choć i w nim nadzieja gasła. Począł błagać podróżników o pomoc. Elf nie zamierzał odrzucić jego próśb. Zaczął spokojnie splatać magię aby kiedy nadejdzie odpowiednia chwila cisnąć zaklęciem w nacierających przeciwników. Brama nie wytrzyma długo, a ogień, który wzniecił Franc mógł okazać się obusiecznym ostrzem. Płomienie mogły zająć bramę, a z niej niedaleka droga do pokrytych strzechą dachów drewnianych domostw.
 
Blackvampire jest offline  
Stary 05-12-2012, 11:21   #36
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Po chłopach wyraźnie było widać, że tracą trochę rozeznanie kogo słuchać. Z jednej strony ich wodza, który jednak nie budził wielkiego posłuchu wśród nowoprzybyłych, solidnie uzbrojonych gości. Z drugiej strony Franca, którego komendy świadczyły o tym, że zna się na rzeczy. Jednak, gdy chłop usłyszał co Maurer zamierza i że sam ma bramę otworzyć, wielkimi oczyma spojrzał na Franca, po czy w te pędy zaczął się ulatniać. Chyba poczuł, że przy takiej obronie, to on na pewno zginie. Kolejni za to słuchali słuchali von Halbacha, który również mądrze dyrygował.

Wtem brama trzasnęła, a do Wildbaum, przedzierając się przez dopalające się ciała innych atakujących, wdarło kilkunastu okropnych mutantów. Na czele znajdował się największy maszkaron. Znacznie przewyższający wzrostem każdego z ludzi, posiadający cztery ręce, koźla głowa i jaszczurzy ogon. Paskuda jakich mało! Niesiona ryknięciem swego wodza, cała horda z furią zaszarżowała na grupkę obrońców zebranych w centrum wioski. Chłopi, niezaprawieni w bojach, w większości stali przerażeni, cześć od razu rozpierzchła się rzucając do ucieczki. Oni już wiedzieli, że wioski nie ocalą… teraz mogli ocalić jedynie swe życie. I na tyle się zdały zachęcenia Imraka. Nie należało się im dziwić, gdyż nawet taki wojak jak Franc, który niejedno już przeszedł patrzył oniemiały na wielkiego zwierzoczłeka. Nogi się pod nim ugięły, a do głowy zawitała myśl pełna zwątpienia ~... jak temu łeb ujebać...~ stwór wyglądał znacznie groźniej niż czteroręczni słudzy nekromanty...

Cal splótł właśnie wiatry w magii, a w jego rękach uformowało się już żądło. Zebedeusz stał i patrzył na Franca, który się jednak nie poruszał żałując swej propozycji otwarcia bramy. Detlef ostatecznie wycofał się za plecy bliźniaczej trójki khazadów, która właśnie ruszyła do natarcia. Ramirez nie mógł, jak na razie, opanować dygoczącej ze strachu ręki, a do głowy zaczynały dochodzić mu myśli, że tylko ucieczka go ocali. Imrak za to już sobie wyobrażał, jak swą wielką dechy zdzieli ten kozi łeb. Stwór stał zaraz przed nim, na dodatek nie patrzył na niego, tylko w centrum wioski, skąd nacierały trzy khazady.
 
AJT jest offline  
Stary 05-12-2012, 14:34   #37
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Bramę otwarto, a z płomieni i dymu wynurzyły się odrażające sylwetki. Zwierzoludzie rycząc i wyjąc, wymachując różnorakimi narzędziami mordu wdarli się do środka osady. Pomysł, by tak po prostu otworzyć im bramę nie wydawał się już dobry. Wręcz przeciwnie. Wyłamanie wrót było pewnie tylko kwestią czasu, jednak właśnie czasu im brakowało. Choćby na ucieczkę, na zorganizowanie lepszej obrony, na to, by pooddychać chwilę dłużej. De Ayolas rozpaczliwie chciał żyć.

Kiedy tylko dojrzał potężnego przywódcę mutantów wszystko dookoła zwolniło. Ujadanie zwierzoludzi przytłumione zostało miarowym dudnieniem pulsującej w żyłach krwi. Osłupiały wpatrywał się w żywą grozę, jaka pojawła się w rozwartej bramie. Czteroręki olbrzym wzbudzał niepokój, strach właściwie i zupełnie wytrącony z równowagi Estalijczyk nie mógł skupić się na celowaniu i odpaleniu muszkietu.
- Puta madre... - wymamrotał, trzęsącymi rękami próbując ponownie naciągnąć już odwiedziony kurek.
~Dlaczego ta cholerna broń nie strzela?~ zastanawiał się, próbując uspokoić roztrzęsiony umysł.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 05-12-2012, 16:13   #38
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Widok był przerażający.
Horda zwierzoludzi wbiegających przez wyłamaną bramę. I ten czteroręki potwór, gorszy niż wszystko, co do tej pory Detlef widział.
Szlachcic cofnął się odruchowo. Nie miał najmniejszego zamiaru stać się pierwszą ofiarą czterorękiego okropieństwa. Po sekundzie jednak otrząsnął się z pierwszego wrażenia.

- Wracać! Do szeregu! - wrzasnął do uciekających chłopów. - Albo sam was zabiję! - krzyknął.

Nie było czasu, by pogonił za nimi i kopniakami skłonił do walki. Trzeba było zająć się tym, co było ważniejsze.
Detlef starannie wycelował i nacisnął spust.
Bełt pomknął w stronę domniemanego przywódcy zwierzołaków.
 
Kerm jest offline  
Stary 05-12-2012, 21:36   #39
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Zebedeusz zaczął coś podśpiewywać i nucić pod nosem lecz widząc iż jego towarzysze nie kwapią się do walki pokręcił głową. Młodzieniec spojrzał z lekkim zdumieniem na Franca, który jakby zawahał się ruszyć na wielkiego stwora, więc wystąpił na przód. Wskazał wielkiego bydlaka palcem potem na siebie, a potem wystawił obie ręce zaciśnięte w pięści. Czteroręki stwór zaryczał a Zebedeusz zrzucił płaszcz i wyciągnął miecz. No cóż przewaga rąk była po stronie tamtego więc trzeba było sobie jakoś pomóc. Zeb wystąpił na przód i skierował swe kroki ku przeciwnikowi, licząc że ten odpowie na wyzwanie.

- Raz dwa Zebi już Cię prawie ma. Trzy cztery poszukaj siekiery. Pięć sześć w łapki ostrze weź. Siedem osiem nie śpij nie. Dziewięc dziesięć Zeb i tak uśpi Cię - zaczął sobie mruczeć pod nosem młody żaczek
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 06-12-2012, 09:41   #40
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Gdy brama znów głośno trzasnęła, a Franc posłał za nią płonącą ciecz, Imrak zarechotał wesoło.
- No dalej sukinsyny! Dawać tu swoje śmierdzące cielska!
Rozejrzał się po wieśniakach, towarzyszach i innych obcych w tej wsi. Mocno go dziwiło ich zachowanie, niczym nie uzasadniony strach. Przecież jak często zdarza się, aby można było utłuc coś dużego, żywego i prawie rozumnego, nie dość, że bez konsekwencji, to jeszcze wręcz przeciwnie, nawet ktoś mógłby za to zapłacić!
Khazad nienawidził tego ich strachu. Brzydziło go takie zachowanie i wzmagało nienawiść do samych ludzi. Wystarczyło spojrzeć na krasnoludy, jak prosto i chętnie stawały. Franca nie liczył, on zwyczajnie urodził się za duży. Oczywiście wada była wada i przeskoczyć się jej nie dało. Ale Imrak nienawidził go jakby mniej, zwłaszcza, że się chętnie ustawiał blisko i bramę chciał otwierać.

W końcu otwarto wierzeje i wpuszczono gości. Imrak zarechotał jeszcze głośniej, ale nagle umilkł, gdy zobaczył czterorękiego.
- O, takie bydle to warto utłuc, Skurwiel.
Aż mu ślinka pociekła, ale postanowił trzymać się swojego planu. Przywódca tamtych trochę go pokrzyżował, bo ruszył jako pierwszy, a khazad nie chciał marnować dechy na tylko jednego z nich. On był mały, dookoła ciemno wystarczająco, a futrzaki parły do przodu. Rozpędził się więc i wepchnął dechę pomiędzy nogi biegnących, na końcu wbijając ją w ziemię. Jego ciało aż zadrgało, gdy golenie tych paskudnych pokrak trafiały w drewno.
A Imrak w tym czasie wolną dłonią sięgnął po topór, warcząc bardzo podobnie do stojącego przy jego nogach Skurwiela.
I zaraz potem runął na tych, których udało mu się powalić lub inaczej wytrącić z równowagi.
Największy pozostanie na deser.
 
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest WÅ‚.
Uśmieszki są Wł.
kod [IMG] jest WÅ‚.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
Pingbacks sÄ… WÅ‚.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172